Stephen King - Człowiek, który kochał kwiaty.pdf
(
38 KB
)
Pobierz
(Microsoft Word - Stephen King - Cz\263owiek, kt\363ry kocha\263 kwiaty)
Człowiek, który kochał kwiaty
Stephen King
Przeło
Ň
ył: MICHAŁ WROCZY
İ
SKI
Wczesnym majowym wieczorem tysi
Ģ
c dziewi
ħę
set sze
Ļę
dziesi
Ģ
tego trzeciego roku
posuwał si
ħ
Ň
wawo z r
ħ
kami w kieszeniach po nowojorskiej Trzeciej Alei młody m
ħŇ
czyzna.
Powietrze było łagodne i rze
Ļ
kie, niebo powoli ciemniało, przechodz
Ģ
c od bł
ħ
kitu do
spokojnego, stonowanego fioletu zmierzchu. Istniej
Ģ
osoby, które uwielbiaj
Ģ
miasto, a w
takie czarowne wieczory mo
Ň
na miasto pokocha
ę
jeszcze bardziej. Mijaj
Ģ
cy si
ħ
w progu
delikatesów, automatycznych pralni chemicznych czy restauracji ludzie u
Ļ
miechali si
ħ
do
siebie serdecznie. Stara kobieta pchaj
Ģ
ca zdezelowany wózek dzieci
ħ
cy, na który załadowała
dwie torby z zakupami, u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
do młodego m
ħŇ
czyzny.
- Hej,
Ļ
liczny!
Młody człowiek oddał jej u
Ļ
miech i skin
Ģ
ł r
ħ
k
Ģ
.
Min
ħ
ła go my
Ļ
l
Ģ
c: Zakochany.
Rzeczywi
Ļ
cie sprawiał takie wra
Ň
enie. Miał na sobie jasnoszary garnitur, w
Ģ
ski krawat z
polu
Ņ
nionym odrobin
ħ
w
ħ
złem, a guzik od koszuli pod szyj
Ģ
rozpi
ħ
ty. Jego włosy były
ciemne i krótko obci
ħ
te, cera jasna, a oczy bł
ħ
kitne. Twarz niczym szczególnym si
ħ
nie
wyró
Ň
niała, ale w tak cudny wiosenny wieczór, w tej alei, w maju tysi
Ģ
c dziewi
ħę
set
sze
Ļę
dziesi
Ģ
tego trzeciego roku był naprawd
ħ
Ļ
liczny i stara kobieta z lekk
Ģ
nostalgi
Ģ
pomy
Ļ
lała sobie,
Ň
e na wiosn
ħ
ka
Ň
dy mo
Ň
e by
ę
Ļ
liczny... zwłaszcza je
Ļ
li
Ļ
pieszy na kolacj
ħ
z
kim
Ļ
ze swoich snów, a pó
Ņ
niej, zapewne, na ta
ı
ce. Wiosna jest jedyn
Ģ
por
Ģ
roku, kiedy
nostalgia nie bywa zaprawiona gorycz
Ģ
, wi
ħ
c kobieta szła dalej bardzo z siebie rada,
Ň
e
odezwała si
ħ
do młodzie
ı
ca, i jeszcze bardziej rada z tego,
Ň
e on podzi
ħ
kował jej za
komplement delikatnym skinieniem r
ħ
ki.
Młodzieniec przeci
Ģ
ł Sze
Ļę
dziesi
Ģ
t
Ģ
Trzeci
Ģ
Ulic
ħ
. Szedł lekkim, prawie tanecznym
krokiem, na ustach igrał mu u
Ļ
miech. W połowie drogi do kolejnej przecznicy ujrzał
staruszka, a obok niego załadowany kwiatami r
ħ
czny wózek, z którego łuszczyła si
ħ
zielona
farba; przewa
Ň
ały
Ň
ółte -feeria
Ň
onkili i pó
Ņ
nych krokusów. Były tam te
Ň
go
Ņ
dziki i
cieplarniane ró
Ň
e. Staruszek jadł obwarzanek i słuchał masywnego radia tranzystorowego,
które stało na skraju wózka.
Z gło
Ļ
nika płyn
ħ
ły same złe wiadomo
Ļ
ci; morderca, który zabijał swoje ofiary młotkiem,
ci
Ģ
gle jeszcze przebyeał na wolno
Ļ
ci; John Fitzgerald Kennedy o
Ļ
wiadczył,
Ň
e rozwój
wypadków w małym azjatyckim kraiku zwanym Wietnamem (spiker wymawiał "Wietenam")
władze Stanów Zjednoczonych
Ļ
ledz
Ģ
z najwy
Ň
sz
Ģ
uwag
Ģ
i niepokojem; z East River
wyłowiono zwłoki nie zidentyfikowanej kobiety; w sprawie toczonej obecnie przez zarz
Ģ
d
miasta wojnie z handlarzami heroiny s
Ģ
d i ława przysi
ħ
głych nie wydały wyroku; Rosjanie
dokonali kolejnej próby nuklearnej. Ka
Ň
da z tych wiadomo
Ļ
ci wydawała si
ħ
bez znaczenia.
Powietrze było delikatne i wonne. Dwaj m
ħŇ
czy
Ņ
ni z brzuchami piwoszy stali przed sklepem
z pieczywem i wymieniaj
Ģ
c kuksa
ı
ce grali w gazd
ħ
. Wiosna przechylała si
ħ
ju
Ň
w stron
ħ
lata, a lato w mie
Ļ
cie to pora marze
ı
.
Młodzieniec min
Ģ
ł stragan z kwiatami i głos przekazuj
Ģ
cy złe wiadomo
Ļ
ci stopniowo cichł.
Niebawem jednak młody człowiek zawahał si
ħ
, obejrzał przez rami
ħ
, chwil
ħ
si
ħ
zastanawiał,
po czym si
ħ
gn
Ģ
ł do kieszeni i dotkn
Ģ
ł czego
Ļ
, co w niej trzymał. Przez moment wygl
Ģ
dał na
kogo
Ļ
zdziwionego, smutnego, wr
ħ
cz op
ħ
tanego, ale kiedy tylko wyci
Ģ
gn
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
z kieszeni,
jego twarz znów stała si
ħ
pełna wielkiej pogody i niecierpliwego oczekiwania.
Z u
Ļ
miechem zawrócił do straganu. Podaruje jej kwiaty. Powinna si
ħ
ucieszy
ę
. Lubił
patrze
ę
, jak jej oczy l
Ļ
ni
Ģ
z zaskoczenia i rado
Ļ
ci, kiedy jej co
Ļ
przynosił - drobny prezencik,
poniewa
Ň
daleko było mu od zamo
Ň
no
Ļ
ci. Pudełko czekoladek. Bransoletk
ħ
. Raz podarował
tylko torb
ħ
pomara
ı
cz Valencia, poniewa
Ň
wiedział,
Ň
e ten gatunek Norma lubi najbardziej.
- Mój młody przyjacielu - odezwał si
ħ
sprzedawca kwiatów, kiedy m
ħŇ
czyzna w szarym
garniturze i płaszczu zatrzymał si
ħ
przy straganie i z uwag
Ģ
zacz
Ģ
ł ogl
Ģ
da
ę
wystawiony na
wózku towar.
Sprzedawca miał co najmniej sze
Ļę
dziesi
Ģ
t osiem lat, ubrany był w tkany maszynowo,
zniszczony sweter, a na głowie, mimo
Ň
e wieczór był bardzo ciepły, nosił mał
Ģ
czapeczk
ħ
.
Jego twarz stanowiła map
ħ
zmarszczek, oczy były gł
ħ
boko osadzone, a mi
ħ
dzy palcami dr
Ň
ał
mu papieros. Ale doskonale pami
ħ
tał, co to znaczy by
ę
młodym na wiosn
ħ
- młodym i tak
zakochanym,
Ň
e trudno sobie znale
Ņę
miejsce. Zazwyczaj twarz sprzedawcy przybierała
surowy wyraz, ale teraz rozja
Ļ
niał j
Ģ
pogodny u
Ļ
miech, taki sam jak twarz starszej kobiety z
zakupami: chłopiec stanowił przypadek ewidentny. Sprzedawca strz
Ģ
sn
Ģ
ł z wypchanego na
brzuchu swetra okruchy obwarzanka i pomy
Ļ
lał: Gdyby temu dzieciakowi nagle cos si
ħ
przytrafiło, ka
Ň
dy z najwy
Ň
sz
Ģ
ochot
Ģ
ruszyłby mu na pomoc.
- Po ile ma pan kwiaty? - zapytał młody człowiek.
- Za dolara przygotuj
ħ
przepi
ħ
kny bukiet. To s
Ģ
ró
Ň
e z cieplarni. Kosztuj
Ģ
troch
ħ
dro
Ň
ej,
siedemdziesi
Ģ
t centów za sztuk
ħ
, ale je
Ļ
li kupi pan pół tuzina, sprzedam je za trzy i pół
dolara.
- Troch
ħ
drogo.
- Nic, co dobre, nie jest tanie, mój młody przyjacielu. Matka nie nauczyła pana tej prawdy?
Młodzieniec roze
Ļ
miał si
ħ
.
- Chyba co
Ļ
o tym wspomniała.
- Jasne. Musiała wspomina
ę
. Dam panu sze
Ļę
: dwie czerwone, dwie
Ň
ółte i dwie białe. Czy
mo
Ň
e by
ę
co
Ļ
pi
ħ
kniejszego? Przybior
ħ
troch
ħ
gipsówk
Ģ
. One to uwielbiaj
Ģ
. I dam kilka li
Ļ
ci
paproci. Ale mo
Ň
e woli pan bukiet za dolara?
- One? - zapytał młody człowiek ci
Ģ
gle si
ħ
u
Ļ
miechaj
Ģ
c.
- Mój młody przyjacielu - odparł sprzedawca, wrzucaj
Ģ
c do rynsztoka niedopałek papierosa;
u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
. - W maju nikt nie kupuje kwiatów dla siebie. To jest zgoła prawo narodowe.
Rozumie pan co mam na my
Ļ
li.
Młodzieniec pomy
Ļ
lał o Normie, o jej radosnych pełnych zdumienia oczach, o łagodnym
u
Ļ
miechu i pochylił lekko głow
ħ
.
- Chyba tak.
- Jasne. Wi
ħ
c na co si
ħ
pan decyduje?
- A jak pan my
Ļ
li?
- Powiem panu, co my
Ļ
l
ħ
. Ej, porada jest za darmo, prawda?
- My
Ļ
le,
Ň
e to jedyna rzecz na swiecie, któr
Ģ
jeszcze mo
Ň
na mie
ę
za darmo - odparł młodzian
ze sm
ħ
tnym u
Ļ
miechem.
- Ma pan bezsporn
Ģ
racj
ħ
- odrzekł kwiaciarz. - W porz
Ģ
dku, młody przyjacielu. Je
Ļ
li kupuje
pan kwiaty dla matki, proponuje kilka
Ň
onkili, kilka krokusów, troch
ħ
konwalii. Wtedy nie
zepsuje panu humoru słowami: "Och, synku, one s
Ģ
cudowne, ale musiały du
Ň
o kosztowa
ę
.
Och, na pewno du
Ň
o kosztowały, a przecie
Ň
wiesz,
Ň
e nie powiniene
Ļ
trwoni
ę
pieni
ħ
dzy".
Młody m
ħŇ
czyzna zadarł głow
ħ
i roze
Ļ
miał si
ħ
, a sprzedawca ci
Ģ
gn
Ģ
ł dalej:
- Ale je
Ļ
li kupuje pan kwiaty dziewczynie, to ju
Ň
zupełnie inna sprawa, synu. I dobrze o tym
wiesz. Je
Ļ
li nawet dostanie ró
Ň
e, nie zamieni si
ħ
w ksi
ħ
gow
Ģ
; ma pan na to moje
najuroczystrze słowo honoru. Mo
Ň
e nawet zarzuci panu r
ħ
ce na szyj
ħ
...
- Wybieram ró
Ň
e - o
Ļ
wiadczył młodzieniec i teraz z kolei sprzedawca wybuchn
Ģ
ł gromkim
Ļ
miechem.
Graj
Ģ
cy w gazd
ħ
m
ħŇ
czy
Ņ
ni popatrzyli z rozbawieniem w ich stron
ħ
.
- Kawalarze! - zawołał jeden z nich. - Mo
Ň
e chcesz tanio kupi
ę
obr
Ģ
czk
ħ
? Mog
ħ
sprzeda
ę
swoj
Ģ
... mnie ju
Ň
niepotrzebna.
Młody człowiek u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
krzywo i oblał p
Ģ
sem po koniuszki włosów.
Kwiaciarz wybrał sze
Ļę
ró
Ň
, przyci
Ģ
ł odrobin
ħ
łody
Ň
ki, spryskał kwiaty wod
Ģ
i wsun
Ģ
ł w
du
ŇĢ
sto
Ň
kowat
Ģ
torebk
ħ
z celofanu.
- "Dzisiaj pogoda zapowiada si
ħ
na tak
Ģ
, o jakiej
Ļ
nicie" - dobiegło z radia. - "B
ħ
dzie ciepło,
przewidywana temperatura o północy około trzydziestu stopni. Je
Ļ
li kto
Ļ
ma dusze
romantyka, to wymarzona noc do patrzenia z dachu na gwiazdy... Dobrej zabawy, wielki
Nowy Jorku, dobrej zabawy!"
kwiaciarz zakleił torb
ħ
kawałkiem ta
Ļ
my samoprzylepnej i poradził młodemu człowiekowi,
Ň
eby jego dama wsypała do wody odrobin
ħ
cukru, dzi
ħ
ki czemu kwiaty dłu
Ň
ej postoj
Ģ
.
- Przeka
Ň
e jej pa
ı
skie słowa - obiecał młody człowiek i wyci
Ģ
gn
Ģ
ł z kieszeni pi
ħ
ciodolarowy
banknot. - Dzi
ħ
kuj
ħ
.
- Wykonuj
ħ
po prostu swoj
Ģ
prac
ħ
, mój młody przyjacielu - odparł sprzedawca, wydaj
Ģ
c mu
dolara i dwie dwudziestopi
ħ
ciocentówki. U
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
troch
ħ
smutno. - Niech pan da jej
ode mnie całusa.
W radiu zespół "The Four Seasons" zacz
Ģ
ł
Ļ
piewa
ę
swój aktualny przebój Sherry.
Młodzieniec schował drobne do kieszeni i ruszył ulic
Ģ
. Oczy miał wielkie, czujne i o
Ň
ywione
pragnieniem, ale niewiele dostrzegał z pulsuj
Ģ
cej bujnym
Ň
yciem Trzeciej Alei. A działo si
ħ
wokół niego wiele: matka ci
Ģ
gn
ħ
ła dziecko siedz
Ģ
ce w samochodzie-zabawce (malec miał
komicznie usmarowan
Ģ
lodami buzi
ħ
), mała dziewczynka skakała na skakance i wyliczała:
"Ene-due-like-fake-torba-borba-ósme-smake-eus-deus-kosmateus-i-morele-baks". Przed
pralni
Ģ
stały kobiety, paliły papierosy i porównywały swoje ci
ĢŇ
e. Przy wystawie sklepu ze
sprz
ħ
tem radiowym grupka m
ħŇ
czyzn patrzyła w ogromny, kolorowy telewizor z metka, na
której widniała czterocyfrowa cena. Nadawano akurat transmisj
ħ
z meczu baseballowego, a
twarze graczy były zielone. Boisko miało barw
ħ
nie do ko
ı
ca dojrzałej truskawki, ale Metsi z
Nowego Jorku tu
Ň
przed ko
ı
cem rozgrywki prowadzili wysoko z Philliesami.
Młodzieniec szedł przed siebie,
Ļ
ciskał w dłoni kwiaty, nie
Ļ
wiadom tego,
Ň
e dwie kobiety
przed pralni
Ģ
, kiedy je mijał, przerwały na chwil
ħ
rozmow
ħ
i spogl
Ģ
dały na niego t
ħ
sknym
wzrokiem; dni kiedy one dostawały kwiaty, min
ħ
ły ju
Ň
dawno i bezpowrotnie. Nie zauwa
Ň
ył,
Ň
e młody policjant na skrzy
Ň
owaniu Trzeciej Alei z Sze
Ļę
dziesi
Ģ
ta Dziewi
Ģ
t
Ģ
Ulic
Ģ
gwizdkiem zatrzymał ruch,
Ň
eby on mógł przej
Ļę
bezpiecznie przez jezdni
ħ
. Policjant sam
był zakochany i podobne ma
Ļ
lane oczy widywał we własnym lusterku podczas golenia.
Młody człowiek nie spostrzegł,
Ň
e dwie nastolatki, które nadchodziły z przeciwka, min
Ģ
wszy
go, obj
ħ
ły si
ħ
mocno ramionami i zachichotały.
Na rogu Siedemdziesi
Ģ
tej Trzeciej przystan
Ģ
ł, po czym skr
ħ
cił w prawo. Ta ulica była
troch
ħ
bardziej zaciemniona i ci
Ģ
gn
ħ
ły si
ħ
wzdłu
Ň
niej domy o fasadach z piaskowca; na
parterach mie
Ļ
ciły si
ħ
restauracje o włoskich nazwach. Trzy przecznice dalej w zapadaj
Ģ
cym
zmroku grano w ulicznego baseballa. Młody człowiek nie poszedł a
Ň
tak daleko; w połowie
przecznicy skr
ħ
cił w w
Ģ
ski zaułek.
Na niebie pokazały si
ħ
pierwsze l
Ļ
ni
Ģ
ce lekko gwiazdy, ale zaułek był mroczny; w
ciemno
Ļ
ciach majaczyły pojemniki na
Ļ
mieci. Teraz ju
Ň
młody m
ħŇ
czyzna był sam... nie,
niezupełnie. Z mroku dobiegł przera
Ņ
liwy wrzask i młodzieniec zmarszczył brwi. Była to
pie
Ļı
miłosna kocura i nie było w niej nic pi
ħ
knego.
Młodzian zwolnił kroku. Popatrzył na zegarek. Kwadrans po ósmej i Norma powinna ju
Ň
po
prostu...
Wtedy j
Ģ
dostrzegł. Wychodziła z podwórka. Miała na sobie ciemnoniebieskie, rozszerzane
spodnie i bluzk
ħ
z marynarskim kołnierzem. Na ten widok
Ļ
cisn
ħ
ło mu si
ħ
serce. Za ka
Ň
dym
razem, gdy rzucał na ni
Ģ
pierwsze spojrzenie, dziwił si
ħ
niebywale; zawsze stanowiło to
pełen słodyczy wstrz
Ģ
s - wygl
Ģ
dała tak młodo.
U
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
- promieniał wr
ħ
cz u
Ļ
miechem - i przy
Ļ
pieszył kroku.
- Norma - powiedział.
Uniosła głow
ħ
i u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
... lecz kiedy si
ħ
do siebie zbli
Ň
yli, jej twarz spowa
Ň
niała.
Jego u
Ļ
miech te
Ň
jakby lekko przygasł i młodzie
ı
ca ogarn
Ģ
ł na chwil
ħ
niepokój. Twarz nad
marynarskim kołnierzem nagle rozmazała si
ħ
. Było coraz ciemniej... czy
Ň
by si
ħ
pomylił? Z
cał
Ģ
pewno
Ļ
ci
Ģ
nie. To była Norma.
- Przyniosłem ci kwiaty - powiedział, ogarni
ħ
ty radosnym zapałem i wr
ħ
czył jej bukiet w
celofanie.
Spogl
Ģ
dała chwil
ħ
na kwiaty, u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
i... oddała mu je z powrotem.
- Dzi
ħ
kuj
ħ
, ale pan najwyra
Ņ
niej si
ħ
pomylił. Nazywam si
ħ
...
- Norma - szepn
Ģ
ł i z kieszeni wyci
Ģ
gn
Ģ
ł młotek na krótkim trzonku. - One s
Ģ
dla ciebie,
Normo... zawsze były dla ciebie... wszystkie s
Ģ
dla ciebie.
Cofn
ħ
ła si
ħ
o krok, jej twarz była ju
Ň
tylko niewyra
Ņ
n
Ģ
, biał
Ģ
plam
Ģ
, usta ogromnym,
czarnym O przera
Ň
enia i wcale to nie była Norma, Norma nie
Ň
yła, nie
Ň
yła od dziesi
ħ
ciu lat.
Ale to ju
Ň
nie było istotne, poniewa
Ň
zamierzała krzycze
ę
. Machn
Ģ
ł młotkiem,
Ň
eby
powstrzyma
ę
ten krzyk, zabi
ę
ten krzyk, i kiedy machn
Ģ
ł młotkiem, bukiet upadł na ziemi
ħ
,
opakowanie p
ħ
kło, a czerwone, białe oraz
Ň
ółte ró
Ň
e rozsypały si
ħ
obok pogi
ħ
tych
pojemników na
Ļ
mieci, gdzie w mroku koty uprawiały sw
Ģ
obc
Ģ
miło
Ļę
, wrzeszcz
Ģ
c w
miłosnym upojeniu, wrzeszcz
Ģ
c, wrzeszcz
Ģ
c.
Machn
Ģ
ł młotkiem i ju
Ň
nie krzyczała, ale mogła krzycze
ę
, bo nie była przecie
Ň
Norm
Ģ
,
Ň
adna z nich nie była Norm
Ģ
. Wi
ħ
c machał młotkiem, machał młotkiem, machał młotkiem.
Nie była Norm
Ģ
, wi
ħ
c machał młotkiem tak, jak ju
Ň
robił to pi
ħę
razy.
W jaki
Ļ
bli
Ň
ej nie okre
Ļ
lony czas pó
Ņ
niej wsun
Ģ
ł go do wn
ħ
trza kieszeni i odsun
Ģ
ł si
ħ
od
rozci
Ģ
gni
ħ
tego na bruku ciemnego cienia, odszedł od wonnych ró
Ň
rozsypanych obok
pojemników ze
Ļ
mieciami. Odwrócił si
ħ
i opu
Ļ
cił zaułek. Teraz było ju
Ň
zupełnie ciemno.
Gracze w baseballa dawno rozeszli si
ħ
do domów. Je
Ļ
li nawet na jego garniturze widniały
plamy krwi, nie było ich wida
ę
w mroku pó
Ņ
nowiosennego wieczoru. A ona wcale nie
nazywała si
ħ
Norma. Ale on dobrze wiedział, jak on sam si
ħ
nazywa. Nazywał si
ħ
...
nazywał...
Miło
Ļę
.
Nazywał si
ħ
miło
Ļę
i spacerował ciemnymi ulicami, poniewa
Ň
Norma na niego czekała. I
znajdzie j
Ģ
. Ju
Ň
niebawem.
Zacz
Ģ
ł si
ħ
u
Ļ
miecha
ę
. Znów w
ħ
drował lekkim, tanecznym krokiem po Siedemdziesi
Ģ
tej
Trzeciej Ulicy. Na schodkach przed domem siedziało mał
Ň
e
ı
stwo. Obserwowało go: zadarta
głowa, oczy wpatrzone w dal, lekki u
Ļ
miech na ustach. Kiedy ich min
Ģ
ł, kobieta powiedziała:
- Jak to si
ħ
dzieje,
Ň
e ty ju
Ň
tak nie wygl
Ģ
dasz?
- Czego?
- Nic, nic - odparła, nie spuszczaj
Ģ
c wzroku z młodego człowieka w szarym garniturze, który
znikał w ciemno
Ļ
ci nadchodz
Ģ
cej nocy, i my
Ļ
lała,
Ň
e je
Ļ
li istnieje co
Ļ
pi
ħ
kniejszego ni
Ň
wiosna, musi to by
ę
młodzie
ı
cza miło
Ļę
.
Przepisywał: Mando
Plik z chomika:
Integra_vel_Ruki-san
Inne pliki z tego folderu:
Stephen King - Gdzie mieszkają tygrysy.pdf
(33 KB)
Stephen King - Dolina Jeruzalem.pdf
(162 KB)
Stephen King - Człowiek, który kochał kwiaty.pdf
(38 KB)
Stephen King - Czarny Lud.pdf
(60 KB)
Stephen King - Truskawkowa wiosna.pdf
(65 KB)
Inne foldery tego chomika:
Chmielewska Joanna
Christie Agata
Gaiman Neil
Lovecraft H.P
Paolini Christophe (ENG)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin