Rafał A. Ziemkiewicz - Koszt uzyskania (na urodziny Sapkowskiego).txt

(75 KB) Pobierz
Rafa� A. Ziemkiewicz 
KOSZT UZYSKANIA 

                                                                                                 Andrzejowi Sapkowskiemu 
                                                                                                     na urodziny Wied�mina 

     Potem w Korabiach opowiadano, �e zbrojnych, kt�rzy przyjechali po Mied�wina, by�o dw�ch - starszy i m�odszy. Obaj na siwych koniach, obaj w czworok�tnych szyszakach z nosalami i kitami kogucich pi�r, z tarczami, d�ugimi mieczami, s�owem - obaj w pe�nym oporz�dzeniu ksi���cych dru�ynnik�w. Nie �pieszyli si� zanadto i zanim w blasku zachodz�cego s�o�ca przemierzyli drog� pomi�dzy skrajem lasu a zabudowaniami, osada zd��y�a niemal zupe�nie opustosze� i pogr��y� si� w niezwyk�ej jak na t� por� dnia ciszy. Znikn�y nagle wrzaskliwe gromady kobiet i dzieci, a z chat o plecionych �cianach, wypuk�ych niczym burty �odzi, nie dobywa� si� �aden d�wi�k, kt�ry zm�ci�by jednostajny stukot ko�skich kopyt. Nawet psy trzyma�y si� w przyzwoitej odleg�o�ci, jakby podzielaj�c mores �ywiony przez ich w�a�cicieli dla ksi���cej barwy. Gdyby nie smu�ki dymu, s�cz�ce si� spod strzech ku niebu, mo�na by pomy�le�, �e ludno�� osady pad�a ofiar� zarazy albo zosta�a uprowadzona przez nieprzyjaciela. 
     Cokolwiek zreszt� si� z ni� sta�o, wojacy zdawali si� niewiele o to dba�. Przedefilowali �rodkiem wioski i zajechali pod obej�cie Mied�wina tak pewnie, jakby znali sio�o niczym w�asn� kiesze�. Po prawdzie niewiele si� ono r�ni�o od dziesi�tek innych - wszystkie osady s�u�ebne, do kt�rej to kategorii zalicza�y si� Korabie, budowano pod jeden strychulec, z d�ug�, okolon� chatami ulic� i placykiem, po�rodku kt�rego stercza� w niebo �uraw wsp�lnej studni. Je�li Korabie wyr�nia�y si� czymkolwiek z tej architektonicznej sztampy, to w�a�nie okaza�� budowl� z bierwion, przed kt�r� zatrzymali si� przybysze, ignoruj�c �ledz�ce ich ze szpar w chatach i p�otach przera�one, ale i zaciekawione ludzkie oczy. 
     �eby by� �cis�ym, to z dala, od strony lasu �ledzi�a zbrojnych tak�e para oczu niezupe�nie ludzkich, ale za to daleko bardziej przenikliwych, uroczo chabrowych, a na dodatek wielkich i wilgotnych, niczym u sarny. Wr�cimy zreszt� do nich w chwili bardziej stosownej. 
   - Ano, jak to sobie �yje - wycedzi� przez z�by m�odszy z dru�ynnik�w, wodz�c wzrokiem po kalenicach dworzyszcza. Milcza� chwil�, czekaj�c na jaki� znak aprobaty starszego kolegi, i nie doczekawszy si�, dorzuci� pogardliwie: - Poga�ska nomenklatura, taka ma�. 
   - Poga�ska, niepoga�ska - wzruszy� ramionami starszy. - Jak by ci to powiedzie�, M�ody... W terenie to wygl�da troch� inaczej. Stare uk�ady, rozumiesz. 
     M�odszy z dru�ynnik�w pochyli� si�, na ile pozwala� mu wysoki ��k siod�a, i splun�� z pogard� na piach podw�rza. 
   - W dup� kopany - doda� po chwili namys�u, zarazem spogl�daj�c ukradkiem na dow�dc� i staraj�c rozezna� z wyrazu jego twarzy, czy dostatecznie okaza� nale�ne ksi���cemu wojowi negatywne nastawienie do pogan w og�le, a ju� do poga�skiej nomenklatury zw�aszcza. 
     Zatrzymali si� po�rodku podw�rza, na wprost domostwa, i zamilkli, czekaj�c, a� ich przybycie wywo�a jak�� reakcj�. Skorzystam z tego milczenia, �eby Ci, Drogi Czytelniku, od razu wyja�ni� pewn� spraw�. Czy mi si� bowiem zdawa�o, czy te� przed chwil� zarechota�e� w duchu szyderczo, przekonany, �e zdo�a�e� przy�apa� autora na powa�nym b��dzie w pisarskiej sztuce? Ot� wiedz, �e nic z tego; autor nie jest taki g�upi, jak raczysz s�dzi�, i oczywi�cie dobrze zdaje sobie spraw�, �e nasi przodkowie nie u�ywali takich s��w, jak "nomenklatura" czy "w dup� kopany". W istocie, M�ody sformu�owa� swoje przemy�lenia nieco inaczej. Jako osobnik szkolony w historii j�zyka, autor m�g�by go zacytowa� dos�ownie i opatrzy� stosownymi przypisami. Nawet wi�cej - musia�by go tymi przypisami opatrzy�. Jeden by�by konieczny, �eby wyja�ni� ci, co to by�a "ja�", co jer mi�kki, a co twardy; drugi - jak si� owe cudaczne znaki wymawia�o, trzeci za�, by wyeksplikowa�, co owe wszystkie pe�ne jer�w i jaci s�owa znaczy�y. Dzi�ki czemu, straciwszy na owe przypisy kup� czasu, dowiedzia�by� si�, �e M�ody powiedzia� w�a�nie co�, co odpowiada wsp�czesnym okre�leniom "nomenklatura", "w dup� kopany" i "o, ja ci� kr�c�" (a nie, przepraszam - "o, ja ci� kr�c�" M�ody powie dopiero za jaki� czas, ale sam si� wtedy przekonasz, �e na jego miejscu powiedzia�by� dok�adnie to samo). No, wi�c o ile nie jeste�, Drogi Czytelniku, zrz�dliwym pedantem, to chyba zgodzisz si�, �e naprawd� lepiej jest z mojej strony od razu t�umaczy� wszystkie wypowiedzi bohater�w na j�zyk zrozumia�y. A je�eli przypadkiem w�a�nie takowym pedantem jeste�, to id� si� powie�, bo ja tak b�d� a� do ko�ca naszej historii i nie zamierzam wi�cej si� t�umaczy�. Zreszt�, od momentu gdy obaj zbrojni us�yszeli gromkie "ha!" wydarzenia potoczy�y si� tak wartko, �e na kolejn� r�wnie obszern� dygresj� po prostu nie b�dzie ju� miejsca. 
     Wspomniane "ha" rzuci� oczywi�cie gospodarz najokazalszego w osadzie domostwa wyszed�szy z przeciwleg�ej do domu szopy, i to rzuci� je z tak� moc�, �e a� na pobliskich podw�rkach zawirowa�o pierze uciekaj�cego w pop�ochu ptactwa. �eby by� �cis�ym: zanim to zrobi�, najpierw, wygramoliwszy si� na podw�rze przez chwil� mierzy� przybysz�w wzrokiem pe�nym triumfu, nast�pnie pochyli� si�, chwyci� d�o�mi za uda, i w takiej pozycji wyrzuci� z gard�a owo g�o�ne, dobitne "ha!". Po czym przemaszerowa� dumnie przed zbrojnymi i ponownie znikn�� za drzwiami, tym razem g��wnego budynku. 
     M�odszy z ksi���cych, kt�ry w tym w�a�nie momencie zobaczy� g�o�nego Mied�wina po raz pierwszy, skonstatowa� z niejakim zdziwieniem, i� by� on osobnikiem wcale mizernego wzrostu i jeszcze bardziej mizernej postury, o twarzy, w kt�rej trudno by by�o dopatrzy� si� srogo�ci. Jedynie bia�e w�osy pozostawa�y w zgodzie z wizerunkiem, jaki wyrobi� sobie na podstawie kr���cych opowie�ci. 
     Mied�win tymczasem ponownie pojawi� si� przed drzwiami. Wygl�da� bardziej oficjalnie ni� przed chwil�; koszul� mia� utkan� w portkach, a te ostatnie dopi�te. Trzyma� si� te� ju� nie za uda, lecz pod boki. 
   - A, nie wysz�o, co? - ponios�o si� nad opustosza�ym podw�rzem. - Co?! M�wi�em, �e jeszcze do mnie przyjdziecie, taka wasza ma�?! M�wi�em, �e wam czarni bokiem wyjd�?! M�wi�em?! A teraz co, jak trwoga, to do mnie starego po ratunek?! - triumfowa�, wbijaj�c wzrok w starszego z dru�ynnik�w. 
     Starszy odczeka� chwil� cierpliwie, d�ubi�c ma�ym palcem w lewym uchu (w rzeczy samej Mied�win wrzeszcza� jak na mustrze, cho� znacznie cieniej), a� gospodarz zamilknie dla z�apania oddechu, i przerwa� mu znudzonym tonem: 
   - S�uchajcie, Mied�win, go�ci macie. I to z samej stolicy. Zachowujcie si�, jak nowoczesny obyczaj nakazuje... 
   - Z samej stolicy, a to mi u�miech losu, na Dad�boga! Ciekawe, co te� tacy �wietni go�cie z samej stolicy mog� ode mnie chcie�, prostego wie�niaka? - tu twarz Mied�wina a� pociemnia�a ze z�o�ci. - A wiecie no mo�e, Przybywoju, co ja teraz w og�le robi�? Sk�r� handluj�! Sprzedaj� Niemcom futra, ot, tyle, i w nic si� wi�cej nie mieszam. Chce kto� ze mn� pogada� o �okciu i miarze, to zapraszam do kantoru w godzinach urz�dowania, a kto o czarach, mo�e od razu wraca� do stolicy i niech go czarni okadzaj� i wod� kropi�... 
   - Zachowujcie si�, jak obyczaj nakazuje - podj�� Przybyw�j, powt�rnie wykorzystuj�c ten szcz�liwy zbieg okoliczno�ci, �e rozm�wca od czasu do czasu musia� jednak zaczerpn�� oddechu. - 
A nie, to b�dziemy gada� urz�dowo. 
   - Urz�dowo, cholera?! - zapia� Mied�win. - Wy? Ze mn�? Urz�dowo?! 
   - Urz�dowo, cholera. Ja, z wami. A bo co? Starego znajomego by�cie przecie� pod drzwiami nie trzymali. Jak chcecie, Mied�win, ale pami�tajcie: my tu do was albo z dobrym s�owem, albo z nakazem, jak sobie chcecie. 
   - Z nakazem? 
   - Z nakazem. 
   - Od ksi�cia? 
   - Zaraz tam... Od ksi�cia jest dobre s�owo. Nakaz od podskarbiego. To jak tam sobie chcecie. 
     Mied�win zawaha� si� na chwil�. 
   - �artujecie sobie? - orzek� wreszcie, ale nie brzmia�o to tak pewnie jak jego wcze�niejsze wypowiedzi. 
   - �artuj� - przyzna� starszy z dru�ynnik�w. - Jeszcze. Ale nie przestaniecie mnie wkurza�, to na starych i nowych bog�w razem wzi�tych do kupy, narobi� wam takiego smrodu, �e si� w nim jeszcze wasze wnuki b�d� dusi�. Ja was, do cholery, ze stolicy wygoni�em? Sami�cie si� g�upio zaparli, by�o si� chrzci� jak wszyscy, a nie mi tu g�b� wydziera�, kiedy ze spraw� przyje�d�am. Na s�u�bie jestem i nie mam si� czasu handryczy�. Pogadamy czy nie? 
     Gospodarz wa�y� co� d�u�sz� chwil�, wreszcie westchn�� ci�ko i machn�� r�k�. 
   - Niech was cholera, Przybywoju - rzek� bardziej ju� przyst�pnie. - Pogadamy, co mi szkodzi. Z�a�cie z koni. Ale �e si� jeszcze spotkamy, to od razu wiedzia�em. O nie, to si� nie mog�o uda�. Kosteczkami nieboszczyk�w i �wi�con� wod� nasze puszcza�skie moce straszy�, �miechu warte. Stara! - wrzasn�� przez rami� do izby. - Go�ci mamy. Ch�opaczyska, konie do obory, na co czekacie! A wasz przyjaciel, hm, te�, znaczy, ze stolicy? Witam, witam, niech was piorun spali. W chacie u mnie ubogo, ale co� tam si� zawsze znajdzie. 
     W chacie nie by�o ubogo; tak przynajmniej uzna� m�odszy z dru�ynnik�w, u kt�rego widok ozdobnej i zasobnej komory wywo�a� przyp�yw ca�kiem ju� szczerej niech�ci do obalonego poga�stwa. Nie powiedzia� jednak ani s�owa, wyj�wszy kr�tkie "Odylen". By�o to jego imi�, kt�re z jakich� przyczyn zainteresowa�o na chwil� gospodarza i kt�re przypomnia�o mu, �e zna� by� pewnego Odylena czasu wyprawy na Obodryt�w, jeszcze za Ziemomys�a (Odylen nie by� silny w rachunkach i nie wyci�gn�� z tego o�wiadczenia uprawnionego wniosku, �e Mied�win dobija ju� dziewi��dziesi�tki). Na razie brak�o jednak czasu na wspomnienia, gdy� gospodarz musia� ich opu�ci� i znikn�� w s�siedniej izbie. Przez chwil� dobiega�a stamt�d gwa�towna, acz prowadzona nie wiedzie� czemu st�umionymi g�osami wymiana zda� pomi�dzy...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin