Rozdział 12.doc

(110 KB) Pobierz
Rozdział 12: Na zawsze razem

Rozdział 12: Na zawsze razem

 

 

 

Bella              

 

Leżałam na czerwonej, skórzanej kanapie salonu Cullen′s Land. Wtulona w olbrzymie męskie ramiona Edwarda czułam się bezpiecznie… Moje osobiste, prywatne niebo. Czegoż chcieć więcej?

Wieczór mijał nadzwyczaj spokojnie. W telewizji puszczali właśnie kolejny odcinek ulubionego serialu amerykańskich nastolatek -Vampire Diaries, śledziłyśmy więc z Alice obrazy zmieniające się na ekranie… a chłopcy? Cóż, oni wyglądali na znudzonych, ale jak na wzorowych partnerów przystało, dzielnie znosili wszechogarniającą nudę. Prawdę mówiąc, dziwiłam się, że Ed, nie wygłosił jeszcze żadnego jęku dezaprobaty i nie próbował uciec konspiracyjnie z pokoju – Chyba chciał zrobić dobre wrażenie, w końcu to dopiero kilka godzin naszego oficjalnego związku…

- Ja pierdolę, za jakie grzechy muszę oglądać to gówno?! – jęknął wreszcie, całując moje brązowe loki.

- Oj… cicho bądź, bo zagłuszasz boski głos Damona.

- Czyżbyś pragnęła wampira? – Szybko zmienił pozycje, pozbawiając mnie tym samym wygodnej podpórki.

- Och… ugryź mnie Edwardzie! – Postanowiłam pograć trochę chłopakowi na nerwach i odsłoniłam kawałek mlecznobiałej szyi. Musiało zadziałać…

Nie myliłam się, w pierwszej chwili ukochany zwęził oczy w zdumieniu, przyjrzał się oszołomiony, po czym schyli głowę, liżąc delikatnie tętnice. Umarłam i jestem w niebie? Jeśli tak, to chcę tu zostać na zawsze… 

Ze świata rozkoszy wyrwał mnie rozentuzjazmowany pisk przyjaciółki.

- Patrz Jazz. Jakie to romantyczne!

- Niby co? – spytał sennie blondyn, wpatrując się w wyczyny Edwarda.

- Oni... oni się całują - zaczęła szlochać w pierś chłopaka - Ty nigdy nie zamieniłeś się dla mnie w wampira!

- Dzięki stary… - syknął Jazz w stronę mojego ukochanego, który specjalnie głośniej zassał płat skóry. Na 100 % zostanie tam malinka..

.- Co znowu ja? – Edward podniósł niechętnie głowę, by spojrzeć na rozmówcę. – Bawić się nie wolno?! Rudzielec zrobił minę zbitego psa i powrócił do przerwanej czynności. Pasja iskrząca się w jego oczach mówiła sama za siebie…

- Nie moim kosztem, idioto – Jasper wydawał się coraz bardziej poirytowany. Ktoś wie, o co mu chodzi?

- Chyba jaja sobie ze mnie robisz?! Uśmiechnął się złowieszczo Edward. Kreatywność, stary, kreatywność.... nie moja wina, że nie potrafisz uszczęśliwić kobiety.

- Spierdalaj Panie KREATYWNY! – Warknął blondyn, mamrocząc jeszcze pod nosem całą wiązkę obelżywych słów. Ich kłótnia zaczynała robić się niebezpieczna, biorąc pod uwagę, że Eddy nie lubił, kiedy się mu czegoś zabraniało… No chyba, że robiłam to ja.

- Te blodasku! Masz jakieś problem?! – Mój chłopak wyglądał na nieźle wkurzonego i musiałam jak najszybciej zapobiec rozlewowi krwi. Na zapłakaną All nie miałam co liczyć. Dziewczyna wciąż szlochała w ramionach swojego partnera. Nie wiadomo tylko, czy były to łzy wzruszenia, czy też strachu?

- Ej, SPOKUJ!  - Wrzasnęłam, usiłując skupić na sobie uwagę obu panów. - Nie skończyłam oglądać... Więc Panie KREATYWNY, rozwijaj swe pasje gdzie indziej! Może malarstwo lub śpiew? A ty All, przestań się mazgaić i patrz na Damona

Przyjaciółka spojrzała na mnie mokrymi oczami i uśmiechnęła się blado, wycierając jednocześnie mały, odstający nosek o nową koszulkę Jaspera. Biedak… musiał znosić jej smarki. No, ale cóż, czego nie robi się dla miłości… Prawda?

- Masz rację, Bello. Nie będę patrzeć na tego… tego – widać było, iż szuka właściwego słowa, aby dopiec chłopakowi. - TEGO CHUDZIELCA! Kto zawracałby sobie nim głowę, kiedy w pobliżu jest Damon – Bóg Seksu – Salvadore?! Taką Alice kochałam najbardziej, roześmianą i szczęśliwą.

Z drugiej jednak strony, nie od dziś wiadomo, że Jasper ma bzika na punkcie swojej postury. Nie jest tak umięśniony jak Emmett, czy Edward. Popada więc przy nich w nie lada kompleksy…

Na pewno nie jest milo usłyszeć takie przezwisko i to w dodatku od własnej dziewczyny. Ally nie miała jednak na myśli nic złego, jestem pewna, że kto, jak kto, ale ta kobieta kocha Jaspera nad życie i nie przeszkadza jej mikra budowa ciała. Chodzą przecież ze sobą już 4 lata…

- Chudzielca?! Czy myślisz, że jakiś tam wampir jest ode mnie lepszy? Pokażę Ci prawdziwego mężczyznę Merry Alice Cullen! - powiedział Jazz i przerzucił ją sobie przez ramię.

- W tej chwili postaw mnie na ziemie, ty brutalu! – mała bestia wiła się i biła chłopaka w plecy, aby ją puścił.

- Miłej nocy, gołąbeczki – zdążył mruknąć do nas, zanim oboje zniknęli w drzwiach. W całym domu jeszcze przez długi czas pobrzmiewały podniecone piski chochlika.

- Hmm… chyba my też powinniśmy iść do łóżka, kochanie – zamruczałam wprost do edwardowego ucha, staranie podkreślając każde słowo…

- Taak! – Wrzasnął chłopak, jakby właśnie wygrał na loterii… albo inne takie gówno. Och, jak ja kocham ten jego entuzjazm.

- Umm…Może powiesz dokąd ci tak śpieszno, przystojniaczku?

- Ja… ja bo, muszę się wysiusiać… - sapnął, łapiąc moje ciało w ramiona i pędem udając się na górę.

- Zostaw mnie pijawko, żądam uwolnienia!krzyczałam, kiedy byliśmy już na piętrze. – Edward! Zaraz zwymiotuję! Ostrzegam!

Szybko odsunął mnie na odległość kilku centymetrów i patrzyłam teraz w niesamowity, płynny brąz olbrzymich, męskich oczu.

- Nie mówisz poważnie. Prawda? – spytał niepewnie, dotykając moich ust koniuszkami palców. Nie mogłam zrobić nic innego, jak tylko zaśmiać się w głos. Po części, ze swojego odczucia, a po części z jego chłopięcej naiwności… Wielki Edward – Playboy – Cullen, boi się skrzywdzić małą Bellę Swan!

Mijaliśmy właśnie pokój, w którym jeszcze wczoraj spał Jake… Jacob gdzie on się teraz podziewa? Zniknął tak nagle, bez pożegnania. To do niego nie podobne. – Rozumiem, że Edward nie był może zbyt przyjaźnie nastawiony… i na dodatek ten pocałunek na korytarzu -, ale żeby od razu uciekać? Chyba, że…

- Edwardzie? – zaczęłam, gładząc chłopaka po włosach. – Wiesz, co stało się z Jacobem? Tak nagle zniknął. - Cullen, przez moment wyglądał na zdezorientowanego, a potem jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.

- Nie mam pojęcia, Isabello – wydusił w końcu, śmiertelnie poważnym tonem.

- Mam nadzieję… Bo jeśli masz z tym coś wspólnego… - zawiesiłam się na chwilę, aby wymyślić dla chłopaka sensowną karę. – Już nigdy więcej się do ciebie nie odezwę.

- Och… to byłoby straszne – udawał zobojętniałego, ale w głębi duszy wiedziałam, że śmieje się z mojej zaciętości. – Kochanie… naprawdę nic nie wiem o zniknięciu Jacoba… Może po prostu wrócił do domu? 
Nie odezwałam się już więcej w tym temacie. Pewnie miał racje i nie było powodu do zmartwień… Posadził mnie delikatnie na łóżku, nie spuszczając wzroku z twarzy. Głęboki orzechowy brąz jego oczu przyprawiał o mdłości nie takie obrzydliwe, przy których myślisz tylko Zaraz zwymiotuje, to raczej coś na kształt przyjemnych skurczów w dolnej części brzucha…

- Kocham cię, Bello – wyszeptał gdzieś w okolicy mojego ucha, niesamowicie seksownym głosem. Wierzcie mi, można było dojść od samego słuchania.

- Ja ciebie też, Edwardzie – po tych słowach ukochany złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Nie było w tym nic naglącego czy brutalnego, a jednak wiedziałam, że oczekuje czegoś więcej. Bez zbędnych słów rozpoczął wędrówce w dół, torując sobie drogę od krzywizny szczęki aż do zagłębienia dekoltu. Boże, zabij mnie, jeśli będę w stanie go teraz odepchnąć…

- Umm, to nie będzie nam już dzisiaj potrzebne – sapnął cicho, zsuwając, aksamitne ramiączko czarnego topu... Potem drugie, aż wreszcie (pewnie za pomocą jakiś magicznych mocy), pozostawił mnie w samym staniku… Jak dobrze, że Alice zawsze rano dba o nienaganny wygląd mojej bielizny. Dziś miałam na sobie koronkowy biustonosz, barwy węgla z małym diamencikiem na środku i takie same stringi do  kompletu… cały zestaw pochodził od Victoria Secret.

- Edward…Co ty robisz do cholery?! – Czułam się strasznie zagubiona. Czy jeśli nu teraz odmówię, to będzie znaczyło, iż nie jestem zakochana? Boże dopomóż…

- Biorę to, co moje, księżniczko – mogłabym przysiąc, że usłyszałam ciche warknięcie – Tylko tyle.

Dla niego wszystko jest takie proste, zwyczajnie pstryknie palcami i już jesteśmy razem… a ja nie jestem jeszcze gotowa na tak poważny krok, jakim jest seks. Oczywiście już dawno straciłam dziewictwo, ale wiecie… nie kochałam się z nikim poza Jacobem. A jeśli coś nie wyjdzie i Edward nie będzie zadowolony?

- Ed… - wyjęczałam cichutko, chwytając jego kasztanową czuprynę. – Ja… ja nie mogę tego zrobić.

Wyrwałam się z obiec chłopaka i szybko popędziłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Powiedzcie, co jest ze mną nie tak, do cholery?! Z jednej strony potrzebuje bliskości Edwarda i sama ją prowokuje, a z drugiej… ech chyba powinnam się poszukać sobie dobrego terapeuty.

- Bello? – słyszałam skruszony głos za drzwiami. – Kochanie, czy zrobiłem coś nie tak?

- Nie… Muszę po prostu wziąć prysznic! – powoli zdejmując z siebie resztki ubrań, weszłam pod gorący strumień wody. To jest to, czego w tej chwili najbardziej było mi trzeba. Ciepłe krople dawały ukojenie i pozwalały zebrać myśli do kupy. Dlaczego uciekłam przed czymś, czego tak bardzo pragnę?  Ze strachu? A może, gdzieś w podświadomości wiem, że Edward nie jest najodpowiedniejszym facetem, na jakiego mogę liczyć?  Kiedy nogi odmówiły mi już posłuszeństwa a dźwięk kapiącej wody zaczął działać na nerwy, w pośpiechu wyszłam z łazienki, zarzucając na ciało jedynie puchaty ręcznik. Edward pewnie już spał, bo nie było słychać nawet najmniejszego szmeru, czy ruchu. Wyobrażam sobie, jaki musi być teraz na mnie zły….

Nie pomyliłam się.. Wchodząc do pokoju zastałam chłopaka, leżącego na łóżku z małym, krzywym uśmiechem na twarzy. Pewnie śniło mu się coś miłego Zdjęłam z siebie ręcznik, nie kłopocząc się ubieraniem, w końcu był lipiec a letnie noce w Port Angeles należą do wyjątkowo ciepłych. Jeszcze tylko kilka konkretnych pociągnięć szczotką i gotowe. Gramoląc się na łóżko, uważałam żeby nie obudzić pochrapującego obok anioła…

- Bello…. Wróciłaś?

- Tak jęknęłam. – Przepraszam, że to tak długo trwało, skarbie. Wciąż z zamkniętymi oczami obrócił się na bok i przygarnął moje nagie ciało.

- Nie ma za co. kochanie – złożył krótki pocałunek we włosach i po kilku sekundach dalej chrapał w najlepsze…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edward

 

Ciepły letni dzień, słońce igrało wszystkimi kolorami tęczy w brązowych włosach małej, uroczej dziewczyny, pochylonej nad kępą jakiś chwastów. Znajdowaliśmy się chyba na jakiejś łące czy coś w tym rodzaju – w każdym razie, było tu niesamowicie dużo zieleni i wszędzie pachniało… Wiosną?

- Bello, uśmiechnij się, skarbie – chwyciłem aparat, chcąc uwiecznić jej piękną twarzyczkę na fotograficznej kliszy.

- Edwardzie! Nie znoszę, kiedy robą mi zdjęcia, mam tego dosyć na co dzień…

- Nie przesadzaj maleńka, chciałem tylko mieć ładne foto na własność, kiedy ciebie już nie będzie – wykrzywiłem się w jednym ze swoich wystudiowanych uśmiechów i czekałem aż zmięknie. Dupa… nic z tego! Brunetka już kroczyła ku mnie z zacięta miną.- Bells! Ja tylko żartowałem…

- Oddawaj mi ten diabelski sprzęt, Eddie, bo w przeciwnym razie bardzo się zezłoszczę – rzuciła się na koc obok mnie, rozpoczynając tym samym otwartą wojnę o zdjęcie.

- Nie mam takiego zamiaru, kociaku – szepnąłem jej w ucho złowieszczo – Jeśli go chcesz, musisz sama sobie wziąć!

Dziewczyna jednym ruchem wskoczyła na mnie, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Przyparła obie dłonie do murawy w okolicach nadgarstków i gwałtownie obniżyła ciało, zatrzymując mnie tym samym w bardzo erotycznym uścisku.

- Teraz zaczniesz żałować, że zadarłeś z Panną Swan, chłopcze… - syknęła, oblizując wargi. – To będzie najczarniejszy dzień w twoim życiu! 

- Ummm… czekam na to z utęsknieniem, kochanie.

Kiedy byłem niemal pewien, że nadchodzi mój koniec, dziewczyna jakby sobie o czymś przypomniała, szybkim ruchem opuściła miejsce na kocu i pognała w las…

Czy mi się wydaję, czy z tą laską na serio jest coś nie tak?! Szczerze powiedziawszy, to wszystko coraz mniej mi się podobało… no bo dlaczego niby tak nagle zmieniła zdanie.. i w ogóle, co my tu do cholery robimy?! Nie mogłem dłużej czekać, z tą myślą poczłapałem szukać mojej dziewczyny.

- Bello? – krzyknąłem – Bello, gdzie jesteś?!

Im bardziej zagłębiałem się w ciemny las, tym więcej niepokornych myśli nawiedzało mój umysł. A jeśli coś się stało i Bella leży teraz w rowie ze złamana nogą? Przy jej szczęściu, taka sytuacja była wysoce prawdopodobna… Kurwa, zaczynam mówić jak Carlisle, jeszcze trochę i założę garniak… żałosne! O czym ja w ogóle myślę, przecież teraz najważniejsza jest Isabella.

- Skarbie… to naprawdę nie jest śmieszne – warknąłem, miało to zabrzmieć luźno i lekko, ale chyba nie wyszło. Biegnąc dalej, przez gęstniejący zagajnik, znalazłem kawałek czerwonego materiału zatknięty o jakiś korzeń. Boże… Spraw żeby dziewczynie nic się niestało! Z galopującym sercem pognałem daleko przed siebie, nie wiedząc właściwie, dokąd zmierzam. Błagam niech to nie będzie nic poważnego…

- Bella?! – Dysząc ciężko, wpadłem na jakieś pieprzone wrzosowisko, czy inne gówno tego rodzaju. Nie pytajcie mnie nawet o szczegóły! W samym środku stał olbrzymi facet, staranie badający coś w rękach. Jak się domyśliłem, była to czerwona koszulka… W jednej chwili zapomniałem o wszelkich środkach ostrożności i zacząłem biec w jego stronę.

- Oddaj mi Bellę, ty popierdolony świrze! – Na znak kontaktu z rzeczywistością, mężczyzna odwrócił się i uśmiechnął szeroko.

- Nie ma Belli. Jest Matt!

- Nieeeeeeeeee!!!!

***

Wdech i wydech…. Wdech i wydech – uspokój się wszystko będzie dobrze. Dosłownie sparaliżowany strachem, zacząłem gorączkowo poszukiwać dziewczyny. Jak tak dalej pójdzie najpewniej umrę przed trzydziestką…  Kto wtedy zajmie się Bellą i szóstką dzieci, które zamierzam spłodzić?!

 

Kurwa, Cullen ty naprawdę jesteś jebnięty…

 

- Edwardzie, czy mógłbyś mi wyjaśnić, co robisz.. i dlaczego na Boga jesteś spocony? – ten głos całkowicie wytrącił mnie z równowagi, odwróciwszy się na drugi bok ujrzałem uśmiechniętą twarz mojej dziewczyny.

Nie byłem w stanie racjonalnie odpowiedzieć. Przejmujące poczucie strachu mieszało się z ulgą… Czyli to był tylko sen! Głupi, koszmarny sen, który zniknął równie szybko jak się pojawił. Patrząc w olbrzymie, zdezorientowane oczy Belli, nie mogłem powstrzymać śmiechu.

- Nic kochanie, po prostu przyśniło mi się coś idiotycznego – kolejny niekontrolowany napad wesołości, super dopiero co zacząłem z nią chodzić a już uzna mnie za psychola.

 

I będzie miała całkowitą rację

Hej! Czy jako nieodłączna część osobowości, nie powinieneś mnie wspierać?!

Tego punktu nie było w regulaminie…

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin