ŚWIADKOWIE BOŻEGO MIŁOSIERDZIA.docx

(299 KB) Pobierz

ANNA
Świadkowie Bożego Miłosierdzia

Annie (Annie Dąmbskiej) powierzono misję: przygotować polski naród do nadchodzących wydarzeń. Oczywistym jest, że ten typ literatury to 'obawienie', a nie jak chce kler 'objawienie prywatne'. Dodać należy, że jest to 'objawienie współczesne' a nie proroctwo, bo nie tyle mówi o tym co się stanie, ile jacy my powinniśmy stać się w nadchodzących czasach. Rozmowy z ludźmi w niebie (kościołem zwycięskim) i w czyśćcu (kościołem cierpiącym) zostały udostępnione ogółowi po to, abyśmy głęboko zrozumieli, że my (kościół walczący) i oni - to JEDEN kościół. Oni widzą co nadchodzi (istnieją poza czasem) i chcą nam pomóc w przygotowaniu się do "wielkiego oczyszczenia".

 

WSTĘP

 

Książka niniejsza zawiera fragmenty rozmów ze zmarłymi i ich świadectw dotyczących śmierci, spotkania z Bogiem i życia z Nim. Zapisywałam te rozmowy od 1966 r. Początkowo były to głównie rozmowy z moją Matką.

Matka moja zmarła pod koniec 1965 r. Okoliczności jej śmierci, w tym moją przy niej obecność, uważałam za wyraźną łaskę Bożą. W chwilę po jej śmierci stałam się jakby świadkiem jej radosnego powitania na tamtym świecie przez rodzinę i przez bardzo wiele innych osób. Matka była szczęśliwa i oni wszyscy też. Byłam tego świadoma, jednak sama nie mogłam w ich radości uczestniczyć, bo tak silny był ból oddzielenia od Matki, rozdarcia (jak gdyby przepołowienia). Choroba i śmierć Matki spowodowały nawet długotrwałe pogorszenie mojego stanu zdrowia. Dopiero rozmowy z nią pomogły mi powrócić do równowagi.

Jeszcze za życia mojej Matki nasz wspólny przyjaciel, starszy ksiądz (obdarzony darem jasnowidzenia, z czym się starannie ukrywał), zapytał mnie, czy nigdy nie próbowałam pisać „nie myśląc o niczym", tj. próbując wyłączyć swoje myśli i oddając ten czas Bogu. Zapytałam wtedy: „Po co?" Przypomniałam sobie to wydarzenie pół roku po śmierci Matki. Siadłam przy biurku, wzięłam ołówek i oparłam na odwrocie jakiegoś druku — myśląc o Matce. Wtedy po raz pierwszy Matka powiedziała mi, że żyje, że jest bezgranicznie szczęśliwa i że nieustannie za mnie prosi. Przerwałam, myśląc, że trzeba iść do psychiatry...

Po paru miesiącach spróbowałam ponownie rozmawiać. Po kilku „rozmowach" napisałam do tego kapłana prosząc o rozeznanie, czy jest to moja autosugestia, czy mówi do mnie moja Matka, czy też jest to dzieło złego ducha. Przyjechał z drugiego końca Polski. Po długiej (kilkugodzinnej) modlitwie powiedział: „To jest twoja Matka. Możesz być zupełnie spokojna, nie obawiaj się rozmawiać z nią. Ona cię bardzo kocha".

Od tej pory rozmawiałam coraz częściej, a że „odpowiedzi" Matki były logiczne, w treści bardzo piękne i podawane jej stylem, uspokajałam się i zaczynałam pytać, poczynając od spraw najbliższych nam obu: Polski, nieba, sensu życia, stosunku Boga do ludzi itd. Matka mówiła mi najchętniej o Bogu i Jego pragnieniu włączenia nas w dzieło zbawiania świata, naszego narodu i każdego z nas. Jej uwielbienie dla Boga, zachwyt, miłość i cześć udzielały mi się.

Od 1967 r. stale już rozmawiałam z Matką. Często prosiła mnie o pomoc dla pewnych osób. Zaczęło się to od Bartka, którego poznałam wtedy na gruncie towarzyskim, a o którego prosiła Mamusię jego zmarła matka, wiedząc że jest zagrożony samobójstwem (co również on sam mi kiedyś powiedział). Obie matki mówiły mi, jak mu pomóc, charakteryzowały jego sposób myślenia, mówiły, co jest mu bliskie, przestrzegały, czym mogłabym go dotknąć. Wskazówki okazywały się nadzwyczaj trafne i nigdy, ani w przypadku Bartka, ani innych osób, nie zawiodły. Zawsze zwracano moją uwagę tylko na cechy pozytywne i proszono o jak największą delikatność i wyrozumiałość. Nigdy też osoby proszące nie traciły nadziei na zwrócenie się ku Bogu tych, za których prosiły, nawet jeśli moja pomoc była odrzucana.

Bartek właściwie nie otworzył się na to, co starałam się mu przekazać. Przeszkodziła mu w tym słabość fizyczna i związany z beznadziejnością jego sytuacji alkoholizm. (Żołnierz ZWZ, AK, członek Kedywu, partyzant, uczestnik Powstania Warszawskiego. Skazany po wojnie na karę śmierci zamienioną na dożywocie przesiedział wiele lat w więzieniu. Po wyjściu odmawiano mu przyjęcia do pracy; był nadal prześladowany przez służbę bezpieczeństwa. Do tego doszła perspektywa kalectwa.) Po roku naszej znajomości zginął w wypadku. Dopiero po swojej śmierci przyjął moją pomoc; co więcej... zostaliśmy przyjaciółmi. Rozmawialiśmy bardzo dużo. Początkowo ja, na prośbę jego matki, starałam się rozmawiać z nim. Później Bartek chciał mi się „zrewanżować", mówiąc dużo o tym, co sam poznawał. W szczególności zdał obszerną relację ze swojej śmierci i okresu oczyszczenia, próbując ukazać wspaniałość Miłosierdzia Bożego względem niego i w ten sposób wyrazić Bogu swoją wdzięczność. Czasem zwracał mi uwagę, z jednej strony na swoje błędy w życiu, chcąc, byśmy ich nie powtarzali i uniknęli jego drogi wstydu i oczyszczenia, z drugiej na moje zaniedbania, pragnąc, abym przyniosła jak najwięcej chwały Bogu i nie marnowała Jego darów. Wiem, że zawsze mogę liczyć na niego, jak i na każdego z moich przyjaciół — tam; bo oni wszyscy stają się naszymi przyjaciółmi — w Bogu, we wspólnocie świętych.

Ojca Ludwika OP, starszego kapłana uprawnionego do opieki i rozeznawania „objawień prywatnych", intelektualistę, prawnika, człowieka wszechstronnie wykształconego, prowadzącego wiele osób świeckich i ogromnie przez nie kochanego, poznałam za pośrednictwem jednej z nich. Aż do swojej śmierci (w końcu 1969 r.) był moim ojcem duchownym, a ponieważ mógł pomagać mi w ten sposób również z nieba, a ja prosiłam go o to, jest nim do dziś. Do niego zwracam się w razie trudności teologicznych i filozoficznych, w sprawach wiary i moralności, a także w sprawach Kościoła. Ojciec Ludwik odpowiada z całą gotowością i dobrocią, dając cenne rady mnie i moim przyjaciołom i przyczyniając się do pogłębienia naszego życia wewnętrznego.

Nie tylko Matka, Bartek i ojciec Ludwik, ale wszyscy przechodzący do świata Bożego (nieba, czyśćca) starali się ukazać nieskończoną miłość i miłosierdzie Boga względem nas, ludzi. Celem tych rozmów — co stwierdzają także moi rozmówcy —jest „zawrócenie" nas ku Bogu, ukazanie nam wspaniałości Boga i Jego planu zbawienia nas, Jego szacunku dla naszej wolności, Jego bliskości, wyrozumiałości, delikatności, troski o nas i opieki. Poznajemy też wspólnotę świętych obcowania między Kościołem Triumfującym i Cierpiącym a nami, którzy z trudem podążamy ku Bogu.

Spisane rozmowy mają po części charakter osobisty, niemniej liczne ich fragmenty, w których wyjaśniano mi pewne sprawy z zakresu wiary, m.in. dotyczące „świętych obcowania", mają charakter ogólny, jak gdyby przeznaczony dla większej liczby osób. Niekiedy byłam wręcz zachęcana przez moich rozmówców do dzielenia się niektórymi tekstami. Udostępniane znajomym wywoływały rozmaite reakcje: od odrzucenia, przez powątpiewanie do... zachwytu. Ci, którzy akceptowali te teksty, podkreślali, że umacniają ich w wierze, zmniejszają lęk przed śmiercią, a przede wszystkim budzą głęboką ufność do Boga, pewność Jego miłości i miłosierdzia, pragnienie bliższego obcowania z Nim, odpowiedzenia na Jego miłość do nas. Twierdzili ponadto, że obecnie bardziej doceniają wymianę darów pomiędzy niebem, czyśćcem i ziemią: życzliwą bliskość „zmarłych", ich pomoc dla nas i opiekę nad nami, jak również naszą możliwość wspomagania modlitwami i uczynkami miłosierdzia oczyszczających się, a nawet świadomość, że możemy wspólnie z naszymi zbawionymi braćmi i siostrami radośnie uczestniczyć we Mszy świętej. Ogólnie mówiąc twierdzili, że czują się bardziej cząstką Kościoła powszechnego. Podkreślali właśnie to, a nie samo zaspokojenie ciekawości „jak tam jest?" czy podekscytowanie „nadzwyczajnym" charakterem tekstów. Czasem wyrażali pragnienie, by teksty te mogli poznać ich bliscy. Niekiedy wręcz przekonywali, że warto je upowszechnić, gdyż mogą pomóc wielu osobom.

Przekonywana w ten sposób, że teksty te mogą pomóc niektórym osobom w umocnieniu wiary i ufności do Boga, zdecydowałam się udostępnić swoje zapisy. Zachęcał mnie do tego także obecny kierownik duchowny (teolog, jezuita). W zamiarze tym zostałam ponadto utwierdzona przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa w rozmowie, której treść zamieszczona jest na początku rozdziału VI. Pan nasz nie tylko życzył sobie udostępnienia zapisanych już rozmów, ale wskazywał wybranych rozmówców. Nasi przyjaciele z nieba, wiedząc o życzeniu Pana, składali swoje świadectwa o spotkaniu z Nim w śmierci i o przejściu do królestwa niebieskiego.

Pan sam zechciał też (w roku 1989) powiedzieć o roli Maryi, jako naszej orędowniczki, wspomożycielki, która nieustannie wstawia się za nami, błaga i szuka ratunku dla każdego z nas. Te wspaniałe słowa Pana znajdują się na początku rozdziału VII.

Zamieszczone teksty są zestawione w cztery grupy:

1. Relacje osobiste pierwszych rozmówców: Matki, Bartka i ojca Ludwika (rozdział I);

2. Rozmowy i wypowiedzi:

o Bogu miłosiernym, niebie, czyśćcu i piekle, o miłości Boga do nich (przebywających w Jego królestwie), o Maryi, Królowej nieba, i o Aniołach, domownikach Pana (rozdział II),

o ojcowskiej miłości Boga do nas, ludzi żyjących na ziemi, o prawach Bożych, o pomocy wzajemnej między niebem i czyśćcem a ziemią (rozdział III);

3. Osobiste świadectwa ze śmierci, spotkania z Bogiem i Jego miłosierdziem:

moich bliskich (rozdział IV),

różnych osób, o które zapytywali — przeze mnie — moi przyjaciele i znajomi (rozdział V),

osób wybranych przez Pana (rozdział VI);

4. Słowa Pana Jezusa i Maryi (rozdział VII).

Podział nie jest ścisły, ponieważ w relacjach osobistych występują fragmenty o charakterze ogólnym, a niekiedy i odwrotnie.

Poszczególne osoby mają swój indywidualny styl (zdarzało się, że byli po nim rozpoznawani przez rodzinę). Matka moja, artystka, mówi stylem emocjonalnym, używając wyrażeń zaczerpniętych z naszej poezji patriotycznej i religijnej (tak mówiła za życia); inny jest żywy, obrazowy, niekiedy dosadny styl Bartka, inny styl o. Ludwika, intelektualny, spokojny styl kapłana przyzwyczajonego do tłumaczenia różnych kwestii dotyczących wiary.

Szczególny charakter mają rozmowy początkowe (tuż po śmierci). Rozmówcy usiłują jak najwięcej przekazać, wytłumaczyć, objaśnić, ciesząc się możliwością takiej wymiany myśli, a jednocześnie wyrazić szczęście swojego życia oraz swoją wdzięczność i uwielbienie Bogu, Stwórcy, Zbawicielowi, Sprawcy tego stanu niekończącej się radości, w którym istnieją. Centralnym motywem rozmów jest Bóg — odnaleziony już i rozpoznany, Ojciec przebaczający, współczujący i miłosierny ponad wszelkie wyobrażenia ludzkie, kochający miłością bezgraniczną i niepojętą.

 

Anna

 

Uwaga. Imiona większości rozmówców zostały zmienione.

I

PIERWSZE ROZMOWY Z MATKĄ, BARTKIEM I OJCEM LUDWIKIEM

 

 

Matka

 

XI—XII 1966 r.

Jestem tu (przy tobie). Żyję pełnym życiem. Jestem szczęśliwa. Kocham cię, dziecinko moja. Pomogę ci zawsze, gdy będę mogła. Wzywaj mnie, gdy będzie ci ciężko —ja ci pomogę... i ojciec też. Moje dzieciątko, nie jesteś sama nigdy; zawsze pamiętaj o tym.

Błogosławieństwo moje daję ci. Będzie dobrze, będzie dobrze! Dożyjesz i zobaczysz. Ściskam cię. Twoja matka.

Czy cierpiałaś w chwili śmierci? — zapytałam.

Nic takiego nie było. To była radość.

Kto był (przy tobie)?

BÓG! Potem moi rodzice, (twój) ojciec i wszyscy, którzy kochali mnie. (...)

Nie czułam śmierci. To tak jak otwarcie oczu. Czułam radość ze spotkania z bliskimi. Byli przy mnie, cały tłum. Była radość...

Czy widziałaś mnie?

Widziałam i martwiłam się, że nie mogę dać ci znać, jak mi dobrze.

Nie myśl o tym, co przeszło (okoliczności choroby, śmierci, pogrzebu). Wszystko jest tak, jak miało być. A teraz jesteś na nowej drodze życia. Cały czas czuwam nad tobą, nie opuszczę cię. (...)

Córeczko, żebyś ty wiedziała, jak bardzo Tam (w niebie) się kocha!

Córeczko, tak bardzo chcę, żebyś mi uwierzyła. Ja ci pomagam, jak mogę, nawet nie wiesz ile razy. Jestem szczęśliwa tak bezgranicznie, jak to nie mogło być na ziemi.

(...)

 

Nikt tu nie jest samotny.

Kiedy umrę?

Jak spełnisz to, co masz do zrobienia. Nie wcześniej.

 

Ojciec jest tu ze mną

 

Mówi Ojciec.

Jestem twoim ojcem nadal. Musisz uwierzyć, że to nie ty sama „zmyślasz" (tak pomyślałam) — to my mówimy do ciebie. Kochaj nas, myśl o nas, wzywaj nas. Bądź, kochanie, dobra; staraj się być dobra, to cię zbliży do nas. (...) Nie schodź ze swojej drogi. Dobrze idziesz. Daj sobą kierować...

 

26 XII 1966 r. Boże Narodzenie

Spytałam Mamę, czego mogę jej życzyć.

To ja ci życzę wypełnienia twojego przeznaczenia (planów Bożych względem ciebie). Ja niczego nie potrzebuję. Wszystko jest już spełnione i nie mogę pragnąć więcej — bo rzeczywistość jest bez porównania doskonalsza i wspanialsza niż wszystko, co wymarzyłam sobie. (...)

Zostawiam ci moje błogosławieństwo na nadchodzący rok i obiecuję ci pomoc.

Myśl o nas i wzywaj nas. My cię kochamy, więc pragniemy, żebyś się do nas zwracała.

 

28 II 967 r.

Zapytałam Matkę:

Czy wszystko możesz zobaczyć?

Tak, ale inaczej. Tu się widzi istotną treść rzeczy, jej „promieniowanie" (oddziaływanie), sam rdzeń danej rzeczy czy sprawy.

Czy ludzi się widzi?

Tak i nie. Ludzi widzę jak dawniej, ale jednocześnie i ich wnętrze: ich stan i ich uczucia.

Czy i myśli?

Nie.

A moje?

Z tobą rozmawiam.

Czy wszyscy by tak mogli rozmawiać?

Nie, to jest specjalna łaska dla mnie, że mogę mówić z tobą.

Czy prosiłaś o to?

Tak, ogromnie.

Czy to będzie trwało?

Tak, pozostanie, o ile ty będziesz tego chciała.

 

9 II 1967 r.

Mamo, powiedz mi, jak dojść do Chrystusa. Jaką drogą? Co robić? Czego On sobie ode mnie życzy?

Córeczko, to pytanie jest tak doniosłe, że nie mogę odpowiedzieć ci na nie sama. Muszę się poradzić tych, którzy cię znają lepiej niż ja.

Tylko ty możesz dojść do Jezusa. Bo On czeka na każdego z nas, ale my musimy sami chcieć dążyć i tylko my możemy wydobyć z siebie potrzebne siły. Możliwe jest dojście poprzez miłość do Niego i poprzez miłość Jego ku nam.

On i tylko On wie, co komu jest potrzebne i co dla kogo jest pożyteczne, i nikt nie może wchodzić pomiędzy Niego i ciebie. Zrozum, kochanie, że ja ze wszystkich sił chcę, abyś była tu z nami, ale jaką drogą masz iść, ja ci powiedzieć nie mogę. Ty sama musisz ją odnaleźć i wybrać.

Wszyscy szukaliśmy i nie ma innych praw, jak tylko samemu szukać i iść. Trzeba nie ustawać i kochać, ciągle kochać, bez załamań, bez ciągłego cofania i przerw — to jest najpewniejsza droga. Kochać, córeczko, we wszystkim i we wszystkich ludziach widzieć Go i kochać, i nie odrzucać nikogo i niczego, bo we wszystkim jest Jego miłość. Ale drogę właściwą może ci wskazać tylko On, a nikt z nas.

Czego Jezus sobie ode mnie życzy?

Jednego na pewno: całkowitej miłości i chęci bycia z Nim. To ci mogę powiedzieć, ale nie mogę wskazać ci twojej drogi. Kochanie, ja naprawdę nie mogę wiedzieć, co dla twej najgłębszej istoty jest najważniejsze i najpotrzebniejsze — to jest Tajemnica — ale ponieważ bezgranicznie cię kocham, robię wszystko, abyś ze swej drogi nie odeszła — wstecz. Moja opieka i miłość będą przy tobie zawsze, ale ty i tylko ty opowiesz się za wyborem i nikt z nas nie może siłą sprowadzić cię tutaj. My ci tylko we wszystkim pomagamy, ale wybór, kochanie, musi być samodzielny.

 

10 II 1967 r.

Nie spotkałam (na odczycie) Bartka, znajomego z AK, któremu miałam przekazać lekarstwo. Przyszło mi na myśl, że chyba będę musiała mu je zawieźć, na co zupełnie nie miałam ochoty (daleko i takie narzucanie się). Spytałam, czy koniecznie muszę tam pójść, czy mogę zaczekać...

Musisz pójść. To jest ostatnia chwila i nie ma na co czekać. On jest zupełnie załamany.

Co na to jego matka? (Matka Bartka, która też jest z Panem, prosiła moją Matkę o pomoc dla syna przeze mnie.)

Jego matka jest zrozpaczona i prosi cię na wszystko, nie zwlekaj. Ona tak bardzo jest przerażona jego stanem fizycznym... i psychicznym również.

Jak mam się zachować?

Bądź serdeczna i dobra. To jest potrzebne.

Czy tego sobie nie wymyśliłam?

Nie, to jest prawda. Chciałaś pomagać i dajemy ci możność. Idź koniecznie, bo to jest już ostatni moment.

Nie chciałabym się narzucać...

Nie, nie będziesz się narzucać. Jesteś tam potrzebna. Jego matka prosi cię w imię miłosierdzia, zrób to!

Powiedz jej, Mamo, że zrobię dla niej to, o co mnie poprosi, bo czuję jej miłość do syna i dobroć. Czy ona to słyszy?

Tak, ona to słyszy. Jutro po pracy obie będziemy ci pomagać.

Kochanie moje. Pomaganie to nie przyjemność, to dawanie z siebie tego, czego się nie lubi dawać. I trudu, i wysiłków, i wielu wyrzeczeń trzeba, ale to tylko jest coś warte. Tym razem trud i twoja miłość własna, ale wiem, że to zrobisz, córeczko.

 

1 II 1967 r.

Czy jesteś ze mną, gdy jestem z ludźmi, pracuję, stoję w kolejkach itp?

Tak, to wszystko mnie interesuje, ale najbardziej to, co ty przeżywasz w duszy — a tylko to jest istotne.

Córeczko, łączy mnie z tobą wspólna miłość do Boga, do Polski, do sprawiedliwości, do prawdy — prawa Bożego na ziemi. To nas tak mocno łączy ...

Czy mam opiekuna (Anioła Stróża)?

Masz, ale nie wolno mi mówić o nim, zaś Pan pozwala mi na opiekę nad tobą niezależnie od jego (anioła) opieki.

Czy mój Anioł Stróż mnie kocha?

Tak. Tu nie ma braku miłości; wszystko jest w niej zanurzone.

Czy pomaganie nie jest nudne lub obciążające?

Nie, to nie jest przymus, to jest łaska Boża móc pomagać, to największe szczęście; a komuż bardziej niż tobie? Ojciec myśli tak samo. Tu nie można mało kochać.

 

27 II 1967 r.

Zastanowiłam się nad tym, że moje rozmowy z Mamą nabierają charakteru współpracy w pomaganiu innym. Matka nawiązuje do tego:

To są początki naszej współpracy, a potem zobaczysz, co będziemy robiły. Wspólna praca jest możliwa i jest pozwolenie (Pana) na to, aby móc wam tak pomagać.

Z listu podyktowanego przez Mamę do jej chorej siostry stryjecznej, Jadwigi, więźniarki Pawiaka i Ravensbruck, przebywającej w domu dla przewlekle chorych w woj. zielonogórskim:

O cokolwiek prosiłaś, spełniono ci. Chwal Boga za Jego dary, bo nigdy nie są ubogie ani «skąpe», ale trzeba mocy, aby je dźwigać, a ty, Jadwisiu, ją masz."

Kiedyś, w młodości, w rozmowie o tym, co chciałyby osiągnąć jako najwyższą wartość, ciotka Jadwiga wymieniła „męstwo", Jej siostra Alina —„zdolność miłowania", Matka moja — „ufność, zawierzenie Panu". Wszystkie trzy uzyskały te dary poprzez warunki życia, jakie Bóg im dał. (patrz też rozdz. IV).

 

5 III 1967 r.

Zapytałam Matkę:

Czy cię nie nudzi to powolne przelewanie myśli w słowa?

Nie. To pozostaje już na zawsze na dowód, że jest możliwa łączność z nami, i będzie to pierwszy znak na dowód istnienia życia poza grobem: życia świadomego i pełnego, jakie my tutaj mamy. (...)

Moja córeczko, jestem dumna z ciebie, ilekroć postąpisz ładnie. To bardzo nas zbliża i związuje ze sobą.

W „sprawie" Bartka, a raczej pomocy Bartkowi, który przeżywał rozmaite trudności, tracił chęć do życia, szacunek dla siebie (pił), otrzymywałam niejednokrotnie wskazówki od mojej Matki. Zdarzało się również, że otrzymywałam je wprost od matki Bartka. Przytoczone poniżej pochodzą od mojej Matki (z tym że obie matki porozumiewały się i działały razem). Z perspektywy czasu mogłam ocenić, jak bardzo były trafne i ogromnie mi pomogły w zachowaniu się wobec Bartka.

Nie trać szacunku dla niego. On może sam jest przekonany o swoim pijaństwie, ale to tylko rozpacz i chęć zapomnienia o „nieudanym" życiu, jak sądzi. To ty masz mu wskazać cel i sens życia: i w ogólności, i jego własnego. Zrozumie. Nie obawiaj się być szczera. Nie od razu wszystko, ale mów z nim tak, aby sądził, że nie traktujesz go „z góry". Mów jak do przyjaciela, do kogoś, kto dużo zrozumie. Zaufaj mnie i jego inteligencji i bądź taka szczera, jak potrafisz być z kimś bliskim. Nie ma mowy o wyśmiewaniu się z ciebie. To tylko pomoże mu otworzyć się, a on się dusi. On płaci zaufaniem za zaufanie, a dobrocią za dobroć. Tu nie obawiaj się fałszu i podstępu. Może tylko nie od razu wszystko, bo to go przytłoczy. Nie „pusz się", bądź nastawiona na to, jak mu pomóc, jak mu dać trochę nadziei i radości, a my ci podpowiemy. Dobrze to robisz i wierzymy, że dasz sobie radę.

Zastanowiło mnie, dlaczego właśnie matka Bartka może prosić bezpośrednio o pomoc dla syna, bo tego pragną zapewne wszystkie matki, i któregoś dnia zapytałam ją, czy aby nie ofiarowała Bogu swego życia za życie syna (była aresztowana przez gestapo; Bartek, jedyne dziecko pozostałe jeszcze przy życiu, zdążył po przyjściu Niemców wyskoczyć przez okno i zbiec). Odpowiedziała mi:

Tak, dziecko, ale nie wiedziałam, że do tego dołożę kilkanaście lat choroby i inwalidztwa (była tak bita, że miała uszkodzony kręgosłup).

 

2 IV 1967 r.

Oddałaś to Jezusowi (Bartka i jego losy), a On nie zawiódł nigdy nikogo. Jego słowo i moc są nie do złamania, i nigdy nie stracił ten, co Mu zaufał. Módl się codziennie, polecaj, przypominaj, bo to twój braterski obowiązek, ale ufaj i bądź spokojna.

Potrzebne było, abyś ty prosiła, a my tu również nie ustajemy w błaganiach. Ale wy na ziemi macie ogromne łaski i wszystko będzie wysłuchane, o co poprosicie z ufnością. Bo ufność jest potwierdzeniem wiary i miłości, więc oznacza, iż wierzycie i kochacie — nie widząc — Tego, który tu jest z nami, w pełnym świetle. Dla wierzących, dla ich ślepej wiary On wszystko zrobi przez miłosierdzie, które wywołujecie. To jest ta wasza wielka szansa i możliwość. Wzywaj Go poprzez miłosierdzie i ślepą dziecinną ufność w pomoc, którą On wam da na każde wezwanie. Bo pragnie darzyć, pomagać, być wzywany, bo tak bezgranicznie nas kocha i czeka na każdy najsłabszy szept, aby iść, spieszyć z pomocą, dawać — rozumiesz — dawać wszystko, całkowicie, hojnie, ale nie narzucając swoich darów nikomu, tylko na wezwanie, zrozum, tylko jeżeli człowiek sam chce, nie inaczej — bo istnieje i szanowana jest przez Stwórcę wolna wola stworzenia.

To działanie Boże jest cudowne w swojej wspaniałomyślności i delikatności. Ale też nadużywacie albo nie prosicie, a można i trzeba bez przerwy o wszystko i wszystkich ludzi prosić...

 

5 IV 1967 r.

Moja malutka, cieszę się, że chodzisz często do Komunii świętej. Gdybyś wiedziała, co daje Komunia, chodziłabyś codziennie.

Pomyślałam o spowszednieniu.

Bóg nigdy „spowszednieć" nie może. On wzrasta w człowieku i coraz silniej poprzez nas promieniuje, działa na zewnątrz, daje światło innym ludziom.

 

9 IV 1967 r.

Dobrze, żeś jednak poszła do Komunii świętej. On (Jezus) zmywa z nas wszystek brud i odradza nas na nowo. Słyszałaś Jego głos. Uszanuj go i zapamiętaj na przyszłość. To wielka łaska i bądź jej warta.

Kiedy przepraszałam po Komunii świętej, że jestem taka brudna, usłyszałam:

Ja jestem czysty, okryję cię swoim płaszczem. Zrozumiałam, że Jezus zdejmie ze mnie każdy brud, a tylko muszę przyjść do Niego lepiej nawet brudna niż wcale.

 

Bóg jest Miłością

 

18 IV 1967 r.

Proś Chrystusa Pana do naszego domu jako lekarza dusz i mistrza....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin