Ann Major - Spełnione marzenia.pdf

(487 KB) Pobierz
Ann Major
Ann Major
SPEŁNIONE
MARZENIA
1
Słysząc metaliczny szczęk zatrzaskiwanej skrzynki na listy
Amber Howard rzuciła się ku frontowym drzwiom. Miała
nadzieję, że znajdzie tam list od ciotki Lois i wujka Jima,
dotyczący jej sześcioletniego syna, Joela, który spędzał lato na
ich ranczo w Teksasie.
Zapomniała o Joeyu w tej samej chwili, gdy przeczytała
adres zwrotny jedynego listu znalezionego w skrzynce: „Max
Karlin, Przedstawicielstwo Scenarzystów”.
Coś było nie w porządku... Max nigdy do niej nie pisał! Jego
biuro znajdowało się o pięć domów dalej i umówili się, że ilekroć
agent miał jakieś nowiny na temat jej scenariuszy, po prostu
zapraszał ją na lunch, wpadał do niej po pracy lub dzwonił.
Dźwięk klaksonu ciężarówki na odległej szosie Los Angeles
na krótko wyrwał ją z zamyślenia; wyjęła list ze skrzynki i
powoli zawróciła do eleganckiego domu. Oparła się plecami o
drzwi, aż zamknęły się z lekkim trzaskiem i pozostała tak przez
dłuższą chwilę, przyglądając się kopercie.
Dokładniejsze badanie całkowicie zwyczajnej koperty nie
zmniejszyło jej napięcia. Czuła się jak bohater komiksu, który
nagle stwierdził, że trzyma w dłoni odbezpieczoną bombę
zegarową. Nerwowo szarpnęła guzik jedwabnej bluzki, nagle
wyczuwając pod delikatnymi opuszkami palców nieopanowane
walenie serca.
Błysnęła złota biżuteria, wypielęgnowane palce rozerwały
kopertę. Umysł krążył wokół scenariusza filmowego, który
oddała Maxowi dwa miesiące temu. Max nie pisałby do niej...
chyba, że miałby specjalny powód. Cóż mogło się stać?
Rozwinęła kosztowny, szeleszczący, grubo tłoczony arkusz
papieru listowego i nagle z jej piersi wyrwało się westchnienie
bólu, przerażenia i wściekłości.
Max! Jak on mógł? Grube, czarne litery składające się w
nazwisko – Barron Skyemaster – przeniknęły w głąb jej serca.
2
Cały jej pracowicie podtrzymywany spokój rozpadł się
kompletnie.
Barron, słynny gwiazdor filmowy, był jedynym,
człowiekiem, jakiego kiedykolwiek kochała i którego
nienawidziła z całego serca. A on jakimś dziwnym zrządzeniem
losu był niegdyś jej mężem i ojcem jej syna.
Siedem lat wcześniej Max nie był agentem, lecz reżyserem
filmowym. Przybył do Teksasu, żeby robić film na wymuskanym
ranczo niedaleko jej wuja, u którego wówczas mieszkała. Tam
spotkała Barrona, który grał w tym filmie główną rolę i wyszła za
niego za mąż. Rozwiedli się sześć lat temu, po niecałym roku
małżeństwa i nie widziała go od tamtej pory.
Wspominając, nerwowo uderzała listem o dłoń. Kiedy
zakochała się w Barronie, była zbyt młoda, by zdać sobie sprawę
z wpływu, jaki rosnąca sława Barrona mogła mieć na ich
związek. Był stale poza domem. Wydawał się ciągle otoczony
pięknymi kobietami – wśród nich była i Carlotta. Barron nie
umiał nie zauważać pięknych samiczek... Amber czuła się
zaniedbywana. A on wydawał się mieć czas dla wszystkich –
tylko nie dla niej. Zdecydowała wreszcie, że w zatłoczonym
terminarzu Barrona nie ma miejsca dla domu i żony – i odeszła.-
W miesiąc później, kiedy odkryła, że jest w ciąży,
postanowiła zataić to przed nim. Jeśli nie miał czasu dla żony, nie
miałby go i dla dziecka.
Przez sześć lat żyła w nieustającym strachu, że Barron dowie
się o Joeyu i – naturalnie – narobi jej kłopotów. Wprawdzie na
pewno nie przyznano by mu opieki, ale mógłby próbować, a
wtedy bez wątpienia sąd przyznałby mu jakieś prawa –
weekendy, święta, może całe wakacje.
Wzdrygnęła się, przypominając sobie wszystko, co czytała o
Barronie jako o playboyu i kobieciarzu – jeszcze jeden dowód, że
miała rację uważając, iż małżeństwo nie jest odpowiednim dla
niego stylem życia. Nie mógłby mieć dobrego wpływu na Joeya,
poza tym zrobiłby wszystko, co w jego mocy, by zwrócić chłopca
przeciwko niej. Wiedziała dobrze jak niszczącym emocjonalnie
3
wpływom ulega dziecko, które dostało się między dwoje wrogich
sobie rodziców.
Jej rodzice rozwiedli się, gdy była jeszcze dzieckiem.
Przeżyła z ich powodu całą serię przykrych bitew o prawa
rodzicielskie, aż wreszcie sąd przyznał opiekę nad nią i obu jej
młodszymi braćmi ciotce Lois i wujowi Jimowi. Amber wciąż
pamiętała to okropne, rozdzierające uczucie, które zniszczyło jej
miłość do rodziców i przysięgła, że uchroni od niego Joeya.
Gdyby była uczciwa, przyznałaby sama przed sobą, że boi się,
aby Barron nie nastawił syna przeciw niej, jak ona sama zwróciła
się przeciw swym rodzicom.
Max był jednym z niewielu ludzi, którzy wiedzieli o jej
niefortunnym małżeństwie. Jak mógł ją zdradzić? Raz jeszcze
przeczytała zwięzłą notatkę, w której Max zawiadamiał ją, że
poleciał na Florydę, aby wynegocjować kontrakt, który dałby
Barronowi wyłączność na produkcję i główną rolę w ostatnim
scenariuszu Amber. Nie mogła zaryzykować sprzedania
Barronowi scenariusza – nieważne, na jak atrakcyjnych
warunkach – zanadto bała się, że mógłby dowiedzieć się o Joeyu.
Stała nieruchomo przez długą chwilę – jej spokojna twarz
nie zdradzała wewnętrznego wrzenia. Teraz należało zadzwonić
do Maxa. Wplątał ją w tę niemożliwą sytuację i musi ją z niej
wyplątać!
Zmusiła drżące nogi, aby przeniosły ją przez perfekcyjnie
urządzony salon do gabinetu. Ciężko usiadła w zamszowym
fotelu naprzeciw komputera. Ekran monitora skrzył się zielonymi
literami. Gdy przybył listonosz, siedziała już od szóstej rano i
szlifowała scenariusz telewizyjny na konferencję, która miała się
odbyć nazajutrz.
Oczy Amber szybko przemknęły po oprawnej w srebro
fotografii syna, ustawionej w najbardziej widocznym miejscu.
Krucze włosy, błękitne oczy, wieczny uśmiech. Niemal go
słyszała „Nie podskakuj tak, Mamuś... dopóki nie usłyszysz
wszystkiego”.
Uśmiech zamarł na jej wargach, gdy znów spojrzała na list
4
leżący na samym środku blatu. Nie mogła oderwać odeń oczu,
czaił się w nich lęk. Dłonie metodycznie przebiegały szufladę w
poszukiwaniu notesu z adresami. Znalazła go, rzecz jasna,
natychmiast. Jej biurko urządzone było tak, jak jej życie – było
tam miejsce na wszystko i wszystko miało swoje miejsce.
Amber nigdy nie zastanawiała się nad sobą nie zdawała
sobie sprawy z tego, jak pełna jest sprzeczności. Jej wyraz twarzy
należał do kobiety interesu, ale delikatne, jasne rysy były miękkie
i wrażliwe. Wewnętrzne ciepło, które emanowało ze skośnych,
zielonych oczu stanowiło ostry kontrast z lodowatą
funkcjonalnością biura. Nawet jej ubranie – wykwintne i
kosztowne – nie pasowało do niej. Nosiła jedwabną, kremową
bluzkę, do niej beżowy komplet – spodnie i marynarkę, i
wszystko idealnie wyprasowane. Chociaż efekt był interesujący,
kolor zdawał się za mdły, a krój zbyt męski dla tak kobiecej
istoty. Jej gęste, jasne włosy byłyby bardziej twarzowe, gdyby
pozwoliła im swobodnie opadać na ramiona, jednak Amber,
jakby umyślnie starając się zdławić swą kobiecość, zwijała je w
ciasny węzeł na karku.
Przyciskając ramieniem słuchawkę przerzucała kartki
notesu. Powoli, z namysłem wykręciła numer biura Maxa.
Telefon odebrała jego sekretarka, odpowiadając ze
skwapliwością młodej aktorki, która po starannym
przygotowaniu tekstu chce jak najprędzej wyrzucić go z siebie,
zanim się zatnie,
– Tak mi przykro, panno Howard. Pan Karlin wyjechał z
miasta i nie będzie osiągalny w najbliższych dniach.
Amber odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. U szczytu
swej kariery w wieku dwudziestu pięciu lat osiągnęła także
pewne doświadczenie w profesjonalnym zachowaniu się wobec
przeszkód. Kiedy przemówiła, jej spokojny, choć nienaturalnie
dobitny głos nie zdradzał gniewu:
– Virginio, Max powinien skontaktować się z biurem,
wiem o tym. Powiesz mu wtedy, że otrzymałam dziś rano jego
list i czekam na telefon. Sprawa jest według mnie... pilna.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin