Westbury Sarah - Obietnice miłości.pdf

(669 KB) Pobierz
386777277 UNPDF
Westbury Sarah
Obietnice miłości
Po przebytej chorobie i kilku niepowodzeniach miłosnych,
Anna wynajmuje domek w Dartmoor, gdzie w samotności
próbuje zaleczyć sercowe rany.
Przeszkodą w realizacji tych planów jest atrakcyjny mężczyzna,
który niespodziewanie pojawia się na drodze jej życia...
Rozdział I
Anna skierowała swój samochód w zaułek, gdzie spodziewała się znaleźć małą willę. Zaledwie ty-
dzień temu wpadła na pomysł, aby tegoroczny urlop spędzić w Dartmoor. Zanim zdążyła zmienić
decyzję, już była na miejscu.
Zobaczyła dwie małe, kamienne wille pokryte dachówką i rozpoznała tę, która miała być jej domem
przez najbliższy miesiąc.
Prezentowała się okazalej niż na fotografii i od pierwszego wejrzenia przypadła Annie do gustu.
Różnobarwny bluszcz, który miejscami był niebieski, gdzieniegdzie różowy i fiołkowy, piął się po
ścianach. Rosnące po obu stronach żonkile pochylały swe główki jakby w geście powitania. Przy
bramie kwitła żółta forsycja. Powojnik oplatał małe okienka i opadał wzdłuż ganku.
Wysiadła z samochodu. Otworzyła bramę, po czym wprowadziła wóz na podjazd przed domem.
Aby dostać się do środka, musiała odnaleźć pana Barringtona, człowieka, który mieszkał obok w
skromniejszej willi i dysponował kluczami. Z ciekawości zajrzała przez okno do środka. Przez jedną z
małych szybek dojrzała pokryte perkalem krzesła i sofę, ciemny dębowy stół i kamienny kominek.
- Jeśli pani jest panną Townsend, szuka pani kluczy - tuż za nią odezwał sią przyjemny baryton.
Odwróciła się i ujrzała jasnowłosego mężczyznę, opartego o ścianę. Była tak zdumiona widokiem
2
szerokich barków oraz muskularnych ramion nieznajomego, że na moment zabrakło jej słów.
- To pan jest panem Barringtonem?
- Tak, to ja. Nazywam się Trent Barrington i mieszkam tutaj.
Zmrużyła oczy. Niewątpliwie był to bardzo atrakcyjny, młody człowiek. Szczególną uwagę zwracały
jego zdumiewająco niebieskie oczy. Anna do tego stopnia nie spodziewała się podobnego spotkania,
że teraz omal nie wybuchnęła nerwowym chichotem. Opanowała się jednak i powiedziała ujmująco:
- Miałam na myśli starszego pana, mieszkającego w sąsiedztwie. Właśnie przyszłam, żeby poprosić
go o klucze.
- Pewnie myśli pani o starym Joe Bennerze. On umarł ponad dwa lata temu i wkrótce potem ja się tu
wprowadziłem.
- Rozumiem - była nieco skonsternowana faktem, że Barrington, którego agent rezerwujący jej miej-
sce przedstawiał jako starszego pana, okazał się przystojnym młodzieńcem.
- Pani mieszkanie powinno być uporządkowane -powiedział. - Pomogę pani.
Otworzył drzwi na oścież, skłonił się i gestem zaprosił ją do środka.
- Witam w Clematis Cottage, panno Townsend. Teraz Anna zupełnie otwarcie przyglądała się jego
twarzy. Patrzyła na regularne rysy, płaskie policzki i prosty, kształtny nos. Na opalonej twarzy
wyraziście rysowały się drobne zmarszczki wokół oczu. Mężczyzna promieniował pewnością siebie,
a jego nie-
3
bieskie oczy były zamyślone, Poczuła przyśpieszone bicie serca.
- Dziękuję - odrzekła szybko i minęła go majestatycznym krokiem, wchodząc do wnętrza.
Wejście było dość wąskie, więc stojący na progu mężczyzna częściowo je blokował. Przechodząc
lekko otarła się o niego. Poczuła, że na twarz wystąpił nieznany jej dotąd rumieniec, a serce zabiło
jeszcze gwałtowniej. Spoconą dłonią wygładziła elegancki kostium.
- Dziękuję, panie Barrington.'
Miała ochotę zamknąć mu drzwi przed nosem, ale zanim odzyskała zimną krew, mężczyzna był już w
środku. Jego postać zdawała się wypełniać niski pokój. Spłowiałe od słońca włosy otarły się o dębową
deskę u sufitu.
- Nie ma za co. Życzę dużo dobrego, panno Townsend. - Uśmiechnął się rozbrajająco, ukazując rząd
równych zębów. - Jeżeli przez najbliższy miesiąc mamy być sąsiadami, może moglibyśmy mówić do
siebie mniej oficjalnie? Proszę, nazywaj mnie Trent
- Oczywiście. Mam na imię Anna.
- Anna - powtórzył Barrington i uśmiechnął się zadowolony, po czym rozejrzał dookoła. - Wydaje mi
się, że pani Hoddar bardzo dba o czystość. Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie.
- Jestem pewna, że pokocham to wszystko - zareagowała impulsywnie. - Ta willa zauroczyła mnie od
pierwszego wejrzenia.
- Mam nadzieję, że nie będziesz się tu czuła zbyt osamotniona.
7
- Och nie, właśnie teraz chcę być sarna. Moja przyjaciółka pięć lat temu spędziła tu swój miesiąc
miodowy.
- Za czasów Joe Bennera. Pewnie dlatego tak się zdziwiłaś na mój widok. Przyznaję, że ja również
byłem zaskoczony. Ten dom najczęściej wynajmują na lato pięćdziesięciolatki albo zakochane pary,
które chcą spędzić tu cudowne chwile. Tacy młodzi ludzie jak ty wolą raczej tłum, miejsca, gdzie są
światła i dyskoteki.
Anna odwzajemniła uśmiech.
- Ale przecież ty też nie jesteś stary - zauważyła -a mieszkasz tu przez cały czas, prawda?
Spoważniał na chwilę.
- Szukam teraz samotności. Nie jestem zresztą aż taki młody. Mam prawie trzydzieści lat. A ty, w
jakim jesteś wieku?
- Mam dwadzieścia pięć lat - odpowiedziała szybko.
- Nie wyglądasz na tyle - stwierdził tonem znawcy. - Ale dlaczego przyjechałaś tutaj?
- Po spokój i ciszę. Niedawno chorowałam na odrę i chciałabym przez jakiś czas odpocząć od moich
kłopotów.
- Kłopoty z mężczyznami? - zagadnął uprzejmie. Zarumieniła się ponownie i, aby ukryć swoje
zmieszanie, przybrała zawadiacką minę.
- Tak myślisz? - zapytała cierpko. - Chciałabym odzyskać zdrowie. Szukam spokoju i odpoczynku.
- Oczywiście - zgodził się z uśmiechem. Dumnym krokiem podeszła do samochodu, otworzyła
bagażnik i zaczęła wyjmować walizki.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin