Ingram Jay_ PŁONĄCY DOM Odkrywając tajemnice mózgu(1).pdf

(59502 KB) Pobierz
Microsoft Word - Ingram Jay_ PŁONĄCY DOM Odkrywając tajemnice mózgu.doc
JAY INGRAM
PŁONĄCY DOM.
Odkrywając tajemnice mózgu
(The Burning House. Unlocking the Mysteries of the Brain / wyd. orygin.: 1994)
338751071.009.png
SŁOWO WSTĘPNE
Czy pozwolisz, Czytelniku, bym już teraz oszczędził Ci trochę czasu oraz trudu i powiedział, czego nie znajdziesz w
tej książce? Nie ma tu prawie nic na temat różnic między mózgami mężczyzn i kobiet, nie znajdziesz w mej pracy
żadnych sztuczek pozwalających poprawić pamięć ani słów pocieszenia, że sprawność mózgu nie obniża się wraz z
wiekiem. Ponadto nie piszę o tym, gdzie w mózgu znajduje się ośrodek kontrolujący potrzeby seksualne.
Chociaż starałem się uniknąć pogoni za sensacją i w związku z tym moje intencje muszą być nieskazitelnie czyste,
muszę przyznać (bez najmniejszego wstydu), że lobotomia, Prozac i tłumione wspomnienia występują w tej książce,
podobnie jak kończyny fantomowe, opowieść o kobiecie, która myślała, że jej lewa ręka w rzeczywistości należy do
kogoś innego, oraz relacja o mężczyźnie, który nie pamięta nic z ostatnich czterdziestu lat swego życia. Naukowcy
badający mózg mają na co dzień do czynienia z tego typu historiami – bez nawiązania do nich książka na temat
mózgu nie byłaby wyczerpująca, a może i dostatecznie interesująca.
Moim zdaniem, żaden opis osoby, która doznała jakiegoś upośledzającego uszkodzenia mózgu, nie będzie jednak
pełny, o ile nie zakończy się pytaniem: “Jakie płyną z tego wnioski dla mnie?" Zgadzam się, że rzeczą dziwną i
fascynującą jest na przykład to, że rozsądna pod pewnymi względami kobieta może uważać, iż jej sparaliżowana lewa
ręka należy do kogoś innego. Ręka ta rzekomo została przyczepiona do ciała pacjentki przez chirurgów ze szpitala, w
którym odbywa ona rekonwalescencję po wylewie. Sprowadzenie tej historii do podobnego opisu przypominałoby
wędrówkę po głównym korytarzu jakiegoś muzeum i przyglądanie się tylko najbardziej interesującym eksponatom. A
przecież taka opowieść wymaga namysłu; przyjrzawszy się jej baczniej – co może wiązać się z potrzebą wyobrażenia
sobie, że znalazłeś się w sytuacji tej pacjentki – stwierdzisz, że rozumowanie chorej jest znacznie mniej dziwaczne,
niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Pewne jej myśli mogłyby pojawić się w Twoim mózgu, innymi słowy, Twój mózg
mógłby przyjąć podobny tok rozumowania. Ludzki mózg nie cierpi próżni i jeśli jakaś historia pozostaje nie
dokończona lub jakaś zagadka nie rozwiązana, mózg każdego z nas będzie dokładał starań, by temu zaradzić,
niezależnie od tego, czy będzie to sensowne.
Ustalanie strat, jakie wynikły z jakiegoś uszkodzenia mózgu, to jedna z najczęściej stosowanych metod badania jego
funkcjonowania; alternatywne podejście polega na bezpośredniej obserwacji pracy mózgu. Wykorzystuje się zatem
techniki, które pozwalają na uzyskanie informacji o mózgu przy zastosowaniu rezonansu magnetycznego lub
emisyjnej tomografii pozytonowej (PET). Techniki te dostarczają fascynujących obrazów pracującego mózgu. W
momencie gdy piszę te słowa, czasopismo “Naturę" opublikowało serię zdjęć przedstawiających mózgi szachistów. W
czasie gdy gracze patrzyli na szachownicę na ekranie komputera, proszono ich o wykonanie serii zadań: począwszy
od bardzo łatwego – “Jakiego koloru są poszczególne figury?" – skończywszy na najtrudniejszym – “Czy w następnym
ruchu możliwy jest mat?" Gdy badani namyślali się nad odpowiedzią na ostatnie pytanie, wzrost aktywności
obserwowano w dwóch obszarach mózgu: w płatach czołowych i w rejonach wzrokowych, położonych w tylnej części
mózgu. Ten obraz aktywności w mózgu interpretowano następująco: płaty czołowe zajmują się planowaniem ruchu
mającego doprowadzić do mata (wiadomo, że w innych sytuacjach odgrywają one podobną rolę), podczas gdy
zadanie rejonów wzrokowych polega na stworzeniu myślowego obrazu tego posunięcia.
W tym miejscu konieczne jest jednak pewne zastrzeżenie. Stwierdzenie – dokonane na podstawie obrazów
otrzymanych metodą PET – że dane obszary mózgu uaktywniają się, nie pozwala jeszcze na uznanie sprawy za
definitywnie rozstrzygniętą. Albowiem dzięki tym obrazom wiemy podobnie dużo o procesach przebiegających w
mózgu, co o zdarzeniu na danej ulicy na podstawie satelitarnego zdjęcia świateł miejskich, które zostało zrobione po
tej stronie naszej planety, gdzie panuje noc. Wiele rzeczy pozostaje tu nie wyjaśnionych, podobnie jak w przypadku
założenia, że istnieje ścisły związek między zmianą w zachowaniu pacjenta, który doznał urazu mózgu, a częścią
mózgu, która została uszkodzona. Wniosek, że ta część, która uległa uszkodzeniu, jest odpowiedzialna za konkretne
zachowania, nie zawsze musi być prawdziwy.
Natomiast prawdą jest zarówno to, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat naukowcy zrewolucjonizowali nasze pojęcia na
temat mózgu, jak i to, że są oni wciąż bardzo odlegli od tego, by go całkowicie poznać. W tym sensie badacze mózgu
pozostają w sytuacji przypominającej nieco położenie Martina Froshibera, który wpłynąwszy w 1576 roku do Zatoki
Froshibera [Zatoka na Ziemi Baffina w arktycznych rejonach wschodniej Kanady; przyp. tłum.] przypuszczał, że
znajduje się u wrót “...Morza Zachodniego, prowadzącego do Chin i do Indii Zachodnich". Było to wspaniałe
osiągnięcie, a roztaczający się przed oczyma podróżnika krajobraz złożony z gór i lodów okazał się niezwykły,
tajemniczy i piękny. Froshiber nie odnalazł jednak Przejścia Północno-Zachodniego, którego poszukiwał.
Krajobraz mózgu, który możemy obecnie oglądać dzięki nowym technikom, jest równie cudowny jak ten, który widział
Froshiber. Mimo to – podobnie jak wyprawa dawnego zdobywcy – podróż naukowca nie dobiegła końca. Nie wiadomo
nawet, jak mógłby wyglądać koniec tej podróży.
A jednak właśnie ta niepewność czyni całe przedsięwzięcie jeszcze bardziej atrakcyjnym. Nie należy oczekiwać, że
rozwój nowego myślenia o funkcjonowaniu mózgu wyrwie z korzeniami albo też tylko trochę podkoloruje całą
dotychczasową wiedzę; wiedza ta ulegnie po prostu modyfikacji. Weźmy, na przykład, wspomnienia. Pomyśl o nich
nie jak o małych scenkach, odtwarzanych w Twoim umyśle, ale jak o momentach, w których wiele różnych obszarów
mózgu, jakie uległy pobudzeniu w czasie pierwotnego zdarzenia, uaktywnia się ponownie. Uaktywnienie to zachodzi
za każdym razem tak samo i jest koordynowane w czasie przez pewien elektryczny rytm, przy czym Twoje odczucie,
że przypominasz sobie jakąś wcześniej zapamiętaną scenę, zawdzięczasz wyłącznie temu, iż takie ponowne
uaktywnienie się tych wszystkich obszarów następuje jednocześnie. Przyjęcie tej nowej interpretacji zjawisk jest
typowe dla zmian zachodzących w rozumieniu mózgu, do których dochodzi w miarę rozwoju badań naukowych.
Mózg bywa nazywany najbardziej złożonym elementem wszechświata, ale James, zaprzyjaźniony ze mną stolarz
“złota rączka", określił go bardziej trafnie. Staliśmy właśnie obaj na środku mojej kuchni, zmagając się z samym
pojęciem mózgu, gdy nagle James przerwał ciszę, mówiąc: “To ci dopiero narząd".
ROZDZIAŁ 1
WYCIECZKA DO MUZEUM
Jeden z najbardziej pamiętnych wywiadów w moim życiu przeprowadziłem z Mohamadem Haleemem, kustoszem
Zbioru Anatomii Prawidłowej i Patologicznej oraz Rozwoju Mózgu im. Yakovleva w Instytucie Patologii Sił Zbrojnych w
Waszyngtonie. Trudno sobie wyobrazić lepsze miejsce: Zbiór Yakovleva znajduje się w głębi pewnego budynku
skonstruowanego tak, by wytrzymał wybuch bomby atomowej (jest to jedyny tego typu budynek w tym mieście). Gdy
w 1949 roku Związek Radziecki przeprowadził pierwszy wybuch swojej bomby atomowej, wydano polecenie
wybudowania w Waszyngtonie budynku odpornego na skutki użycia broni jądrowej, który na wypadek ataku
zamieniłby się w siedzibę rządu. Jednakże w sierpniu 1953 roku ZSRR wypróbował swą bombę wodorową, co
sprawiło, że bomba atomowa straciła znaczenie militarne, a zabezpieczenia przeciwko niej stały się po prostu
bezużyteczne.
Zbiór Mózgów znajduje się w jasno oświetlonej sali, w której po jednej stronie można prowadzić szczegółowe badania
wybranych mózgów, po drugiej zaś stoi rząd gablot. Gabloty są w tej kolekcji odpowiednikiem ciężkich bibliotecznych
półek na rolkach, które przesuwają się, gdy kręci się korbką. Gabloty te różnią się jednak od wyposażenia biblioteki;
po pierwsze: brak w nich pólek, widać natomiast sześćdziesiąt czy siedemdziesiąt głębokich na parę centymetrów
szuflad; po drugie: Zbiór Mózgów im. Yakovleva wyposażony jest w specjalny system elektryczny, który wysuwa
gabloty.
Moja wizyta w tym muzeum miała szczególny charakter dzięki osobie mego rozmówcy, którym był Mohamad Haleem.
Pełnił on funkcję kustosza kolekcji, a ponadto przez z górą dwadzieścia lat blisko współpracował z doktorem Paulem
Ivanem Yakovlevem, założycielem Zbioru. Yakovlev umarł w 1983 roku, lecz Haleem wciąż mówił o nim z głęboką
czcią (nazywał go “mistrzem") i traktował zbiór jak powierzony mu w opiekę bezcenny skarb. Muzeum mózgów jest
poważnym przedsięwzięciem naukowym, do tego miejsca ściągają neurobiolodzy z całego świata. Spowodowane jest
to nie tylko niewiarygodną różnorodnością mózgów, udostępnionych tutaj dla celów badawczych, lecz także tym, że
każdy mózg został pocięty dokładnie w taki sam sposób: w serie przylegających do siebie plastrów, niczym bochenek
chleba pokrajany od piętki do piętki. Liczba plastrów w danym mózgu może łatwo przekroczyć cztery tysiące, chociaż
dokładna liczba zależy od tego, czy mózg został pocięty w płaszczyźnie z przodu do tyłu, z góry w dół czy od jednego
boku do drugiego. Ponadto przybywający naukowcy dobrze wiedzą, co można znaleźć w Zbiorze Yakovleva. Jeśli
chce się zmierzyć wielkość na przykład zakrętu obręczy (gyrus cinguli) w mózgu człowieka, który doznał wylewu, a
następnie porównać ten mózg, plaster po plastrze, z innym, to jest to możliwe. Można również badać plastry
pochodzące z mózgu dziesięciotygodniowego płodu lub mózgu stujednolatka. W kolekcji znajdują się mózgi
uszkodzone w wyniku zatrucia tlenkiem węgla, mózgi chorych w późnych stadiach syfilisu i choroby Alzheimera, a
także mózgi małp, kaszalota oraz konia.
Mimo że mózgi są ofiarowywane do zbiorów przez cały czas, przyjmuje się tylko najbardziej niezwykłe z nich
(niezwykły w tym przypadku może oznaczać także mózg tak “normalny", jak tylko jest to możliwe). Trzeba całego roku
na utwardzenie mózgu metodami chemicznymi, by przy krojeniu w plastry nie zniekształcał się pod naciskiem ostrza.
Każdy mózg pokrojony jest w plastry o grubości około jednej trzydziestej milimetra (cztery czy pięć plastrów złożonych
razem miałoby grubość jednej kartki tej książki). Każdy plaster chroniony jest między dwiema cienkimi szybkami, które
mają wielkość niedużego obrazka. Plastry są tak cienkie, że wydają się przezroczyste i z łatwością można je oglądać
pod mikroskopem.
Zbiór Yakovleva nie ma charakteru sensacyjnego, przeciwnie – jest to tradycyjnie pomyślane muzeum, gdzie
starannie gromadzony i porządkowany zbiór ma służyć badaczom teraz i w przyszłości. Mimo to świadomość, że jest
się otoczonym przez setki tysięcy kawałków mózgu, wywołuje niezwykłe uczucie. Miejsce to przyprawia o mdłości
większość ludzi – właściwie nie bardzo wiem, dlaczego tak się dzieje. Być może, chodzi o konsystencję mózgu, który
jest wilgotny, miękki i ciężki. Myśl o tym, by wziąć jeden z eksponatów do ręki, jest dla większości ludzi nie do
zniesienia. Rzecz jasna, w przypadku Zbioru Yakovleva ten argument akurat nie jest zbyt istotny, ponieważ plastry
mózgów umieszczone w szufladach mają mniej więcej tyle wspólnego z “wilgotnym" mózgiem, ile plastry żółtego sera
z pierwotnym produktem, z którego powstały. Mimo wszystko – jak wolno przypuszczać – wrażenie, jakie wywołuje
mózg, nie jest chyba wyjątkowe. Moja żona Cynthia jest głęboko przekonana, że wzięcie do ręki nerki byłoby czymś
znacznie gorszym.
Uczucie niesamowitości, jakie wywołuje w nas taki kontakt z mózgiem, wynika prawdopodobnie z faktu, że dla
większości z nas mózg jest czymś więcej niż częścią ciała. Mózg człowieka kojarzy nam się bezpośrednio z jego
myślami i uczuciami; trzymając czyjś mózg odnosimy wrażenie, że mamy “w rękach" samego człowieka. Powoduje to
także doznanie emocjonalne, jakiego przypuszczalnie nie mielibyśmy szans doświadczyć, gdyby dr Yakovlev
gromadził trzymetrowe odcinki ludzkich jelit i nazwał swą kolekcję Zbiorem Dwunastnic im. Yakovleva. Nawiasem
mówiąc, brak szczególnego szacunku dla mózgu doprowadził niemal do wymarcia pewnej grupy etnicznej, plemienia
Fore, żyjącego na Nowej Gwinei. Do zwyczajów tego plemienia należał rytuał, w czasie którego każdy ostatnio zmarły
krewny zostawał zjadany. Na nieszczęście plemię to dotknięte było przez rzadką chorobę zakaźną, która atakowała
mózg, powodując postępujące wprawdzie powoli, ale na ogół śmiertelne porażenie funkcji ruchowych. Ktokolwiek
zjadł kawałek mózgu osoby zmarłej na tę chorobę, zwaną kuru, mógł być w zasadzie pewny, że sam również padnie
jej ofiarą. Wkrótce po rym jak przekonano członków tej społeczności, by zaniechali tego szczególnego rytuału, kuru
zniknęła, chociaż, zanim to nastąpiło, mózgom dwóch ofiar tej choroby udało się trafić do Zbioru Yakovleva.
W naszych czasach mózg zdobył szczególny szacunek. Warto natomiast wiedzieć, że nie zawsze tak było, nawet w
tych kulturach, gdzie pojawiały się głębokie refleksje o mózgu. Na przykład starożytni Egipcjanie, którzy stworzyli
wyszukane pojęcia dotyczące życia umysłowego i duchowego, takie jak ba (niematerialna reprezentacja charakteru
lub osobowości) i ka (rodzaj ducha-sobowtóra, który przeżywał swojego śmiertelnego odpowiednika), wierzyli, że
siedzibą tych bytów jest serce, a nie mózg. Stąd podczas mumifikacji serce starannie zabezpieczano, mózg zaś był
wyciągany przez nozdrza lub przez podstawę czaszki, a następnie wyrzucano go.
Od czasów Imperium Rzymskiego aż do momentu odległego od nas o zaledwie kilka stuleci znawcy anatomii – choć
zdawali już sobie sprawę z tego, że mózg jest narządem myślenia – mylnie przypisywali kluczową rolę wypełnionym
płynem przestrzeniom w mózgu, które zwano komorami, pomijali zaś komórki mózgowe wraz z ich połączeniami,
biorąc je – by tak rzec – za opakowanie. Nawet konkretne właściwości umysłowe, takie jak rozumowanie,
formułowanie sądów i pamięć, przypisywano różnym, chociaż łączącym się ze sobą przestrzeniom.
Dziś nie jest znany żaden płyn, który mógłby odpowiadać za całą złożoność mózgu; obecnie komórki mózgowe i
łączące je włókna – pomijane uprzednio jako opakowanie – uznaje się za najważniejszą część mózgu człowieka.
Niezależnie od tego, każde uczucie skrępowania wynikające z przebywania wśród mózgów w Zbiorze Yakovlewa jest
irracjonalne – obojętnie jak na to spojrzymy. Jeżeli wierzymy w istnienie duszy, uznamy, że opuściła ona mózg na
długo przed włączeniem go do Zbioru Yakovleva. Z drugiej strony, jeśli myślimy, że śmierć kładzie kres wszystkiemu,
to dlaczego wzięcie do ręki mózgu miałoby przyprawiać nas o mdłości w większym stopniu niż dotknięcie kości
udowej. Wszystko to jest tylko martwą tkanką.
A jednak mózgi są czymś specjalnym: przeprowadzanie wywiadu radiowego w otoczeniu tysiąca sześciuset mózgów
zapowiadało się Jako niezapomniane doświadczenie. Pan Haleem wybrał dla mnie niektóre spośród najciekawszych
okazów i wyeksponował je w oświetlonych gablotach. Znajdował się w nich m.in. mózg pacjenta poddanego lobotomii,
następująco opisany: “Mężczyzna, pięćdziesiąt dziewięć lat. Zgon sześć miesięcy po operacji". Ponieważ lobotomia
była zabiegiem stosowanym w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, większość z nas ma mizerne wyobrażenie o
tym, na czym polegał ów zabieg. Ponadto wielu z nas z pewnością nie ma najmniejszego pojęcia o tym, jak często go
stosowano oraz jak wielkim uznaniem się cieszył. Operacja ta polegała na nacięciu płatów czołowych mózgu i była
zalecana dla pacjentów poddawanych leczeniu psychiatrycznemu, co do których uznano, że nie ma innego sposobu
opanowania ich lęku czy antysocjalnego zachowania. Takich operacji wykonano tysiące, a badania oceniające
rezultaty lobotomii, prowadzone w latach czterdziestych, zgodnie wskazywały, że stan większości pacjentów poprawił
się dzięki temu zabiegowi. Specjaliści potwierdzali, ze życia tych pacjentów nie dezorganizowały już cierpienia
spowodowane obsesyjnymi myślami lub dziwacznymi zachowaniami, typowymi dla schizofrenii czy psychozy
maniakalno-depresyjnej. Jakkolwiek dziś brzmi to dziwnie, faktem jest, że portugalski lekarz odpowiedzialny za
wprowadzenie lobotomii, Antonio Cayetano Moniz, został jednym z laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i
medycyny w 1949 roku za: “odkrycie terapeutycznych właściwości leukotomii płatów czołowych (lobotomii) w leczeniu
pewnych psychoz". Warto dodać, że w samych Stanach Zjednoczonych przeprowadzono około 40 000 tych operacji,
głównie na początku lat pięćdziesiątych. Jednym z powodów, dla których ta brutalna forma leczenia zaburzeń
psychiatrycznych została przyjęta z nadmiernym entuzjazmem – zanim dokonano właściwej jej oceny – był fakt, że
ofiarami drugiej wojny światowej byli także liczni weterani z poważnymi problemami psychiatrycznymi, których
leczenie nastręczało trudności. Poza tym psychiatrów było zbyt mało, a prace nad lekami przeciwpsychotycznymi
ledwie się rozpoczęły.
Ryc. 1.: Jedna z technik lobotomii
Wielu ludzi błędnie uważa, że lobotomia polega na usunięciu przedniej części mózgu. Chociaż istniała pewna
technika, w ramach której usuwano kawałki płatów czołowych (ważono je, by ustalić dokładnie, ile zostało wycięte), w
większości przypadków po prostu je rozłączano, zazwyczaj poprzez wprowadzenie do przedniej części mózgu ostrza,
którym następnie poruszano tam i z powrotem ruchem wahadłowym. Mózg poddany niegdyś zabiegowi lobotomii
został w Zbiorze Yakovleva pocięty w plastry (po śmierci pacjenta) w taki sposób, by z boku można było zobaczyć
nacięcie, które rozdzieliło płaty czołowe, lecz pozostawiło je w tym samym miejscu, podtrzymywane przez kości
czaszki.
Znajomość dziejów lobotomii pomaga w zrozumieniu krótkich opisów, którymi opatrzono niektóre mózgi. Jeden z nich
opisany jest w katalogu Yakovleva jako: “C-64... 32 It... 13 It... K... H". Kobieta, lat trzydzieści dwa, zgon trzynaście lat
po operacji, przekrój horyzontalny. A ten eksponat? Lobotomia z powodu anoreksji, 1951 rok; był to czas szczytu
popularności lobotomii. Pan Haleem pokazał mi również mózgi ofiary wylewu, czterolatka z zespołem Downa oraz
różnych zwierząt, w tym goryla i delfina.
Być może, w ciągu tych kilku minut spędzonych w Zbiorze zanadto przywykłem do mózgów; może niesłusznie
założyłem, że codzienna praca w tym miejscu sprawia, iż człowiek zaczyna rutynowo traktować ludzkie szczątki.
Mniejsza o to, jak to się stało, przekroczyłem jednak granice zwykłego wywiadu, kiedy zacząłem rozmawiać z panem
Haleemem o jego mistrzu, Paulu Ivanie Yakovlevie. Gdy Yakovlev umarł w 1983 roku, jego mózg natychmiast został
włączony do kolekcji jako jeden z jej najcenniejszych okazów. Jest on oczywiście pocięty w plastry, tak samo jak
pozostałe mózgi... no cóż, wcale nie tak samo. W przypadku mózgu swojego przełożonego pan Haleem nagiął nieco
obowiązujące reguły. Aby można było oglądać pod mikroskopem mózg, barwi się co dwudziesty jego plaster. Tym
razem Haleem zabarwił co dziesiąty plaster. W rezultacie eksponowanych jest więcej plastrów mózgu dra Yakovleva
niż jakiegokolwiek innego mózgu, dlatego więcej szuflad przeznaczono dla niego. Nawiasem mówiąc, podobnie jak w
galerii sztuki, tylko część kolekcji plastrów jest wystawiona, resztę zaś przechowuje się w magazynie. Pan Haleem
zadbał też o to, by mózg dra Yakovleva został pokrajany w ulubiony przez “mistrza" sposób: w przekroju strzałkowym,
polegającym na cieciu od lewej strony ku prawej. Byłem tak zafascynowany tym, co usłyszałem, że chciałem
koniecznie zobaczyć mózg Yakovlewa:
INGRAM: Czy jego mózg jest tutaj?
HALEEM: Naturalnie.
INGRAM: Czy możemy go zobaczyć?
HALEEM: Oczywiście. Jest tutaj. Zobaczy go pan i chociaż będzie mi naprawdę bardzo smutno, pokażę panu ten
mózg. To jest właśnie mózg... doktora Yakovleva...
338751071.010.png 338751071.011.png 338751071.012.png 338751071.001.png 338751071.002.png 338751071.003.png 338751071.004.png 338751071.005.png 338751071.006.png 338751071.007.png 338751071.008.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin