Bulimia na pierwszy rzut oka nie jest tak „spektakularną" chorobą jak anoreksja. Cierpiące z jej powodu młode kobiety nie są przeraźliwie chude, zazwyczaj nie mają znaczącej niedowagi. Ich schorzenie przypomina nerwicę natręctw i łączy w sobie chorobliwy lęk przed otyłością, któremu towarzyszy niekontrolowany popęd do jedzenia. Efekt? Ofiara bulimii zapętla się w błędne koło objadania i wymiotów, które wywołuje sama, niekiedy bardzo drastycznymi metodami.
Bulimiczki (co odróżnia je od anorektyczek) zdają sobie sprawę z faktu, że ich zachowanie nie jest normalne, więc za wszelką cenę próbują utrzymać chorobę w tajemnicy. Wiedzą, że nie kontrolują ilości spożywanego jedzenia, co budzi w nich wstyd i wstręt do samych siebie.
Daria ma 20 lat. Wychowywała ją babcia, która chętnie spełniała wszelkie kulinarne zachcianki wnuczki, a nierzadko sama zmuszała ją do jedzenia. Tym sposobem, jako nastolatka, Daria miała lekką nadwagę, z którą sama postanowiła walczyć. Dieta przerodziła się w bulimię.
„Czułam się taka brzydka. Moje koleżanki miały chłopaków, chodziły na randki. Wszystkie tak modnie się ubierały - miałyśmy po 14 lat i chciałyśmy się podobać. Mnie babcia nie pozwalała zakładać tego, co bym chciała, więc patrząc w lustro, chciało mi się płakać. Postanowiłam zacząć się odchudzać. Dość szybko zrzuciłam nadmiar kilogramów, ale to nie pomogło mi zyskać pewności siebie. Znów przytyłam. Kolejne podejście do odchudzania (miałam około 15 lat) miało być zdecydowane i niezawodne. Wtedy zaczęła się bulimia".
Po czym rozpoznać chorobę?
Istnieje kilka wyznaczników, pozwalających na zdiagnozowanie choroby. Tylko obecność ich wszystkich oznacza, że mamy do czynienia z bulimią. Najłatwiejsze do zaobserwowania są napady objadania się, podczas których chora nie kontroluje ani rodzaju spożywanego jedzenia, ani jego ilości oraz (co jest konsekwencją lęku przed przybraniem na wadze) - prowokowanie wymiotów, stosowanie ostrych diet (ewentualnie głodówek) oraz środków przeczyszczających i odwadniających. Dodatkowo, przyrostowi wagi mają zapobiegać intensywne, wyczerpujące treningi. Żeby lekarz mógł stwierdzić bulimię, napady objadania się oraz zachowania mające nie dopuścić do tycia powinny pojawiać się dwa razy w tygodniu przez okres trzech miesięcy.
Marta, dziś 29- letnia mama kilkumiesięcznej dziewczynki, opowiedziała nam, jak wyglądała bulimia w jej przypadku:
„Gdy miałam 24 lata i skończyłam studia, zaczęłam pracę w firmie. Panowały tam typowe korporacyjne reguły, którym niełatwo było mi sprostać. Miałam masę pracy, a wszystko oczywiście na wczoraj. Wieczorem, gdy wracałam do domu, zamiast się zrelaksować, myślałam o kolejnym dniu, bałam się, że z niczym nie zdążę, że stracę pracę. Do tego problemy z chłopakiem. Czułam się taka beznadziejna… Jedyną przyjemnością była myśl o pełnej lodówce i słodyczach w szafce. Tylko one były w stanie poprawić mi humor. Na początku obiecywałam sobie, że zjem tylko jeden kubeczek puddingu albo jedno ciasteczko. Ale potem, gdy już skończyłam, myślałam „przecież jeszcze jeden nic nie zmieni, zasłużyłam na odrobinę przyjemności" i jadłam więcej. Nagle okazywało się, że nie zjadłam dwóch ciasteczek, ale całą paczkę, do tego torebkę chipsów, kurczaka, który został po obiedzie, trochę zimnego bigosu prosto z garnka w lodówce, kilka plasterków sera, parówkę, wycisnęłam do buzi prosto z butelki trochę bitej śmietany, garść płatków do mleka, które znalazłam w szafce, jakieś czekoladki… Czułam się tak okropnie… Oczyma wyobraźni widziałam, jak całe to jedzenie odkłada mi się na biodrach, na pupie, jak tyję. Nie mogłam tego znieść! Biegłam do łazienki, wkładałam palec w gardło i wymiotowałam. I znów czułam się beznadziejnie, a nawet gorzej niż na początku… Takie napady pojawiały się co kilka dni. Stosowałam różne środki zapobiegawcze. Na przykład nie robiłam większych zakupów spożywczych - kupowałam tylko to, co mi potrzebne. Ale gdy nachodziła mnie chęć na jedzenie… dzwoniłam po pizzę, przy okazji zamawiałam różne dostępne dodatki. Nie potrafiłam tego zatrzymać…"
Błędne koło jest całkowicie normalnym procesem w przypadku bulimiczek. Negatywne myśli, smutek, samotność prowokują myśli o przyjemności płynącej z jedzenia, a to wyzwala napad. Bardzo rzadko za całą sytuacją stoi faktyczne uczucie głodu. Jak to możliwe, że bulimiczka w trakcie napadu obżarstwa nie czuje sytości? W normalnie funkcjonującym organizmie, w trakcie jedzenia do mózgu wysyłane są sygnały, które można by przetłumaczyć na: „Stop, już wystarczy!". Jednak bulimiczki, które pomiędzy poszczególnymi, kolejnymi napadami jedzenia nieustannie się głodzą, proces ten jest zaburzony i apetyt nie mija w miarę konsumpcji. To dlatego chora osoba podczas napadu jest w stanie pochłonąć nawet 30 razy więcej pożywienia niż byłaby to w stanie zrobić jej zdrowa koleżanka o podobnej masie ciała w ciągu całego dnia. Zazwyczaj już jeden kęs smakołyku, na który normalnie bulimiczka sobie nie pozwala (wiedząc, że jest bardziej kaloryczny niż na przykład jogurt albo kromka chrupkiego pieczywa), może spowodować napad, który potrwa kilka godzin!
Napad obżarstwa staje się dla bulimiczki sposobem radzenia sobie ze smutkiem i złym nastrojem. Chore twierdzą zgodnie, że po nim schodzi całe napięcie, a one czują odprężenie. Odpowiedzialna za to jest serotonina, której poziom nagle (pod wpływem dużej ilości węglowodanów) rośnie. Wtedy pojawia się odprężenie, którego bulimiczka tak potrzebowała. Ale nie na długo, bo za chwilę poczuje wstyd i sięgnie po tabletki przeczyszczające lub sprowokuje wymioty…
Iwona (obecnie 22-letnia studentka filologii niemieckiej) cierpiała z powodu bulimii dwa lata. Mieszkała sama, więc nietrudno było jej zachować pozory i ukryć chorobę w tajemnicy. Znajomym, z którymi spotykała się na mieście, mówiła, że nie je, bo lekarz stwierdził szeroką alergię pokarmową i ona sama w domu musi szykować sobie nieuczulające ją potrawy. Oni wierzyli, a jej plan przebiegał zgodnie z zamierzeniem. Dziś, dzięki terapii, jest zdrowa i pomaga innym:
„Dziś, gdy wiele wiem o tej chorobie, mogę śmiało powiedzieć, że po części odpowiedzialność za jej pojawienie się w moim życiu ponosi moja matka. Gdy wkroczyłam w okres dojrzewania, zamiast mnie wspierać, pomagać rozwiązywać mi problemy, nieustannie mówiła, że ją zawodzę. Wiem, że nie takiej córki oczekiwała, podkreślała to na każdym kroku. Była nieznośna, ciągle krzyczała na mnie, mojego ojca (że jest beznadziejny, niestanowczy itp.), była przekonana o własnych racjach. Nie mogłam tego wytrzymać, czułam się nikim. Pod koniec liceum zaczęła się bulimia. Nie przeszkodziła mi w dostaniu się na studnia i przeprowadzce do Warszawy. Kontakty towarzyskie starałam się ograniczyć do minimum, żeby nikt nie zauważył tego, co robię oraz nie próbował mnie przekonać, że robię źle. Udawało się, a ja wraz z tym, jak chudłam, nabierałam pewności siebie. Jednocześnie coraz gorzej było z moim zdrowiem - od wymiotów psuły mi się zęby, często robiło mi się słabo, zdarzało się, że kilka razy zemdlałam. Liczenie kalorii stało się moją obsesją, prowadziłam tabele, kupowałam tylko rzeczy light. Jednocześnie brałam nawet do kilkunastu tabletek przeczyszczających dziennie. To, że dziś to przeszłość, zawdzięczam koleżance z roku - innej byłej bulimiczce, która zauważyła, że coś jest ze mną nie tak…"
Tak jak w przypadku Iwony, często źródłem bulimii (choć nie jest to regułą) bywają zaburzone relacje rodzinne. Nastolatki czują się zależne od rodziców, rywalizują z rodzeństwem, odczuwają nadmierne oczekiwania wobec siebie. W przypadku starszych, dwudziestoletnich kobiet, bulimia często pojawia się jako następstwo kłopotów małżeńskich.
Chore często same starają się powstrzymać napady bulimii poprzez zastosowanie środków ostrożności, np. nierobienie dużych zakupów, oddają się pracy, nie noszą ze sobą pieniędzy. Inne posuwają się do bardzo drastycznych metod, które świadczą o ogromnej desperacji. Jedna z chorych kobiet podcięła sobie opuszki palców, by nie mogła ich wkładać do gardła w celu wywołania wymiotów. Inna nasmarowała dziąsła maścią znieczulającą, a następnie chciała przewlec przez nie drut!
Jak bulimia odbija się na zdrowiu?
W następstwie nieprawidłowego odżywiania, głodówek, zażywania środków przeczyszczających i prowokowania wymiotów, pojawiają się niedobory pokarmowe, bóle głowy, nadciśnienie, bóle brzucha, wysuszenie skóry, zanik miesiączki, uszkodzenia szkliwa zębów, opuchlizna twarzy, zgrubienia opuszek palców, podrażnienia przełyku, a nawet pęknięcia przepony.
Bulimia rzutuje jednak nie tylko na zdrowie, ale i na całe życie. Pojawiają się kłopoty finansowe (bo np. chore wpadają w wir zakupów, które mają im poprawić humor), nie są w stanie się uczyć i pracować, nie zdają egzaminów, są zwalniane z pracy, rozpadają się ich związki, zanikają relacje towarzyskie, bo kobiety ukrywają się w pełnych jedzenia domach - swoich enklawach obżarstwa.
Jak walczyć z bulimią?
Zazwyczaj bulimiczki zgłaszają się do lekarza nie z samą bulimią, ale z zaburzeniami jej towarzyszącymi, takimi jak wyżej opisane. Rzecz jasna, nie przyznają się do swoich problemów, ataków obżarstwa, wywoływania wymiotów, jednak wnikliwy specjalista powinien połączyć rozsypane puzzle i stworzyć z nich jasną układankę. Niestety, niezwykle rzadko tak się zdarza i w efekcie, chore dziewczyny leczone są objawowo, co nie przynosi większej poprawy, a może nawet pogorszyć ich stan.
Prawidłowe leczenie bulimii powinno opierać się na wspólnej pracy psychologa, psychiatry, dietetyka oraz lekarza ogólnego. W terapię psychologiczną powinna być zaangażowana cała rodzina - jej członkowie muszą wypracować poprawienie wzajemnych, zazwyczaj zaburzonych relacji. Łagodne leki przeciwdepresyjne wyregulują poziom neuroprzekaźników odpowiedzialnych za uczucie głodu oraz sytości, a także zrównoważą nastrój. Dietetyk przygotuje dla pacjentki plan diety, który poprawi stan jej zdrowia i nauczy, jak prawidłowo się odżywiać.
ana20.197