Last Night.pdf

(343 KB) Pobierz
Last Night
803192580.001.png
Prolog
Obudziłam się z okropnym bólem głowy. Mimowolnie zaczęłam błądzić rękoma po
moim stoliczku nocnym w poszukiwaniu aspiryny.
Jak zwykle to właśnie Alice mnie tak załatwiła.
Rzuciłam ze złością budzikiem, który się właśnie rozdzwonił o ścianę. Miałam dość
wszystkich i wszystkiego! Jak dobrze, że to sobota i nie muszę iść do tej cholernej roboty!
Znając moje szczęście i wydolność organizmu kac będzie mnie męczyć przez cały dzień a
może nawet i dłużej.
Wygramoliłam się z łóżka i skierowałam się w stronę kuchni. Nic nie postawi mnie na
nogi tak dobrze jak mocna, czarna kawa.
Zaraz, zaraz. Czy Alice nie twierdziła, że to na kacu jest niewskazane?
Wzruszyłam ramionami.
Mam to w dupie.
Rozdzwonił się mój telefon.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę jak bardzo wkurwiasz mnie swoim telefonem. –
warknęłam do słuchawki.
- Bello. To już lekka przesada. Wiem, że jesteśmy przyjaciółkami i razem prowadzimy firmę,
ale powinnaś w dni robocze choć na kilka godzin pokazywać się w pracy! – usłyszałam głos
Ally. – Teraz ja nic innego nie robię jak świece przed tobą oczami.
- O czym ty pieprzysz?! Jest sobota do cholery. I to nikt inny jak ty doprowadził mnie do
takiego stanu.
- Po pierwsze Bello jest środa. Rozumiesz?! Środa! Połowa tygodnia. Po drugie nie mam
pojęcia o czym mówisz. Tym razem to nie ja cię spiłam. Szukaj winnego w innym śmietniku,
bo tutaj nic nie znajdziesz!
- Alice. Przestań robić sobie jaja. To nie jest jakieś pieprzone prima aprilis.
- Radzę ci się ogarnąć zanim do reszty stracę cierpliwość! Swoją drogą anielską.
Zaśmiałam się z jawną drwiną.
- Ty i cierpliwość? Kochanie te dwa słowa nie idą sobie w parze. Są jak antonimy.
Rozumiesz, antonimy!
- Radzę ci szukać dobrego ochroniarza bo nie ręczę za swe czyny przy naszym kolejnym
spotkaniu!
- Alice. Skończmy tą parodię święta głupków. Przyznaj się do chorego i jakże spaczonego
poczucia humoru i daj mi się nacieszyć sobotą. Nie mam ochoty bawić się w zabawę „ Która
z nas jest większą idiotką”, tylko po prostu spać do niedzieli.
- Do czwartku. I nie łudź się. Nie ma na to żadnych szans.
- Alice.
- Bello zanim cokolwiek jeszcze dodasz zajrzyj do kalendarza. Całuski!
Przeklinałam pod nosem. Przeklęta przyjaciółeczka. Żarty trzymały się jej od rana! Od
rana! A dobrze wie jak kocham odespać cały tydzień harówki w naszej firmie.
Otworzyłam szeroko oczy. Kalendarz nie mógł kłamać.
Trzy rzeczy wiedziałam na pewno. Po pierwsze Alice Brandon nie robiła sobie ze
mnie żartów. Po drugie nieodwołalnie była środa. Po trzecie nie miałam zielonego pojęcia co
stało się wczoraj w nocy.
Z nagłą przytomnością rozglądałam się spanikowana po moim mieszkaniu. Wielki
fikus przewrócony na panele. Połamana ręcznie zdobiona donica. Sofa z wyprutym środkiem.
Plama francuskiego wina na podłodze w kuchni. Surowy kurczak z nożem wbitym w serce.
Moje mieszkanie przypominało pobojowisko. Przyłożyłam ręce do głowy.
Co się wczoraj do cholery stało?!
Spokojnie Bello. Spokojnie. – rozkazałam sobie w myślach. – Wszystkiego się
dowiesz. Wystarczy tylko usiąść i zastanowić się co takiego się wydarzyło po tym jak wyszłaś
z pracy i przed tym jak wróciłaś do swojego mieszkania.
- Sypialnia! – wykrzyknęłam na głos pewna, że to właśnie tam znajdę jakąkolwiek
wskazówkę.
Potykając się o własne nogi dotarłam do sypialni. Męskie ciuchy zaścielały podłogę
Spanikowana przeszukiwałam nocną szafkę.
Nic! – zawołał z frustracją mój głos w głowie.
- Lustro..
Wielkie lustro na jednej ze ścian było pomalowane moją najdroższą malinową
szminką. Przybliżyłam się do niego.
Więcej tak zajebistych nocy takich jak ta. Bella.
Nie przypominałam sobie, abym kiedykolwiek coś takiego tam napisała. Był tylko
jeden plus. Mała żółta karteczka wypisana starannym pismem.
Gdybyś się jednak namyśliła i zechciała ze mną spotkać. Doskonale wiesz gdzie mnie
szukać. Będę czekać do północy. A o pierwszej nad ranem wychodzę bez ciebie. Zaryzykujesz?
E.
- Jaki E do cholery?! – zapytałam samą siebie.
Co ty Bello się do cholery wpakowałaś?! – usłyszałam w myślach głos mojej matki. –
Znowu?!
- Mam przejebane.
Wystukałam szybko numer Ally.
- Jeśli dzwonisz, aby wymigać się z pracy wiedz, że nic z tego. – oznajmiła mi na wstępie.
- Muszę. – jęknęłam. – Tym razem jednak mam bardzo ważny powód.
- Tak? – zaśmiała się groźnie. – A wyjawisz mi jaki?
- Być może wpakowałam się w wielkie kłopoty.
- Bello?!
- Sama nie wiem Alice. Nie wiem co działo się ze mną od momentu kiedy opuściłam swoje
biuro. Film mi się urwał. A kiedy dzisiaj się obudziłam byłam pewna, że to przez jeden z
naszych wspólnych piątkowych wypadów.
- Mam dziwne przeczucie, że będzie ci potrzebna pomoc prawnika…
- Ali! Nie pomagasz.
- Wybacz Bello, ale ja już aż za dobrze znam twoje szczęście z niezrozumiałym poczuciem
humoru.
Zapłakałam głośno.
- Nie bój się. Możesz nie wracać dzisiaj do pracy. Uspokój się. Odtwórz każdą czynność w
pamięci. Co robiłaś od samego rana do wyjścia z pracy, a resztę postaraj się sobie
przypomnieć…
- Dzięki.
- Muszę już lecieć. Ważni klienci czekają. Całuski!
Usiadłam na podłodze w salonie.
Myśl Bello! Myśl!!!
Zadzwonił cholerny budzik wyrywając mnie z objęć Morfeusza. Kto do cholery ustawił
ten badziew na tak nieludzką godzinę?
NO kto? Ty Bello.
Chyba ogłupiałam. Albo miałam po prostu dobre acz niemożliwe do wykonania chęci.
Hah!
Chwyciłam wcześniej przeze mnie przygotowany strój i udałam się do łazienki.
Zrelaksowałam się czując ciepłe krople wody na moim ciele.
Zdążyłam złapać termos pełen gorącej kawy i wybiegłam z domu. Nie mogłam
pozwolić sobie na luksus przychodzenia do pracy codziennie o tej samej porze. Nie teraz kiedy
nasza (moja i Alice) firma dopiero się rozwijała. Starałyśmy się pozyskiwać zamożniejszych
klientów, którzy przynosiliby nam dwa razy większe dochody niż obecnie.
Wpadłam jak burza do biura.
- Jess, jaki harmonogram na dzisiaj ?
Blondynka z wielkimi lazurowymi oczami popatrzyła na mnie z życzliwym uśmiechem
na ustach. Założyła na nos wielkie okulary w czarnych oprawkach. Spięła włosy w idealny
kucyk.
- Może zanim przedstawię ci twoje plany na dzisiaj napijemy się kawy? – zapytała.
- Aż tak źle? – jęknęłam.
- Początki zawsze są trudne. – przyznała.
Pokiwałam ze zrozumieniem głową.
Ta dwudziestokilkuletnia kobieta o figurze modelki i ponętnych krągłościach, o
których marzył każdy facet wiele już w swoim życiu przeszła.
Wielka miłość skończyła się nieudanym małżeństwem, o które się zadecydowała
walczyć. Chodziła regularnie z mężem na terapię i tylko tam zamieniali ze sobą więcej niż
dwa słowa.
- Jak wam się układa z Mikiem? – zapytałam zajmując miejsce naprzeciw niej.
- Lepiej. – odparła z gorzkim uśmiechem. – W przeciągu tego tygodnia umówił się ze swoją
lafiryndą tylko kilka razy. Ich nadmierne zapotrzebowanie seksu raptownie uległa
zmniejszeniu. Jak widać terapia małżeńska nam coś daje.
- Podziwiam cię. Na twoim miejscu wykastrowałabym faceta, gdybym tylko dowiedziała się o
zdradzie. Albo obcięła mu jądra. Zawsze jest jakaś alternatywa.
- Tak. – zaśmiała się dźwięcznie. – Ale wpadałam na dużo lepszy pomysł.
Nachyliłam się lekko do niej uśmiechając konspiracyjnie.
- Mam zamiar kusić go, kusić i zostawiać samego jak paluszka kiedy będzie się próbował
wybrać do swojej partnerki seksualnej.
- Ryzykowne. – oblizałam palce ubrudzone lukrem. – Niezaspokojony wyjdzie z domu
wybiegnie w trymiga! Na kimś będzie musiał zaspokoić swoje podniecenie.
- Dlatego jak wróci w domu zastanie pewnego mężczyznę w naszej, a raczej już mojej
sypialni. Mam nadzieję, że dom się za trzęsie
- Czy nie będzie co coś przeciwnego od zaleceń waszego psychologa? - zapytałam.
- A i owszem. Ale na Mike’u trzeba zastosować niekonwencjonalne sposoby.
- Chętnie roztrząsałabym z tobą plusy i minusy twego pomysłu, ale robota czeka. – spojrzałam
wymownie na zegarek. – Jeśli masz ochotę możemy pogadać po pracy przy lampce wina lub
kieliszku drinka?
- Tak. Przyda mi się coś mocniejszego.
Zaklaskałam w dłonie.
- Więc co mamy dzisiaj do roboty?
- Spotkanie z nowymi klientami równo o dziewiątej. Na dziesiątą jesteś umówiona z Alice w
konferencyjnej. Jedenasta zebranie z kierownikami. Od dwunastej do szesnastej problemy
klientów. Później drink ze mną,
- Mało pracy na dzisiaj. – zdziwiłam się.
- Jak znam życie wpadnie ci coś jeszcze po drodze do grafika.
- Tak. I dlatego właśnie nie rozumiem jaki sens ma prowadzenie własnej działalności.
Harujesz ciężej niż w każdej normalnej pracy, zostajesz kilka godzin dłużej a na wymarzony
odpoczynek albo tydzień urlopu przez jakiś czas nie masz co liczyć. A, zapomniałabym o tym,
że musisz uważać gdzie z kim się pokazujesz. Oraz jak wyglądasz. I codziennie powtarzasz te
same formułki. Bla bla bla.
Jess zaśmiała się wesoło z mojego wywodu.
- Każdego ranka powtarzasz to samo, odwracasz się na pięcie, zamykasz się w swoim
gabinecie i pracujesz do upadłego.
Zniknęłam za drzwiami swego gabinetu. Jęknęłam głośno widząc stosik dokumentów
ułożonych na moim biurku i czekających na mój podpis.
Uwielbiałam siadywać w miękkim fotelu z herbatą lub lampka wina w ręce. Całe moje
oszczędności wydałam właśnie na ten gabinet i moje wielkie mieszkanie.
Pamiętam jak z kartą kredytową chodziłam po kolejnych sklepach z meblami
szukających tych wymarzonych, na które nigdy wcześniej nie było mnie stać. Uwielbiałam
przeglądać katalogi wyobrażając sobie siebie z moim mężem lub narzeczonym.
- Bello. Państwo Hale do ciebie. – powiedziała Jessica wchodząc do mojego gabinetu.
- Tak szybko? – zdziwiłam się.
- Pogrążyłaś się w lekturze, że czas ci tak szybko zleciał? – zażartowała. – Jest równo
dziewiąta.
- Wpuść ich.
Poprawiłam szybko swoją fryzurę.
- Państwo Martin. Witam. – uśmiechnęłam się do młodego małżeństwa.
- Mamy nadzieję wraz z mężem, że ma pani coś czego potrzebujemy.
- Zaraz się przekonamy. – odparłam lekko się uśmiechając.
- Nogi mi po prostu odpadają. – powiedziałam ściągając ładnie wyglądające narzędzie tortur.
– Powiedz mi proszę co za idiota stwierdził, iż jest to bardziej kobiece. – poprosiłam Jess.
- Miał pewnie dość tego, że od każdej kobiety był niższy. Nie chciały z nim rozmawiać.
- Myślę, że to nie jego wzrost je odstraszał. Raczej tupecik.
- Albo sztuczne zęby.
Zaśmiałyśmy się głośno.
- Zapewne był fetyszystą stóp z tupecikiem, zepsutymi zębami o niskim wzroście. –
podsumowała moje sekretarka.
- Jak dla mnie to nie za dobre połączenie.
- Najgorsze z możliwych.
Telefon zawibrował mi w kieszeni.
- To Alice. Przypomina i jutrzejszym spotkaniu. – jęknęłam patrząc na wyświetlacz.
- Walić to!
- A jak! Więc do jakiego klubu jedziemy?
- Za duży wybór.
Wsiadłyśmy do taksówki. Widziałam jak mężczyzna zerknął na nas w lusterku.
- Poleca nam pan jakiś klub? – zapytałam.
- Najlepiej ze świetną muzyką, przystojnymi klientami i mocnymi drinkami. – wymieniła
życzenia Jess. – Klub, w którym zapomina się o swoim beznadziejnym życiu prywatnym i
problematycznej sytuacji zawodowej.
Położyłam głowę na ramieniu dziewczyny. Czułam się jakbym była już po kilku
mocnych drinkach.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin