Franco Scaglia - 2. Czarna mewa.pdf

(1054 KB) Pobierz
40511268 UNPDF
FRANCO SCAGLIA
WYDAWNICTWO
KRAKÓW 2008
40511268.002.png
Tytuł oryginału:
Il Gabbiano di Sale
Tłumaczenie:
Agata Ryndak-Laciuga
Redakcja techniczna:
Ewa Czyżowska
Łamanie:
Joanna Łazarów
Korekta:
Mateusz Czarnecki
Krystyna Dulińska
Karolina Ulman
Okładka:
Andrzej Wełmiński
Copyright © 2004 Franco Scaglia, Ali rights reserved
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo M, Kraków 2007
ISBN 978-83-60725-71-9
Wydawnictwo M
ul. Kanonicza 11, 31-002 Kraków
tel. 012-431-25-50; fax 012-431-25-75
e-mail: mwydawnictwo(a mwydawnictwo.pl
www.mwydawnictwo.pl
www.ksiegarniakatolicka.pl
40511268.003.png
Od autora
Kuzyni od Ściany to Izraelczycy, Przyjaciele ze Skały to
Palestyńczycy.
40511268.004.png
ROZDZIAŁ 1
Czarna mewa
Ugryzłem jabłko z Keraku. Mówią, że w całej Jordanii nie
ma równie słodkich, smakowitych i pachnących. Znaj-
dowałem się na wybrzeżu Morza Martwego, niedaleko Qu-
mran i świętych ruin gdzie w przeszłości kilka razy za-
trzymałem się na modlitwę.
Spojrzałem na wzgórza poprzecinane naturalnymi ja-
skiniami, które znikały gdzieś wysoko. Wielobarwne pro-
mienie wschodzącego słońca oświetlały piasek, wydmy, na
wpół wyschnięte studnie, nieotynkowane domy, które do-
strzegałem w oddali. Chłodne powietrze gładziło moją twarz.
Zwróciłem uwagę na jakiś kształt unoszący się na powierzch-
ni wody. Wydał mi się czarną mewą, która swoimi rozpostar-
tymi skrzydłami muskała gęstą wodę.
W Morzu Martwym, najgłębszej i najbardziej tajemniczej
studni w świecie ludzkich pragnień, nic się nie porusza. Pły-
wanie to odległa perspektywa, bo gdy tylko napierasz ciałem
w dół, woda wypycha cię do góry jak gumową piłkę, a oczy
wypełniają się solą i pieką. Pomyślałem, że wszystko zrodziło
się z wody, ale człowiek stąpa po ziemi i to determinuje jego
wrażenia, punkt widzenia, sposób postrzegania świata.
Skończyłemjeść jabłko. W ustach zostały mi dwie pestki.
Żułem je długo, nie mogąc się zdecydować, co z nimi zrobić.
7
40511268.005.png
Miałem ochotę je wypluć, jak kiedyś, w czasach szkolnych,
jednak nie wydawało mi się to stosowne w tej sytuacji. Po-
łknąłem je w czasie rozmowy z Kuzynem od Ściany.
- Wielebny Ojcze, proszę wybaczyć, że pozwoliłem sobie
wysłać mojego kierowcę, żeby przywiózł ojca z Betlejem
bez wcześniejszego zawiadomienia, ale naprawdę nie było
na to czasu.
Przedstawił się. Nazywał się Nadav Gruber, był wice-
dyrektorem Tsometu, sekcji Mossadu zajmującej się nad-
zorowaniem i szpiegowaniem krajów arabskich. Ten wysoki,
szczupły mężczyzna z niebieskimi oczami i czarnymi, pro-
stymi włosami, na pierwszy rzut oka robiący wrażenie
uprzejmego, wyglądał na niewiele ponad trzydzieści lat.
- Mam nadzieję - kontynuował - że rozumie ojciec mój
pośpiech i ostrożność i doceni fakt, że poza ojcem, mną,
moim kierowcą i trzema agentami nie ma tutaj nikogo innego.
Musimy działać szybko, żeby zdążyć, zanim pojawią
się turyści.
Miałem ochotę odpowiedzieć, że w Ziemi Świętej trudno
było się na kogoś natknąć i że wydawało mi się mało prawdo-
podobne, że w ciągu kilku minut, właśnie Qumran przeżyje
najazd Japończyków, amerykanów i grup pielgrzymów. Jed-
nak moja reakcja z pewnością wywołałaby dyskusję na temat
skutków tej „katastrofy", a nie chciałem wchodzić w spory z
Kuzynem od Ściany - policjantem i nieznajomym.
Gruber wydał swoim ludziom suchy rozkaz. Jeden z nich
wrzucił do wody sznur z pętlą na końcu. I tak jak w kow-
bojskich filmach, które widziałem, pętla wsunęła się w to, co
wydawało mi się skrzydłem, i czarna mewa została przy-
ciągnięta do brzegu w niedbały, nonszalancki i pozbawiony
szacunku dla jej śmierci sposób.
8
40511268.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin