11 McCaffrey Anne - Wszystkie weyry Pern.rtf

(1148 KB) Pobierz
Wszystkie Weyry Pern

Anne McCaffrey

Wszystkie Weyry Pern – tom 11

All the Weyrs of Pern

Przekład Zuzanna Galińska

Data wydania oryginalnego 1991

Data wydania polskiego 1998


Z całym szacunkiem dedykuję tę książkę doktorom Jackowi i Judy Cohenom, którzy tak wzbogacili moje życie.


Prolog

 

 

Siwsp poczuł, że jego czujniki reagują na wznowienie dopływu energii z ogniw słonecznych umieszczonych na dachu budynku, w którym znajdowało się jego pomieszczenie. Widocznie silny wiatr zwiał zatykający je kurz i popiół wulkaniczny. Podczas ubiegłych dwóch tysięcy pięciuset dwudziestu pięciu lat wydarzało się to na tyle często, że mógł podtrzymać funkcjonowanie, przynajmniej na podstawowym poziomie.

Jak zwykle, sprawdził wszystkie główne obwody i nie znalazł żadnej usterki. Zewnętrzne wizjery pozostały zatkane, ale zdołał stwierdzić, że w pobliżu panuje pewna aktywność.

Czyżby ludzie powrócili na Lądowisko?

Odchodząc stąd, ludzie rozkazali mu znaleźć sposób na zniszczenie organizmu, określanego przez kapitanów mianem “Nici”. Jednak nie mógł tego dokonać, gdyż nie otrzymał wystarczających informacji. Tym niemniej priorytet nie został skasowany.

Być może teraz, gdy ludzie wrócili, dostarczą mu nowych danych i będzie mógł wywiązać się z zadania.

W miarę jak odkrywało się coraz więcej słonecznych ogniw, energia zaczęła wypełniać jego obwody elektryczne. Odsłanianie nie było przypadkowe, tak jakby przyczyną był tylko wiatr. Przypominało to raczej działalność człowieka. Energia słoneczna ładowała długo nie używane kolektory, a Siwsp rozprowadzał ją na wszystkie systemy i wykonywał szybkie testy.

Został zaprojektowany tak, by przetrwać nawet najbardziej niesprzyjające warunki. Energia płynęła w nim cały czas, więc był gotowy do pracy jeszcze zanim odsłonięte do końca zewnętrzne czujniki.

Ludzie wrócili na Lądowisko! Jeszcze raz rodzaj ludzki zatriumfował nad ogromnymi przeciwnościami.

Dzięki elementom optycznym Siwsp zauważył, że ludziom nadal towarzyszą stworzenia nazwane ognistymi smokami. Przez jego kanały słuchowe przenikały także dźwięki. Były to takie głosy, jakie wydawał człowiek, ale miały dziwne brzmienie. Widocznie w języku nastąpiły zmiany. Tym niemniej Siwsp policzył, że od chwili lądowania minęło już dwa tysiące pięćset dwadzieścia pięć lat, więc mogło się zdarzyć absolutnie wszystko. Siwsp słuchał i tłumaczył, przymierzając zmienione samogłoski i zlane spółgłoski do wzorów mowy, które zostały w nim zaprogramowane. Organizował nowe dźwięki w grupy i sprawdzał je w programie semantycznym.

Nagle w zasięgu jego czujników pojawiło się ogromne białe stworzenie. Czyżby to był potomek pierwszego wytworu bioinżynierów? Siwsp wykonał szybką ekstrapolację z plików biolabu i doszedł do wniosku, że tak zwane smoki ewoluowały i miały się świetnie. Jednak gdy przeszukał wszystkie dane na temat gatunku stworzonego przez ludzi, nie znalazł informacji o białym zwierzęciu.

Zaczął powoli rozumieć, że ludzkość nie tylko przetrwała ponad dwadzieścia pięć wieków Opadu Nici, lecz jeszcze bardziej rozkwitła. Siwsp wcale się temu nie dziwił. Wiedział, że człowiek zawsze dąży do przeżycia nawet tam, gdzie inni ulegają.

Jeśli ludzie mogli wrócić na Południowy Kontynent, to może udało im się także zniszczyć pasożytniczy organizm? Byłoby to nie lada osiągnięciem. Czym więc zajmie się teraz on, Siwsp, jeżeli ten problem został już rozwiązany?

Jednak ludzkość, ze swoją nienasyconą ciekawością i niepokojem, niewątpliwie znajdzie nowe zadania, których Sztuczna Inteligencja o Werbalnym Systemie Porozumiewania mogłaby się podjąć. Siwsp wiedział ze swoich banków pamięci, że ludzie nie są gatunkiem łatwo wpadającym w samozadowolenie. Wkrótce ci, którzy pracują nad oczyszczeniem zalegającego od stuleci kurzu, odkryją cały budynek i dotrą do niego. Musi, oczywiście, zareagować tak, jak polecał mu program.

Siwsp czekał.


Rozdział I

Obecne (dziewiąte) przejście, 17 obrót

 

 

Zanim Siwsp skończył opowiadać o pierwszych dziewięciu latach kolonizacji Pernu, słońce, które osadnicy nazwali Rukbat, zaszło niezwykle pięknymi kolorami, chociaż chyba żaden z pełnych szacunku słuchaczy historii przedstawionej przez Sztuczną Inteligencję o Werbalnym Systemie Porozumiewania nie zwrócił na to uwagi.

W czasie, gdy melodyjny głos Siwspa wypełniał pomieszczenie i przenikał do holu, ludzie napływali jak przyciągnięci magnesem. Rozpychali się i przeciskali, by słuchać opowieści i choć rzucić okiem na niewiarygodne ruchome obrazy, którymi ten dziwny stwór ilustrował swoje słowa. Lordowie Warowni i Mistrzowie Cechów, pospiesznie wezwani przez posłańców - jaszczurki ogniste - bez skargi tłoczyli się w dusznym pomieszczeniu maszyny.

Lord Jaxom z Ruathy poprosił swojego białego smoka, Rutha, by powiadomił o odkryciu Przywódców Weyru Benden, oni więc jako pierwsi dołączyli do Mistrza Harfiarza Robintona i Mistrza Kowala Fandarela. Lessa i F’lar cichutko przysiedli na stołkach, które ustąpili im Jaxom i Czeladnik Harfiarz Piemur. Piemur groźnie zamachał do swojej żony Jancis, gdy ta również chciała ustąpić miejsca i gestem nakazał Breidemu, który stał z rozdziawionymi ustami w drzwiach, by przyniósł dodatkowe stołki. F’nor, dowódca skrzydła w Benden, znalazł już skrawek przestrzeni tylko na podłodze, skąd musiał wyciągać szyję, żeby zobaczyć ekran. Jednak natychmiast historia pochłonęła go na tyle, że przestał zwracać uwagę na niewygody. W małym, zatłoczonym pomieszczeniu zrobiono jeszcze miejsce dla Lordów Groghe’a z Fortu, Asgenara z Lemos i Larada z Telgaru, ale w zamieszaniu odepchnięto Jaxoma aż pod drzwi. Ustawił się więc na straży i grzecznie, lecz stanowczo odmawiał następnym chętnym prawa do wejścia.

Siwsp zwiększył siłę głosu tak, by mogli go słyszeć wszyscy, którzy stali na korytarzu. Wydawało się, że nikomu nie przeszkadza zaduch i ciasnota, zwłaszcza że po jakimś czasie ktoś pomyślał o podaniu wody, soku z czerwonych owoców i pasztecików z mięsem. Ktoś inny otworzył okna w korytarzu, zapewniając przepływ powietrza, chociaż niewiele z niego docierało do pomieszczenia Siwspa.

- Ostatnia wiadomość, którą otrzymałem od kapitana Keroona potwierdzała, że Warownia Fort działa. Przyjąłem tę wiadomość o 17:00, czwartego dnia dziesiątego miesiąca, jedenaście lat po Lądowaniu.

Kiedy Siwsp zamilkł, zapadła głęboka i pełna namaszczenia cisza. W końcu oszołomieni ludzie zaczęli się poruszać. Mistrz Harfiarz Robinton też doszedł do siebie i, czując, że do niego należy obowiązek zareagowania na te niespodziewane historyczne objawienia, zabrał głos jako pierwszy.

- Jesteśmy ci niezwykle zobowiązani za przekazanie nam tej zdumiewającej opowieści. - Robinton przemawiał z wielką pokorą i najgłębszym szacunkiem. Przez pokój i korytarz przeszedł zgodny pomruk. - Straciliśmy tak dużo z naszej wczesnej historii. Została ona właściwie zredukowana do mitów i legend. Wyjaśniłeś wiele z tego, co nas intrygowało. Ale dlaczego twoja opowieść urywa się tak nagle?

- Autoryzowani operatorzy nie dostarczali dalszych informacji.

- Dlaczego?

- Nie udzielono mi wyjaśnień. Ponieważ nie otrzymałem kolejnych instrukcji, kontynuowałem obserwacje do czasu, gdy ogniwa słoneczne zostały zasypane, a poziom energii zredukowany do minimum niezbędnego dla działania części centralnej.

- Te ogniwa są źródłem twojej mocy? - spytał Fandarel, a jego basowy głos aż grzmiał z entuzjazmu.

- Tak.

- A obrazy? Jak to zrobiłeś? - zazwyczaj powściągliwy Fandarel nie krył podniecenia.

- Nie znacie urządzeń nagrywających?

- Nie. - Fandarel potrząsnął z rozgoryczeniem głową. - Tak jak wielu innych cudów, o których wspominałeś. Czy możesz nas nauczyć tego, co zapomnieliśmy? - Jego oczy błyszczały wyczekująco.

- Banki pamięci zawierają informacje na temat Inżynierii Planetarnej i Kolonizacji oraz wielokulturowe i historyczne katalogi, które Administratorzy Kolonii uważali za istotne.

Zanim Fandarel mógł sformułować kolejne pytanie, F’lar podniósł rękę.

- Z całym szacunkiem, Mistrzu Fandarelu, wszyscy mamy pytania do Siwspa. - Odwrócił się i skinął na Mistrza Esselina i wszędobylskiego Breide’a. - Proszę opróżnić korytarz, Mistrzu Esselinie. Nikt nie może wejść do tego pokoju bez wyraźnego pozwolenia jednej z obecnych tu teraz osób. Czy to jasne? - spoglądał surowo na obu mężczyzn.

- Tak jest, Przywódco Weyru, zupełnie jasne - odpowiedział służalczo Breide.

- Oczywiście, Przywódco Weyru, z pewnością, Przywódco Weyru - potakiwał Mistrz Esselin, kłaniając się za każdym razem, kiedy wymawiał tytuł F’lara.

- Breide, nie zapomnij przekazać raportu z dzisiejszego wydarzenia Lordowi Torikowi - dodał F’lar, doskonale zdając sobie sprawę, że Breide zrobiłby to nawet bez jego pozwolenia. - Esselinie, przynieś kosze żarów do oświetlenia sali i przyległych pokoi, kilka połówek lub materacy, a także koce i jedzenie.

- I wino. Nie zapominaj o winie, F’larze - zawołał Robinton. - Bendeńskie wino, jeśli można, Esselinie, dwa bukłaki. Praca, która tu czeka, z całą pewnością przyprawi nas o pragnienie - dodał lekkim tonem i uśmiechnął się łobuzersko do Lessy.

- Och, Robintonie, nie wypijesz dwóch pełnych bukłaków - napomniała go surowo Lessa. - Widzę, co ci chodzi po głowie. Oszczędzaj się, bo miałeś aż za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Ja też jestem oszołomiona.

- Pani Lesso - odezwał się Siwsp pojednawczo - zapewniam, że każde słowo, które usłyszałaś, jest prawdziwe.

Lessa zwróciła się w stronę ekranu pokazującego te wszystkie cuda: wizerunki ludzi, którzy przed wiekami obrócili się w proch, nieznane przedmioty...

- Siwspie, nie wątpię w to, co nam opowiedziałeś, ale wątpię w moje zdolności zrozumienia chociaż połowy niezwykłości, które nam opisałeś i pokazałeś.

- Pani, wiedz, że to, co sami osiągnęliście, graniczy z cudem - odrzekł Siwsp. - Poradziliście sobie z niebezpieczeństwem, które omal nie zabiło osadników. Czy te olbrzymie i wspaniałe stworzenia spoczywające na zboczach wzgórz, to potomkowie smoków, które stworzyła pani Kitti Ping Yung?

- Tak - odpowiedziała Lessa z dumą posiadaczki. - Złota królowa to Ramoth...

- Największy smok na całym Pernie - podpowiedział scenicznym szeptem Mistrz Harfiarz Robinton i puścił oczko.

Lessa już zamierzała spiorunować go wzrokiem, ale zamiast tego roześmiała się.

- Tak, rzeczywiście ona jest największa.

- Spiżowy, który na pewno odpoczywa obok niej, to Mnementh, a ja jestem jego jeźdźcem - dodał F’lar uśmiechając się szelmowsko na widok skrępowania swojej towarzyszki życia.

- Skąd wiesz, co znajduje się poza tym pokojem? - wypalił Fandarel.

- Moje zewnętrzne czujniki już działają.

- Zewnętrzne czujniki... - Fandarel umilkł zadziwiony.

- A to białe? - pytał dalej Siwsp. - To...

- On - sprostował Jaxom stanowczo, ale bez urazy - nazywa się Ruth, a ja jestem jego jeźdźcem.

- Nadzwyczajne. Raport bioinżynieryjny wskazywał, że miało być pięć odmian, bazujących na materiale genetycznym jaszczurek ognistych.

- Ruth jest w porządku - odparł Jaxom. Już dawno przestał odczuwać urazę, gdy ktoś podawał w wątpliwość zalety jego smoka. Ruth miał specjalne zdolności.

- To część naszej historii - powiedział Robinton uspokajająco.

- Ale z jej opowiadaniem zaczekamy, aż niektórzy z nas odpoczną - twardo oznajmiła Lessa, rzucając harfiarzowi jeszcze jedno surowe spojrzenie.

- Pani, powściągnę swoją ciekawość - odezwał się Siwsp. Lessa podejrzliwie popatrzyła na pociemniałą powierzchnię ekranu.

- Odczuwasz ciekawość? A co masz na myśli mówiąc do mnie “pani”?

- Nie tylko ludzie zbierają informacje. “Pani” to tytuł wyrażający szacunek.

- Siwspie, szacunek wobec Lessy wyraża się nazywaniem jej Władczynią Weyru - wyjaśnił uprzejmie F’lar. - Albo jeźdźczynią Ramoth.

- A jak mówić do ciebie, panie?

- Jestem Przywódcą Weyru lub jeźdźcem Mnementha. Poznałeś już Mistrza Harfiarza Robintona, Czeladnika Harfiarza Piemura, Mistrza Kowala Jancis i Lorda Jaxoma z Warowni Ruatha, ale pozwól, że teraz ci przedstawię Mistrza Kowala Fandarela, Lorda Groghe’a z Warowni Fort, o której zawsze wiedzieliśmy, że została założona jako pierwsza... - F’lar ukrył uśmiech na widok skromnej miny Groghe’a - chociaż, oczywiście, nie wiedzieliśmy dlaczego. A to Larad, Lord Telgaru, i Lord Lemosu, Asgenar.

- Lemos? Coś podobnego! - Ale zanim słuchacze zdążyli zareagować na lekkie zdziwienie w głosie Siwspa, ten mówił dalej. - Dobrze wiedzieć, że imię bohaterskiej Sallah Telgar Andiyvar przetrwało.

- Straciliśmy wiedzę o znaczeniu imion - mruknął Larad. - Ale radujemy się, że poświęcenie Sallah i jej męża, Tarviego nie odeszło w zapomnienie.

- Siwspie - odezwał się F’lar, stając na wprost ekranu - mówiłeś, że próbowałeś odkryć skąd pochodzą Nici i jak je zniszczyć. Doszedłeś do jakichś wniosków?

- Tak. Przez ostatnie tysiąclecie dowiedziałem się kilku rzeczy. Organizm zwany Nicią jest w jakiś sposób połączony z planetką, która, w afelium, przebiega przez obłok Oorta, a gdy dociera do peryhelium, pociąga za sobą materię spoza orbity waszej ostatniej planety. Wówczas ten ciągnący się obłok wydala część swego brzemienia w przestrzeń kosmiczną wokół Pernu. Obliczenia przeprowadzone po lądowaniu wskazywały, że za każdym razem będzie to trwało około pięćdziesięciu lat, po czym materiał ściągnięty przez planetkę wyczerpie się. Osadnicy wyliczyli również, że to zjawisko będzie nawracać co mniej więcej dwieście pięćdziesiąt lat, z dokładnością do dziesięciu.

F’lar rozejrzał się wokół siebie sprawdzając, czy ktokolwiek zrozumiał o czym mówi Siwsp.

- Z całym szacunkiem, Siwspie, nie rozumiemy twoich wyjaśnień - powiedział z żalem harfiarz. - Dużo czasu upłynęło odkąd admirał Benden i gubernator Boll poprowadzili osadników na północ. Obecnie mamy siedemnasty Obrót... ty, jak mi się wydaje, nazywasz to rokiem Dziewiątego Przejścia Czerwonej Gwiazdy.

- Zapisałem.

- Zawsze uważaliśmy - dodał F’lar - że Nici przychodzą z Czerwonej Gwiazdy.

- To nie jest gwiazda. Chodzi o zabłąkaną planetę, która prawdopodobnie z jakiegoś powodu wyrwała się ze swojego rodzinnego systemu i podróżowała przez przestrzeń kosmiczną do czasu, aż przyciągnęła ją siła grawitacji waszego słońca, Rukbatu. A materia, którą nazywacie Nicią, nie pochodzi z powierzchni planety. Jej źródłem jest obłok Oorta.

- A co to jest ten obłok Oorta? - spytał Mistrz Fandarel.

- Holenderski astronom Jan Oort odkrył, że istnieją obłoki sformowane z materii komet okrążające gwiazdę po orbicie bardziej od niej oddalonej niż orbita najdalszej planety. Tego rodzaju obłoki otrzymały nazwę obłoków Oorta, od nazwiska odkrywcy. Materia komet przenika z obłoku do wnętrza systemu. W przypadku Rukbatu, część tej materii to jajowate ciała o twardych skorupach, które zmieniają się w szczególny sposób. Zrzucając zewnętrzną powłokę i słabnąc w zetknięciu z górną warstwą atmosfery, spadają na powierzchnię Pernu jako to, co zostało określone terminem “Nici”. Przypominają żarłoczny organizm pożerający materię organiczną zbudowaną ze związków węgla.

Fandarel zamrugał usiłując przyswoić sobie te informacje.

- Cóż, sam pytałeś Mistrzu Fandarelu - zauważył Piemur złośliwie. - Siwspie, twoje wyjaśnienia tylko mieszają nam w głowach, gdyż nikt z nas nie posiada wystarczającej wiedzy, aby je zrozumieć - odezwał się F’lar, unosząc dłoń na znak, by mu nie przerywano. - Ale skoro ty, i jak przypuszczam nasi przodkowie, wiedzieliście, czym są Nici i skąd pochodzą, dlaczego nie zniszczyliście ich źródła?

- Zanim doszedłem do powyższych wniosków, Przywódco Weyru, wasi przodkowie przenieśli się na Północny Kontynent i nie powrócili, żeby przyjąć raport.

Pokój wypełniła cisza pełna poczucia rozpaczy i przegranej.

- Ale my tu jesteśmy - powiedział Robinton, prostując się na stołku. – I możemy wysłuchać raportu.

- Jeśli go zrozumiemy - dodał F’lar żartobliwie.

- Mam programy edukacyjne ze wszystkich dziedzin nauki, chociaż nadrzędnym rozkazem, wydanym mi przez kapitanów Keroona i Tilleka, jak również admirała Bendena i gubernator Boli, było zbieranie informacji i odkrycie sposobu zniszczenia Nici.

- Czyli usunięcie zagrożenia jest możliwe? - zapytał F’lar, zachowując obojętny wyraz twarzy, by nie zdradzić nadziei, którą odczuwał.

- Taka możliwość istnieje, Przywódco Weyru.

Wszyscy obecni spojrzeli na maszynę z niedowierzaniem.

- Taka możliwość istnieje, Przywódco Weyru - powtórzył Siwsp - ale będzie wymagać olbrzymiego wysiłku zarówno od was, jak i od wszystkich mieszkańców Pernu. Najpierw musicie przyswoić sobie język naukowy i nauczyć się wykorzystywać nowoczesną technologię. Następnie trzeba uzyskać dostęp do głównych banków pamięci “Yokohamy”, aby poznać nowe pozycje asteroidów. Dopiero wtedy będzie można przystąpić do likwidacji Nici. Najprawdopodobniej zdołamy tego dokonać.

- Mówisz o możliwości, o prawdopodobnym rezultacie? - F’lar podszedł do maszyny i oparł ręce po obu stronach delikatnie jarzącego się ekranu. - Zrobiłbym wszystko, absolutnie wszystko, aby uwolnić Pern od Nici!

- Jeśli jesteście przygotowani na to, aby odzyskać utraconą wiedzę i doskonalić ją, będzie można tego dokonać.

- A ty nam pomożesz?

- Likwidację Nici na Pernie zaprogramowano mi jako najwyższy priorytet.

- Na pewno nie jest dla ciebie tak ważny, jak dla nas! - wykrzyknął F’lar, a F’nor gorąco mu przytaknął.

Lordowie Warowni wymienili spojrzenia, wyrażające nadzieję walczącą ze zdumieniem. Całkowite zniszczenie Nici było tym, co F’lar obiecał im dziewiętnaście Obrotów temu, zanim został Przywódcą jedynego Weyru Pernu, jaki wówczas istniał. Tylko eskadry odważnych smoków i jeźdźców Bendenu broniły ludzkości na Pernie przed zagładą lub powrotem do prymitywnego myślistwa i zbieractwa, gdy po upływie czterystu Obrotów od ostatniego bliskiego Przejścia Czerwonej Gwiazdy Nici niespodziewanie znów zaczęły opadać. Zrozpaczeni Lordowie Warowni w pierwszej chwili obiecali pomoc i zastosowanie się do wszystkich wymagań F’lara. Jednak borykając się z naglącymi potrzebami wymuszanymi przez Przejście, szybko o tym zapomnieli i zaczęli się buntować. Ale potem jeszcze szybciej pojęli, że tylko jeźdźcy smoków, pełniąc swoją odwieczną służbę, mogą uratować planetę. Jaxom, jako jeździec smoka i zarazem Lord Warowni, najlepiej rozumiał F’lara. Nie miał wątpliwości, że Przywódca Weyru Benden rzeczywiście zamierza dokonać tego, co obiecał, i że zrobi wszystko, aby na zawsze uwolnić Pern od Nici.

- Czeka nas dużo pracy - powiedział żwawym tonem Siwsp.

“Zachowuje się tak”, pomyślał Mistrz Robinton “jakby odczuwał ulgę mając zajęcie po tej długiej przerwie.”

- Wasze Kroniki, Mistrzu Robintonie i Mistrzu Fandarelu, będą miały niezmierną wartość przy ocenie zarówno tego, co się zdarzyło w przeszłości, jak i obecnego poziomu wiedzy. Gdy poznam historię osadnictwa, będzie mi łatwiej przystosować programy edukacyjne.

- Cech Harfiarzy pilnie prowadził Kroniki - oznajmił Robinton z zapałem - chociaż najstarsze z nich są już nieczytelne. Przecież minęły tysiące Obrotów. Ale uważam, że Kroniki z ostatnich dwudziestu Obrotów obecnego Przejścia dostarczą ci wystarczająco wiele informacji. Jaxom, czy ty i Ruth zechcielibyście polecieć po nie do siedziby Cechu Harfiarzy?

Młody Lord Warowni Ruatha natychmiast wstał.

- Sprowadź też Sebella i Menolly - dodał Robinton, rzucając spojrzenie na F’lara, który potwierdził jego prośbę, stanowczym skinieniem głowy.

- W Kronikach mojego Cechu - zaczął Fandarel, pochylając się do przodu i wykręcając wielkie dłonie w niezwykłym dla niego geście napięcia - brakuje tak wielu słów i wyjaśnień... Być może nawet zapisano w nich coś o tym obłoku Oorta, ale nie zrozumieliśmy tego. Gdybyś potrafił nam powiedzieć, jakich słów brakuje lub co zostało przeinaczone, udzieliłbyś nam olbrzymiej pomocy w doskonaleniu naszej wiedzy. - Chciał mówić dalej, ale Mistrz Robinton położył mu dłoń na ramieniu nakazując milczenie, gdyż w korytarzu rozległ się głos zaaferowanego Mistrza Esselina. Słyszano, jak poleca sługom, by dostarczyli Jancis i Piemurowi jedzenie, kubki i bukłaki, a także zanieśli materace i koce do mniejszych pokoi. Jednak zobaczywszy, że F’nor odprawia go skinieniem głowy, pospieszył z powrotem korytarzem,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin