Dzogczen w życiu codziennym.pdf

(1200 KB) Pobierz
456247846 UNPDF
Dzogczen w codziennym życiu
wykład w Stadtraum, Kolonia, Niemcy
27 kwietnia 2005
James Low
Tłumaczenie M.Linca
Contents
FORMALNA PRAKTYKA ......................................................................................................................... - 2 -
HISTORYCZNY KONTEKST DZOGCZEN .................................................................................................... - 2 -
NASZE NARRACJE: LASAGNA ZNACZEŃ ................................................................................................. - 3 -
BUDDA .................................................................................................................................................. - 4 -
NASZ EGZYSTENCJALNY DYLEMAT: PRZEBUDZENIE SIĘ DO WYZWAŃ ŚWIATA ..................................... - 4 -
FILTROWANIE ŚWIATA PRZEZ DOŚWIADCZENIA ................................................................................... - 5 -
NIE MARTW SIĘ ..................................................................................................................................... - 6 -
RELAKSACJA I DZOGCZEN: NGO WO, RANG BZHIN I THUGS RJE ............................................................ - 8 -
N GO WO .................................................................................................................................................... - 8 -
R ANG BZHIN ............................................................................................................................................... - 8 -
Zakupy z matką ..................................................................................................................................- 9 -
T HUG RJE ................................................................................................................................................. - 10 -
PRZEŻYWAJĄCY SAM POJAWIA SIĘ I PRZEMIJA ................................................................................... - 12 -
All content copyright James Low © 2007 http://www.simplybeing.co.uk
456247846.008.png
- 2 -
Witajcie. Nie mamy dzisiaj tłumacza, więc będę starał się mówić w prosty sposób i miejmy
nadzieję, że uda się nam porozumieć. Jeśli coś będzie niejasne, spróbujemy sobie poradzić.
Dziś wieczorem zajmiemy się podstawami dzogczen – jednego z nurtów praktyki buddyzmu
tybetańskiego – oraz tym, w jaki sposób stosować je w codziennym życiu.
Istnieje wiele różnych rodzajów medytacji, które zapewne wszyscy już dobrze znacie. Niektóre z
nich są bardzo formalne.
Formalna praktyka
Formalne praktyki wymagają określonej struktury, na przykład przygotowania ołtarza, składania
ofiar i tym podobnych rzeczy. Przerywamy w ten sposób zwyczajny bieg życiowych spraw. Dzięki
praktyce mamy celową, choć nieco sztuczną odskocznię od codzienności, licząc, że później wrócimy
do zwyczajnego życia z większym poczuciem obecności i świadomości.
Praktykując dzogczen skracamy tą przerwę do minimum, próbując doświadczyć każdego
przejawu naszego życia w powiązaniu z tym, co możemy nazwać otwartym wymiarem egzystencji czy
też naszym własnym podstawowym potencjałem. Innymi słowy chodzi o to, że kiedy wnikniemy w
istotę i jakość każdego z ograniczeń, jakie przeżywamy, w to, co sprawia, że czujemy się skrępowani,
smutni, niespokojni, że mamy depresję itd., okazuje się, że tak naprawdę wszystkie są wyrazem
naszej własnej ekspresji, nie istnieją w oderwaniu od nas samych. A potem, kiedy rzeczywiście i
eksperymentalnie postaramy się dociec, kim tak naprawdę jest ten, kto to wszystko przeżywa,
zaczynamy widzieć, w jaki sposób sama natura naszego istnienia przejawia się na wiele sposobów. Za
chwilę wrócimy do tej kwestii.
Historyczny kontekst dzogczen
Przedtem jednak tytułem wprowadzenia powiem kilka słów na temat historycznego kontekstu
dzogczen. Nauki te pojawiły się bardzo dawno temu w Indiach i Chinach. Rozmaite przekazy wiedzy,
sięgające zamierzchłych czasów ludzkości, połączyły się razem i zostały po raz pierwszy
sformułowane około II wieku n.e.
Ogólnie rzecz ujmując buddyzm koncentruje się wokół kwestii wyzwolenia się od cierpienia.
Podstawowa nauka Buddy mówi, że cierpienie wynika z ignorancji i przywiązania. Ignorancja jest
nieznajomością naszej własnej natury, czyli nie rozumieniem natury i struktury świata, w jakim
żyjemy. Przywiązanie zaś to rozwinięcie relacji zależności z tym, co przeżywamy w stanie ignorancji.
Oczywiście jednym z naszych głównych przeżyć jest doświadczanie samych siebie. Sami dla siebie
także istniejemy jako pewne przeżycie. Kiedy budzisz się rano, przeżywasz przejście ze snu w stan
jawy, w którym wiesz, że robisz to, co robisz, ponieważ są to twoje osobiste przeżycia. Gdyby nie
sama zdolność przeżywania, nie mielibyśmy tych doświadczeń.
Myjesz rano zęby, patrzysz w lustro i widzisz w nim kogoś, kto na ciebie patrzy – patrzysz na tą
osobę myjąc zęby, a ona patrzy na ciebie i też myje zęby. Każdy z nas coś takiego przeżył. Możesz do
siebie powiedzieć: „Patrzę na siebie w lustrze i myję zęby. Wiem, kim jestem. Wiem, jak myć zęby.
Kiedy byłem dzieckiem, mama nauczyła mnie myć zęby. Ponieważ jestem porządnym człowiekiem,
myję zęby codziennie”.
Mamy zatem pewną historię, rodzaj narracji, która daje nam poczucie kontynuacji tego, kim
jesteśmy. Są w nią wplecione różne wątki – niektóre z nich szczęśliwe, inne smutne. Są ludzie, którzy
mieli bardzo trudne dzieciństwo, inni zaś zupełnie beztroskie. Niektórzy mieli beztroską młodość, a
potem im się nie powiodło, inni mieli koszmarne dzieciństwo, a potem w życiu ułożyło się im lepiej.
Tak czy inaczej wszyscy mamy dobre i złe wspomnienia, jakieś nadzieje, lęki, momenty rozwoju i
cofania się, niepokoje, depresje i tak dalej. Wszystkie te ulotne chwile – ulotne w sensie ich
All content copyright James Low © 2007 http://www.simplybeing.co.uk
456247846.009.png 456247846.010.png
- 3 -
tymczasowości, bo ich trwałość można porównać do kropli deszczu wpadających do wody – te chwile
szczęścia i smutku są, zdecydowanie istnieją, a jednak nie da się ich uchwycić; nie ma w nich nic, co
można by zatrzymać.
Nasze narracje: lasagna znaczeń 1
To, co zatrzymujemy, to historie, narracje. Rozbudowujemy je, warstwa po warstwie, aż
powstaje gruba lazagna znaczeń, a jak wiadomo, lazagna jest bardzo ciężkostrawna. I to właśnie
robimy ze swoim życiem. Historie naszej egzystencji okręcają się nam wokół szyi jak pępowina w
łonie na szyi noworodka, tak, że z trudem możemy oddychać. Cierpimy w dużej mierze dlatego, że
nasze własne przeżywanie siebie i otoczenia, w którym żyjemy, jest przetwarzane, transformowane
przez nawykowe, tendencyjne historie o ustalonym przebiegu, blokujące wiele innych potencjalnych
sposobów przeżywania.
Celem medytacji jest zakwestionowanie statusu tych narracji.
Czasami w książkach o buddyzmie można przeczytać, że przyczyną cierpienia jest „przywiązanie
do ja”, albo „przywiązanie do ego”. Uważam, że jest to pewne przekłamanie w tłumaczeniu,
ponieważ do „ja” nie da się w żaden sposób przywiązać. Nie sposób przylgnąć do tego, jakim się jest,
skoro co chwila się zmieniamy. Nie ma w nas nic stałego! Weźmy za przykład zmiany nastroju: ktoś
opowie nam coś miłego i zaczynamy się śmiać, a już po chwili łzy napływają nam do oczu, bo
słyszymy smutną historię. Nie jesteśmy oddzieleni od tego, co na zewnątrz nas, nieprzepuszczalną
ścianą. Bardzo trudno jest utrzymać chwila po chwili poczucie ciągłej, jakkolwiek mierzalnej stałości
samych siebie. Z tego wynika, że kiedy przywiązujemy się do „ja”, tak naprawdę przywiązujemy się
do samej narracji o sobie, tego, jak sami siebie w niej konstruujemy. Zatem być nie przywiązanym to
być bardziej obecnym w życiu, nie opierać się na tych wszystkich zewnętrznych częściach swojej
garderoby, opiniach, osądach, w które się przystrajamy.
Medytacja ma pełnić dwie funkcje. Pierwszą jest przenikliwe obnażanie własnej egzystencji,
wyzbywanie się wszelkich zasłon, tak, aby przeżywać siebie bezpośrednio w momencie stykania się
ze światem. Drugą funkcją jest analiza tego, czym są te zasłony, jakie jest ich pochodzenie.
Pracując w dużym państwowym szpitalu jako psychoterapeuta codziennie spotykam wielu
zaburzonych ludzi i jest dla mnie oczywiste, że wszyscy oni najbardziej cierpią ze względu na brak
kontaktu z własnym istnieniem, tak jak się ono manifestuje. Są zamknięci we własnych
przekonaniach, nawykach i interpretacjach. Spostrzegają świat przez pryzmat uprzedzeń i sądów,
które nabyli w przeszłości, najczęściej we wczesnym dzieciństwie. Rodzice mówili do nich:
„Nienawidzę cię, nie powinnaś była się urodzić” albo „Jesteś głupcem”, albo „Jak dorośniesz,
będziesz musiał ciężko pracować, w przeciwnym razie nie będziesz nic wart”. Wszystkie te
przekonania na temat siebie i natury świata były dzień po dniu wmontowywane w strukturę
dorastającego małego człowieka, który w końcu zaczął się czuć tak, jakby te założenia i przekonania
były naprawdę nim samym.
Jest w tym podwójna trudność. Już sam proces socjalizacji, stawania się człowiekiem, oddziela
nas od naszego aktualnego, naturalnego potencjału. Dzieje się tak dlatego, ponieważ być
człowiekiem zawsze oznacza być konkretnym człowiekiem, w konkretnej rodzinie, w określonej
szkole i społecznej strukturze, wraz z przypisanymi jej przekonaniami, poglądami politycznymi,
ekonomicznymi i tak dalej. A kiedy dorastamy i zajmujemy swoje miejsce w świecie, mamy chwilową
sposobność, niewielkie okienko, przez które możemy wyjrzeć i cokolwiek zrozumieć. I jeśli,
wyglądając przez nie, mając taką możliwość, nadal pozostajemy otumanieni, wierząc we wszystkie te
historie, które przyswoiliśmy sobie w dzieciństwie, to jest to naprawdę bardzo, bardzo smutne.
Lazagna – włoska potrawa; składa się z wielu warstw ciasta makaronowego przełożonego farszem i
gęstym sosem
All content copyright James Low © 2007 http://www.simplybeing.co.uk
1
456247846.011.png 456247846.001.png 456247846.002.png
- 4 -
Budda
Przebudzenie Buddy było ocknięciem się ze snu, w którym śnił sam siebie takim, jakim go
ukształtowały okoliczności. Historyczny Budda urodził się w północnych Indiach jako książę,
wychowany w przekonaniu, że jest kimś wyjątkowym. Żył w otoczeniu ludzi, których oczekiwaniom
starał się sprostać. Wreszcie jednak, w krytycznym momencie swojego życia, już jako dorosły, żonaty
i ojciec, zaczął przyglądać się światu. Spotkał starość. Zobaczył idącego drogą starca i po raz pierwszy
pomyślał: „O, stary człowiek. Ma ciało. Ja też mam ciało. Ja też się zestarzeję. Chociaż jestem teraz
młody i zdrowy, ciało, które mam, moje zdrowe, młode ciało nie jest czymś trwałym. Też będę stary”.
Potem spotkał kogoś chorego i znowu pomyślał: „To człowiek i jest chory. Ja też jestem człowiekiem.
Dlaczego miałbym nie zachorować?”. Mur, który oddzielał go jako uprzywilejowaną osobistość,
księcia, kogoś pełnego mocy, kto zawsze miał być przystojny, bogaty i zdrowy – zaczął się rozpadać.
Wtedy zaczął zdawać sobie sprawę z różnych ważnych rzeczy: „Skoro coś zdarza się innym, może
przytrafić się i mnie. A jeżeli nawet będę mieć tyle szczęścia, że tak nie będzie, to jeśli mam otwarte
oczy i uszy, a szczególnie serce, egzystencja innych będzie mnie dotykać, będzie na mnie wpływać. I
kiedy okaże się to zbyt dotkliwe, będę się przed tym bólem chronił, zamykając się w swoim własnym
świecie, co jednak odetnie mnie od życia”.
Nasz egzystencjalny dylemat: przebudzenie się do wyzwań świata
Stanął zatem przed wyzwaniem: albo otworzyć się na życie i cierpieć, albo nie otworzyć się i nie
przeżywać życia w pełni. Niewielki to wybór! Wszyscy jednak stajemy przed tym egzystencjalnym
dylematem.
Doświadczenie to tak poruszyło Buddę, że zaczął szukać odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób
zdobyć odwagę i wystarczającą przenikliwość, aby stanąć twarzą w twarz wobec faktu: „ten, o
którym myślałem, że jestem, nie jest naprawdę tym, kim jestem.” Ten konstrukt, ta tożsamość, którą
wytworzyły określone okoliczności, jest zawodna. Starość, choroba i śmierć także i mnie dosięgną.
Nie jestem tym, kim myślę, że jestem.”
Poznał wiele różnych instrukcji jak medytować, przez długi czas praktykował i w pewnym
momencie doszedł do następującego wniosku: „To, co robię, jest próbą zamiany zwyczajnej historii
w historię świętą. Próbuję stać się świętym człowiekiem. Próbuję stać się kimś szczególnym,
specjalnym – ale tak naprawdę nie o to chodzi. Tak jak moje poprzednie, zwykłe ja - bycie
uprzywilejowanym człowiekiem - było czymś wytworzonym przez zbieg wielu czynników, podobnie
moja tożsamość świętego – kogoś, kto cały czas pości, praktykuje skrajne formy jogi, nie śpi w nocy,
siedzi w zimnej rzece praktykując różne rodzaje ascezy – i to także jest kolejnym wytworem.
Nauczyłem się, jak być joginem, ale nadal nie wiem, kim jestem! Po prostu zamieniłem jedno
przebranie na inne”.
Postanowił, że tym razem naprawdę spróbuje dociec, zrozumieć, kim jest.
Zrobił sobie matę z trawy i usiadł pod drzewem, a było to sławne drzewo bodhi w Indiach,
niedaleko Gaya, ślubując, że pozostanie tam tak długo, aż zrozumie, kim jest ten, który wspiera czy
też jest tak przywiązany do wszystkich tych uwarunkowanych, wytworzonych, skonstruowanych
interpretacji własnej tożsamości.
Buddyści wierzą, że Budda potrafił to zrobić. Na tym właśnie polegało jego przebudzenie. Takie
jest znaczenie słowa „budda” – to ktoś, kto przebudził się ze snu, snu identyfikacji z historiami
powstałymi na bazie doświadczeń, które, chociaż chwilowe, trwają dzięki ciągłemu ich odświeżaniu.
Mówiąc innymi słowy Budda odkrył, że jego przeżywanie samego siebie było jak nieświeże jedzenie.
Wkładasz je do mikrofalówki, zjesz trochę, chowasz do zamrażalnika, znów wyjmujesz, odgrzewasz w
mikrofalówce, z powrotem wkładasz do zamrażalnika i tak w kółko. Stare, nieświeże jedzenie.
All content copyright James Low © 2007 http://www.simplybeing.co.uk
456247846.003.png 456247846.004.png
- 5 -
Po dokonaniu tego odkrycia Budda zaczął wyjaśniać związek pomiędzy mądrością a
współczuciem. O mądrości mówimy wtedy, gdy rozumiemy i osobiście doświadczymy, nie jako
pewną koncepcję, ale faktyczne przeżycie, że w samym centrum naszego istnienia tak naprawdę
niczego nie ma. Kiedy rzeczywiście wnikniemy w istotę własnego bytu, nie znajdujemy w niej nic, co
byłoby trwałe i określone. Jesteśmy podstawową przestrzennością. Nie jest to jednak mroczna
pustka. Jest to świetlista, twórcza przestronność, chwila po chwili tworząca poruszenia ciała,
wrażenia i uczucia. Jeśli będziesz próbować odnaleźć jej substancję, niczego nie znajdziesz. Ale jeśli
powiesz: „O, tutaj po prostu niczego nie ma”, to także nie będzie prawdą, ponieważ wciąż coś się
manifestuje. Mądrość jest więc zrozumieniem, że korzeniem naszego istnienia nie jest coś, co można
by uchwycić.
Nie jesteśmy odcięci od świata, nie żyjemy oddzieleni własną skórą niczym jakieś autonomiczne
byty, ale raczej, będąc otwartą przestrzennością, której możemy bezpośrednio doświadczyć podczas
medytacji, w każdym momencie, chwila po chwili w geście komunikacji łączymy się z wszystkimi
innymi istotami. I to właśnie jest współczucie.
Kiedy idziesz z przyjacielem na kawę pogadać o pracy, o tym, jakiego okropnego masz szefa, to
także jest współczucie, ponieważ dochodzi tu do wzajemnego współistnienia energii świata. Ale my
rzecz jasna nie postrzegamy tego jako współczucia. Przeżywamy przywiązywanie się, potwierdzanie
własnego, utrwalonego poczucia siebie poprzez operacje myślowe typu: „Ja mówię do ciebie; ty
siedzisz tam; jesteś osobą oddzieloną ode mnie; twoja historia jest inna niż moja. Tak naprawdę
jesteś inny niż ja.” Jestem zatem sobą, całkowicie sam. I każdy tutaj czuje podobnie: „Jestem sobą,
kimś zupełnie samotnym” i nawiązujemy rozmowę z innymi ludźmi z nadzieją, że odnajdziemy jakąś
nić porozumienia. Tak właśnie żyjemy, w swoim kokonie bycia odrębną jednostką.
Poprzez praktykę medytacji możemy się trochę rozluźnić, a kiedy się rozluźniamy, widzimy, że to
„ja” pojawia się zawsze wraz z innymi ludźmi. Nawet, gdy zasypiasz, ułożony na poduszce, i świat
zaczyna się rozpływać, leżąc w objęciach innej osoby, to jest tak, jakbyś wracał do samego siebie.
Nawet w snach zazwyczaj śnimy innych ludzi.
Nasza egzystencja jest zawsze relacyjna. To, kim jesteśmy, jest zawsze związane z innymi ludźmi.
I chociaż na jednym poziomie rodzimy się sami i samotni umieramy, wszystko, co nas dotyczy, ma
charakter relacyjny. Ubrania, które nosimy, uszyli ludzie; jedzenie, które jemy, ktoś wcześniej
przygotował, wyprodukował; ktoś inny nas wozi po mieście, ciężarówki skonstruowali inżynierowie.
Nie tylko jesteśmy po prostu od innych zależni, ale także nierozłączni: nasz sposób istnienia jest
nieodłączną, wręcz intymną częścią istnienia innych ludzi. Taka jest natura współczucia.
Chodzi tylko o to, jak swobodnie kontaktować się z innymi, jak nauczyć się czerpać radość z
energetycznej jakości tych związków, wraz z ich wzlotami i upadkami. Nie jest to bynajmniej jakaś
new age’owska fantazja, w której wszyscy się tylko uśmiechają. Życie jest pełne problemów, jest w
nim depresja, lęk i zamęt.
Filtrowanie świata przez doświadczenia
Chcemy zrozumieć, czym tak naprawdę jest depresja. Myślenie o niej w stylu „Moja depresja
mnie dręczy, chcę się jej pozbyć” tylko cię w niej coraz bardziej pogrąża. Jeśli zaś podejdziesz do niej
z czymś w rodzaju zaciekawienia typu: „Och, rzeczywiście, dziś mam myśli samobójcze, miałbym
ochotę nie żyć. O co w tym chodzi? Jaka jest jakość tego uczucia, które wydaje się aż tak mnie
pochłaniać? Wydaje się przepełniać mnie aż do szpiku kości, wypełniać sobą całą przestrzeń.
Jedzenie nie ma smaku. Mój umysł jest ciężki.” Jeśli pozostaniemy z tym przeżyciem, w kontakcie z
nim, ale nie dając się mu pochłonąć, jeśli się to uda, dostrzeżemy, że jest w nim ruch. Zaczyna się
zmieniać, czujesz, że depresja ma wiele barw. Większość z nich to szarości, brązy, ciemne błękity i
fiolet. Nie są to jasne i wiosenne kolory, ale znajdziemy wiele różnych odcieni, a im więcej będziesz
się im przyglądać, tym więcej znajdziesz: „Och, tak właśnie wygląda subtelna faktura zmieniającego
się przeżywania”.
All content copyright James Low © 2007 http://www.simplybeing.co.uk
456247846.005.png 456247846.006.png 456247846.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin