Miałem szczęście.pdf

(97 KB) Pobierz
Miałem szczęście
Miałem szczęście
27 czerwca 2008 r. mija 30 lat, od kiedy gen. Mirosław Hermaszewski poleciał w kosmos
Wszyscy mali chłopcy chcą zostać kosmonautami. Jednak niewielu z nich udaje się to
marzenie zrealizować.
Teraz milionerzy na wakacje chcą jeździć w kosmos. Tylko, co można robić na takich
wczasach?
Nie umiem powiedzieć, bo ja nie byłem na wczasach. Wykonywałem złożoną, konkretną pracę, do
której przygotowywałem się półtora roku. Sądzę, że ci, którzy lecą, potrzebują szczególnych
doznań.
Mirosław Hermaszewski, fot. TVN24
Na co mogą liczyć?
Spojrzenie na ziemię z dystansu, co daje bardzo ciekawe, ale przede wszystkim duchowe przeżycia.
Jeśli się tym kosmosem nasyci pierwsze godziny i wejdzie w pierwszą noc kosmiczną, to zobaczy
wielkość i harmonię. Wtedy doznaje się przeżyć nawet filozoficznych.
Wraca odmienionym?
Niewątpliwie tak. Wydaje mi się, że człowiek powraca stamtąd lepszym, bardziej pokornym
w stosunku do wielkiej, zharmonizowanej struktury przyrody. Kosmos jest jej częścią. Oczywiście
w naszym pojęciu przyrodę rozumiemy jako coś innego: faunę, florę i tak dalej, ale de facto to my,
organizmy żywe, w tym człowiek, jesteśmy zbudowani z tych samych pierwiastków, co
wszechświat, a nawet najdalsze gwiazdy.
Jesteśmy sami?
Nie sądzę. Kosmos jest zbyt duży i piękny, a my zbyt niedoskonali. Chociaż nam się wydaje inaczej.
Nie sądzę, żeby w tym bezmiarze, czy natura, czy Pan Bóg, jak kto woli, spowodowali, że tak
niedoskonały twór jak człowiek, był sam w wielkim wszechświecie. To niemożliwe.
Miałam nie zadać tego pytania, bo jest zbyt infantylne, ale nie mogę się powstrzymać.
Jak tam jest?
To jest środowisko niezwykłe i dane bardzo niewielu ludziom, by je zobaczyć i poczuć. Ja jestem
tym z pierwszej setki, dokładnie 89-tym. Tam jest wszystko dziwne, inne, fascynujące
1
12450504.001.png 12450504.002.png
i nieodgadnione do końca, a środowisko nieprzyjazne organizmowi człowieka.
Takie, jakiego się pan spodziewał?
Dużo rozmawiałem z kolegami kosmonautami na ten temat, bo chciałem jak najszybciej zbratać się
z kosmosem, ale fizjologii nie oszukasz. Organizm bardzo walczy z nieważkością, ale nieważkość
jest fantastyczna, to zjawisko trudne do opisania. Jeżeli weźmie tu pani stu kosmonautów
i astronautów i zada im to samo pytanie, każdy odpowie inaczej, bo jest to coś bardzo osobistego.
W sensie fizycznym – nie czujesz własnego ciężaru, żołądek podchodzi do góry, krwi masz dużo
w głowie, głowa duża, twarz napęczniała, oczy nabiegłe krwią, masz iluzję, co do położenia
w przestrzeni, nie wiesz, gdzie jest góra, gdzie dół, ale tak na dobre, jak się wsłuchasz w swój
organizm, to dopiero wtedy zadajesz pytania różne, nawet i to, dlaczego się tu znalazłeś.
I myśli się: "Mogę nie wrócić".
Oczywiście, ale wie pani, dla zawodowego pilota to normalne rzeczy, szczególnie dla tego, kto lata
na szybkich samolotach. Latanie na samolocie naddźwiękowym daje ogromną satysfakcję.
Oczywiście tej adrenaliny dostajemy więcej niż przeciętna osoba na co dzień, ale w pewnym wieku
jest się tak głodnym latania, że chociaż nieszczęścia się widzi, to człowiek myśli, że jest
nieśmiertelny, że to go nie dotyczy, że jakby się znalazł w takiej sytuacji, to na pewno potrafiłby
z niej wyjść, co nie jest prawdą. Potwierdzam po latach. Bardzo wielu moich kolegów odeszło
w sytuacji niewyjaśnionej, błyskawicznej. Inaczej odpowiedź na to pytanie rozumie się przed lotem.
Jeżeli się na coś decyduję, bardzo chcę polecieć. Jeśli się przygotowuję półtora roku, kosztuje mnie
to dużo wysiłku, wyrzeczeń, moja motywacja jest ogromna. Ja chcę polecieć. Jak już jestem
w rakiecie, to aspekt niebezpieczeństwa jest na peryferiach świadomości. Najważniejsze to wyjść
na orbitę. Jeśli doszłoby do ewentualnej awarii rakiety, to nie rozpatruję ją jako zagrożenie dla
zdrowia lub życia, a tylko czy wyjdę na orbitę, czy nie. Tam jest bardzo dużo pracy, człowiek jest
zajęty i nie myśli o sobie, ale kiedy zbliża się okres powrotu, to wtedy...
...żal wracać?
Pewnie, że tak, ale chcę powiedzieć o czym innym. Kiedy miałem świadomość, że wykonałem ten
lot i jutro muszę wracać, to nasunęło mi się takie porównanie z dzieciństwa. Często wspinałem się
na wysokie drzewa i kiedy się tam znalazłem, spojrzałem na dół mówiłem: "Po coś ty tu wszedł?!
Teraz trzeba wrócić." I wtedy te wielkie sprawy, które miały na początku znaczenie, że chcę być
kosmonautą, chcę coś zrobić, mam flagę, orła na piersi, wszyscy patrzą, czy dobrze to wykonałem,
to wtedy w momencie powrotu, te wielkie sprawy już nie mają znaczenia. Myślę sobie, że byłem
w kosmosie, przeżyłem coś fantastycznego, ale położyłem na szalę ryzyko własne, rodziny, dzieci
i zadaję sobie pytanie, czy miałem prawo? I że tak naprawdę, chcę wrócić żywy.
Co decyduje, że spośród kilkuset najlepszych pilotów w kraju wybiera się tego, który
poleci w kosmos?
Wie pani, dobrych było wielu, ale jeden miał szczęście (śmieje się). Za mało mamy czasu, żebym
odpowiedział przekonująco, ale badania trwały bardzo długo, u nas kilka miesięcy. Później z dużej
grupy zostało kilkunastu, na końcu czterech. Ci czterej wyjechali na badania do Gwiezdnego
Miasteczka w Rosji. Miałem najlepsze wyniki psychologiczne, dobrze radziłem sobie w deficycie
czasu i w sytuacjach stresowych.
Czy kiedykolwiek później znalazł się pan w sytuacji, kiedy podjął równie ryzykowną
decyzję, jak tę o locie w kosmos?
Nie. Myślę, że to jest nieporównywalne. Jednakże człowiek każdego dnia podejmuje ważną decyzję,
która może być brzemienna w skutkach, może być nawet niezauważalna, ale jeżeli dokładnie
przeanalizujemy swoje postępowanie to, na co dzień też ryzykujemy życiem, nieświadomie.
Pan pochodzi spod Wrocławia, z jakiej miejscowości?
Z Wołowa. Tam urodziła się moja żona, która była moją sąsiadką. Ukończyliśmy to samo liceum im.
Mikołaja Kopernika. A we Wrocławiu przyszły na świat nasze dzieci, syn i córka.
Jakie szanse na rozwój swoich pasji ma dziecko, które interesuje się lotnictwem w latach
40-tych?
2
Może 40-te, to pani zbyt mnie postarza, raczej 50-te. Myślę, że u mnie to się narodziło w wieku
sześciu lat. Zawsze interesowały mnie ptaki, dlaczego one latają, a chmury płyną. Głowę miałem do
góry zadartą, może niezupełnie głowę, ale wzrok. W międzyczasie mój starszy brat poszedł do
słynnej szkoły oficerskiej, Szkoły Orląt w Dęblinie, też był pilotem-generałem, tak jak ja. Dość
systematycznie przygotowywałem do lotnictwa, ale byłem chłopcem troszkę marniutkim. Raczej
myślałem, że jak się nie uda, zostanę konstruktorem, bardzo dużo modeli robiłem, projektowałem.
Do dziś mi to zostało. Kiedyś, jak syn dorastał, to sklejałem z nim. Bardzo szybko zacząłem latać
na szybowcach, a później na samolotach.
Na jakich maszynach najchętniej?
Na Migu 21. To był dobry naddźwiękowy samolot, ale tak najprzyjemniej to na Migu15. Skośne
skrzydełka, bojowy samolot znany z wojny w Korei. Cudownie się go pilotowało, jakby nic nie
ważył. To dawało dużo satysfakcji. Zadania wykonywane na nim nie były bardzo skomplikowane.
Nie wymagały obsługi urządzeń, które dopiero później weszły. Liczyła się własna inwencja, intuicja.
Kiedyś rycerz miał miecz w ręce i przyłbicę, patrzył na przeciwnika i walczył. Ja mniej więcej
w takiej samej sytuacji byłem, tylko zamiast miecza miałem drążek sterowy, ale to też wymagało
kontaktu wzrokowego z przeciwnikiem. Teraz, kiedy są stacje radiolokacyjne w samolocie, to
można z odległości ponad stu kilometrów, decydować o losie tego punktu na ekranie, który się
okaże człowiekiem w środku. To takie troszkę wirtualne. Nieuczciwe.
Czy polski pilot ma jeszcze szansę polecieć w kosmos?
Teraz niekoniecznie pilot. Potrzebni są specjaliści naukowcy. Kosmonauci wyniosą ich na orbitę.
Leciałem rakietą, więc musiałem z moim dowódcą pilotować i prowadzić badania naukowe. To było
bardzo ciekawe. Trafiłem w taki moment w historii, kiedy loty były ofiarowywane "bratnim krajom".
Dlaczego z F16 mamy problemy?
Ja już jestem poza tym tematem, ale latałem na F16. Porównywalnie jest kilka dobrych samolotów
tej klasy. To nie jest zły samolot, tak bym powiedział.
Jakie szkody poczynione Ziemi widać z kosmosu?
Kiedy jest się pierwszy raz w kosmosie, można tego nie zauważyć, ale koledzy, którzy latali
z przerwą kilkunastoletnią mówili o różnicy nieprawdopodobnej. Zwracałem szczególnie uwagę na
to, gdy przelatywałem nad Europą. My tego nie widzimy z Ziemi, ale z kosmosu, to taka czapa
przypominająca smog lub coś podobnego. Jest to widoczne tak jak zanieczyszczenia rzek,
szczególnie tych, które wyrzucają przemysłowe paskudztwa do oceanów i mórz. Oczywiście
w Europie się tego nie zauważa, ale w innych krajach tak. To są zdjęcia umierającego Jeziora
Aralskiego. Zresztą prowadzimy bardzo szczególny monitoring ochrony środowiska. Celem naszego
stowarzyszenia kosmonautów i astronautów świata – ASE, jest między innymi zachowanie dla
pokoleń Ziemi takiej, jaką my ją widzimy, piękną błękitno-białą, nie umierającą.
Jeśli to widać z tak dużej odległości, to rozmiar dewastacji musi być ogromny.
Amazonka wyrzuca do oceanu ił brązowawy, sięgający prawie 300 km. To widać stamtąd. Ten ił to
naturalne zanieczyszczenie, ale daje się zauważyć, że niektóre rzeki zmieniają barwę wody wskutek
działalności człowieka.
Z dorobku kosmonautów powinni jak najwięcej czerpać ci, którym zależy na ochronie
środowiska.
Myślę, że czerpią, bo są prowadzone konferencje międzynarodowe. My ten problem poruszamy na
dorocznych kongresach i zawsze jakiś odzew jest.
Czy politycy was słuchają?
Myślę, że tak, jesteśmy bowiem autorytatywną grupą, z tym że, słuchać słuchają, ale jeżeli chodzi
o realizację, to osobna sprawa. To nie tylko pieniądze, rozsądek przede wszystkim. Jeżeli ktoś jest
krótkowzroczny, to zawsze będzie błądził.
Co słychać u pana Piotra Klimuka, pilota, który panu towarzyszył?
3
Towarzyszyliśmy sobie nawzajem. On był moim dowódcą i przyjacielem. Po naszym locie zajmował
bardzo poważne stanowisko, był zastępcą komendanta Centrum Przygotowań Kosmonautów
w Gwiezdnym Miasteczku. Później przez wiele lat nim kierował, zmieniając jego oblicze i chyba
dopiero ze trzy lata temu przeszedł na emeryturę. Wiem, że w tej chwili pracuje w sektorze
dyplomatycznym. Utrzymujemy bardzo sympatyczny kontakt. Te przeżycia w czasie przygotowań,
półtora roku i potem w kosmosie, bardzo zbliżają ludzi. Tym bardziej, że on mentalnie jest bardzo
podobny do nas, troszkę mówi po polsku. Znają się nasze rodziny. Utrzymuję kontakt nie tylko
z nim, ale ze wszystkimi astronautami. Raz w roku spotykamy się. W tym roku kongres CAE
planowany jest w Seattle, w ubiegłym był Edynburg.
Patrzy pan teraz w niebo?
Nawet mam teleskop, czasami sobie podglądam.
I co pan widzi?
Widzę, tak jak kiedyś, gdy byłem małym chłopcem i patrzyłem przez lornetkę. Widziałem marzenia
i teraz jak patrzę przez teleskop, to też widzę marzenia. Za nimi trzeba iść. Jeżeli masz marzenia,
to wtedy jest szansa, że je zrealizujesz.
***
Generał Mirosław Hermaszewski
Pilot, kosmonauta. Jedyny Polak, który odbył lot w kosmos. Polska jest czwartym krajem w historii
– po ZSRR, USA, Czechosłowacji, których obywatel znalazł się w kosmosie. Od 27 czerwca do 5
lipca 1978 roku wraz z Piotrem Klimukiem odbył lot na statku Sojuz 30 i stacji orbitalnej Solut 6.W
czasie ośmiodniowej misji zrealizowano bogaty program naukowo-badawczy. Jest członkiem
Komitetu Wykonawczego Stowarzyszenia Kosmonautów i Astronautów Świata, członkiem Kapituły
medalu Akademii Polskiego Sukcesu i członkiem Komitetu Badań Kosmicznych i Satelitarnych PAN
oraz ASE – Stowarzyszenia Odkrywców Przestrzeni.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin