ANNE McCAFFREY
JODY LYNN NYE
STATEK, KTÓRY ZWYCIĘŻYŁ
(Przełożył: MARIAN BARANOWSKI)
ROZDZIAŁ l
Ciężkie, okute drzwi w końcu wąskiego przejścia otworzyły się z charakterystycznym skrzypieniem. Wyszedł zza nich sędziwy mężczyzna, który skierował wzrok na Keffa. Keff doskonale wiedział, jaki widok ukazał się oczom starca: dojrzały człowiek, dość wysoki, o bujnej, ciemnej czuprynie z ledwie widocznymi pasemkami siwizny nad mocnym czołem oraz o niebieskich, głęboko osadzonych oczach. Ostry nos, który mógł być kiedyś złamany, i usta obwiedzione kreską przyjaznego uśmiechu dopełniały wizerunku kogoś, kto jest zdecydowany i twardy, ale zachowuje swoisty umiar. Ubrany był w zwykłą tunikę, a przy boku miał szablę, którą z pewnością potrafił się posługiwać. Starzec miał na sobie jakiś ubiór, którego jedynym zadaniem było zapewnić ciepło i swobodę ruchów. Obaj przypatrywali się sobie przez chwilę. Keff pochylił głowę na powitanie.
- Czy twój pan jest w domu?
- Ja nie mam żadnego pana. Wracaj, skąd przyszedłeś - fuknął starzec z błyskiem w oku.
Keff zorientował się, że nie rozmawia ze służącym. Dopuścił się obrazy samego Wielkiego Czarownika Zarelba! Wyprostował się, żeby mimo to wyglądać przyjaźnie.
- Nie, panie - powiedział Keff. - Muszę z tobą porozmawiać.
Szczury, które wydostały się przez drzwi, przemknęły obok Keffa i czmychnęły wzdłuż ścian. Odrażające miejsce, ale cóż, jest pewne zadanie do wykonania.
- Odejdź - powtórzył starzec. - Niczego dla ciebie nie mam.
Próbował zamknąć potężne wrota. Keff włożył rękę w pancernej rękawicy między drzwi a futrynę. Starzec cofnął się o krok, a w jego oczach widać już było strach.
- Wiem, że masz Hebanowy Zwój - rzekł spokojnie Keff. - Potrzebuję go, aby uratować ludzi z Harimm. Oddaj go, a nie spotka cię żadna krzywda.
- No dobrze, młody człowieku - odparł czarownik. - Odstąpię ci mą własność, gdyż w tej sytuacji nie mam innego wyjścia.
Keffowi ulżyło. Zauważył jednak odbłysk światła w oczach czarownika. Jego źródłem mogło być jedynie coś, co znajdowało się za Keffem. Nie czekając, odwrócił się gwałtownie i wydobył szablę z pochwy. Trzech uzbrojonych zbójów blokowało drogę ucieczki.
Jeden z nich uśmiechał się szyderczo, ukazując czarne resztki zębów.
- Wybierasz się dokądś, chłopcze? - spytał.
- Zmierzam tam, dokąd wzywają mnie obowiązki.
- Brać go!
Keff znalazł się w opałach. Zaatakowany, powstrzymał uderzenie napastnika i skutecznie odbił ciężki miecz. Odsłonięta pierś złoczyńcy stała się teraz celem ataku. Przeciwnik szybko się pozbierał i z impetem ruszył naprzód wspierany przez swych kompanów. Keff wywijał szablą, odpierał uderzenia, trzymał całą trójkę w szachu. Gwałtowne cięcie przeszło obok jego twarzy. Odskoczył w ostatniej chwili i zręcznie odparował cios, unikając śmiertelnego trafienia.
- Dalej! - krzyczał Keff. - Na co czekacie? Ruszył przed siebie i zadał pchnięcie przywódcy zbirów.
Trafił go w sam środek klatki piersiowej. Zbój osunął się na
ziemię i przepadł.
- No, już! - krzyczał Keff, operując sprawnie mieczem i kreśląc w powietrzu świetliste “Z”. - Nie jesteście niezwyciężeni. Poddajcie się albo zginiecie!
Animusz Keffa zbił z tropu pozostałych rzezimieszków, którzy broniąc się chaotycznie, wpadali na siebie, trafiani celnie wiązką światła. Najpierw jeden, potem drugi z jękiem upadli i zniknęli. Keff schował szablę do pochwy i odwrócił się w stronę czarownika, który spokojnie obserwował rozwój wypadków.
- W imieniu ludu Harimm żądam Zwoju - powiedział wyniośle i wyciągnął rękę w kierunku rozmówcy. - Chyba że chcesz mnie zaskoczyć czymś innym?
- Nie, nie.
Starzec poszperał w zniszczonej skórzanej torbie, którą miał przy boku. Wyjął zwój pożółkłego pergaminu. Keff spojrzał na to ze strachem. Skłonił się czarownikowi, który okazał mu nieco szacunku.
Zwój uniósł się z ręki starca i poszybował do Keffa. Ten przyglądał się spłowiałemu wizerunkowi gór, dróg i rzek znaczonych brązowym atramentem.
- Mapa! - rzekł ze zdziwieniem.
- Zatrzymaj ją - powiedział czarownik głosem, który zmienił się z głębokiego barytonu w przyjemnie brzmiący alt. - Jesteśmy w zasięgu satelitów telekomunikacyjnych.
Drzwi, szczury i postać starca zniknęły. Pozostały same ściany.
- Znów pył kosmiczny - powiedział Keff, odpinając pas z laserową szablą, i ciężko usiadł na fotelu awaryjnym przy pulpicie sterującym. - Całkiem mi się to podobało! Dobra robota!
Zdjął przepoconą tunikę i otarł nią twarz. Ciemne, kręcone włosy pokrywające jego szeroką pierś były gdzieniegdzie znaczone siwizną, ale miał jeszcze młodzieńczy wygląd.
- Niewiele brakowało, a byłbyś w opałach - rozległ się głos Carialle wysyłającej jednocześnie do SSS-900 potwierdzające sygnały identyfikacyjne. - Następnym razem uważaj na tyły.
- Co z tego?
- Nie ma nagrody za nie dokończone dzieła. Mapy to zawsze wielka niewiadoma. Będziesz musiał pójść ich śladem i wszystko sprawdzić - powiedziała nieśmiało Carialle.
Na ekranie obok tytanowej kolumny ukazał się obraz wysokiej kobiety w starodawnym szpiczastym czepku, owianej mgłą i odzianej w powłóczystą szatę. Ładna twarz obdarzyła Keffa uśmiechem.
- Dobrze się spisałeś, rycerzu - rzekła Jasna Pani i zniknęła. - SSS-900, tu CK-963 z prośbą o zezwolenie na podejście i połączenie. Cześć, Simeon!
- Carialle! - dał się słyszeć głos kontrolera stacji. - Witaj! Masz zezwolenie, dziecino. Teraz jesteśmy SSS-900-C, C jak Channa. Wiele się tu zmieniło przez ten rok. Keff, jesteś tam?
Keff nachylił się do namiernika.
- Jestem, Simeon. Już niedaleko, zaraz będziemy.
- Cieszę się - powiedział Simeon. - Mamy tu trochę bałaganu, mówiąc delikatnie, ale przecież nie będziecie sprawdzać porządków.
- Nie, złotko, ale żadna dziewczyna nie odmówi przyjemności poddania się twojemu odkażaniu - żartowała Carialle z przekornym chichotem.
- Simeon, do licha! Co tu się działo?! - krzyknął Keff, wpatrując się w ekrany radarów.
- Jeśli chcesz wiedzieć...
W miarę zbliżania się do stacji SSS-900 statek zwiadowczy przedzierał się przez coraz gęstszy labirynt różnego złomu. Carialle przeanalizowała uwagi Keffa dotyczące alarmu, a potem ustawiła silniki korekcyjne na pełną moc, aby uniknąć przecięcia z torem, po którym przemieszczał się jeden z krążących wokół stacji kawałków metalu. Mniejsze pojazdy manewrowały wśród szczątków satelitów i pojazdów kosmicznych, pełniąc funkcję swoistych sprzątaczy. Dwa ciężkie pchacze z ogromną szuflą z przodu wyglądały niczym olbrzymie odkurzacze. Tworzyły pracowitą parę oczyszczającą przestrzeń z drobnego pyłu, który mógłby przedziurawić kadłuby poruszających się w przestrzeni statków. Sanitarne pojazdy pozdrowiły Carialle, gdy przeszła obok nich po łuku w czasie synchronizacji z obrotami stacji. Pomocny pierścień cumowniczy był w naprawie, więc Carialle zwiększyła ciąg i zbliżyła się do południowego. Światła zaczęły penetrować obrzeża pierścienia w poszukiwaniu miejsca do zacumowania. Wreszcie udało się je znaleźć.
- ...to, co widziałeś, to pozostałości po piracie Belazirze i jego szajce - dokończył Simeon znużonym głosem. - Mam nadzieję, że tak już zostanie. Moja powłoka została umieszczona w bardziej odpornej obudowie i dodatkowo uszczelniona. Ostatnie sześć miesięcy zbieraliśmy części i doprowadzaliśmy wszystko do porządku. Jeszcze czekamy na niektóre elementy. Firma ubezpieczeniowa jest bardzo dociekliwa i kwestionuje wszystko, co jest w wykazie, ale nikogo to nie dziwi. Statki flotylli pozostają w rejonie. Tworzymy stały patrol, coś w rodzaju małego garnizonu.
- Macie mnóstwo czasu - wtrąciła Carialle ze współczuciem.
- Kolej na dobre wieści - powiedział Simeon zaskakująco energicznym głosem. - A gdzie wy się podziewaliście?
Carialle wydała dźwięki naśladujące fanfary.
- Z przyjemnością donoszę, iż gwiazda GZA-906-M ma dwie planety, na których w atmosferze zawierającej tlen występują ślady życia - rzekł Keff.
- Gratuluję wam obojgu - odpowiedział Simeon i nadał sygnał dźwiękowy imitujący wiwatujący tłum. Przerwał na chwilę. - Wysyłam jednocześnie komunikat do Wydziału Dochodzeniowego. Czekają tam na kompletne sprawozdania z próbkami i wykresami, ale najpierw ja! Chcę się wszystkiego dowiedzieć.
Carialle dotarła do swych plików, wybrała częstotliwość odpowiadającą częstotliwości odbioru Simeona.
- To tylko streszczenie, bo całość przekażemy tym na górze - powiedziała. - Oszczędzimy ci całej tej nudy.
- Niedobra wiadomość to chyba ta - zaczął Keff - że nie ma oznak życia biologicznego na planecie numer cztery, a planeta numer trzy jest jeszcze zbyt słabo rozwinięta, aby włączyć ją do Światów Centralnych jako pełnoprawnego partnera. Spotkaliśmy się tam jednak z przychylnością i miłym przyjęciem.
- On tak uważa - Carialle wtrąciła, prychając. - Ja nigdy nie wiedziałam, o czym myślą te Blekoty.
Keff rzucił niechętne spojrzenie na jej kolumnę, ale na Carialle nie zrobiło to żadnego wrażenia. Przeglądała katalog plików i zatrzymała się na mieszkańcach Iriconu III.
- Dlaczego nazywacie ich Blekotami? - spytał Simeon, wpatrując się w zapis wideo pokazujący chude, obrośnięte, sześcionogie istoty, które z twarzy podobne były do inteligentnych pasikoników.
- Posłuchaj zapisu dźwiękowego - zaśmiała się Carialle. - Porozumiewają się skomplikowanym systemem, który budzi w nas odrazę. Keff sądził, że to ja coś wydmuchuję.
- Nieprawda, Cari - zaprotestował Keff. - Początkowo sądziłem - powiedział z naciskiem - że nie występuje u nich żadna konieczność posługiwania się mową. Mieszkają na bagnach - relacjonował dalej, komentując obraz z kryształu wizyjnego. - Jak widać, poruszają się na sześciu kończynach albo na czterech w pozycji pionowej, mając wtedy dwie wolne. Jest wiele drapieżników, które zjadają Blekoty, więc jakiś prosty język wystarczy do ostrzegania przed niebezpieczeństwem. Tamtejsze tereny obfitują w owoce i w warzywa. Na planszy pokazano niebezpieczne gatunki roślin.
- Nie za wiele - powiedział Simeon, spostrzegłszy międzynarodowe oznaczenie związków trujących i niebezpiecznych: czaszka i skrzyżowane piszczele oraz wizerunek twarzy z wystawionym językiem.
- Pierwsze jagody, które spróbował mój błędny rycerz... podkreślam: błędny - stwierdziła Carialle - to były właśnie te czerwone maliny po lewej oznaczone “grymaśną twarzą”.
- Cóż, krajowcy jedli je, a przecież biologicznie nie różnią się aż tak bardzo od ziemskich płazów - Keff skupił się przy tych słowach - ale miałem potem potworne bóle żołądka. Tarzałem się po ziemi i trzymałem się za brzuch. Blekotom bardzo się to podobało.
Na ekranie monitora pojawiły się sześcionożne stwory, które wydawały te swoje dźwięki, stojąc nad biednym, wykrzywiającym się z bólu Keffem.
- Ja bardzo się bałam - dodała Carialle - że może zjadł coś trującego. Kazałam mu poczekać na pełną analizę...
- To trwałoby zbyt długo - dorzucił szybko Keff. - Całość działa się w czasie rzeczywistym.
- W każdym razie zrobiłeś na nich wrażenie.
- Rozumieliście Blekoty? Czy sprawdził się program TS? - spytał Simeon, zmieniając temat.
TS to skrót od Tłumacz Symultaniczny oznaczający program translatorski opracowany przez Keffa jeszcze przed skończeniem szkoły. TS był ciągle udoskonalany poprzez dodawanie reguł i prawideł z różnych obcych języków rejestrowanych przez ekipy badawcze Światów Centralnych. Sam wynalazca, człowiek z krwi i kości, bardziej wierzył w skuteczność programu niż jego partner, mózg, który nie był całkowicie przekonany o użyteczności TS. Carialle często dokuczała Keffowi przy okazji błędów translatorskich, ale jej kpiny miały raczej przyjacielski charakter. Pracowali przecież razem od czternastu lat i stanowili doskonale rozumiejącą się parę. Carialle nie tolerowała żartów pod adresem Keffa czynionych przez kogoś z zewnątrz, mimo że sama pozwalała sobie na niewinne docinki. Teraz sapnęła:
- Jeszcze nie działa idealnie, ponieważ wykorzystuje symbolikę języków stosowanych przez już odkryte organizmy. Nawet jeśli uwzględnić Poprawkę Blaize'a dla języków migowych, i tak, według mnie, nie będzie w stanie niczego przewidywać. To znaczy, kto wie, jakich reguł i prawideł będą się trzymać nowe rasy...
- Długotrwałe wykorzystywanie pewnego symbolu w jakimś kontekście świadczy o tym, że przypisuje się mu określone znaczenie - utrzymywał Keff. - To właśnie cała zasada tego programu.
- Jak odróżnić powtarzający się ruch z pewnym znaczeniem od tego, który znaczenia nie posiada? - spytała Carialle, przytaczając stare argumenty. - Przypuśćmy, że ruchy meduzy raz służą przemieszczaniu się, a innym razem mają za zadanie przekazanie informacji? Słuchaj, Simeonie, będziesz rozjemcą.
- Świetnie - zgodził się rozbawiony szef stacji.
- A jeśli przedstawiciele nowej rasy mają usta i mówią, ale udzielają ważnych informacji w inny sposób? Na przykład, wydając dźwięki za pomocą zwieracza?
- Wszystko przez te maliny - powiedział Keff. - To ich pożywienie powodowało te... te powtórzenia.
- Może ten zwyczaj ma związek z początkiem ich cywilizacji - powiedziała zgryźliwie Carialle. - Właściwie, Simeonie, to Keff uruchomił kiedyś translator, by ten zajął się ich słownictwem. - Okazało się, że najpierw powtarzali bezmyślnie wszystko to, co sam powiedział, jak jakieś prymitywne twory o sztucznej inteligencji, potem stopniowo tworzyli zdania we własnym języku, ale nie przypominały już niczego, co usłyszeli. Początkowo wydawało się to sensowne. Myśleliśmy, że zaczną powoli uczyć się języka standardowego, zanim Keff połapie się w zawiłościach ich mowy, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Powtarzali poprawnie, ale w ogóle nie rozumieli, co mówiłem - powiedział Keff, dostosowując komentarz do stylu Carialle. - Żadnego porozumienia.
- Cała ta nadętość drażniła go, nie tylko dlatego, że była wszechobecna, ale dlatego, że można ją było opanować.
- Nie wiem, czy miało mnie to zdenerwować, czy może miało inny podtekst. W każdym razie potem zajęliśmy się nimi bardziej wnikliwie.
Klatki zapisu wideo pokazywały różne sceny, w których ukazywały się chude, owłosione istoty nurkujące po węgorze i inne rybokształtne stwory łapane środkową parą kończyn. W dalszej części filmu widać było, jak łapczywie zjadają zdobycz, uczą młode polować, szukać drobnej zwierzyny, kryć się przed większymi i bardziej niebezpiecznymi napastnikami. Większą część terenu pokrywały mokradła, a wszystkie zgłodniałe gatunki poszukiwały roślinności.
Na filmie było widać, że początkowo stwory bały się Keffa. Zachowywały się tak, jakby oczekiwały ataku z jego strony. W przeciągu kilku dni, gdy okazało się, że nie jest agresywny ani bezradny, zaczęły mu się przypatrywać. Keff jadał koło nich swe posiłki.
- Wreszcie, trzymając się w bezpiecznej odległości, zacząłem zadawać im pytania, stosując wznoszącą intonację głosu, którą posługiwały się ich młode, prosząc o różne wskazówki. Bardzo im to odpowiadało, chociaż mogły być zakłopotane tym, że dorosły osobnik potrzebuje informacji na temat sposobu przetrwania. Współpraca i porozumienie między gatunkami były im nie znane.
Keff obserwował Carialle, która szybko przeglądała zapis i doszła do kolejnego zarejestrowanego zdarzenia.
- To była biesiada. Zanim się na dobre zaczęła, stwory zjadły tonę swych malin.
- Keff stwierdził, że nie mogą być za mądre, jeśli doprowadzają się do takiego stanu. Jedzenie czegoś, co wywoływało tyle bólu, tylko dlatego, że wymagała tego okazja, nie było zbyt rozsądne.
- Byłem rozczarowany. Potem włączył się TS, reagując na dźwięki Blekot. Wreszcie i ja poczułem się głupio. - Keff zaśmiał się z siebie.
- Co się w końcu stało? - spytał Simeon.
Mężczyzna się skrzywił.
- Carialle miała rację. Maliny stanowiły klucz do ich porozumiewania się. Musiałem przekonać się do tego powtarzania, no... tego języka ciała. Zaprogramowałem TS, aby wychwytywał znaczenie wiadomości przekazywanych przez Blekoty, nie tylko same wypowiedzi, ale wszystkie ruchy i dźwięki, żeby poddać je analizie. Nie zawsze poprawnie to funkcjonowało...
- Słyszysz? - przerwała triumfująco Carialle. - Sam to przyznaje!
- ...ale wkrótce zacząłem się orientować w tym, o co chodzi. Mowa była tylko czymś w rodzaju maskującego tła. Blekoty mają naturalny dar mimikry. TS działał bez zarzutu, no, prawie bez zarzutu. Cały ten system wymaga jeszcze trochę badań, ot co.
- Zawsze wymaga więcej badań i prób - zauważyła cierpko Carialle. - Kiedyś wreszcie zabraknie nam tego, czego naprawdę potrzebujemy.
Keff nie przejmował się zbytnio.
- Może TS potrzebuje odrobiny sztucznej inteligencji, aby sprawdzić każdy rodzaj ruchów czy gestów, od razu wychwycić znaczenie i przekazać je do glosariusza. Zamierzam wykorzystać TS do badań ludzkiej mowy, żeby sprawdzić, czy uda mi się w ten sposób rozszyfrować kalambury, gdy będzie znane znaczenie przekazu.
- Jeśli się to sprawdzi - powiedział Simeon, wykazując coraz większe zainteresowanie - a ty będziesz umiał zrozumieć język ciała, cały ten program przewyższy wszelkie sposoby i metody tłumaczenia. Będziesz uznany za kogoś, kto umie czytać w myślach. Istoty ludzkie rzadko mówią to, co mają na myśli - wyrażają to poprzez postawę i gestykulację. Widzę wiele praktycznych zastosowań Tłumacza Symultanicznego tu, w Światach Centralnych.
- Jeśli chodzi o Blekoty, to nie ma powodu, aby wstrzymywać dalsze badania w celu przyznania im statusu ISS, szczególnie od kiedy okazało się, że odczuwają zmysłowo i osiągnęły pewien stopień cywilizacji, choć prymitywnej. To wszystko przedstawię w sprawozdaniu dla centralnego komputera. Mieszkańcy Iriconu III muszą znaleźć się w wykazie - zakończył Keff.
- Chciałbym przy tym być - odezwał się Simeon z nie skrywaną wesołością w głosie - gdy ekipa naszych inspektorów będzie rozmawiać z tymi waszymi Blekotami. Wszyscy będą wydawać dźwięki niczym cała masa rozregulowanych silników. Wiem, że ci od centralnego komputera ucieszą się na wieść o kolejnej rasie istot zdolnych do odbierania wrażeń zmysłowych.
- Zgoda - zareagował Keff z nutą smutku w głosie - ale to nie jest tylko kwestia rasy.
Dla Keffa i Carialle odkrycie nieznanej rasy, na takim etapie rozwoju kulturowego i technicznego, który dawał szansę spotkania z ludzkością, mającej niezależne osiągnięcia w informatyce i podróżach kosmicznych, było porównywalne z poszukiwaniem świętego Graala.
- Jeśli ktokolwiek miałby odnaleźć nową rasę, to tylko wy dwoje - powiedział Simeon z niekłamaną szczerością.
Carialle doprowadziła statek do przystani i wyłączyła silniki, gdy magnetyczne chwytaki przejęły kadłub i pierścień próżniowy uszczelnił śluzę powietrzną.
- Nareszcie w domu - odetchnęła z ulgą.
Lampki na pulpicie zaczęły migotać, gdy Simeon przekazał sygnał o konieczności dekontaminacji CK-963. Keff odsunął się od monitorów i poszedł do swej kabiny, aby zamknąć szafki z rzeczami osobistymi przed przybyciem specjalistycznej ekipy.
- Nasze zapasy są prawie wyczerpane, Simeonie - powiedziała Carialle. - Zasoby białka kończą się, moje składniki odżywcze są na rezerwie, ogniwa paliwowe na zero. Musisz wszystko uzupełnić.
- Mamy chwilowe braki - odrzekł Simeon. - Ale dam wam to, co będę mógł załatwić. - Przerwał na moment, lecz wkrótce znów dał się słyszeć jego głos: - Sprawdziłem pocztę. Są dwie paczki dla Keffa. W wykazie znajdują się obwody i rotoflex. Co to jest?
- Sprzęt do ćwiczeń - odparł wesoło Keff. - Rotoflex pomaga rozwinąć mięśnie klatki piersiowej i pleców bez uszczerbku dla pasów międzyżebrowych.
Złożył ręce płasko na żebrach i oddychał głęboko, aby pokazać sposób ćwiczeń.
- Akurat potrzebujemy takich klarnetów na moim pokładzie - powiedziała Carialle głosem naśladującym sapanie.
- A gdzie jest twoje zamówienie, Carialle? - spytał z udawaną niewinnością. - Myślałem, że kupiłaś sobie jakiegoś manekina.
- Źle myślałeś - odparła Carialle poirytowana tą starą śpiewką. - Jest mi dobrze w mojej postaci, dziękuję.
- Chciałabyś móc chodzić, moja pani - dodał Keff. - Wiele tracisz, będąc ciągle w tym samym miejscu! Nawet sobie tego nie wyobrażasz. Powiedz coś, Simeonie!
- Ona podróżuje więcej ode mnie, sir Galahad. Daj spokój!
- Czy jeszcze ktoś ma coś dla nas? - spytała Carialle.
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale podam komunikat, że zacumowaliście.
Keff wstał energicznie, zbierając fałdy tuniki.
- Pójdę już i oddam się w ręce medyków - powiedział. - Czy możesz się zająć pozostałą częścią odprawy, moja droga Cari, czy chcesz, żebym został i dopilnował, aby ci intruzi nie wtykali wszędzie swych nosów?
- Nie, mój rycerzu - odpowiedziała tym samym tonem. - Podróżowałeś długo i daleko, a teraz czas na nagrodę.
- Chciałbym jedynie - powiedział Keff z zadumą - piwa, które nie byłoby zamrożone przez rok, i trochę towarzystwa. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jesteś odpowiednim towarzystwem dla mnie, moja droga - z czułością dotknął tytanowej kolumny - ale, jak mówią mędrcy, niech będzie trochę rozłąki w waszym związku. Wybaczysz?
- Nie pozwalaj sobie za dużo - powiedziała Carialle.
Keff wyszczerzył zęby. Carialle śledziła go wewnętrznymi kamerami, aż wszedł do swojej kabiny. Słyszała odgłos akustycznego prysznica oraz przesuwania drzwi kabiny. Wreszcie Keff wyszedł odświeżony i odziany w nową, suchą tunikę.
- No, wreszcie jestem gotów - powiedział Keff. - Zdam relację, a potem nie odmówię sobie piwa.
Zanim zamknęła się śluza powietrzna, Carialle zdążyła przekazać Simeonowi rejestry pamięci z całą historią misji poświęconej Iriconowi. Chwilę później zgłosił się Wydział Dochodzeniowy, pytając o wyczerpujący raport z wyprawy. Keff z pewnością musiał odpowiadać na podobne pytania przedstawicieli służb medycznych. Wydział Dochodzeniowy zawsze interesował się bezpośrednią relacją, a nie tylko zapisami i nagraniami.
W czasie łączności z Simeonem Carialle doglądała czynności przeprowadzanych przez ekipę dekontaminacyjną oraz zaopatrzeniową, a potem odpoczęła trochę po wyczerpującej podróży. Po paru spokojnych dniach znów przyjdzie jej ochota na podbój nieznanej przestrzeni.
Badanie lekarskie prowadzone przez dr Chaundrę nie trwało dłużej niż piętnaście minut, ale rozmowa w Wydziale Dochodzeniowym toczyła się przez wiele godzin....
mirued