Jude Deveraux - Saga rodu Montgomerych 5 - Kusicielka.pdf

(909 KB) Pobierz
254700615 UNPDF
JUDE DEVERAUX
KUSICIELKA
PROLOG
Wysoki, szczupły, ciemnowłosy mężczyzna wyszedł z gabinetu Dela Mathisona,
zamykając za sobą drzwi. Przystanął, a jego szczęki pracowały, jakby przeżuwał to, co przed
chwilą usłyszał. Następnie przemierzywszy korytarz, udał się do bogato urządzonego salonu.
W salonie stał inny mężczyzna, opierając się o półkę nad wygasłym kominkiem. Też
był wysoki, ale prezentował delikatną urodę zadbanego młodzieńca, który całe życie spędził
w mieście. Jasne włosy miał idealnie przystrzyżone, ubranie doskonale skrojone.
- Ach - odezwał się blondyn - więc to ty jesteś tym człowiekiem, którego Del wynajął,
by zaprowadził mnie do jego córki.
Ciemnowłosy niemal niezauważalnie przytaknął. Wyglądał na zaniepokojonego,
oczami nieustannie błądził po pokoju, jakby w kącie ktoś się czaił.
- Nazywam się Asher Prescott - ciągnął blondyn. - Czy Del powiedział ci, na czym ma
polegać mój udział w wyprawie?
- Nie - odparł brunet głosem o pięknym brzmieniu.
Prescott wyciągnął cygaro z pudełka stojącego nad kominkiem i zapalił je, zanim
przemówił.
- Córka Dela ma skłonności... - urwał, szybko mierząc wzrokiem rozmówcę. -
Chciałem powiedzieć, ma talent do pakowania się w kłopoty. Przez ostatnie parę lat Del
pozwalał jej robić, co chciała, więc ledwo wychodziła z jednych opałów, zaraz wpadała w
jeszcze gorsze. Przypuszczam, że słyszałeś o dziennikarce, nazwiskiem Nola Dallas? - za-
wiesił głos. - Zresztą, może i nie.
Zaciągnął się cygarem, czekając na odpowiedź, ale ciemnowłosy milczał.
- Zatem jej ojciec jest już tym zmęczony i postanowił, że siłą sprowadzi ją na drogę
rozsądku. Dziewczyna jest teraz na Północy, u Hugha Laniera - skrzywił się z niesmakiem. -
To biedactwo jest święcie przekonane, że Hugh podburzył Indian, by wymordowali
misjonarzy. Oskarżenie jest po prostu śmieszne i Del ma rację, twierdząc, że najwyższy czas
skończyć z tymi szaleństwami.
Zmierzył wzrokiem najemnika, który odwrócił się i wyglądał przez okno. Del
twierdził, że ten człowiek zna stan Waszyngton jak własną kieszeń i z łatwością przeprowadzi
ich przez dziewiczą puszczę, o której mówią, że jest nie do przebycia.
- Nasza rola polega na tym - ciągnął Prescott - by zabrać córkę Mathisona od Laniera,
jeśli to konieczne, nawet siłą. Ty masz nas przeprowadzić przez puszczę, co da mi okazję do
przebywania sam na sam z panną Mathison. Zamierzam się z nią zaręczyć przed końcem
podróży.
Brunet odwrócił się i spojrzał na Prescotta.
- Nie zwykłem niewolić kobiet.
- Niewolić? - zdumiał się Prescott. - Ależ to dwudziestoośmioletnia stara panna.
Przemierzyła cały świat wypisując ckliwe bzdury i nigdy żaden mężczyzna nawet jej nie
zapragnął.
- Ale pan tak.
Prescott wsadził cygaro w zęby.
- Ja tak - odparł, spojrzeniem obejmując pokój. - Del Mathison to bogacz i potentat, i
wszystko, co ma, zostawi swej bezbarwnej córce o końskiej twarzy, która sądzi, że może
zbawić świat. Chcę postawić sprawę jasno, od samego początku: pomożesz mi, czy będziesz
ze mną walczył?
Odpowiedź padła dopiero po chwili.
- Jest pańska, jeśli pana zechce.
Prescott uśmiechnął się nie wypuszczając cygara z ust.
- Zechce, spokojna głowa. W jej wieku? Będzie szczęśliwa, że w ogóle udało jej się
kogoś złapać.
ROZDZIAŁ 1
Christiana Montgomery Mathison zanurzyła rękę w wodzie, by sprawdzić jej
temperaturę, i zaczęła się rozbierać. Jakaż to rozkosz móc się wykąpać po dniu spędzonym w
siodle i po godzinach ślęczenia nad rękopisem. Skończyła już artykuł i jutro rozpocznie
żmudną wędrówkę do domu.
Rozebrała się i nagle uświadomiła sobie, że nie wzięła peniuaru; podeszła do dużej,
dwudrzwiowej szafy, by go wyjąć.
Otworzyła prawe drzwi i serce podskoczyło jej do gardła, bowiem wewnątrz stał
mężczyzna, który szeroko otwierając usta, wpatrywał się zdumionym wzrokiem w jej
zgrabną, drobną, niczym nie okrytą sylwetkę. Chris, która po latach przepracowanych w
dziennikarstwie nauczyła się błyskawicznie reagować, zatrzasnęła drzwi i przekręciła klucz.
Cicho, najwyraźniej pragnąc, by nie czynić hałasu, mężczyzna zaczął krążyć we wnętrzu
szafy. Chris zrobiła krok w stronę łóżka, zamierzając się schronić pod kołdrą, ale nagle
wypadki potoczyły się zbyt szybko, by mogła cokolwiek zrobić.
Za jej plecami otworzyły się drugie drzwi i z szafy wyszedł inny mężczyzna; objął ją,
nim zdążyła zaczerpnąć oddechu, czy choćby zobaczyć jego twarz. Głowę miała przyciśniętą
do jego torsu, jedną ręką otoczył jej nagie ramiona, druga spoczęła tuż nad pośladkami.
- Kim jesteś? Czego chcesz? - spytała i ze złością dosłyszała w swym głosie nutkę
strachu. Mężczyzna był wysoki i wiedziała, że mu się nie wyrwie. - Jeśli chcesz pieniędzy... -
zaczęła, ale jego uścisk zacieśnił się i nie dokończyła zdania.
Lewą ręką zaczął gładzić jej włosy, sięgające do połowy pleców, delikatnie zanurzając
palce w złocistych, miękkich puklach; choć nadal przerażona, poczuła, że dotyk jego palców
dziwnie ją uspokaja. Udało jej się przekręcić głowę, także mogła oddychać, ale nie pozwolił,
by wysunęła się z jego ramion - nadal trzymał ją tuż przy sobie.
- Wypuść mnie stąd - syknął mężczyzna zamknięty w szafie.
Ten, który trzymał Chris, nie zareagował, po prostu nadal głaskał jej włosy, a prawa
ręka powoli zsuwała się ku pośladkom. Żaden mężczyzna nie dotykał jeszcze jej nagiej skóry,
ale spodobała się jej ta twarda, szorstka dłoń na plecach.
Zapanowała nad sobą i zaczęła się szamotać, próbując się wyrwać, ale napastnik nadal
trzymał ją mocno, nie robiąc jej krzywdy, choć najwyraźniej nie zamierzając też jej tak
szybko puścić.
- Kim jesteś? - powtórzyła. - Powiedz, czego chcesz, a zobaczę, czy uda mi się to
zdobyć. Nie mam wiele pieniędzy, ale mam bransoletkę, która jest coś warta. Puść mnie, to ci
ją dam. - Kiedy znowu spróbowała się uwolnić, szybko ją przyciągnął.
Z westchnieniem ponownie odprężyła się w jego ramionach.
- Jeśli chcesz mnie wziąć siłą, ostrzegam, że narobię takiego wrzasku, jakiego w życiu
nie słyszałeś. Za każde zadrapanie oddam ci z nawiązką.
- Usiłowała przekręcić głowę, by mu się przyjrzeć, ale nie pozwolił jej zobaczyć
swojej twarzy. Czyżbym zaczęła od złej strony? - pomyślała, zastanawiając się, czy to, co
powiedziała, zrobi jakiekolwiek wrażenie na... gwałcicielu: musiała go tak określić. Mimo tak
odważnego wystąpienia poczuła, że drży; ramiona mężczyzny zacisnęły się jeszcze mocniej.
W innych warunkach powiedziałaby, że w opiekuńczym uścisku.
- Przysłał nas pani ojciec - odezwał się przepięknym, przebogatym głosem, od którego
przeszły ją ciarki. - Jest nas dwóch i przyjechaliśmy, by zabrać panią do domu.
- Dobrze, jestem gotowa tam wrócić, ale przedtem...
- Cii... - wyszeptał, tuląc ją do siebie, jakby byli kochankami, nawykłymi do dotyku
swoich ciał. - Weźmiemy panią do domu, czy się to pani podoba, czy nie - mówił,
najwyraźniej nie słuchając jej.
- Z ojcem może pani walczyć, teraz jednak zabieramy panią do niego. Zrozumiała
pani?
- Ale mam artykuł, który...
- Chris - przerwał. Sposób, w jaki wymówił jej imię, sprawił, że znów próbowała
spojrzeć na niego, lecz on nadal jej na to nie pozwalał. - Chris, musi pani wrócić do ojca.
Teraz wypuszczę panią, a kiedy się pani ubierze, uwolnię z szafy Prescotta. Zaczekam z
końmi przed domem. Niech pani zapakuje tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Będziemy po-
dróżować przez puszczę, co potrwa kilka dni, więc dobrze byłoby, gdyby pani wzięła ze sobą
pelerynę przeciwdeszczową, o ile w ogóle pani coś takiego posiada.
- Przez puszczę? Ale przecież nie sposób przez nią przejechać!
- Istnieje sposób i ja go znam. Proszę sobie tym nie zaprzątać tej ślicznej, małej
główki. Niech się pani tylko przygotuje.
- Muszę zawieźć artykuł do Johna Andersona - upierała się Chris. Już jej nie było tak
pilno, by wyrwać się z jego objęć. W ciągu ostatnich minut jej ręce przesunęły się ku jego
plecom. Nie można było powiedzieć, że go obejmuje, ale go też nie odpychała.
- Kim jest ten John Anderson?
- To mój przyjaciel i wydawca dziennika. Jako jeden z pierwszych zaczął
podejrzewać, że Hugh sprzedaje broń Indianom.
Pochylił głowę tak, że dotykał twarzą jej włosów. Przysięgłaby, że poczuła na nich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin