Przebudzenie charyzmatów.docx

(127 KB) Pobierz

Przebudzenie charyzmatów, ks. Serafino Falvo

 

O CHARYZMATACH OGÓLNIE
„ Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą" (Mk 16, 17).

BRAK WIEDZY O CHARYZMATACH
„Nie chciałbym, bracia, byście nie wiedzieli o darach duchowych". Tak pisał św. Paweł do pierw­szych chrześcijan z Koryntu (1 Kor 12, 1). Problem niedostatecznej wiedzy odnośnie tych Darów jest ciągle aktualny, od początków Kościoła do czasów obecnych...
Lecz przecież chrześcijanie z Koryntu nie byli ta­kimi ignorantami w tej dziedzinie, jakimi jesteśmy my, dzisiaj! Niewiele nam pomaga świadomość dwóch tysiącleci, jakie upłynęły od czasów św. Pawła.
Wierni z Koryntu przeciwnie, dobrze znali cha­ryzmaty nie dlatego, że pilnie uczyli się katechizmu, ani też z kursu teologii. Znali je dobrze, gdyż nimi żyli, doświadczali ich, posiadali je i stosowali w ży­ciu codziennym. Dla nich życie chrześcijańskie zna­czyło: życie charyzmatyczne.
Paweł o tym wiedział, świadom był obfitego objawiania się Darów Duchowych w Koryncie. Je­dynie sposób korzystania z nich budził jego zastrze­żenia. Zdecydował się na interwencję nie po to, aby pouczyć ową wspólnotę o tym, że charyzmaty w ogóle istnieją, nie uczył o ich naturze, ale o wła­ściwym ich używaniu, aby jak największy pożytek przynosiły całemu Mistycznemu Ciału Chrystusa. Cenna to dla nas okazja aby poznać, jakie to w rze­czy samej były owe charyzmaty objawiające się w Kościele Korynckim.

Spójrzmy więc na ich spis dokonany przez Apostoła:
„Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch;
różne są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan;
różne są wreszcie działania, lecz ten sam
Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich.
Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra.
Jednemu dany jest przez Ducha dar mądrości słowa,
drugiemu umiejętność poznawania według tego samego Ducha,
innemu jeszcze dar wiary w tymże Duchu,
innemu łaska uzdrawiania w jednym Duchu,
innemu dar czynienia cudów,
innemu proroctwo,
innemu rozpoznawanie duchów,
innemu dar języków
wreszcie innemu łaska tłumaczenia języków.
Wszystko zaś sprawia jeden i ten sam Duch,
udzielając każdemu tak, jak chce".
(1 Kor 12, 4-11).

Tak więc chrześcijanie z Koryntu dobrze znali wszystkie te dary, gdyż je posiadali i praktykowali, a co więcej, stanowiły one jakby ducha przenikają­cego całe ich życie wspólnotowe.
A co można powiedzieć o nas, dzisiejszych chrze­ścijanach?
W Koryncie Apostoł miał do czynienia ze zbyt wieloma charyzmatami, tak, że musiał interweniować, aby wprowadzić nieco porządku.
Dzisiejsze wspólnoty wykazują natomiast niewie­dzę, nawet co do ich istnienia!

Co odpowiedzieliby dziś wierni, mieszkańcy jed­nej z parafii, gdyby napisał do nich biskup, upomina­jąc żeby należycie i we właściwym porządku używali podczas zgromadzeń daru języka, daru proroctwa, daru uzdrowienia, czy też daru czynienia cudów?
Co powiedzieliby wierni z innej parafii, jeśliby ich biskup podczas jednej z wizyt duszpasterskich użył takich słów, jak św. Paweł w Galacji: „Czy ten, który udziela wam Ducha i działa cuda wśród was, czyni to dlatego, że wypełniacie Prawo za pomocą uczynków, czy też dlatego, że dajecie posłuch wierze?" (Gal 3, 5).
„Działa cuda wśród nas..."
- Jakie cuda działa wśród nas Bóg? - wykrzyk­nęliby osłupiali parafianie.
Paweł nie chciał żeby chrześcijanie z Koryntu .trwali w niewiedzy odnośnie charyzmatów, ale my -wyznajmy to szczerze - trwamy w absolutnej igno­rancji co do natury i możliwości spożytkowania owych darów.
Dla nas, ludzi dwudziestego wieku, w którym zredukowano chrześcijaństwo do jednej z filozofii, Nowy Testament do kodeksu moralności i sprawie­dliwości społecznej, praktyki religijne do zbioru pu­stych gestów i tradycji, a świętość do przestrzegania zasad - rozmowa o charyzmatach może się wyda­wać rozmową o nierealnym świecie, do którego wstęp nie jest nam dany.
Stoimy z lękiem w obliczu tego tematu, jak przed szkatułką, którą boimy się otworzyć. Z oba­wą i respektem, jak wobec tajemniczych zjawisk zarezerwowanych wyłącznie dla niewielu uprzy­wilejowanych dusz.
Całe rzesze wiernych nie mają najmniejszego pojęcia o charyzmatach. Niektórzy znają je wpraw­dzie w teorii, ale ignorują w życiu praktycznym. Wygląda to tak, jakby się ich bano.
Panuje powszechnie pogląd, nawet wśród osób o bogatym życiu wewnętrznym, że charyzmaty są darami wyjątkowymi, dostępnymi dla niewielu na­wet świętych. Zwłaszcza dar uzdrawiania czy dar czynienia cudów w naszej tradycyjnej mentalności związane są zawsze ze świętością osoby.
Czy jest ktoś taki, kto uzdrawia i dokonuje cu­dów?...
A więc to musi być ktoś święty - takie jest po­wszechne mniemanie.
A jednak Paweł pisał do zwykłych, prostych chrześcijan, z których nie wszyscy byli święci. Adre­satom listu nieobce były różne wady i ułomności, nawet poważne, jak można wywnioskować z treści
niektórych listów.
Mimo to charyzmaty objawiały się wśród nich
w obfitości.
Dlaczego więc my dopatrujemy się w nich usil­nie premii za praktykowanie heroicznych cnót?

CHARYZMATY A ŚWIĘTOŚĆ
Bardzo często możemy usłyszeć takie oto sło­wa, a wypowiadają je osoby pobożne, starające się żyć doskonale: - Robię wszystko co możliwe aby podobać się Bogu, ale cuda... nie udało mi się nigdy uczynić nic nadprzyrodzonego. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek dokonał cudu.
A przecież chrześcijanie z Koryntu czynili cuda, choć może byli mniej święci niż wielu naszych braci.
Jeszcze raz przypatrzmy się stwierdzeniu: »Ja nie mogę czynić cudów. Tylko święci potrafią je sprawiać".
Jest ono prawdziwe.
Ale musimy dobrze zrozumieć kim są święci.
Przez wieki Lud Boży sądził, że święci to ci, których obrazy wystawione w »Glorii Berniniego« wędrują potem do któregoś z kościołów, gdzie w złoconej niszy otoczone zostają światełkami, kwia­tami i świecami.
Na początku jednak tak nie było.
W czasach apostolskich uważano za świętych wszystkich chrześcijan, ponieważ wszyscy oni pełni byli Ducha Świętego i zostali wyposażeni w dary charyzmatyczne. Tak właśnie nazywa pierwszych chrześcijan św. Paweł w swych listach.
Powiedzieć »chrześcijanin« i powiedzieć »święty« przez pierwsze wieki dziejów znaczyło to samo.
Wraz z upływem lat, kiedy chrześcijaństwo sta­ło się religią państwową, a nawrócenia odbywały się masowo, bardziej dla korzyści niż z przekona­nia, dochodzić do głosu zaczęła tragiczna rozbież­ność pomiędzy chrześcijanami wybranymi, których nazywano »klerem« i »zakonnikami«, a zwykłymi chrześcijanami zwanymi »laikami« i »świeckimi«. Tyl­ko ci pierwsi zobowiązani byli do świętości, pod­czas gdy drugiej grupie wystarczyło wyznanie wiary.
Dla olbrzymiej rzeszy wiernych chrześcijaństwo stało się więc bardziej doktryną niż doświadczeniem egzystencjalnym, a świętość powoli opuszczała Lud Boży, kryjąc się w pustelniach i samotniach, aby nie­co później wraz z zakonnikami i siostrami zakonny­mi przenieść się do klasztorów.
Święty stał się figurą wyjątkową, oddzieloną i różniącą się od społeczności wiernych.
Stało się jeszcze gorzej, gdyż utarł się pogląd, że tylko taka kategoria osób godna była otrzymać dary Ducha Świętego. Charyzmaty stały się premią za ich cnoty i nie budzące wątpliwości inne znaki
świątobliwości.
Święty postrzegany był w jakimś nadludzkim świetle, oderwany od rzeczywistości ziemskiej, jak meteor, jak zjawa samotna, która przechodzi przez świat czyniąc cuda.
Często wokół takich świętych gromadziły się wspólnoty zakonne. Często bywało jednak tak, że zamiast szlachetnej rywalizacji z charyzmatem ich założyciela wszystkie siły poświęcano propagowa­niu osoby założyciela jako cudotwórcy tak potężne­go, że wypadałoby się do niego uciekać w każdej
potrzebie.
Wierni w swej masie stracili z oczu oryginalną koncepcję własnej świętości, nie czując przy tym żadnej potrzeby charyzmatów, bo wystarczyło zwrócić się o pomoc do jednego ze świętych i sko­rzystać z charyzmatu osoby wyniesionej na ołtarze. I oto: kościoły, kaplice, sanktuaria, nisze i ołta­rze z marmuru, kazania okolicznościowe, utwory li­terackie, obrazki i pamiątki, wszystko to zaczęło służyć utrwalaniu cudowności świętego Jakby chcia­no powiedzieć przy pomocy wszystkich tych środ­ków, nie mówiąc już o samych słowach, że owi święci byli jedynym kanałem, przez który spływa na ludzi moc Boża; że stanowią jedyną drogę, po której z nieba możemy otrzymać rozliczne łaski i cuda.
Nie takie były z pewnością zamiary Kościoła, kiedy wynosił na ołtarze te święte osoby. Zostały nam dane nie tylko po to, by stać się dla nas pośre­dnikami, ale i wzorami do naśladowania.
Nie można jednak zaprzeczyć, że w praktyce, z różnych zresztą powodów, nie wyłączając ekono­micznych, w kulcie świętych zaczął przeważać aspekt dewocyjny i orędowniczy.
To było błędem i przyniosło wiele szkód!
Szkoda, że nieskończone rezerwy potencjału charyzmatycznego przeznaczone do rozdzielenia wśród członków Kościoła tyloma kanałami, ilu tylko jest chrześcijan w świecie, zostały zawężone i w świadomości wielu wierzących spływały nielicz­nymi kanałami. W konsekwencji tego pozostaliśmy na ziemi biedniejsi i słabsi. Mniej napełnieni, choć mogliśmy rozporządzać skarbami niewyczerpalnymi, nieskończonym bogactwem i mocą tak potężną, że mogłaby zburzyć królestwo szatana i zmienić obli­cze świata.
Wyobraźmy sobie, na przykład, ogromną rzeszę wygłodzonych istot, które nie mając innego wyboru tłoczą się w nielicznych punktach rozdziału żywno­ści. Używając innego porównania, Lud Boży biegnie niczym spragnione stado, by ugasić pragnienie przy kilku leśnych strumykach.
Mam nadzieję, że się dobrze rozumiemy. Nie zamierzam potępiać kultu świętych patronów, a je­dynie wykazać, jak szkodliwe może być zatrzyma­nie się na tym etapie.
Nie powinniśmy poprzestać na słowach skiero­wanych do pielgrzyma zdążającego do sanktuarium, aby zapalić świeczkę na grobie swego świętego i wyprosić upragnione łaski: >-Miej nadzieję i módl się. Twój święty jest tak mocny przed Bogiem, że z pewnością spełni twoją prośbę. Zaufa) mu i wracaj do domu«.
Koniecznie powinniśmy dodać: -Jednak i ty sam możesz być tak mocny w Bogu, jak ów święty. Ba! Możesz być pewien, że w nie mniejszym stopniu niż on, bo Bóg nie ma synów bardziej lub mniej uprzy­wilejowanych. Charyzmaty, które dał świętemu, może dać i tobie«.
Powinniśmy upowszechniać świadomość, że każdy może dokonać tej miary czynów, o których czytamy w żywotach świętych i że każdy chrześcijanin może być dla swej rodziny lub dla swej wspól­noty takim samym przykładem, jakim bywali dla swych zakonów ich założyciele.
Myli się więc ktoś, kto mówi: - Nie jestem w stanie czynić cudów.
Jako jeden z niezliczonej rzeszy świętych i czło­nek Mistycznego Ciała naszego Pana, może otrzy­mać wszystkie te charyzmaty, jakie mieli inni członkowie tej samej wspólnoty Chrystusowej.
Zapamiętajmy to: Bóg nie ma synów uprzywile­jowanych. W Jego oczach wszystkie dzieci są równe i wszystkie na tych samych prawach mogą otrzymać nieskończone bogactwo Jego łask.
Duch Święty jest Darem Ojca dla wszystkich i zarazem dla pojedynczych osób wierzących w Chry­stusa. Podobnie jest z darami Ducha, ponieważ On nie przybywa do nas bez nich.
Duch Święty jest Darem Ojca osiągalnym dla wszystkich, ale Jego charyzmaty, chociaż są dla wszystkich, to jednak są różne dla różnych osób.
CHARYZMATY SĄ DLA WSZYSTKICH
Ogłosił to uroczyście św. Piotr, jako głowa Kościo­ła, w swym pierwszym oficjalnym wystąpieniu w dzień Pięćdziesiątnicy, cytując proroctwo Joela, które w owym momencie zostało spełnione: „Bo dla was jest obiet­nica i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan Bóg nasz" (Dz. 2, 39).
Jaka obietnica?
Ta ogłoszona wcześniej przez proroka:
„I wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze prorokować będą, a starcy wasi będą śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia. Nawet na niewolników i niewolnice wy­leję Ducha mego w owych dniach" Joel 3, 1-2).
Istotnie, tego dnia Duch Święty rozlał swoje Dary obejmując nimi poszczególnych członków Mistycz­nego Ciała, ponieważ wszyscy są przeznaczeni do kontynuowania misji Chrystusa na ziemi przez wszystkie dni aż do skończenia świata.
Misja Chrystusa sprawowana była trojako: przez głoszenie Dobrej Nowiny, uzdrawianie chorych i uwalnianie opętanych, co daje ostatecznie całko­wite wyzwolenie człowieka z każdego rodzaju uza­leżnienia, czy to duchowego, czy cielesnego.
Tę samą misję Jezus powierzył Apostołom, ale nie tylko tym dwunastu, którzy zawsze znajdowali się na przedzie, ale także i tym ze wszystkich epok historii, a więc i żyjącym w ostatnich czasach, aby głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu i dojść przy tym do krańców ziemi.
Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam" O 20, 21).
Spełniając przez wieki tę samą misję, nie można obyć się bez tych samych pełnomocnictw. Najwięk­szym zaś z nich nie było uzdrawianie chorych, lecz odpuszczenie grzechów.
„Cóż bowiem jest łatwiej powiedzieć: - Odpu­szczają ci się twoje grzechy-, czy też powiedzieć: -Wstań i chodź!-" (Mt 9,5).
Z pewnością łatwiej jest powiedzieć kilka słów niż dokonać cielesnego uzdrowienia. Ale jeśli tym kilku słowom odpowiada rzeczywiste odrodzenie się duszy, jest to coś więcej niż uzdrowienie ciała. Jezus dał Apostołom moc odpuszczania grzechów: „którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone" (J 20, 23); dał im tym bardziej moc czynienia łatwiejszych rze­czy, jakimi było uzdrawianie chorych. Nie tylko Apo­stołowie obdarzeni zostali ową niezwykłą mocą. Jezus obiecał ją każdemu, kto w Niego uwierzy: „Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże będą brać do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na cho­rych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie" (Mk 16, 17-18)1.
Ten tekst to nic innego, jak przykład potwier­dzający tezę, że każdy wierzący może dokonać wszy­stkich tych cudów, które uczynił niegdyś Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wani: kto we mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, które ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca" (J 14,12).
Jakie były więc Jego dzieła?
Wymienił je On sam wysłannikom Jana Chrzciciela:
„Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi cho­dzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Dobrą Nowinę" (Łk 7, 22).
A więc te same dzieła mogą być dokonane także przez wierzących w Niego. Jego obietnice nie mogą się skończyć. A do dokonania tego wszy­stkiego nie trzeba absolutnie zostać świętym w takim sensie, jaki nadajemy temu słowu w po­wszechnym mniemaniu, to znaczy zrównując ową świętość z osiągnięciem doskonałości w praktyko­waniu cnót.
Jezus nie tyle domaga się świętości, co wiary w Niego. Nie powiedział przecież: „Kto jest świę­ty...", ale: „Kto we mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, które Ja dokonuję...", to znaczy: kto uwierzy w Jego boską wszechmoc.
A te zaś „znaki towarzyszyć będą" tym, „którzy uwierzą", a nie tym, którzy najpierw osiągną świętość.
Kiedy zbliżymy zanadto do siebie »świętość« i »cuda« i będziemy je traktować jako przyczynę i skutek, ryzykujemy przekonanie, że cuda sprawia święty, a nie Moc Boża.
To geniusz twórcy jest autorem dzieł, a nie pióro, pędzel czy dłuto. Można napisać niezapomniane stro­fy zwykłym kawałkiem węgla. Albo czyż Mojżesz Mi­chała Anioła nie został wyrzeźbiony zwykłym dłutem?
Apostołowie i pierwsi chrześcijanie byli ludźmi normalnymi, a nie nadludźmi. Duch Zielonych Świąt pozostał i działał w nich, tak jakby w kruchych gli­nianych wazach.
Charyzmaty są więc darami danymi darmo przez Ducha Świętego. Nie są premią za nasze zasługi. Otrzymuje się je nie przez wzgląd na nasze cnoty, ale z łaskawości Dawcy. Dary dla wszystkich wie­rzących, a nie tylko atrybuty świętych.

NIEZBĘDNOŚĆ CHARYZMATÓW

Czy charyzmaty konieczne są także dla Kościoła naszych dni?
Odpowiedź może być tylko pozytywna.
Charyzmaty niezbędne są dla chrześcijan zawsze, tak, jak to było w przypadku samego Chrystusa, jak było w przypadku Apostołów, jak i Kościoła pierw­szych wieków.

1. Były niezbędne dla Chrystusa
Jezus nie mógł obyć się bez Darów Ducha. „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia", opowiadali strażnicy najwyż­szym kapłanom i faryzeuszom (J 7, 46).
A jednak Jezus nie ograniczył swej misji tylko do głoszenia słowa. Zapragnął potwierdzić swą dok­trynę cudami. Tłumy, które za nim podążały, nie tyl­ko słuchały słów, ale i obserwowały wszystko, by łatwiej zapamiętać.
Słuchali zdumieni, ponieważ „uczył ich jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie" (Mk l, 22); jednocześnie przypatrywali się w osłupieniu cudom, które zdziałał na ich oczach: „Wtedy zdumienie ogar­nęło wszystkich, wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: •Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj"" (Łk 5, 26).
Wcześniej już wspomnieliśmy, że wysłannikom Jana Chrzciciela, pytającym czy jest Mesjaszem, Je­zus odpowiedział nie wywodami teologicznymi, ale wskazał na cuda, których w owych dniach właśnie
dokonał.
Nie udowadniał swego mesjanizmu i swej bo-skości słowami, lecz dziełami. Nie mówił, że jest Synem Bożym, ale pokazywał to poprzez fakty. Fa­ryzeusze i uczeni w piśmie tracili czas na niekończą­ce się dyskusje na temat prawa, które najczęściej nie doprowadzały do rozsądnych wniosków, a w tym czasie Jezus demonstrował im obecność Bożą doko­nując cudów.
Działo się tak - mówi apostoł Jan - aby zni­szczyć dzieła Szatana (patrz l J 3,8), a do tego, zai­ste, nie wystarczą tylko słowa.

2. Były niezbędne dla Apostołów
Kiedy wysłał ich na pierwszą misję apostolską, Jezus postanowił wyposażyć ich w te same moce, jakie sam posiadał:
„Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości" (Mt 10, 1).
Zalecił im więc bez wątpienia używanie otrzy­manych charyzmatów:
„Idźcie i głoście: "Bliskie już jest królestwo nie­bieskie". Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umar­łych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!" (Mt 10, 7-8). Taką samą władzę dał 72 uczniom.
Powrócili oni, zaiste, upojeni radością, że oto poddane ich słowom zostały nawet moce diabelskie:
„Panie, przez wzgląd na Twoje Imię, nawet złe duchy nam się poddają". Rzekł więc do nich: „Wi­działem Szatana, spadającego z nieba jak błyskawi­ca. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi" (Łk 10, 17-19).
Ale dopiero po Zielonych Świętach Apostoło­wie używali w sposób ciągły, w każdym niemal momencie swej działalności, Darów Charyzmatycz­nych, którymi zostali napełnieni w Wieczerniku.
Któż starałby się zasłużyć na łaskę jednego choć­by spojrzenia owych rybaków z Galilei, biednych i niedouczonych, jeśliby w ich słowach nie wyczu­wało się przepotężnej mocy Ducha?
Kto by uwierzył w zmartwychwstanie Jezusa, jeśli by oni nie poparli tego cudami?
Był więc cud uzdrowienia chromego u bram świątyni, dokonany przez Piotra i Jana; cud, który wprawił tłum w zdumienie i zachwyt, a zakłócił spo­kój Sanhedrynu.
Po tym wydarzeniu aż trudno by było zliczyć następne.
„Wiele znaków i cudów", pisze autor Dziejów Apostolskich, „działo się przez ręce Apostołów wśród ludu"... „Coraz bardziej też rosła liczba mężczyzn i kobiet przyjmujących wiarę w Pana. Wynoszono też chorych na ulicę i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodącego Piotra padł na które­goś z nich. Także z miast sąsiednich zbiegało się mnóstwo ludu do Jerozolimy, znosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste, a wszyscy do­znawali uzdrowienia" (Dz 5, 12-16).
Paweł pisze, że zaniósł Dobrą Nowinę aż do Dalmacji, działając „słowem, czynem, mocą znaków i cudów, mocą Ducha Świętego" (Rz 15, 18-19).
W Efezie dokonał cudów szczególnych, więk­szych jeszcze niż te, które niemal każdego dnia były dziełem Apostołów: „Bóg czynił też niezwy­kłe cuda przez ręce Pawła, tak że nawet chusty i przepaski z jego ciała kładziono na chorych, a choroby ustępowały z nich, wychodziły złe du­chy" (Dz. 19, 11-12).
Cały świat był przeciwko nim: władze politycz­ne, przywódcy religijni, panująca wówczas filozofia, mentalność ludzi - wszystkie rekwizyty pogaństwa. Oni jednak nie składali broni i nie uznawali się za zwyciężonych. Naprzeciw tylu wrogom, którzy na ludzki sposób wydawali się nie do pokonania, ma­szerowali Apostołowie uzbrojeni wyłącznie w moc Ducha Świętego. I odnieśli zwycięstwo. Nie minęło kilka lat, a imię Chrystusa rozbrzmiewało od krańca po kraniec imperium.

3. Niezbędne były dla pierwotnego Kościoła
Kościół pierwszych lat swojej historii był Kościo­łem Ducha Świętego. Bycie chrześcijaninem ozna­czało wówczas posiadanie żywych Jego Darów.
Duch Święty dla wierzących w Chrystusa nie był tylko jednym z punktów wyznania wiary, ale był życiem, siłą i radością wspólnot, które gromadziły się w imię Pana. Wszyscy dobrze wiedzieli co otrzymali, kiedy, gdzie i jak.
Piotr i Jan udali się do Samarii, gdyż nawróceni mieszkańcy tego kraju „byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa", ale „na żadnego z nich nie zstąpił je­szcze" Duch Święty. „Wtedy więc wkładali Aposto­łowie na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego" (Dz 8, 16-17).
Kiedy Paweł dotarł do Efezu, pierwsze pytanie, jakie zadał napotkanym tam uczniom, brzmiało: „Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wia­rę?" Żeby odpowiedzieć na to pytanie, czy to twier­dząco czy przecząco, trzeba było wcześniej zetknąć się praktycznie i przeżyć osobiście napełnienie Du­chem Świętym. Bardzo naturalna wydaje się ich od­powiedź: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje", ale już w chwilę później poznali sami, jak objawiają się Dary charyzmatyczne: „A kiedy Paweł włożył na nich ręce Duch Święty zstąpił na nich. Mówili też językami i prorokowali" (Dz 19, 2-6).
Kościół apostolski był w stu procentach Kościo­łem charyzmatycznym. Nie można było sobie wyo­brazić jakiegoś zgromadzenia, aby nie objawił się w ten czy inny sposób Duch Święty.
Darów charyzmatycznych doświadczono w ob­fitości, gdyż pierwsi chrześcijanie nie obawiali się o nie prosić: „»A teraz spójrz, Panie, na ich groźby i daj sługom Twoim głosić słowo Twoje z całą odwa­gą, gdy Ty wyciągać będziesz swą rękę, aby uzdra­wiać i dokonywać znaków i cudów przez imię świętego sługi Twego Jezusa«. Po tej modlitwie za­drżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zo­stali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże" (Dz 4, 29-31).
Spotkania modlitewne w owych czasach były w najgłębszej swojej istocie spotkaniami grup chary­zmatycznych. Ci, którzy przychodzili a...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin