Hanna Ozogowska - Tajemnica zielonej pieczeci.pdf

(646 KB) Pobierz
Ożogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczęci
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci
2007-03-28
ROZDZIAŁ1.
KANAPA,PRZEDKTÓRĄDRśYCAŁASZKOŁA.STEFANULEPSZAORTOGRAFIĘ.
OBIETNICAZAOBIETNICĘ.GUZYŚWIADCZĄOTALENCIE.
Opierwszejwpołudnie,kiedydzieńprzewracałsięnadrugibok,wklasieVA
robiłosięgorąco.Oknapotejstroniebudynkuwychodziłynazachód,ale
wysokie,letniesłońcedoniewytrzymaniarozgrzewałobiegnącąpodszkołą
ulicę,Ŝelaznesztachety,latarnie,anawetwysokie,zaglądającenatrzecie
piętrotopole,któreprzezczerwiecciąglejeszczeniechciałysiępoddać
ulicznymkurzomicieszyłyoczyświeŜązielenią.
Tazieleńciemnaispokojnawgodzinachrannych,kiedysłońcezaglądałodo
klaspołoŜonychpodrugiejstroniekorytarza,terazniepozwalałaskupićsię
nadksiąŜkączyzeszytem.
DuŜeigładkieliścietopoli,nasyconesłonecznymblaskiem,drgałyprzy
najlŜejszympowiewiewiatru.Przywodziłynamyśldrobnopofałdowaną,Ŝyczliwą
bosymnogompowierzchnięstrumienia,miękkąłąkę,miłycieńdrzewanapolnej
miedzy—wszystko,cobyłotakbardzoinneodkredy,atramentuipapieru,
wszystko,czegooczekiwaliwtejchwilizniecierpliwościąnaciągniętądo
ostatnichgranicuczniowieklasyVAwjednejzeszkółnaprzedmieściuŁodzi.
Odbywałasięostatnialekcjawtymrokuszkolnym.Młoda
nauczycielka,ajednocześnieWychowawczynitejklasy,ZofiaOstrowska,
nazywanaprzezuczniów„Gramatyką"—kończyłarozdawaćzeszytyz
wypracowaniem.Ionarzucałatęsknespojrzeniachylącymsiępodwiatrem
wierzchołkomtopoli.NauczycieleteŜlubiąwakacje.
JuŜtylkotrzyzeszyty.JuŜtylkodwa.Iostatni.
—śórawiecIWtwoimwypracowaniujestsporozdrowegosensu,mogłobyono
otrzymaćnawetniezłystopień.CóŜ,kiedyortografia—poniŜejklasy
pierwszej.ZatakąilośćbłędówniemoŜnapostawićwięcejniŜdwójkę.
PrzypierwszychsłowachnauczycielkiStefanśórawiecpowstał.Lekkopochylony
szedłmiędzyławkami.Jasną,falującączuprynęodgarnąłrękądotyłu,a
zielonkaweoczybłysnęłyhardo.Odebrałzrąknauczycielkizeszyt,ukłoniłsię
niedbaleiwracałnaswojemiejsce.
Wieleparoczuspojrzałowjegostronę.Chłopieczdawałsobieztegosprawę.
Hamowanazłośćkazałamuzagryźćdolnąwargę.Siadającwławce,rzucił
półgłosem:
—Nieszkodzi.Wszyscywielcyludziepisaliokropnie.Głowyuczniówz
niepokojemzwróciłysięwstronęnauczycielki:słyszała?Słyszała.
Natwarzyjejodbiłasięprzykrość.Ciemne,prawiezrastającesiębrwi
drgnęły.Klasa,woczekiwaniuna„hecę",zapomniałaozielonychtopolach.
Nauczycielkazespokojem,którynieprzyszedłjejłatwo,rzuciławstronę
krnąbrnegoucznia:
—Naprzykład?Stefanśórawiecmilczał.
—•Naprzykład?—powtórzyławychowawczyni.—Skorotaktwierdzisz,tochyba
umieszwymienićtychsławnych.Stefanwstałniechętnie.
—No,chociaŜby...Napoleon.Widziałemjegopodpis.Pisałjakkurapazurem.
—Widziałeśchybafotografięjegopodpisu—poprawiła
nauczycielka.—Pisałrzeczywiścieniewyraźnie.Alebłędównierobił.Janie
zakaligrafiępostawiłamcidwójkę,tylkozabłędy,
zamnóstwobłędów—powtórzyłaznaciskiempaniOstrowska.
—AKarolWielki?—upierałsięStefan.—Tenwogólenieumiałpisać.
Zaledwieswojeimię.Adotejporytrzebasięonimuczyć.
—Ha!—rozłoŜyłaręcenauczycielka,awgłosiejejzadźwięczaławyraźna
drwina.—Skorotądrogąchceszdojśćdowielkości,tociwspółczuję.Ten
sposóbwydajemisiębardzoprzestarzałyi...juŜnieskuteczny.
Wklasiektośparsknąłśmiechem.Stefanzaczerwieniłsię.Nauczycielka
zwróciłasiędocałejklasy:
—Przypominamjeszczeraz:jutroodziewiątejzakończenierokui
rozdanieświadectw.
Rozległsiędzwonek.Ledwoumilkł,dorzuciła:
—Otoiostatnidzwonekwtymrokuszkolnym.
Zamknęładzienniki,schodzączkatedry,głębokoodetchnęła.
—AlepanicięŜkowzdycha—odezwałsięobłudnieFranekGawroński.
Zmierzającadodrzwiwychowawczyniprzystanęła.SpojrzałanaFranka,potemna
Stefana.
Strona 1
14497234.004.png
 
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci 2007-03-28
—Aczymniezwamibyłolekko?—powiedziałabezuśmiechuiszybkowyszłaz
klasy.
Całaklasa,takjakwstałanapoŜegnaniewychowawczyni,skamieniałanachwilę.
Aletylkonachwilę.Ledwodrzwitrzasnęły,nieprzyjemnynastrójwyładowałsię
naosobieśórawca.
—¦Towstyd!Towstyd!—krzyŜowałysięokrzykizróŜnychstronklasy.
—Taksięnauczycielceodpowiada?
—Harcerz!
—Innatobymudwójęnaświadectwowlepiła!
—Jawammówię,ŜeGramatykajeszczewcalenietakanajgorsza.
—AlejejStefanodpłacił!
—Napoleonazgrywa!
—Ty,śórawiec!Napoleonnakoniujeździł,nienabykach!...Ostatnie
powiedzeniewyWołałoogólnąwesołość.
Stefanstałblady,aŜdrobnepieginanosiewystąpiływyraźniej.Twarz
wykrzywiłamuwściekłość.Smukły,wyrośniętynaswojedwanaścielat,górowało
półgłowynadkolegami.ToteŜkiedyzzaciśniętymipięściamizwróciłsięw
stronęautoraostatniegoŜartu,zrobiłosięodrazuwokółniegoluźno.Inie
wiadomo,czymzakończyłabysięostatnialekcjawklasieVA,gdybywtej
właśniechwilinieuchyliłysiędrzwiiniebłysnęławnichłysajakkolano
głowastaregowoźnego,zwanego„Kochasiu".
—śórawiec,kochasiu!Dopanakierownika,juŜzaraz,najednejnodze,kochasiu!
Oburzenieidrwinykolegówszybkozamieniłysięwszczerelubudanewspółczucie.
—Stefan!Maszpecha!—powiedziałWiktor.
—PoskarŜyła!—krzyknąłFranekGawrońskizsatysfakcjąwgłosie.—Aco?Nie
mówiłem?Wszyscytakzanią:„dobra",„dobra",ajazawszepowtarzam:„Jaka
onatamdobra?"Jakbybyładobra...
—...Tobycięnadrugirokniezostawiła,chociaŜmaszpięćdwójek—zadrwił
BartekNiedŜwiedzki.
—E,tam!Zwamirozmawiaćtoszkodajęzykastrzępić—rozgniewałsięFranek
izwróciłsiędoStefana:—Chodź,Stefan,odprowadzęcię.
—Obejdziesię,samtrafię.Wiktor,zaczekajnamnie!—burknąłStefani
szybkowybiegłnakorytarz.
Chłopcywysypalisięzanim.Kancelariakierownikabyłanapierwszympiętrze,
więcposchodachtowarzyszylijeszczekoledze.
—śebytylkonienakanapie—szepnąłdoWiktoraStefan.
—E,chybadziśniebędzieczasu—pocieszałWiktor.—Niebójsię.
—Zkierownikiemrozmówiszsiępomęsku—dodawałotuchyBartekNiedŜwiedzki.
—Pewnie—rzuciłStefanudając,Ŝegotacałasprawaniewielewzrusza.Ale
byłoinaczej.
„Pewnie—myślałsobie—męŜczyznazmęŜczyznązawszesiędogada.Alepocoja
tejGramatycetakodszczeknąłem?"
Zapukałdodrzwikancelariiizapytałsiedzącąpodoknemsekretarkę,czymoŜna
wejśćdopanakierownika.
—Apoco?
—Pankierownikmniewzywał—bąknąłStefan.
—Aha!•—powiedziałasekretarkatonem,któryznaczył:„takizciebie
ananas",imachnęłarękąwstronędrzwigabinetu—wejdź!
Stefanznowuzapukał,nagłośne„proszę"wszedłiszurnąwszynogamizatrzymał
sięprzydrzwiach.
Kierownikrozmawiałprzeztelefon.NaukłonStefanaodpowiedziałkiwnięciem
głowyiruchemrękiwskazałnamiejscekołobiurka,zaktórymsiedział,ale
Stefannieskorzystałzzaproszenia.AnuŜwezwanyjesttylkopoto,abyoddać
komuśwblokachlist,jaktojuŜnierazbywało?Pocozasiadaćnakrześle,po
cozbliŜaćsiędopostrachucałejszkoły,nieszczęsnejkanapy,któratakoto?
powaŜnieigodnierozpierasięnanajszerszejścianiewprostokienibiurka.
Stefanzerkawjejstronę,aleczymprędzejodwracagłową.JuŜlepiejpatrzeć
nablibliotekępełnąksiąŜek.KtóŜtowszystkozdąŜyprzeczytać?Nabibliotece
stoipuchar.Nagrodazdobytaprzezszkołęjeszczewtychczasach,kiedyboisko
szkolnebyłoprawdziwymboiskiem,aniejakterazplacykiemuszczuplonymprzez
ogródkizjednejstrony,aszopynawęgielzdrugiej.Stefanwzdychaisłyszy
wtejchwilidźwięksłuchawkikładzionejnawidełki.
Chłopieczwracaoczynapanakierownika,którynajpierwścierajakąśnatrętną
Strona 2
14497234.005.png
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci 2007-03-28
myślzczoła,potempodsuwananieokulary,patrzylekkozaczerwienionymi
oczymanaStefanaimówi:
—Powiedznomi,Stefan,czyciniewstyd?Stefanowijestwstyd.Czerwieni
sięijąka:
—•Tak...juŜtuGra...juŜtupaniodpolskiegoobsmarowałamnie...
—Niezgadłeś—mówipankierownik.—NierozmawiałemzpaniąOstrowską.Po
prostupodpisywałemdziśświadectwaiwidziałemtwojestopnie.Trójkaz
polskiego.Więcpytamcię:czyciniewstyd?Jesteśzdolnychłopiec.Masz
dobrewarunkidonau
ki,anaświadectwiekilkatrójek.Ijednaznich—zjęzykaojczystego!...
—Tak—mówijuŜtrochęśmielejStefan—zdolnyjestem,aleprzeztę
ortografiętojacałeŜyciebędęmiałzmarnowane.JajuŜztymwszystkim
wytrzymaćniemogę.
—O!—zdziwiłsiękierownik.—Takiśnieszczęśliwy?Adlaczegotoinnitwoi
koledzy,nawetmniejzdolniodciebie,dająsobieradę?Naogółwaszaklasa
dobrzezpolskiegostoi.
—Toprawda,aleilesięchłopakinamęczą,toniktniewie.—Stefan
przytakujeigorączkowomyśli,czymbytupanakierownikazagadać?Aha,juŜ
wie.Próbuje:—WreferatachnaróŜnychuroczystościachmówisię,Ŝeteraznie
mauciskuczłowiekaprzezczłowieka.Aniechbytakktodonaszejklasyna
polskiprzyszedł,todopierobysięprzekonał.Ucisk—jakniewiemco!
—Jakto?—zdziwiłsiękierownik.—Cowyprzeztorozumiecie?Bojanicnie
zauwaŜyłem.Usiądźmytusobienakanapieiopowiedzmiotymstrasznymucisku.
Ąwięcstałosiętonajgorsze:rozmowanakanapie.Zapraszaninaniąuczniowie
wolelibysiadaćnadescenabitejgwoździami.Rozmowanakanapiebyłazreguły
długa.Byładokumentna:sianemniktsięniemógłwykręcić.NawetWiktor
Kijanka,znanywcałejszkoleztego,Ŝekłamałbezdrgnieniaokiemiwyłgiwał
sięznajtrudniejszychsytuacji,nawetonnatejkanapietraciłcałyswój
rezon,twierdząc,Ŝe„nasiedzącyłganienieidzie".
CóŜmiałrobićnieszczęsnyStefan?Usiadłzminątakponurą,Ŝetojedno
powinnopanakierownikawzruszyć.Niestety,panMarczyński,jeŜelisięnawet
iwzruszył,tozupełnietegonie
okazał.
—Nahistoriiitakwogóle—wyjaśniaStefanstarającsięojak
najpowaŜniejszywyraztwarzy—tosłyszymy,jaktonaprzykładzapańszczyzny,
wfabrykachjedniuciskalidrugich.Bogacze,znaczysię,uciskalibiednych.I
naprzykładKościuszkoczyStaszycwystępowaliwobronieuciskanych.Ajak
paniOstrowskamnieuciskazatęortografię,tonietylkoniktwobronęmnie
nieweźmie,alejeszczenamniejakniewiemco...
Stefankątemokasprawdził,czy„rybachwyciłahaczyk".Nie
stety,pankierownikmusiałmiećkamienneserce,boodezwałsięzledwo
hamowanąkpiną:
—MójŜeśtyuciśnionybiedaku!
—Tak—nieustępowałStefan—pankierowniksięśmieje.AprzecieŜtoucisk
kubekwkubek:paniOstrowskaposiadanaukę,ajanie.Więctozupełniejak
tenbogacz,któryposiadałiciemięŜyłtego,którynicniemiał.
—Hola!TojuŜbzdura—zaprotestowałkierownik.—PaniOstrowskaoddajewam
zeswegobogactwa,iletylkomoŜe.Wszystkim,coposiada,chcesięzwami
podzielić.
—Nodobrze—zgodziłsięStefan—jeŜelipaniOstrowskaniezupełniejest
takajaktenbogacz,tomyjednakczujemysięuciskani.Pocotylecierpień?
Paniekierowniku,jatobymzupełniinaczejurządził!
—Ciekawejak?—zainteresowałsiękierownik.
—Najgorszewtejortografiijestto,Ŝemnóstwotrzebawykućnapamięć.
Dlategotakmitrudnobojatolubięnarozumwziąć.Jakcośzrozumiem,tood
razuzapamiętam.WięcwortografiiteŜwymyśliłbymwszystkietakieprawidła,
ŜebykaŜdyrozumiał,dlaczegosiępiszetak,anieinaczej.Naprzykład—
herbata;jeŜelizcukrem,topisałbymprzez„ch",ajakbezcukrutosamo„h".
Rozumiesięsamoprzezsię.
—Hm,ajakbyśnapisałnaprzykład„herbacianeróŜe"?
—Przezsamo„h"—przecieŜniktróŜcukremnieposypuje.
—Atakiezdanie:„Ciotkapoczęstowałanasherbatą"?
—Naturalnieprzez„ch"—przecieŜsięnieczęstujegościherbatąbezcukru.
Strona 3
14497234.006.png
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci
2007-03-28
LepiejsiępodziemięzapaśćniŜprzedgośćmizawstydzić.
—AleprzecieŜtaciotkamogłabyćnaprzykładskąpa.
—O,paniekierowniku,skąpytowogólenicnieda,anicukru,aniherbaty.
Jawiem,jasammamtakąciotkę.
Pankierownikśmiałsięnadobre.PodniesionynaduchuStefanwywodziłswojej
teoriiciągdalszy:
—Albonaprzykładkluska.Kluskępowinnosiępisaćprzez„ó",bojest
okrągła.Nonie?
—Nie—zaprotestowałkategoryczniepankierownik.—Niezgadzamsięztobą.
Znaszkluskikładzione?
—Znam.
—Okrągłesą?
—Nie.KładzionetosąprzewaŜniepodługowate.
—Akrajane?
—Krajanedopomidorowejzupytosąkwadratowealbotakie
spiczaste.
—No,więcgdzieteokrągłe?
—Akartoflane?Mojamamarobipyzyzkartofli,takieokrągłezdołkiemw
środku.Pysznesą.—IStefanprzełknąłślinę.
—Dobrze.Aletopyzy.Niemawnichwogóle„ó".Proszęcięwięc,pisz
zawszekluskiprzez„u"zwyczajne,bowcaleniesąokrągłe.Acodoherbaty,
towieszprzecieŜ:przygotowujesięją.zawszebezcukru.Cukierpodajesię
oddzielnie.KaŜdysobiesłodzi,ilechce.Piszwięcherbatęprzezsamo„h".
Stefanzamilkłnachwilę.Rzeczywiście,terazjuŜaniherbata,anikluskanie
pomyląmusięnigdy.śebytoGramatykachciałatakkaŜdywyrazwytłumaczyć.
Aleonawidocznietakiegowykształceniajakpankierownikniema.
Wtejchwilizadzwoniłtelefonnaszafcepodoknem.PanMarczyńskipodszedł
doaparatu,aStefan,chcącskorzystaćzokazji,sunąłjuŜwstronędrzwi.Nic
ztego.Kierownikpowstrzymałgoruchemrękiitylkopowiedziałdosłuchawki:
—Dobrze.Zapółgodzinybędę.
Stefanstruchlał.BoŜe!PrzezpółgodzinytomoŜnaflakizczłowiekawypruć.
NaszczęścieniezaproszonogojuŜnakanapę.Kierownikpowiedziałpoprostu:
—Dzisiaj,niestety,musimytęrozmowęzakończyć.Codotwoich
pomysłów,toowszem,posługujsiętym,cocipomaga,alenieprzesadzaj.Nie
wszystkowortografiidasięwziąćnarozum.Sąwyrazy,którychpisaniatrzeba
sięnauczyćnapamięć.—Tukierownikroześmiałsię.—Himalajepiszesię
przez„h",chociaŜleŜąkołoChin.
—No,właśnie—westchnąłStefan.—AgdybyleŜaływHolandii...
—Nicnatonieporadzimy,Stefanie.
—...albogdybyHolandialeŜałakołoHimalajów?
—AlboŜebyiHolandię,iHimalajeprzenieśćdoHondurasu?Co?Wiesz
przynajmniej,gdzieHondurasleŜy?
Stefanchciałsięobrazić.Zgeografiimiałpiątkę.Tegotopankierowniknie
zauwaŜył.AprzecieŜzeStefanaifilatelistaniebylejaki.Niejedenuczeńz
siódmejzazdrościłmualbumu.PanMarczyńskimilczenieStefanawytłumaczył
sobieinaczej,bosamnaswojepytanieodpowiedział:
—HondurasleŜywAmeryceŚrodkowej.Iwidzę,mójdrogi,Ŝetynietylko
ortografięprzerobiłbyśposwojemu,aleiwgeografiinarobiłbigosu.Oj,
Stefanie,Stefanie.
Stefanmyślał,ŜetojuŜkoniec,iznowuposunąłsięwstronędrzwi,ale
kierownikzatrzymałgorazjeszcze.
—¦Chwileczkę,mamdociebieprośbę.Powiedz,Ŝesięnaniązgodzisz.
KiedyindziejStefantargowałbysię.Chciałbywiedzieć,ocochodzi,nietak:
kotawworkukupować.Alezdawałomusię,Ŝenajmniejszyjegoopórspowoduje
znowuzaproszenienakanapęiodpowiedziałczymprędzej:
—Takjest,paniekierowniku,zgodzęsię.
—Awięcproszęcię;zacznijpisaćpamiętnik.
—Ja?Pamiętnik?—spłoszyłsięStefan.—Jakdziewczyna?
—Dlaczegojakdziewczyna?Wielusławnychludzipisałopamiętniki.Teraz
dziękitympamiętnikomkorzystamyzichŜyciowegodoświadczenia,dowiadujemy
sięwieluciekawychrzeczyoprzeszłości.
—AjeŜelijaniezostanęsławnym?
—Toniejestkonieczne,zapewniamcię.NajwaŜniejsze,Ŝebyśpisałoswoich
Strona 4
14497234.001.png
 
O¿ogowska Hanna - Tajemnica zielonej pieczêci
2007-03-28
pomysłach,oswoimŜyciu,okolegach.Chybatematuciniezabraknie?
—O!MoŜepankierownikbyćspokojny...śebymtylkoonaszejklasiepisał,to
wyszłabycałaksiąŜka.Unaswklasietoprawiecodzieńjakaśheca.
—ZauwaŜyłemto—westchnąłpankierownikipopatrzyłnaStefanazwyrzutem.
—Powiemcinawet,ŜemiwaszejwychowawczyniserdecznieŜal.Maonazwami
trzyświaty,ma...
—NamteŜczasamiŜal—przytaknąłStefan.—Alecobyłorobić?TojuŜnie
naszawina.
—Niewasza?—kierownikzezdumieniauniósłbrwiwgórę.—Aczyja?
—Topankierownikniepamięta,jaknaszaklasa,zarazwe
wrześniu,delegacjętuprzysłała?
—Przypomnijnomi,niepamiętam.
—No,właśnie.Ateraztowszystkonanas.AprzecieŜjuŜwtedyprosiliśmy,
Ŝebypankierownikzmieniłwychowawcę,bopaniOstrowskaradysobieznaszą
klasąnieda.Całaszkoławie,ŜeVAto,moŜnapowiedzieć,„lepszaklasa",Ŝe
unasjestsporochłopakówchętnychdoróŜnych...takich
pomysłów.....aktywistów",znaczysię,niewciemiębitych...
—Niestety!Wiemcośotym—pokiwałgłowąkierownik.
—Iprosiliśmywtedypanakierownika,ŜebypaniOstrowskawzięłapiątą
bara...—Stefanugryzłsięwjęzykipoprawił:—VB.Tamsąprawiesame
takiespokojneniunie.PaniOstrowskiejbyłobyowielelepiej.AunasŜeby
byłpanwychowawca,tencowzeszłymroku.Alepankierownikwcaletegonie
chciałwziąćpoduwagę.Ateraznazywasię,Ŝemyjesteśmywinni.Togdzie
jestsprawiedliwośćnatymświecie?
PanMarczyńskinieprzestawałkiwaćgłową.Chciałcośpowiedzieć,strzepnął
ręką,wreszciespytał:
—Tylu„aktywistów",mówisz?NocóŜ,trzebabędzietęsprawęjeszczeraz
rozwaŜyć.
Stefanucieszyłsię.
—Paniekierowniku—zawołałskładającręce—jajuŜwszystkoobiecami
wszystkiegodotrzymam!Tylkoniechpankierownikcośzrobi,Ŝebypani
OstrowskaniebyłajuŜnasząwychowawczynią.BopaniOstrowskaiwszóstej
klasieniedasobie
znamirady.
—AniespowaŜniejeciewszóstejklasie?
—Napewnonie—StefanaŜwpiersisięgrzmotnął.—Jak
amenwpacierzu.TojuŜodrazujakośtakźlesięułoŜyło.Donaszejklasy
męskarękapasowałabynajlepiej.
—Takmyślisz?Nodobrze,zastanowięsięnadtym.Obiecujęcitowzamianza
twojąobietnicę.Więcpiszpamiętnikczydziennik,jakwolisz.MoŜerozwiniesz
wsobiejakieśzdolnościliterackie.Ktowie?PodobnomaszłatwośćwyraŜania
sięwpiśmie.Aterazzmiataj.Zaraz,jeszczenapamiątkętejrozmowy
dostanieszodemnieksiąŜkę.
—Zpodpisem?—ucieszyłsięStefan.
—MoŜebyćzpodpisem.Iproszęcię,nierozstawajsięs,tąksiąŜkąprzy
pisaniu.Dobrze?
—Dobrze—zapewniłuradowanyStefan.Aleminamuzrzedła,kiedyzobaczył,
ŜepanMarczyńskiwyciągnąłzszufladyzieloną,niegrubąksiąŜkęz
wyraźnym,czarnymtytułemZasadypisownipolskiej.
Byłtoistnykubełzimnejwodynagłowęprzyszłegosławnegoczłowieka.Pan
kierownikzdawałsięniedostrzegaćrozczarowanegowyrazutwarzychłopca.
TrzepnąłgoporamieniuipochwiliStefanbiegłdoszatni.
NikogojuŜtamniebyło.Widoczniekoledzyniemoglisiędoczekaćiposzlido
domu.Stefanspokojniejaknigdy,zteczkąniesionąpoludzkupodpachą,ze
smętniezwieszonągłowąbrnąłprzezszkolnepodwórko.
WiktoriBartekNiedźwiedzkiczekaliprzedbramą.
—Stefan,cotakdługo?—zawołałWiktor,agrubasBartekzapytał
przyglądającsiękoledzeuwaŜnie:
—Siedziałeśnakanapie,co?
—Owszem,siedziałemimoŜesiedziałbymjeszcze.Telefonmnie
wybawił.Pankierownikmusiałgdzieśiść.
—Miałeśszczęście—stwierdziłspokojnieBartek.
—Noiocochodziło?GramatykanaskarŜyła.Tak?—Chudy,zwinnyWiktor
Strona 5
14497234.002.png 14497234.003.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin