Historja małej Nefry i jej ulubieńca Pepa. Boleslaw Londyński.pdf

(167 KB) Pobierz
230860094 UNPDF
 
Bolesław Londyński
HISTORJA MAŁEJ NEFRY
I JEJ ULUBIEŃCA PEPA
 
230860094.001.png
 
Pod rządami potężnego Faraona, którego imię cieszyło się wzrastającą sławą wśród ludów
świata, powstało miasto Ramzes.
Miastu temu nadano nazwę od imienia króla, który je zbudował.
Z dużych łąk Delty ciągnęły zwierza, o skórze tęgiej i smaku przednim; twory wodne z
Zielonego czyli Śródziemnego morza; ostrygi, homary lśniące, ryby różowe z Ramy karmione
lotosem, które pływały w basenach; ze stawów sąsiednich i błot, co rano przylatywało wodne
ptactwo o różnobarwnem opierzeniu, Ogrody prezentowały oczom zachwyconych
przechodniów wysokie szczepy drzew owocowych i rozgałęzienia krzewów pachnących,
jaśminów, kozich powojów, mimozy, których aromaty lekki wiatr rozpościerał aż po sam
środek wspaniałego miasta.
Z okolic portów, z rzek i jezior, przybywali marynarze, zwożąc olbrzymie bogactwa, cenne
towary, ze wszystkich kątów znanego świata: materje z Indji, zęby słoniowe, wina i frukty z
Grecji i wysp, skórę i futra z kraju Scytów, z północno — wschodniej Europy; cienkie maty,
sparterjami zwane i safjan z ziemi Rusz w zachodnim Sudanie, zwożono na grzbietach
wielbłądów, przez odległe puszcze.
W ulicach, na placach, na rozstajniach, azjatyccy żeglarze, greckie tancerki, asyryjscy
żonglerzy, popisywali się talentami swemi za kilka krążków miedzi i wróżyli tym, którzy
pragnęli przeniknąć swoje przeznaczenie.
Widziano Hiperboreaszów, ludzi północy, o bladych twarzach o nizkich czołach, o tęgich
członkach, odzianych w skóry zwierząt i prowadzących niedźwiedzi, które umiały pokazywać
najprzeróżniejsze sztuki, na znak lub rozkaz swoich mistrzów; murzynów, prowadzących
żyrafy i małpy, lub pogromców dzikich zwierząt, których sam widok mrowiem przejmował.
* * *
Liczne sklepy zdobiły miasto, kusząc przechodnia rozmaitością i elegancją swoich towarów
i wystaw.
 
 
Pośród nich, najbarwniejszym i najzasobniejszym był sklep starego Seosa, który miał dar
przyciągania tłumów, tak że od świtu do zmierzchu wnętrze sklepu gromadziło ciekawych i
kupujących.
Widać tam było oficerów, duchownych, lekarzy, urzędników, robotnice i tancerki. Kupiec,
gdy go pytano, co zamierza zrobić z pieniędzmi, które mu wpływały, a których prawie że z
rąk nie wypuszczał, mówił poważnie:
— To, bracie, posag mojej małej Nefry. Gdy dojdzie do lat i będzie miała wyjść za mąż,
chcę, ażeby mogła wybierać wśród najpiękniejszych i najwybitniejszych młodzieńców
naszych; ponieważ prawo nie pozwala mi dać jej pana, to jednak ja uczynię księcia z
małżonka, który jej się spodoba. Nikt nie będzie mógł mi zabronić zbudowania pałacu i
kupienia niewolników, a dość będę miał złota w swoim skarbcu na o, ażeby posiadać
wspaniałe mieszkanie i służbę liczniejszą, aniżeli sam dwór królewski.
Słuchacze milkli, wobec tak wielkiej ambicji. Jednakże, dość było spojrzeć na Nefrę, ażeby
zrozumieć odrazu dumę jej ojca.
Dziecko w dziesiątym roku życia z niewymownym wdziękiem i elegancją łączyło
niewinność, urok nadzwyczajny wszystkich maleństw z wyrazem powagi osób dorosłych w
swych szerokich oczach. Delikatne statuy bogów, rzeźbione w marmurze synajskim, lub w
ciemnym bazalcie z Etiopii przez artystów dworskich, wydawały się mniej pięknemi od
Nefry. Sam jej wzrok był pieszczotą, jej uśmiech udzielał szczęścia sercom tych, którzy
patrzyli na nią, jej głos, słodszy od kantyczki, zachwycał ucho, i dość było widzieć ją jak
wiotka i zgrabna prześlizgiwała się przez ciemne zaułki dzielnicy, ażeby doznawać rodzaju
zachwytu.
— Patrzcie, — mówili do siebie starcy, — oto się zbliża piękna gołąbka. Śliczna to będzie
żoneczka i jak szczęśliwy stanie się ten, któremu Seos powierzy skarb dwojaki — ze złota i z
córki!
Ale Nefry nie zajmowała bynajmniej tak odległa epoka po ojcu, którego uwielbiała na
równi z Ammonem; dziecko żywiło dwie miłości, dla swego przyjaciela Pepa, syna ubogiego
żebraka, opowiadacza bajek w bramie słońca, i dla Haopsa, swego charta, wytwornego
zwierza, którego Seos otrzymał w podarunku od pewnego araba z wielkiej puszczy, a którego
Nefra wychowała i który stał się nieodstępnym towarzyszem jej przechadzek i zabaw.
Co do Haopsa, to stary kupiec nie miał wcale potrzeby sie lękać; przy nim niezawodnie
mała była lepiej strzeżona, niż przy starej murzynce, swej mamce, która zastępowała jej
nieżyjącą matkę. Ta niewolnica nie umiała niczego odmówić dziecku i dobrze nieraz
chłostaną była dyscypliną o skórzanych troczkach za wybryki swej przybranej córki.
Ale co do Pepa, syna biedaka, Seos nie mogł pohamować wybuchów gniewu, ilekroć
spostrzegł Nefrę, powracającą w jego towarzystwie.
 
 
— Nie przestaniesz mi paplać z tym śmieciem, głuptasko jedna! — wołał do uśmiechającej
się Nefry, wcale nie zmieszanej i dość zręcznej na to, ażeby szepnąć kilka słów pociechy do
ucha swego skromnego przyjaciela.
I nazajutrz, pomimo gróźb, razów nawet, dziecko ledwie że zeszło z oczu ojca, uciekało do
bramy Horusa na najpiękniejszej ulicy w mieście, gdzie siadywali handlarze łakoci,
cukiernicy i pasztetnicy na otwartem powietrzu, a zaopatrzywszy się w ciastka i owoce,
spotykała się z Pepem, który czekał na nią, ukryty poza jednym z filarów bramy słońca obok
swego ojca ubogiego.
Nefra kładła swój datek do drżącej ręki ślepca, litościwa mamka siadała przy nim, a dwoje
dzieci rozpoczynało jedną z tych nieskończonych gier w piłkę, które sprawiały im wielką
radość, lub biegały po ulicach sąsiednich, trzymając się za rękę.
A jednak Pep wyglądał bardzo nędznie. Długi potargany warkocz spadał mu na plecy, a
jego wygolona i czarna czaszka wyglądała w słońcu, jak zbyt dojrzały daktyl! Pomimo to, a
może i dla tego właśnie, Nefra uważała go za bardzo ładnego chłopca i wcale się z tym nie
ukrywała. Żadna słodycz nie wydawała jej się lepszą od wstrętnej mieszaniny, jaką pijała w
dni skwarna w towarzystwie Pepa, rodzaj soku z granatów i rodzynków, tłoczonych z
kwiatem szafranu i obficie zalanych wodą. Nie mniej jak obrzydliwe placki, smażone na
oliwie palmowej i posypane kminkiem, a spożywane wraz z przyjacielem, przekładała nad
wszystkie ciastka miejskie. Niekiedy, w gorące popołudnia latem dzieci, zmęczone zabawą,
wyciągały się pod dachem palm, ocieniających drogę i zasypiały rozkosznie jedno przy
drugiem, zachowując we śnie piękny śmiech uciechy, goniąc w marzeniach sennych piłkę lub
konsumując skromny posiłek.
Pewnego jesiennego poranku, rozeszła się wielka nowina: Król miał odwiedzić dzielnicę
kupców w towarzystwie dworu.
Zaraz też sklepiczarze i przemysłowcy jęli wydobywać co najpiękniejsze materje, wspaniałe
flagi barwne, girlandy wonne, dla ozdobienia ścian ulic, któremi monarcha miał przechodzić.
Ojciec Nefry chciał się wyróżnić i zaćmić wszystkich bogactwem swojej wystawy i przez
trzy dni wysilał się na kombinacje nowe i na symetrje nieznane światu.
W dzień oznaczony, od świtu, kupiecka część miasta przybrała wygląd świąteczny.
Przemysłowcy i czeladź, z ciałem świeżo naoliwionem i wyperfumowanem esencjami, stali
poważni ze skrzyżowanemi rękami na piersiach, w postawie dziedzicznego uszanowania,
nieczuli na żary słońca, które opalało twarze, rozpuszczało oliwę i nadawały im
powierzchowność ludzi świeżo powerniksowanych.
Zagrzmiały trąby. Ramzes Wielki przebywał dobre swoje miasto, miłe sercu i noszące jego
imię. Długi okrzyk radości wznosił się w przestrzeń i zdało się, że wszystkie piersi, strojne na
ton jeden, włożyły w ten okrzyk całą duszę swoją. Naprzód ukazali się łucznicy, potem
korpus wojska, rycerze, mimicy i nareszcie król!
 
 
Orszak przechodził ulicą, w której panował stary Seos, on również król pod swoim dachem,
gdzie skupił tyle cudów. Wtedy dwanaście małych dziewczynek podeszło i doręczyło
Faraonowi girlandy z jaśminu, kosze owoców i czarki z winem słodkiem. Seos, który wspinał
się na palcach w sklepie, ażeby lepiej widzieć, wydał okrzyk wściekłości. Nefra, wybrana do
przodowania dziewczynkom dla powitania Ramzesa, — znikła... Niezawodnie lata po
krzakach z tym niegodziwym Pepem.!
— Zbiję ją — urągał rozgniewany ojciec. — Każę uwięzić tego żebraka, przez którego tracę
dochód.
Ale orszak przeszedł; teraz zbliżał się do bramy słońca i panowie dworscy przyglądali się z
litością kalekom, ślepcom, kulasom, którzy, pokornie schylali się przed królem, dzieląc
wiernie ze swej strony zachwyt ogólny.
I oto w chwili, gdy straże wydawały rozkaz usunięcia nieszczęśliwych, ażeby nie zasmucać
serca Ramzesa, dziewczynka cudnego wdzięku, zachwycająca w swej dumie, rzuciła się
wprost do orszaku monarchy, zanim jeszcze zdołano ją powstrzymać.
— Najjaśniejszy panie, — rzekła głosikiem turkawki, — ukochany synu bogów, jestem
spadkobierczynią kupca Seosa, którego sklep jest dobrze znany wszystkim członkom twojego
dworu. Mnie wybrano, ażeby Ci ofiarować czarę wina Kukseni z dziewczętami mojej
dzielnicy i przyszłam tutaj, bo wiedziałam, że mieszkańcy tego placu są zbyt lękliwi i zbyt
ubodzy, ażeby się zdobyć na własne poselstwo. A jednak i oni z dobrego serca ofiarują ci
moją ręką i ręką Pepa mojego towarzysza, który tu oto ma czarę i owoce powitalne. Oby król
Ramzes żył długo i był szczęśliwy. Rzekła, a pyszna czara złota, starannie przechowywana
przez starego Seosa, przeszła z rąk przebiegłej jego córeczki do rąk wielkiego króla, który się
uśmiechnął.
— I czegóż chcesz odemnie wzamian za twoją ofiarę?
A dziewczynka bez namysłu popycha swego dzikiego towarzysza przed zdziwionego
monarchę i rzecze:
— Niech ten będzie szczęśliwym, niech jego ojciec ma chleb na starość i niech on się sam
czegoś nauczy, ażeby mogł być człowiekiem, któryby kochał i błogosławił po wieki wieków
swojego króla!
— Na Ammona, ojca niebios! — zawołał król, — oto piękne słowo! I rady tej dziewczynki
nie pójdą na marne. Niech mi przyprowadzą tego chłopca jutro do pałacu i niech mnie piekło
pochłonie, jeżeli nie zrobię zeń dzielnego żołnierza, którym cały Egipt szczycić się będzie. Co
zaś do ciebie, maleńka, królowa weźmie cię do grona dzieci swej świty, a przykład tak
pięknej przyjaźni nie będzie daremny.
Nefra uśmiechnięta wróciła do swego ojca, a straże pałacowe przybyły po nią wieczorem.
Seos, wobec łaski królewskiej, jakiej córka doznała, nie śmiał szemrać.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin