Snape mentor - Harry Potter i Zniewolone Dusze.doc

(2819 KB) Pobierz

 

Autor: Theowyn    Tłumacz: Tehanu i Moonlight    Wersja word: Phoe

Harry Potter i Zniewolone Dusze

 

 

cd

 

 

Historia ta jest sequelem, czyli kontynuacją powieści „Harry Potter i Wewnętrzny Wróg”.

Obie części stanowią nierozdzielną całość, będącą niejako alternatywą

„Księcia Półkrwi” i „Insygniów Śmierci”.

 

 

 

ROZDZIAŁ PIERWSZY: GRIMMAULD PLACE 12

 

     Mieszkanie znajdowało się przy ruchliwej ulicy w Bloomsbury. Napotykało się tam przedstawicieli wszystkich zawodów, spieszących w różnych kierunkach o każdej porze dnia i nocy. Nawet teraz, dobrze po północy, ulica tętniła życiem. Było to miejsce, gdzie uchodziły płazem wszelkie niezwykłości, a przechodnie udawali, że nie widzą się nawzajem, obojętne co by się nie działo. Krótko mówiąc, idealne miejsce do zamieszkania dla czarodzieja.

     Wnętrze było czyste i uporządkowane, umeblowane i ozdobione w męskim stylu. Kilka książek i fotografii ustawionych w rządku na półce stanowiło jedyne osobiste drobiazgi. I tylko zwłoki leżące na podłodze salonu nie pasowały do reszty.

     Alastor Moody spojrzał na człowieka, który do niedawna był tu gospodarzem. Mężczyzna był młody, mógł mieć około trzydziestu lat. Ubrany był w dobrze skrojone, ale pospolite szaty. Był szczupły i gładko ogolony, a jego krótkie, brązowe włosy zaczynały się przerzedzać na czubku głowy. W pustych oczach nie było widać strachu ani żadnego innego uczucia. Jedynym znakiem szczególnym był widniejący na lewym przedramieniu Mroczny Znak.

     Samobójstwo beznamiętnie stwierdziła stojąca obok Moody'ego aurorka. Skierował na siebie różdżkę i rzucił Zabójczą Klątwę.

     Masz jakiś pomysł, dlaczego? Moody przyklęknął, aby obejrzeć ciało. Śmierciożercy raczej nie popełniają samobójstw.

     Aurorka, kobieta w średnim wieku z krótko obciętymi siwiejącymi włosami, wzruszyła ramionami.

     Może ruszyło go sumienie.

     Moody parsknął, pokrywając wymownym milczeniem swoją opinię na ten temat. Rozejrzał się badawczo po pokoju, penetrując magicznym okiem każdy zakątek. Jednak to jego własne oko zauważyło pojedynczy długi czarny włos na dywanie obok ciała. Podniósł go i zmarszczył brwi.

     Partnerka spojrzała na niego z lekkim, pobłażliwym uśmiechem.

     No nie mów. Podejrzewasz jakiś podstęp.

     Nie podejrzewam. Jestem pewien.

     Pewien? zapytała z irytacją. Opierając się na czym? Na pojedynczym włosie? Przecież zbadaliśmy jego różdżkę i wiemy, że to nią rzucono zaklęcie, które go zabiło. Nie ma śladów walki.

     Nie było walki, jeśli zabójca się zaczaił i najpierw go oszołomił. Morderstwo za pomocą własnej różdżki ofiary to jedna z najstarszych sztuczek. Wiesz o tym.

     Nie udowodnisz tego bez świadków. Już sprawdzaliśmy ten wątek. Nikt nic nie zauważył. Ostatni raz widziano Murdocka żywego w jego biurze w piątek wieczorem. Potem miał przybyć do swojej rodzinnej posiadłości na kolację. Urodziny wujka czy coś w tym stylu. Nie pojawił się, więc jego kuzyn przyszedł po niego. Chłopak nadal jest w szoku.

     Moody wskazał na mężczyznę leżącego na podłodze.

     Wiadomo, czy miał jakichś wrogów?

     Nie. Był jednak śmierciożercą, a to zajęcie nie przysparzające popularności.

     Ani nie najbezpieczniejsze w ostatnich czasach dodał Moody. Zabili już jednego jakieś parę dni temu, zgadza się?

     Na Nokturnie odrzekła kobieta ostro. Wyglądało na to, że jakiś nielegalny interes się nie udał.

     Wyglądało na to... mruknął Moody, dźwigając się na nogi. Stał marszcząc brwi w zamyśleniu. Na twarzy aurorki pojawił się ślad współczucia.

     Moody, nawet jeśli masz rację i nie było to samobójstwo, nie ma na to dowodów. I bez tego mamy wystarczająco dużo roboty. Jest wojna. Musimy się zająć żywymi śmierciożercami, których jest i tak zbyt wielu, a nie przejmować się jednym trupem. Szczerze mówiąc, jeżeli to jeden z jego znajomków go wykończył, to zrobił nam przysługę, nawet jeśli jest pewnie winien gorszych zbrodni.

     Auror obrócił się do niej z kwaśnym uśmiechem.

     Powiedziałbym, że to nie jeden z jego znajomków go sprzątnął, ale raczej ktoś spośród jego wrogów.

     Tak, oczywiście, ale nie o to teraz chodzi.

     Właśnie, że chodzi przede wszystkim o to odparł Moody przeciągając słowa. Odwrócił się, pozostawiając za sobą zdezorientowaną kobietę kręcącą głową w proteście. Opuścił mieszkanie, dołączając do innych nocnych marków wędrujących ulicą.

 

***

 

Dom pod numerem dwunastym na Grimmauld Place nie wyglądał najgorzej taka była pierwsza myśl Harry'ego, kiedy przybył do dawnej rezydencji Blacków, obecnie nowego miejsca jego wakacyjnego pobytu i sekretnej kwatery głównej Zakonu Feniksa. Dom był utrzymany nienagannie, począwszy od wypolerowanej na wysoki połysk poręczy schodów, a skończywszy na lśniącym żyrandolu w jadalni, i sprawiał niemal przyjazne wrażenie. Harry mógł sobie wyobrazić jego dawną świetność, nawet jeśli było tu zbyt mrocznie. Kiedy zaś następnego poranka otworzył oczy, obudzony jasnym światłem słońca wlewającym się przez okna sypialni, pierwsze co zobaczył, to patrząca na niego wielkimi oczami główna przyczyna tak diametralnej odmiany starego domostwa.

     Harry Potter się obudził! zapiszczał Zgredek uszczęśliwiony.

     Harry uniósł głowę i przywitał skrzata ze znacznie mniejszym entuzjazmem.

     Zgredku, co ty robisz w mojej sypialni?

     Zgredek przyszedł dowiedzieć się, co pan Harry Potter chciałby zjeść na śniadanie.

     Po pierwsze, nie jestem twoim panem. Po drugie, sam potrafię zadbać o swoje śniadanie. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym jeszcze trochę pospać.

     Harry wtulił się w poduszkę i zamknął oczy. Po chwili otworzył je i westchnął. Zgredek nadal stał w tym samym miejscu.

     Zgredku, chodziło mi o to, żebyś sobie poszedł fuknął Harry i od razu tego pożałował. Pełen nadziei uśmiech skrzata zgasł jak świeczka, a w okrągłych oczach błysnęło rozczarowanie.

    Mam na myśli, że postąpiłeś bardzo troskliwie proponując mi śniadanie i doceniam to powiedział chłopak najuprzejmiej, jak mógł. Jednak naprawdę chciałbym jeszcze pospać, rozumiesz?

     Tak jest, panie odparł skrzat, którego nastrój od razu się poprawił. Zgredek zaczeka ze śniadaniem, aż Harry Potter będzie gotów.

     Wspaniale odrzekł Gryfon z wymuszonym uśmiechem.

     Skrzat obdarzył Harry'ego szerokim uśmiechem i zniknął. Chłopak westchnął z ulgą, zakopał się ponownie w pościeli i zamknął oczy.

     PLUGAWI WIELBICIELE MUGOLI! ZDRAJCY KRWI!

     Harry poderwał się z łóżka, z walącym dziko sercem wsłuchując się w dobiegający gdzieś z wnętrza domu wrzask.

     SYNOWIE ZDRAJCÓW KRWI! PRECZ Z MOJEGO DOMU!

     Chłopak jęknął i opadł z powrotem na poduszki, uświadamiając sobie, że krzyk dochodzi z portretu pani Black. Obraz, wciąż wiszący w holu wejściowym, był jedną z pamiątek po niechlubnej historii domu, na której usunięcie nikt nie potrafił znaleźć sposobu. Harry naciągnął kołdrę na głowę i zacisnął powieki.

     ŁOTRY! SZUMOWINY!

     Przykrył głowę poduszką.

     Świnie! Psy!

     Warknął z frustracją, odrzucił poduszkę i wstał. Dwoma krokami pokonał odległość do drzwi, otworzył je zamaszyście i wyszedł na korytarz, podczas gdy wrzaski wciąż odbijały się echem po całym domu.

     ZAKAŁY NASZEGO ŚWIATA!

     Skrzywił się, przechylił przez poręcz i z wysokości pierwszego piętra gniewnie zerknął na hol wejściowy.

     Stali tam Fred i George Weasleyowie. Skończyli właśnie bez pośpiechu wieszać swoje peleryny, podczas gdy wrzaski pani Black nie ustawały ani na chwilę. Zawsze irytujące, teraz były prawie nie do zniesienia, jednak bracia nie wydawali się w ogóle tym przejmować. W zasadzie to wyglądali, jakby nic nie zauważyli.

     Słyszałeś coś, George? zapytał Fred, rozglądając się po holu, jakby próbował odnaleźć źródło jakiegoś odległego, ledwo słyszalnego dźwięku, mimo że musiał praktycznie przekrzykiwać wrzaski pani Black.

     Nie drwij ze mnie, ty zdrajco! warknął portret.

     Och, pani Black! Dzień dobry pani! wyszczerzył zęby George i ukłonił się z galanterią przed rozwścieczoną staruszką.

     Widzę, że jak zwykle jest pani w doskonałym humorze dodał Fred, kłaniając się z takim samym uśmiechem jak brat.

     Aaaa! Gnidy! Wynoście się! Wynoście! WYNOŚCIE!

     Wie pani co, naprawdę powinna coś pani zrobić ze swoim temperamentem.

     Aczkolwiek nie sądzę, by portrety mogły brać środki uspokajające dorzucił Fred.

     No właśnie. Jaka szkoda.

     Czy wy już kompletnie powariowaliście? Harry zszedł do nich na dół, przekrzykując nieprzerwany potok obelg.

     O, Harry, cześć! odwrzasnął Fred wesoło. Czyżbyśmy cię obudzili?

     Fred! George! Remus zbiegł do nich po schodach, krzycząc ze złością. Musicie ją prowokować? Była spokojna, dopóki nie zaczęliście jej drażnić!

     Zapchlony mieszaniec! warknęła pani Black. Lupin zmierzył ją rozeźlonym spojrzeniem i znacząco popatrzył na braci.

     Uspokoimy ją. Poważnie! zapewniał Fred.

     Niech się panowie nie martwią, Zgredek się tym zajmie wtrącił się skrzat, który znienacka aportował się na środku holu i zwrócił w stronę portretu.

     Harry obserwował go niepewnie, zastanawiając się, jak Zgredek zamierza poradzić sobie z sytuacją. Tymczasem skrzat zmarszczył groźnie brwi, oparł na biodrach ręce zwinięte w pięści i wyprostował się na całą wysokość. Mimo to nadal ledwo sięgał pani Black do pasa i jego pojawienie się przeszło niezauważone. Nie mogąc zwrócić na siebie jej uwagi, Zgredek wycelował w portret kościsty palec.

     Proszę skończyć z tym grubiaństwem, ale już!

     Pani Black przestała wrzeszczeć na Weasleyów i zmierzyła skrzata pogardliwym spojrzeniem.

     Jak śmiesz! warknęła swoim najbardziej oburzonym tonem. Za takie zuchwalstwo obcięłabym ci głowę! Ci zdrajcy kalają mój dom i pozwalają służącym na...

     Na co pozwalają, tego Harry już się nie dowiedział, gdyż Zgredek strzelił palcami i krzyk pani Black ucichł jak ucięty nożem. Jej usta nadal się poruszały, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Kiedy po chwili zdała sobie z tego sprawę, jej twarz spurpurowiała z wściekłości. Zgredek uśmiechnął się z satysfakcją i naciągnął zasłony na portret, wciąż obrzucający ich bezdźwięcznymi obelgami.

     Zgredku, to było super! Fred był pod wrażeniem. Nasze zaklęcia uciszające nigdy nie działały.

     Zawsze jednak jakoś udawało się ją uspokoić dodał George, uśmiechając się do Lupina z zakłopotaniem.

     Zawsze? Harry szeptem zapytał Remusa, zastanawiając się, czy było to w ogóle możliwe.

     Całe szczęście nieczęsto przychodzą odrzekł Remus po cichu, uśmiechając się krzywo.

     Zgredku, czy śniadanie gotowe? zapytał Fred.

     Umieramy z głodu uzupełnił George.

     Skrzat spojrzał pytająco na Harry'ego, który szybko powiedział.

     Tak, Zgredku, zjedzmy coś.

     Gryfon raczej nie chciał, żeby inni głodowali z jego powodu.

 

***

 

     No to jak leci, stary? zapytał Fred, nałożywszy sobie pełen talerz jajek i kiełbasek.

     Lepiej, od kiedy pani Black się zamknęła odparł Harry, zasiadając za stołem i zgarniając na swój talerz pieczoną fasolę.

     Przepraszamy za to wtrącił George. Z jakiegoś powodu nie jest w stanie nas polubić.

     Pewnie dlatego, że robicie wszystko, żeby ją rozjuszyć skomentował Lupin, siadając na krześle. Obok jego nakrycia pojawił się dzbanek z herbatą.

     George wzruszył ramionami.

     Remus, ona aż się o to prosi.

     Po prostu nie możemy się oprzeć uzupełnił Fred.

     Półmisek z owocami pokrytymi kremową śmietaną poszybował nad stołem i George zgrabnie złapał go w locie.

     Szczęściarz z ciebie, Harry powiedział. Dotąd musieliśmy sami troszczyć się o posiłki. Teraz dzięki Zgredkowi będziemy jeść po królewsku.

     Nie przyzwyczajajcie się zbytnio ostrzegł Remus. Dumbledore przysłał go tutaj, żeby przyszykował pokoje dla profesora Snape'a.

     Dla Snape'a prychnął Fred i odwrócił się do Harry'ego. Zajął całe drugie piętro za wyjątkiem sypialni i gabinetu Remusa. Ma dla siebie sypialnię, gabinet, składzik i pracownię. Można by pomyśleć, że wprowadził się tu na dobre, a nie tylko na lato.

     Zgredek krząta się od paru tygodni, żeby doprowadzić wszystko do ładu ciągnął George. Dobra wiadomość, że zdołał posprzątać też resztę domu. Pierwsze i drugie piętro nadają się już do zamieszkania, tylko na parterze zostało jeszcze kilka pokojów, które wciąż próbują cię zabić. Nie ruszył też trzeciego piętra ani poddasza, ale tam jest tylko Hardodziob.

     Czy mieszka tu ktoś jeszcze?

     Tylko my. Nasze pokoje są na twoim piętrze na drugim końcu korytarza powiedział George. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin