Proszę, nie pytaj.doc

(118 KB) Pobierz

Żal mi było porzucać to opowiadanie, bo zaklepałam je już w styczniu, więc jest. Nie są to moje ulubione klimaty, ale czegoś takiego też chciałam spróbować.

 

Tytuł: Please, Don’t Ask Me

Autor: jamie2109

Tłumacz: Kaczalka

 

 

PROSZĘ, NIE PYTAJ



- Gin, jesteś gotowa? - Harry woła w kierunku schodów, prowadzących na piętro. To jest stara jak świat tradycja, że mężowie zawsze czekają na swoje, szykujące się do wyjścia, żony. Mężczyźni i kobiety, rytuały, obrządki, zwyczaje. Harry nie był zaskoczony, że się w tym zatracił. Kurczowe trzymanie się tych wszystkich małych rzeczy sprawiało, że miał poczucie własnej przynależności, dawało mu to oparcie, którego nigdy wcześniej nie posiadał.
- Już idę - słyszy zmęczony głos żony i wzdycha. Zna ten ton i zastanawia się, ile przyjdzie zapłacić za spędzenie nadchodzącej nocy z przyjaciółmi. Ginny nie ma nic przeciwko tym spotkaniom, ale zbliża się czas narodzin ich czwartego dziecka i szybko się męczy.
Harry nie upierałby się na temat dzisiejszego wyjścia, ale urodziny Draco są dla niego okazją specjalną.
Gdyby osiem lat temu, w szkole, ktoś powiedział mu, że będzie chciał brać udział, a co więcej, będzie z niecierpliwością wyczekiwał, urodzin Malfoya, posłałby go do Św. Munga.
Ale wszystko się zmienia. Uczestniczył w tych imprezach od pięciu lat. Kiedy wojna skończyła się, dla wszystkich stało się jasne, że Draco nie ma na ramieniu żadnego znaku, a to, co zrobił tej strasznej nocy, gdy Albus umarł, wynikało ze strachu o życie rodziców, obaj postanowili zapomnieć urazy z przeszłości i odkryli, jak wiele ich łączy.
Być może zbyt wiele.
Harry widzi Ginny powoli schodzącą po schodach i właśnie ma wyciągnąć rękę, aby jej pomóc, gdy od tyłu atakuje go mała, wrzeszcząca trąba powietrzna.
- Tatusiu!!!
Przywiera do niego, cała drżąca. Harry rzuca żonie szybkie spojrzenie i odwraca się, podnosi dziecko z podłogi i przytula mocno. Czuje rączki oplatające jego szyję z siłą, która wydaje mu się zbyt duża, jak na pięciolatkę.
- Co się stało?
Córka wtula małą twarz w jego szyje, ale nie odpowiada.
- Rose? - pyta znowu, obracając się tak, aby mógł pocałować ją w głowę. - Jeżeli nie powiesz tatusiowi, co się stało, nie będzie mógł ci pomóc.
Słyszy niewyraźne mamrotanie, coś jak „straszny Pierre” i marszczy brwi. Pierre jest najstarszym dzieckiem Billa i Fleur, ma siedem lat, ale zachowuje się, jak na ten wiek, bardzo dojrzale. Dziadków i rodziców okręcił już sobie wokół jednego palca, a kiedy używa swojego uroku, jest bardziej podobny do rodziny Delacour, niż do Weasleyów. Czerpie złośliwą przyjemność z denerwowania Rose, a dzisiejszą noc ma spędzić z Molly, która opiekuje się także trójką dzieci Pottera.
- Co tym razem zrobił, Księżniczko? - Ginny zbliża się do nich, także całuje swoją córkę w główkę i z patosem oświadcza, że zaraz pójdzie zrobić porządek ze swoim bratankiem.
- On powiedział... - Głos Rose jest drżący i Harry nie pierwszy raz chce udusić małego Pierre’a. - Powiedział, że jestem złą dziewczynką i odejdziesz ode mnie i nigdy nie wrócisz. Ale nie zrobisz tego, tatusiu?
- Nigdy, Księżniczko. Jak mógłbym cię zostawić? Kocham ciebie i twoich braci i nigdy was nie opuszczę.
- Dobrze, tatusiu - córka wzdycha głęboko, ciągle mocno się do niego przytulając. Ginny wraca razem z Molly na korytarz. Ma zmartwiony wyraz twarzy, gdy mówi, że Pierre już dostał reprymendę.
Harry delikatnie rozplątuje ściskające go ramiona i całuje swojego ciemnowłosego anioła w czubek nosa.
- Jesteś i zawsze będziesz moją Księżniczką. - Dzieci są dla Pottera całym światem i przysiągł sobie, że nigdy nie poczują się niekochane i niechciane, a on będzie je chronił ze wszystkich sił. - Teraz uśmiechnij się do tatusia i idź do babci Molly. Jestem pewien, że poczyta ci jedną z twoich ulubionych bajeczek.
Mały uśmiech Rose jest jak promyk słońca przebijający się przez chmury.
- Kocham cię, tato. Jesteś moim bohaterem - mówi swoim najbardziej dorosłym głosem, zanim wysuwa się z jego ramion. Podchodzi do Molly na znak, że problem został rozwiązany. Zanim obie znikną w salonie, Harry wymienia z teściową krótki spojrzenie i widzi kiwnięcie głową na znak aprobaty.
- To nie jest dobre dla niej. Za bardzo ją rozpieszczasz. - Harry słyszy dochodzący z boku głos Ginny. Odwraca głowę i marszczy brwi.
- Ma dopiero pięć lat. Może przytulać się do mnie, kiedy tylko tego potrzebuje. - Jego głos jest zimniejszy, niż planował, ale to stara dyskusja miedzy nimi. Ginny uważa, że psuje dzieci, ale postanowił, że żadne z nich nigdy nie poczuje przez niego bólu odrzucenia.
- Więc w przyszłości nie wiń mnie, jeśli wyrośnie na kogoś tak popsutego i rozkapryszonego, jak Draco. Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak bardzo go lubisz. Ciągle jest tym samym palantem, jakim był w Hogwarcie.
Jej głos staje się zjadliwy i Harry wie, że jeżeli nie ugryzie się w język, to cały wieczór będzie musiał słuchać narzekań. Poza tym, Ginny jest w ciąży i ma prawo do huśtawki nastrojów. Harry kocha swoją żonę, na pewno, ale...
Ale Draco nie jest tą samą osobą, z którą chodzili do szkoły.
- Dobrze, że chociaż potrafi zadbać o swoich gości - kontynuuje Ginny. - Jestem głodna. Możemy już iść?
Nareszcie - myśli Harry, kiedy zmierzają do samochodu. Ginny upiera się przy korzystaniu z tradycyjnych środków transportu, a jemu to nie przeszkadza. Kiedy prowadzi, ma czas, żeby pomyśleć. Jego umysł cofa się do innych urodzin, trzy lata temu, kiedy pierwszy raz pocałował Draco.

***

To była bardzo zabawna noc. Draco naprawdę umiał organizować przyjęcia. Harry czuł się trochę pijany. Jedzenie i wino były doskonałe, bo cóż innego można by się spodziewać po Malfoyu. Towarzystwo jeszcze lepsze. Obiecał sobie, że musi podziękować Draco.
Siedział na zewnątrz restauracji, w czymś na kształt ogrodu, służącego do spożywania posiłków w lecie. Było bardzo przyjemnie. Niebo było czyste, ale gwiazdy na tyle zamglone, że stanowiły zbitą, białą masę, wiszącą nad głową niczym baldachim.
Zaśmiał się na to porównanie i zakołysał, ale zaraz został podtrzymany przez uczynne ramię siadającej obok osoby. Ciepło sprawiło, że ułożył na tym ramieniu wygodnie głowę.
- Knuta za twoje myśli, Harry.
- Za co, Draco?
- Za twoje myśli. Chichoczesz jak panienka i bardzo mnie ciekawi, z jakiego powodu.
Harry uniósł głowę i spojrzał na przyjaciela. Światło gwiazd odbijało się w jego oczach i delikatnie łagodziło kąty i krzywizny twarzy. W tym momencie Harry zapragnął tylko jednego.
- Właśnie teraz myślę, jak bardzo chciałbym cię pocałować - odpowiedział, przez alkohol pozbawiony jakichkolwiek zahamowań. Nie był na tyle pijany, żeby nie zauważyć błysku przyjemności przebiegającego przez twarz Draco, więc pochylił się i dotknął jego ust. To nie był jakiś wielki pocałunek, na to Harry czuł się zbyt odurzony, ale i tak był doskonały.
Po chwili wargi Draco poruszyły się pogłębiając kontakt i stało się tak, jak gdyby klucz otworzył zamek, z którego istnienia Potter nie zdawał sobie dotąd sprawy. Kiedy poczuł język Draco wsuwający się między jego wargi, to było tak, jakby wszystkie zapadki trafiły na właściwe miejsca i otworzyły się drzwi do zupełnie nieznanych mu do tej pory emocji, które niemalże wstrząsnęły jego umysłem.
Pozbawiony tchu przerwał pocałunek i z wyrazem twarzy pełnym zakłopotania wpatrywał się badawczo w oczy Draco. Przez moment wydawało mu się, że dostrzega w nich jakąś błogość, ale twarz blondyna szybko przybrała ten wyraz chłodnej obojętności, tak charakterystyczny dla Malfoya.
- Czy właśnie o to ci chodziło, Harry?
- Tak, było cudownie - wyszeptał, zanim uświadomił sobie, co się przed chwilą stało i, zarumieniony, zamrugał i uciekł spojrzeniem. - Przepraszam, nie powinienem... Nie mogę...
- Harry... - Draco chciał coś powiedzieć, ale Harry wstał i odszedł szybko, odrobinę chwiejnym krokiem.

***

Harry wzdycha i twierdząco kiwa głową na wypowiedź Ginny, z której nie usłyszał ani słowa. Ton jej głosu świadczy, że wypowiadała się o kimś w sposób uwłaczający. Nie przywiązuje do nich wagi, bo pewnie wszystko już miał okazję słyszeć wcześniej, a ona nie oczekuje niczego, poza potwierdzającym chrząknięciem lub kiwnięciem głową, na znak, że jej słucha. Czasem się zastanawiał, czy w jakikolwiek sposób by zareagowała, gdyby nagle powiedział, że chce rozwodu.
Ale wie, że tego nie zrobi. Akurat ta kwestia w ich wzajemnych relacjach nie podlega żadnym wątpliwościom. Porzucenie dzieci nie wchodzi w grę, z jakiegokolwiek powodu. Ginny jest dobrą matką, stanowią integralną część wielkiej rodziny Weasleyów, ich życie jest szczęśliwe. Albo było. Harry wiedział, że jeżeli czegoś mu brakuje, musi nauczyć się to akceptować. Już dawno pogodził się z tym, że w jego życiu zawsze coś jest nie tak.
Kiedy docierają do restauracji, Harry nie zwraca uwagi na jej wystrój, tylko pomaga żonie wejść do środka po schodach i zdjąć płaszcz. Myśli o Draco i lustruje wnętrze sali. Wie, że to prawdopodobnie nie najlepszy pomysł, ale wiedzieć, a móc się powstrzymać, to dwie różne sprawy. Zdejmuje własny płaszcz i trzymając go, próbuje odnaleźć wzrokiem przyjaciela.
Ginny rusza do sali restauracyjnej, w kierunku Hermiony, Rona i kilku innych, wspólnych znajomych. Harry przez chwilę jeszcze pozostaje w holu, wypatrując jasnowłosej głowy. Wmawia sobie, że nie lubi tłumów i musi się przygotować na dotyk innych ciał, uściski dłoni, uśmiechy, poklepywania po plecach, ramionach, pośladkach... wszędzie, gdzie tylko mogą dosięgnąć. W środku jest około dwustu ludzi, więc obawy są całkowicie uzasadnione. Ale prawda wygląda tak, że musi zlokalizować Draco, żeby przygotować twarz i pochować emocje głęboko.
Harry odkrył, że kiedy Malfoy jest blisko, nie potrafi kontrolować swojego oszalałego tętna. Przynajmniej nie bez wcześniejszego przygotowania, ale nawet wtedy Draco potrafi rozbić jego opanowanie jednym spojrzeniem.
Powinien być na to przygotowany. Po zaledwie minucie od odejścia Ginny poczuł za plecami czyjąś obecność, znajome dłonie objęły go w tali, a włosy na karku uniosły się i tańczyły w strumieniu ciepłego powietrza wydobywającego się z szepczących ust:
- Najwyższy czas, Potter. Zaczynaliśmy się zastanawiać, czy nie zostałeś wezwany do Szpitala. - Draco kładzie naciska na „s” w słowie szpital, co powodu podmuch gorącego powietrza. Harry drży i zagryza dolną wargę. „Nie dzisiaj wieczorem - mówi do siebie - proszę, tylko nie dzisiaj.” Zmusza się do uśmiechu. Uśmiechu, mówiącego: cieszę się, że cię widzę, PRZYJACIELU, i odwraca się, żeby stanąć z nim twarzą w twarz.
Draco nie zmienił się wiele od czasów szkolnych. Dojrzał, oczywiście, ale ciągle posiada to niestarzejące się piękno, gwarantujące młody wygląd nawet za wiele lat. Harry zazdrości mu tego, a dzisiejszego wieczoru jest kompletnie oczarowany jego wyglądem. Przygotowany czy nie, Harry nie może ukryć błysku wdzięczności w oczach i ponieważ ciągle są sami, pozwala sobie delektować się tym. Samolubnie. Chociaż przez chwilę.
Harry obserwuje, jak kąciki ust Draco zaczynają unosić się ku górze, w drodze do złośliwego uśmieszku, który jednak nie osiąga takiej samej ekspresji zadowolonej pewności siebie, jak miało to miejsce w przeszłości. Harry jest za to wdzięczny i mimo że te wargi działają na niego niezwykle pociągająco, otrząsa się i uśmiecha szeroko.
- Nie, dzięki Merlinowi - odpowiada. - Wszystkiego najlepszego.
Zostaje zaskoczony szybkim uściskiem, ale rozumie, że to całkiem naturalne wśród przyjaciół. Nie ma nic wspólnego z pieszczotami kochanków. Przynajmniej do momentu, aż Draco nie przytula twarzy do jego szyi i Harry nie słyszy drżącego szeptu:
- Tęskniłem za tobą.
Te słowa sprawiają, że wszystkie włoski na jego ciele unoszą się.
- Wiem - odpowiada tak samo cicho i jeszcze chwilę trwa w uścisku, zanim się odsunie, nie zdejmując jednak rąk z ramion Draco, i nie na tyle daleko, żeby dłonie Draco nie mogły pozostać na jego biodrach.
Patrzy mu w oczy, z których zniknął uśmiech, zastąpiony głęboką, bolesną, łamiącą serce tęsknotą. Harry musi starać się z całych sił, aby nie wypowiedzieć słów, które Draco tak bardzo pragnie usłyszeć, które mogłyby przywrócić blask w jego oczach.
Po chwili twarz przyjaciela powoli zostaje powleczona maską, pełną jednak zrozumienia, za które Harry kocha go jeszcze bardziej.
Taką samą maską, jaką widzi zawsze, kiedy spotykają się i dotykają...

***

Dwa lata wcześniej...
Ginny była w szpitalu, trzy dni wcześniej urodziła bliźniaki i ciągle potrzebowała odpoczynku. Harry spędzał czas z małą Rose, bawiąc się z nią i rozpieszczając okropnie. Prawie zdecydował nie brać udziału w tegorocznym przyjęciu urodzinowym Draco. Po ostatnich wydarzeniach był ostrożny i zastanawiał się, czy oboje nie czuliby się niezręcznie, gdyby znowu za dużo wypili.
Oczywiście widzieli się od tego czasu kilka razy, rozmawiali o pocałunku, umówili się, że to wina alkoholu i nawet śmiali z tego.
Niemniej Harry nie mógł ignorować zalegającego gdzieś w głębi oczu Draco mroku i odpowiadającej mu pustki we własnym wnętrzu. Pocałunek był czymś więcej, niż oboje gotowi byli przyznać, ale jakie to miało teraz znaczenie?
Harry spędził cały wieczór cicho gawędząc z przyjaciółmi, gratulując kolejnej parze udanego związku i myśląc, że wszyscy jego przyjaciele są już teraz w małżeństwie. Pił i generalnie miło spędzał czas, ale łapał się na przyglądaniu się Draco dużo częściej, niż powinien, a nieprzerwane spojrzenia, które otrzymywał z powrotem, niczego nie czyniły łatwiejszym. Przez chwilę się zastanawiał, jakim cudem nikt jeszcze od tych spojrzeń nie spłonął... lub, dlaczego nikogo one jeszcze nie zaniepokoiły.
Harry czuł się wyjątkowo niewygodnie w wieczorowym stroju, kiedy żadna ilość wiercenia się i kręcenia na krześle nie była w stanie złagodzić twardości w spodniach. Zaczął pić więcej, ale jego myśli ciągle były tak przejrzyste, jak gdyby był całkowicie trzeźwy, choć wiedział, że nie był. I kiedy Draco posłodził swoją kawę i polizał łyżeczkę, Harry zrozumiał, że nie potrzebuje niczego więcej, aby spuścić się we własne spodnie. Nie ośmielił się ruszyć z miejsca, aby wszyscy obecni w pokoju ludzie nie zobaczyli, co tak naprawdę się z nim dzieje za fasadą upojenia alkoholem. Wiedział, że to, co czuje, jest złe. Miał dzieci i żonę, która właśnie urodziła bliźniaki. A był podniecony bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu... Z powodu mężczyzny. Z powodu Malfoya.
Siedział więc na swoim miejscu, przerażony, twardy i ponad wszystko spragniony ulgi. Czekał, aż goście wyjdą, wtedy mógłby ulżyć sobie w męskiej toalecie, nie robiąc z siebie pośmiewiska. Kiedy wreszcie zrobiło się luźniej, a ostatni uczestnicy przyjęcia przestali zwracać na niego uwagę, wstał pospiesznie i prawie wbiegł do toalety, wpadł do kabiny i zamknął za sobą drzwi.
Spodnie zostały spuszczone, a boląca erekcja uwolniona w rekordowo krótkim czasie. Zacisnął dłoń wokół penisa, zamknął oczu i jęknął z ulgi. Szybciej, szybciej, mówił do siebie, przyspieszając ruchy pięści trącej całą jego długość i wyobrażając sobie, że to dłonie Draco dają mu tą przyjemność.
Zbyt skupiony nie usłyszał otwierających się drzwi toalety, a potem kabiny. Gwałtownie otworzył oczy dopiero wtedy, gdy poczuł inną dłoń, dołączającą do jego własnej, głaszczącą go. Draco stał przed nim, z zarumienioną twarzą, przygryzając dolna wargę i wpatrując w niego.
- Wybiegłeś tak szybko, bałem się, że coś ci się stało - powiedział. Ale jego oddech wydawał się wyrażać więcej niż słowa, kiedy ruchy ich rąk powoli zwalniały, aż do całkowitego zatrzymania.
- Draco... - zdołał jeszcze wyszeptać Harry, zanim jęknął na widok blondyna opadającego przed nim na kolana. Boże, ależ on jest piękny - pomyślał. Wiedział, że powinien to przerwać, że to było złe, ale nie był w stanie.
- Harry - głos drugiego mężczyzny był niemalże kwileniem i całe ciało Harry’ego wygięło się w stronę tych rąk i wiedział, że mógłby dojść tylko od patrzenia na tą twarz, przepełnioną tak wielkim pragnieniem. - Proszę... chcę tego tak bardzo. - Jego głos był czystym błaganiem. - Chcę tego od tak dawna. Jutro możemy znowu być tylko przyjaciółmi, ale dzisiaj, tylko dzisiaj wieczorem...
Gorąca dłoń Draco na jego wzniesieniu uświadomiła mu, że już nie jest w stanie się bronić. Z nieznanego powodu chciał tego człowieka bardziej, niż kogokolwiek wcześniej. Odsunął własne ręce i oparł się plecami o ścianę. Na znak zgody kiwnął tylko głową, zbyt ogarnięty pożądaniem, żeby mógł zaufać własnemu głosowi.
Wiedział, że to jest złe, choć nie potrafił się zatrzymać. Wszystko zaszło zbyt daleko. Odtąd już nigdy nie będzie tak samo. Dzisiejszy wieczór mógł zrujnować w jego życiu wszystko, na co tak ciężko pracował. Ale w jaki sposób przestać, kiedy przedmiot najgłębszych pragnień klęczy przed tobą, błagając?
Draco wydał z siebie krótki, płaczący dźwięk, i chciwie otoczył ustami jego członka. Dłonie Harry’ego przylgnęły do ściany, szukając oparcia.
- Tak... - jęknął, a jego głos został prawie zagłuszony przez dźwięki wydobywające się z gardła drugiego mężczyzny.
Nic, cokolwiek robił z Ginny, nie mogło się równań uczuciom, jakie teraz go opanowały. Gorąco, mokro, jego obolałe ciało doskonale dopasowane do tych chętnych ust. Pytania na temat dobra i zła zostały zastąpione czystą, surową potrzebą, ogarniającą całe ciało i paraliżującą wszystkie zmysły.
Język Draco był zarówno śliski i delikatny, jak też twardy i stanowczy, kiedy przesuwał się wzdłuż jego męskości. Dłonie Harry’ego z własnej woli spoczęły na głowie Draco, a drżące palce wplotły się we włosy. Popełnił błąd, spoglądając w dół, obserwując, jak jego własne ciało znika w tym pochłaniającym go cieple, i kolana się pod nim ugięły.
Niejasno zarejestrował, jak Draco puścił jego biodra i w szaleńczym tempie rozpiął własne spodnie. Pocierał swojego penisa w tym samym rytmie, w jakim jego usta pieściły Harry’ego, który zresztą był tak oszołomiony tym, co język blondyna z nim wyprawia, że nie był w stanie skupić się na niczym.
Kiedy Draco podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały, płuca Harry’ego zostały pozbawione powietrza. Wymiana emocji była tak intensywna, że niemal zapomniał, jak się oddycha. Wiedział, że koniec jest już blisko.
Z jego ust wyrwał się cichy jęk i, niezdolny do wypowiedzenia choćby jednego słowa, pociągnął lekko za jasne włosy. Draco wstał i ujął jego erekcję w dłonie. Ręce Harry’ego, bez udziału jego woli, sięgnęły do rozpiętych spodni przyjaciela, odnajdując tam niezwykle gładkie, twarde i wilgotne ciało.
Stali naprzeciw siebie, ciało przyciśnięte do ciała, z zamkniętymi oczami, oddychając tym samym powietrzem i wiedzieli, że to nie był przypadkowy seks. Że to znaczyło o wiele, wiele więcej.
Szczyt osiągnęli niemal równocześnie, spazmatycznie łapiąc powietrze, zaciskając wszystkie mięśnie, wczepieni w siebie i jednakowo wyczerpani, z twarzą Draco wtuloną w szyję Harry’ego.
- Przepraszam... - powiedział Harry, kiedy ich ciała trochę się uspokoiły, a myśli nabrały jasności. Odsunął przyjaciela od siebie i spojrzał na niego. Wzrok Draco był pełen zrozumienia, ale także bólu.
- W porządku... - powiedział. - Tylko przyjaciele?
Harry chciał wykrzyczeć, że „Nie!”, ale jedynie kiwnął twierdząco głową, naciągnął spodnie i wyszedł.

***

- Musimy iść. Twoi goście czekają. - Harry uśmiecha się smutno do Draco, który krzywi się nieznacznie, ale przytakuje. Te oczy...
Harry wzdycha.
- Draco...
- Nie... proszę. Naprawdę rozumiem. - Lekkie dotknięcie dłoni i nagle wszystko odchodzi: wyraz twarzy, smutne spojrzenie. Maska powraca, Draco uśmiecha się w swój zwykły, flirtujący sposób.
- Więc gdzie masz dla mnie prezent? - Oczy błyszczą mu figlarnie, bo dobrze pamięta, że już dawno umówili się, że nie będą sobie dawać podarunków. Harry musi mocno zacisnąć wargi, żeby nie powiedzieć, jak bardzo sam chciałby być takim prezentem. Mógłby nawet zawinąć się w złoty papier. Drży na samą myśl, jak Draco szalonymi ruchami mógłby zdzierać z niego opakowanie.
Zamiast tego szturcha go delikatnie za ramię i odwzajemnia uśmiech.
- Idiota - karci go czule.
- Panie Potter, to cię będzie drogo kosztować. - Draco posyła mu złośliwy uśmieszek i Harry wie, że zapłaci. Jakąkolwiek cenę. Przyjaciel na pewno wymyśli coś... interesującego, a on jest skłonny dać się wciągnąć w jego grę. W końcu, tak mało może mu ofiarować.
- Co masz na myśli?
Draco chwilę się zastanawia, zaciska wargi, w końcu uśmiecha triumfująco.
- Zatańczysz ze mną - mówi z nagle poważną twarzą i tęsknotą i Harry wie, że nie odmówi. Wszyscy wiedzą, że Draco jest gejem, nigdy nie robił z tego tajemnicy. Ale rzadko ma partnerów i musi znosić dokuczania przyjaciół na temat nieodwzajemnionej miłości, z powodu której usycha z tęsknoty, lub, że ma złamane serce i przysiągł pozostać samotny na zawsze.
Nikogo nie zdziwiłby ich taniec. Draco robił to wielokrotnie, ze wszystkimi przyjaciółmi, zarówno mężczyznami, jak i kobietami. Ale, do tej pory, nigdy z Harrym.
Kiwa głową na zgodę.
- Nie pragnę niczego więcej - mówi miękko, choć nie ma pojęcia, jak mógłby trzymać Draco w ramionach i nie chcieć niczego więcej. Ale przynajmniej tyle może mu dać.
Jednocześnie się odwracają i wchodzą do restauracji. Draco przeistacza się we wzór dobrego gospodarza. Ginny siedzi przy stole, razem z Ronem, Hermioną, Pansy i Zabinim. Są pochłonięci rozmową, co jakiś czas przeplataną wybuchami śmiechu. Harry siada obok żony i całuje ją delikatnie w czubek głowy. Odpowiada mu trochę napiętym uśmiechem, ale kładzie dłoń na jego udzie i ściska lekko.
Wszyscy wymieniają pozdrowienia. Draco troskliwie upewnia się, czy Ginny jest wygodnie i czy niczego jej nie brakuje, a Harry jest mu wdzięczny, że w jego głosie nie ma śladu goryczy.
- Jak się masz, Ginny? Wyglądasz, jakby kolejny mały Potter mógł przyjść na świat w każdej chwili - mówi i uśmiecha się naprawdę serdecznie.
- Czuję, jakbym mogła eksplodować - odpowiada zmęczonym głosem, pocierając brzuch. - Mam już dość chodzenia po domu jak kaczka. Własnych stóp nie widziałam od miesięcy...
Harry nie zwraca szczególnej uwagi na słowa żony - nie, żeby nie przejmował się jej stanem - ale wszystko to słyszał już wielokrotnie. Postanowili zresztą, że czworo dzieci w zupełności wystarczy i to będzie ostatnie.
Przestaje przysłuchiwać się ich rozmowie i odwraca do Hermiony.
- Wyglądasz, jakbyś cała promieniała.
- Zgadza się - odpowiada za nią Ron, otrzymując za to karcące spojrzenie, ale też i uśmiech.
- Ronald i ja w końcu spodziewamy się dziecka - mówi.
- Och, w takim razie gratuluję! - Harry woła i nachyla się, żeby ucałować przyjaciółkę, a potem ściska dłoń Rona poprzez stół. Podziela ich radość, bo już od kilku lat bezskutecznie starali się o potomka, mieli nawet zrezygnować. Patrzy na ich szczęśliwe twarze i bardzo dobrze rozumie, co muszą czuć. Sam to kiedyś przeżywał.
Rozmowy o wszystkim i niczym toczą się wokół, Harry napełnia swój kieliszek winem i sączy go powoli, a Hermiona, korzystając z ogólnego zamieszania nachyla się do jego ucha.
- Co się dzieje między tobą i Draco? - pyta szeptem i Harry prawie dławi się winem.
- O co ci chodzi?
- Długo was nie było. Harry, możesz robić głupków z większości z tych ludzi, ale nie ze mnie. Znam cię zbyt dobrze. Widziałam, jak on na ciebie patrzy.
Kurwa.
- Nic się nie dzieje. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi.
Hermiona nie mówi nic więcej, ale jej spojrzenie świadczy o tym, że mu nie wierzy.
- To prawda - Harry powtarza.
- Niech będzie. Ale powinieneś wiedzieć, że on jest w tobie zakochany.
Harry zdaje sobie z tego sprawę. Jak również z faktu, że tę miłość odwzajemnia. Ale nie istnieje nic, co mógłby zrobić. Nic.
- Między nami nic się nie zdarzyło - mówi to, co konieczne, choć serce boli jak diabli. - I nigdy się nie wydarzy. Nie z nim. - Boże... same kłamstwa. Właśnie z nim mogłoby się wydarzyć wszystko.
Dalsze przesłuchanie zostaje na szczęście przerwane przybyciem pierwszego posiłku. Wiele osób zerka ponad stołem na Draco, który siedzi obok Ginny, zaś po drugiej jego stronie stoi puste krzesło. Harry głośno zastanawia się, do kogo może ono należeć.
- Draco miał zaprosić swojego chłopaka, ale wydaje mi się, że, niestety, właśnie wczoraj się rozstali, prawda?
Malfoy kiwa głową i posyła w stronę Blaise’a krzywe spojrzenie.
- O co poszło tym razem? Był zbyt zaborczy, czy może nie troszczył się o ciebie dostatecznie? Albo nie miał właściwego koloru oczu? - Pytania Zabiniego są sarkastyczne i Harry patrzy na niego zmrużonym wzrokiem.
- Oczywiście, Blaise, mój drogi. - Draco macha nonszalancko widelcem. - Jak ktokolwiek mógłby rywalizować z mężczyznami przy tym stole? Masz ochotę na mango?
Wszyscy zaczynają się śmiać, ale Harry mógłby przysiąc, że słyszy, jak Blaise mruczy pod nosem coś, co brzmi jak „niedostatecznie zielone”.
Całe zajście pozostawia w ustach Harry’ego nieprzyjemny smak, oczywiście nie z powodu zazdrości, że Draco spotyka czasami innych mężczyzn. Zazdrość jest nierozsądna. Wcześniejszy komentarz Hermiony i teraz Zabiniego sprawiają, że czuje się, jakby każdy był w stanie przejrzeć go na wylot. Marszcząc brwi patrzy na siedzącą bokiem Ginny, ale żona pogrążona jest w rozmowie z Draco, co samo w sobie jest niezwykłe, biorąc pod uwagę, że zawsze nazywa go palantem. Harry odpręża się i obiecuje sobie, że w przyszłości będzie bardziej ostrożny.
Gdy tylko pierwsze danie jest zjedzone, a talerze posprzątane, Draco prosi o wybaczenie, ponieważ teraz musi iść porozmawiać z innymi gośćmi. Kiedy stoi już za jego krzesłem, Harry czuje ciepłe dotknięcie ręki na ramieniu. Każdy atom jego ciała pragnie wygiąć się w stronę tej dłoni, ale wie, że nie może.
Przez chwilę wsłuchuje się w dyskusję Rona i Blaise’a na temat nowego sklepu bliźniaków w Paryżu - mają ich teraz kilka i cała rodzina jest w dobrej kondycji finansowej - po czym przeprasza i wychodzi do męskiej toalety.
Kiedy myje ręce, drzwi otwierają się i Zabini dołącza do niego.
- Harry.
- Blaise - odpowiada. - Miły wieczór, prawda?
Następną rzeczą, jaką Harry sobie uświadamia, jest twarz drugiego mężczyzny tuż przy jego własnej i pięści zaciśnięte na jego koszuli. Mina Blaise’a wyraża groźbę, kiedy uśmiecha się do Harry’ego szyderczo.
- Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, iż twoje monopolizowanie Draco pozbawia go możliwości normalnego życia?
- O co ci chodzi? - Harry warczy. - Zabierz ze mnie swoje ręce! - dodaje, a następnie odpycha Zabiniego od siebie. Gdy tylko jest wolny, zaczyna wygładzać pomiętą koszulę, poprawia krawat i patrzy na Blaise’a z wściekłością.
Wzrok Zabiniego ponownie zapełnia się odrazą.
- Dobrze wiesz, Potter. Draco nigdy nie był w związku, który utrzymałby się dłużej niż tydzień. Zawsze znajduje w partnerach coś złego i każdego odrzuca. Bo okazują się być tylko marną namiastką... twojej osoby. Sposób, w jaki na ciebie patrzy... Musielibyśmy być ślepi, żeby nie widzieć, co do ciebie czuje.
- Ja nie... - zaczyna Harry, ale Blaise nie ma za zamiaru pozwolić mu skończyć i popycha go.
- Zawsze taki byłeś, Potter. Musiałeś skupiać na sobie całą uwagę. Nie mógłbyś być szczęśliwy, gdybyś nie był w świetle reflektorów, ze wszystkimi wokół, kłaniającymi się przed tobą. Dlaczego musisz mieć także Draco? Czy twoja rodzina już ci nie wystarcza?
- Oczywiście, że tak...
Harry chce sprostować wszystko, co Blaise mu zarzucił, wyjaśnić, przyznać, że kocha Draco. Ale to nie ma sensu, ponieważ między nimi nigdy nic nie będzie. Wtedy jednak Zabini macha lekceważącą ręką, jakby odprawiając go, i opuszcza łazienkę, zostawiając Harry’ego ogłuszonego, kurczowo trzymającego się obiema rękami umywalki.
Potter daje sobie trochę czasu na pomyślenie i uspokojenie oszalałego serca. Wszystko, czego pragnie, to wejść do restauracji, złapać Draco za ręce i odejść razem z nim. Gniewnie uderza dłońmi o krawędź zlewu, ale spowodowanym tym gestem ból nie przynosi dużego pocieszenia. Przeklina wszystko, co tylko przychodzi mu do głowy: świat, całą tę sytuację, Ginny, Draco, a najbardziej siebie samego. Wie, że od tego niewiarygodnego aktu dwa lata temu, powinien był unikać Draco. Już wtedy zdawał sobie sprawę, że kroczy po niebezpiecznie cienkim lodzie, ale zignorował te małe, ostrzegające go głosy w głowie, każące trzymać się od Draco z daleka.
Zakochał się.

***

Wbrew obawom, Harry zgodził się zjeść z Draco lunch, tylko tydzień po tym wydarzeniu. Bawili się świetnie, jedynie rozmawiając, z łatwością spychając na bok wszelkie niewygodne i wprawiające w zakłopotanie tematy. Czas spędzony razem był bardzo przyjemny.
Zaczęli spotykać się regularnie. W każdą środę, każdego tygodnia Harry aportował się do wybranej przez nich restauracji. Jedli, rozmawiali, śmiali się, a wzajemne towarzystwo stawało się dla nich coraz bardziej wygodne. Harry opowiadał o tym, jak bardzo zawsze chciał mieć normalne życie. Jak nienawidził wszelkich etykietek, które inni mu przypinali i oczekiwań, jakie w stosunku do niego mieli. Jak oczekiwał, że stworzy zdrowy związek, bez skandali, które stanowiłyby pożywkę dla mediów.
W cichym porozumieniu nie rozmawiali o Ginny, chociaż historie związane z dziećmi Harry opowiadał tak często, jak tylko mógł. Draco uśmiechał się wtedy i słuchał ze skupioną uwagą. Nadmienił, że zawsze chciał mieć dziecko. Ale kiedy zrozumiał, że jest gejem, musiał z tych planów zrezygnować. Harry pamiętał, jaką przyjemność sprawiła mu wizja Draco w towarzystwie dzieci, dlatego postanowił zaprosić go do siebie.
Malfoy zaskoczył go sposobem, w jaki oczarował jego córkę opowieściami o zaczarowanych księżniczkach, przystojnych królewiczach i o tym, jak razem pokonali złą wiedźmę, a potem żyli długo i szczęśliwie. Rose słuchała skupiona, a na koniec uśmiechnęła się, objęła go i powiedziała, że gdyby tatuś nie był już jej księciem, to on stałby się nim na pewno. Od tego dnia Harry nazywał córkę swoją Księżniczką, a ona go - bohaterem. To była jedyna, wątła nić, łącząca życie Malfoya z jego własnym.
Draco przestał umawiać się z innymi mężczyznami, tłumacząc, że nie ma na to czasu. Ale kiedy Harry, z duszą na ramieniu zaproponował, aby zrezygnowali ze swoich, cotygodniowych spotkań, przyjaciel wyglądał na kompletnie zrozpaczonego. Harry’ego ogarnęło przyjemne ciepło na myśl, że Draco zaczyna czuć to samo, co on. Oczywiście, nigdy o tym nie rozmawiali.
Nie dotykali się, nie całowali, nie uprawiali seksu.
Byli tylko przyjaciółmi.
I dopóki żaden z nich nie poruszył tego tematu, wszystkie ich wzajemne uczucia pozostałyby niewypowiedziane i... bezpieczne.
Aż do dnia, kiedy Draco pojawił się w restauracji wyglądając, jakby właśnie miał bliskie spotkanie z hipogryfem.
- Stało się coś złego? - zapytał go Harry.
Przyjaciel tylko potrząsnął głową, ale nie odpowiedział. Ponieważ jednak coś było zdecydowanie nie tak, Harry naciskał, aż w końcu Draco wyznał cichym, pokonanym głosem:
- Myślę, że nie będziemy mogli się już dłużej widywać.
- Dlaczego? - zapytał Harry, marszcząc brwi i ignorując ostre bóle w klatce piersiowej.
Wzrok Draco błądził wszędzie, byleby tylko nie spotkać się ze spojrzeniem Harry’ego. Kilka razy sprawiał wrażenie, jakby chciał zacząć mówić, ale zamykał usta z powrotem. Po czwartej próbie, kiedy Harry miał właśnie chwycić go i potrząsnąć, żeby wreszcie wydusił z siebie, o co chodzi, te piękne, wyraziste oczy wwierciły się w niego z wyrazem totalnego smutku.
- Zakochałem się w tobie, Harry.
Szczęki Draco zaciskały się mocno, żeby powstrzymać łzy, Harry widział błyski w jego oczach, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Nie istniało nic, co mógłby powiedzieć. Był w pełni świadomy, że tchórzostwem jest nie przyznanie się, co sam czuje zawsze, kiedy widzi Draco. Jak bardzo chciałby objąć go i całować, aż obaj zapomną, kim są.
Wszystko, na co się zdobył, było kiwnięciem głowy i wyznaniem, że nie wyobraża sobie, iż mogliby się nigdy więcej nie spotkać, że cokolwiek Draco do niego czuł, nie mogłoby to niczego zmienić. Harry nie mógł stracić jego przyjaźni, a właśnie przyjaźń była jedynym uczuciem, jakie mógł Draco ofiarować.
Wyszedł wtedy, nie mogąc stawić czoła własnemu, rozbitemu sercu. Niezdolny spojrzeć w oczy Draco, skoro nie mógł mu ofiarować tego, czego tamten chciał. Czego obydwaj chcieli.
Niezdolny zatrzymać zalewającego go pragnienia i desperacji, które ogarniały go, kiedy myślał o Draco.
Tej nocy śnił o jedwabistych, jasnych włosach, rozrzuconych na poduszce, okalających pełne intensywnego pragnienia oczy. Widział powierzchnię bladej skóry pod koniuszkami swoich palców, pokrywającą pierś, sutki, i coraz niżej, aż do brzucha, gdzie mógł wyczuć naprężone mięśnie. Chwilę później poczuł gorąco i twardość penisa Draco, wbijającego mu się w brzuch. Leżał pomiędzy jego udami i kołysał się rytmicznie, wbijał w ciało kochanka. Jego palce chwyciły Draco z taką dzikością, że zabolały i niemal zatrzeszczały w stawach.
Krzyknął, kiedy dochodził, i w tym momencie obudził się, roztrzęsiony, schwycony w uścisku prawdziwego orgazmu, który wstrząsał nim, aż Harry nie osłabł tak bardzo, że jedyne, co mógł zrobić, to leżeć i łkać bezgłośnie bojąc się, że obudzi żonę, śpiącą mocno obok niego. Płakał z powodu swojej beznadziejnej miłości do Draco i braku odwagi, żeby wyznać, co do niego czuje.
Był w pułapce: nie mógł mieć Draco, ale równocześnie nie mógł pozwolić mu odejść.
Nadal spotykali się raz w tygodniu i pracowali, aby wzmocnić przyjaźń między sobą. Jeżeli czasami Draco widział cienie pod oczami Harry’ego, nie odzywał się słowem, jakby wiedział, co Harry czuł i gdyby wyznał głośno swoje troski, to ta krucha rzecz między nimi zostałaby rozbita. I jeżeli nawet pozwalał od czasu do czasu, aby Draco dotknął go, pieszcząc delikatnie dłoń lub ramię, czy nawet odgarnąć z czoła kosmyk włosów, to przecież nikt nie mógłby powiedzieć, że to nie były gesty czysto przyjacielskie.
Obaj żyli dla tych dotknięć i im bliżsi się sobie stawali, tym witali je z większą radością i uważali za coś jak najbardziej naturalnego.

***

Harry wraca do stołu w momencie, kiedy podawane jest główne danie. Cicho wślizguje się na miejsce obok Ginny i rozkłada serwetkę na kolanach. Kątem oka dostrzega zmarszczone brwi Blaise’a i usilnie stara się powstrzymać wypływający na policzki rumieniec. Jego trzęsąca się ręka chwyta butelkę wina, kiedy widzi, jak Zabini pochyla się do Pansy i szepcze jej do ucha coś, co sprawia, że dziewczyna zerka szybko na Harry’ego, a potem ucieka wzrokiem.
Wzdycha i milczy bojąc się powiedzieć cokolwiek, co w tym momencie mogłoby być uznane z prow...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin