Evans Nicholas-Serce w ogniu.pdf

(2193 KB) Pobierz
Evans Nicholas-Serce w ogniu
Nicholas Evans
SERCE W OGNIU
(The Smoke Jumper)
Tłumaczył: Jerzy Łoziński
436182273.002.png
Książka ta jest fikcją literacką. Nazwiska, postaci, miejsca i zdarzenia albo są produktem
wyobraźni autora, albo wykorzystane są fikcyjnie. Jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych
osób, żyjących czy zmarłych, zdarzeń lub miejsc jest zupełnie przypadkowe.
PODZIĘKOWANIA
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy pomogli przy powstaniu tej książki. A są to: Priscilla
Robinson, Rob Whitty, Alban Davies, Suzanne Laverty, Dave Mills, Bruce Weide, Pat Tucker,
Jeanette Ingold, Jim Marks, Bob Maffit, Dan Pletscher, Dave Friend, Chris Thomas, Jeremy
Mossop, Janey King, Sam Davis, Geoffrey Kalebbo, Philip Jones Griffiths, Charles Glass, Gavin
Smith, Larry Stednitz i Garrett Munson z Alternative Youth Adventures. Proszę, by
podziękowania za słowa otuchy i wiele, wiele innych sposobów wspierania mnie przyjęli: Linda
Shaughnessy, Larry Finlay, Sally Gaminara, Irwyn Applebaum, Nita Taublib, Tracy Devine,
Caradoc King i Charlotte Gordon Cumming.
I wreszcie proszę, by specjalne podziękowania za niezwykłą cierpliwość i gotowość
pomocy przyjęli dwaj strażacy leśni z Missouli: Wayne Williams i Tim Eldridge.
Nie dowie się nigdy, co w sercu drzemie,
Kto marszu nie przebył przez dym i płomienie.
Dla Harry’ego, Maxa i Lauren
436182273.003.png
CZĘŚĆ PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To, co najważniejsze w życiu, zawsze zdarza się przez przypadek. W wieku piętnastu lat
Skye wiedziała niewiele, a każdy następny rok sprawiał, że kolejne sprawy traciły na jasności.
Ale jedno wiedziała na pewno. Możesz aż do znudzenia podejmować usiłowania poprawy,
tysiące bezsennych nocy możesz spędzić na rozmyślaniach, jak wieść życie czyste, uczciwe i
porządne, możesz układać sobie najróżniejsze plany i każdego wieczoru przyrzekać przed
łóżkiem Bogu, że dochowasz im wierności, ba, możesz nawet uroczyście poprzysiąc to w
kościele. Możesz przeżegnać się siedem razy z oczyma mocno zaciśniętymi, możesz z naciętego
kciuka utoczyć krew, wypisać nią przysięgę na kamieniu, a ten później cisnąć o północy w rzekę.
A potem znienacka, niczym jastrząb dopadający szczura, wyskakuje zza pleców nienazwana
katastrofa, zwala się na życie i wszystko na zawsze odmienia bez reszty.
Skye myślała potem, że tego konkretnie wieczoru stary jastrząb musiał siedzieć sobie na
dachu i pozwalał szczurowi jeszcze trochę podokazywać, wszystko bowiem zaczęło się bardzo
niewinnie wraz z tym, jak dwie kobiety wkroczyły nonszalancko do baru.
Nie znała ich. To jednak, kim były, nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Makijażu miały
na sobie więcej niż ubrania, a po sposobie, w jaki stąpały na wysokich obcasach, nietrudno było
zgadnąć, że są już podchmielone. Obie nosiły bardzo obcisłe, skąpe topy, jedna czerwony, druga
srebrny z frędzlami. Ta, która szła pierwsza, miała długie czarne włosy i biust wyeksponowany
niczym melony na tacy, a także spódnicę tak krótką, że wystarczył bardzo delikatny skłon, aby
kolor majtek nie stanowił już zagadki. W barze łomotała głośna muzyka, a kiedy czarnowłosa
spróbowała do rytmu lekko zakołysać się w biodrach, omal nie wylądowała na podłodze.
Towarzyszący im mężczyźni dbali o to, aby miały dookoła siebie dość miejsca, gdy
przechodziły w tłumie. Obaj byli w kowbojskich kapeluszach i od stołu w rogu, który Skye
zajmowała z przyjaciółmi, nie mogła dostrzec ich twarzy. Zresztą niewiele ją one interesowały;
sama była bardziej niż podchmielona. Paliły się przyćmione czerwone światła i w gęstej zasłonie
dymu zobaczyła tylko smutnych czterdziestolatków pilnujących swoich panienek i najpewniej od
436182273.004.png
czasu do czasu rzucających jakieś dowcipy na temat własnych żon. Skye odwróciła wzrok,
pociągnęła łyk piwa i przypaliła kolejnego papierosa.
Jeśli nadal przyciągali jej uwagę, to głównie z tego powodu, że się nudziła. Było to
szczególnie smutne, jako że właśnie miała urodziny. Jed i Calvin zwiśli na stołkach bez ducha,
Roxy nadal szlochała z powodu czegoś, co powiedział jej Calvin, sam zaś Calvin nieustannie
rozwodził się nad swoją bryką, która się bez przerwy psuła. Następny cudowny wieczór w
wielkim mieście, powiedziała sobie Skye i pociągnęła kolejny łyk piwa. Niech mi się szczęści.
Bar był dziurą tak bliską dworca, że szklanki i butelki dźwięczały, ilekroć przejeżdżał
pociąg. Gliny zostawiały to miejsce w spokoju, a personel, jeśli tylko nie było się w śliniaczku,
sprzedawał alkohol bez pytania o wiek. W efekcie większość klientów była w wieku zbliżonym
do Skye, a więc dużo młodsza od czwórki, która właśnie weszła i stała teraz przy barze, czekając
na obsłużenie. Wszyscy byli zwróceni do niej plecami, a ona znowu się w nich wpatrywała.
Patrzyła, jak ręka wyższego z facetów obejmuje biodra czarnulki, potem zjeżdża na pupę
i stamtąd wędruje do obnażonych pleców. Facet nachylił się i - Skye widziała to wyraźnie! -
polizał dziewczynę po szyi. Ale obrzydliwi potrafią być mężczyźni! Czemu ona daje się
obmacywać takiemu palantowi? Cały ten seks był dla Skye czymś dziwnym i wydawało się, że
taki już zostanie. To znaczy, robiła to, oczywiście. Wszyscy robili. Ona jednak kompletnie nie
rozumiała, dlaczego jest tyle szumu wokół całej sprawy.
Facet musiał szeptać kobiecie jakieś świństwa, gdyż nagle odrzuciła głowę, zarechotała i
udała, że chce go spoliczkować. On także się roześmiał i uchylił, a wtedy kapelusz zsunął mu się
z głowy i Skye po raz pierwszy miała okazję zobaczyć jego twarz.
To był jej ojczym.
Przez te parę chwil, zanim ich oczy się spotkały, zobaczyła w jego twarzy coś, czego
jeszcze nigdy nie widziała - chłopaka luźnego, radosnego i dziwnie jakoś wrażliwego. Potem
jednak poznał ją i wyraz chłopięcości natychmiast zniknął z jego twarzy, a powróciło oblicze,
które dobrze znała i którego się bała. Była to twarz wracającego nad ranem do przyczepy
mężczyzny, od którego cuchnęło wódką i wściekłością, który zaczynał wymyślać matce od
dziwek i bić ją, aż zanosiła się krzykiem, a wtedy on swą uwagę kierował na Skye.
436182273.005.png
Wyprostował się, rękę przeniósł na bar i powiedział coś do kobiety, która odwróciła się i
obrzuciła Skye spojrzeniem stanowiącym mieszaninę pogardy i obojętności. On zaś tymczasem
kroczył już w kierunku ich stolika. Skye przygasiła papierosa, mając nadzieję, że ojczym nie
zauważył tego gestu, i podniosła się.
- Idziemy - powiedziała spokojnie.
Była jednak zablokowana, gdyż po prawej Roxy szlochała Craigowi w ramię, po lewej
Calvin i Jed zwisali jak śnięci. Ojczym stanął przy stoliku i jednym spojrzeniem ogarnął butelki,
pełne popielniczki i podciętych przyjaciół.
- Co ty tu robisz, do jasnej cholery?
- Daj spokój, mam urodziny.
Sprawa wyglądała dość marnie, ale warto było spróbować. Mignęła jej nawet myśl, aby
dorzucić „tato”, jak zwracała się do niego przez krótki czas po ślubie matki, zanim się
zorientowała, jaki z niego kawał skurwysyna. Ponieważ jednak się zorientowała, teraz to słowo
nie chciało jej przejść przez usta.
- Przestań mi pieprzyć! Masz dopiero piętnaście lat! Co tu, kurwa, robisz?
- Ej, zaraz, daj pan spokój. Mamy malutką imprezkę.
To był Jed, który się ocknął z pijackiego snu. Ojczym nachylił się, złapał go za gardło i
podniósł do połowy.
- Uważaj, gówniarzu, jak się do mnie zwracasz!!! Podniesiony kolanami Jeda stolik
przechylił się i wszystko, co na nim stało, zwaliło się na podłogę z brzękiem tłukącego się szkła.
Craig poderwał się i usiłował chwycić ojczyma Skye za bark, ten jednak wolną ręką uderzył
chłopaka w twarz. Roxy zaczęła krzyczeć.
- Dość!!! - krzyknęła Skye. - Dość tego!!! Wiedziała, że wszyscy na nich patrzą, a w
kierunku stolika zmierzają kelner i facet, z którym ojczym się tu zjawił.
- Ej, ludzie, wyluzujcie trochę, dobra?! - zawołał kelner.
Ojczym pchnął Jeda z powrotem tak mocno, że chłopak huknął głową o ściankę boksu.
Craig klęczał, z ust ciekła mu krew, a Roxy chlipiąc, nachylała się nad nim. Pierś ojczyma
unosiła się gwałtownie, zmrużył złowieszczo oczy i spojrzał na kelnera.
- Sprzedajecie tutaj alkohol dzieciakom?
436182273.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin