The Perfect Wife - rozdziały 01-52 Epilog [T][Z][PL] Eileen.pdf

(2689 KB) Pobierz
The Perfect Wife
by
rmcrms5
Tłumaczyła: Eileen
A także: angie1985 , Yvette89 , szana1 , Marzenka_
Betowały: Eileen , madik , Ewels_ , P.Gozdzikowa
Gościnnie: White Vampire , Zuzza , cappucino , Majj
Baner wykonała: ola7194
1
797811520.003.png 797811520.004.png 797811520.005.png 797811520.006.png
 
Spis treści:
Rozdział 1 – str. 3
Rozdział 2 – str. 13
Rozdział 3 – str. 21
Rozdział 4 – str. 29
Rozdział 5 – str. 39
Rozdział 6 – str. 47
Rozdział 7 – str. 60
Rozdział 8 – str. 70
Rozdział 9 – str. 81
Rozdział 10 – str. 85
Rozdział 11 – str. 92
Rozdział 12 – str. 100
Rozdział 13 – str. 116
Rozdział 14 – str. 134
Rozdział 15 – str. 143
Rozdział 16 – str. 149
Rozdział 17 – str. 160
Rozdział 18 – str. 165
Rozdział 19 – str. 168
Rozdział 20 – str. 193
Rozdział 21 – str. 206
Rozdział 22 – str. 218
Rozdział 23 – str. 230
Rozdział 24 – str. 245
Rozdział 25 – str. 260
Rozdział 26 – str. 281
Rozdział 27 – str. 302
Rozdział 28 – str. 319
Rozdział 29 – str. 340
Rozdział 30 – str. 366
Rozdział 31 – str. 394
Rozdział 32 – str. 417
Rozdział 33 – str. 422
Rozdział 34 – str. 442
Rozdział 35 – str. 458
Rozdział 36 – str. 469
Rozdział 37 – str. 483
Rozdział 38 – str. 489
Rozdział 39 – str. 504
Rozdział 40 – str. 516
Rozdział 41 – str. 528
Rozdział 42 – str. 539
Rozdział 43 – str. 546
Rozdział 44 – str. 551
Rozdział 45 – str. 557
Rozdział 46 – str. 563
Rozdział 47 – str. 569
Rozdział 48 – str. 582
Rozdział 49 – str. 592
Rozdział 50 – str. 601
Rozdział 51 – str. 610
Rozdział 52 – str. 624
Epilog – str. 631
2
Rozdział 1
Tłumaczenie: Eileen
Beta: angie1985 & Kroopeczkaa
Kosmetyka: Barwinka
Cześć, nazywam się Bella Swan. A to moja historia. W ludzkim życiu nie ma żadnych
bohaterów, a jedynie czarne charaktery. Jeśli macie szczęście, nauczycie się, jak
przetrwać.
Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałam lat siedem, a mój brat James dziesięć. Ja
zostałam pod opieką mamy, a James miał wychowywać się z ojcem, Charliem. Może
gdyby Renee pomyślała o obojgu swoich dzieciach, miałabym normalne życie.
Mama poznała Phila kilka miesięcy po tym, jak przeprowadziłyśmy się wspólnie do
Phoenix. Był jej wielką miłością, tak zwaną „drugą połówką” i wychowywali mnie razem.
Mama nigdy nie wspominała w mojej obecności o biologicznym ojcu i bracie oraz nie
wyjaśniała, czemu nie mogę ich odwiedzać. Wiem, że dzieciaki, których rodzice się
rozwiedli, opowiadają o swoich weekendowych czy wakacyjnych wyjazdach do drugiego
rodzica. Ja nie jeździłam jednak do niego, a mój brat również nas nie odwiedzał.
Moje życie było wspaniałe i pełne miłości. Renee wyszła za Phila, który trenował
baseball. Stał się dla mnie najlepszym ojcem, jakiego tylko mogłam sobie wymarzyć.
Traktował mnie jak swoje własne dziecko, nawet, jeśli biologicznie nim nie byłam. Phil i
Renee nie mieli wspólnych dzieci. Żartowali, że ja sama jestem wystarczającym powodem
trosk i zmartwień. Miałam gorący temperament i byłam niepokorna, mama czasem w
chwilach, gdy była pochłonięta jazdą samochodem nazwała ten ogień we mnie „światłem
życia”. Mówiła też, że własna tożsamość i godność to dwa najpiękniejsze podarki dane
wszystkim ludziom. Każdy człowiek dzierży coś na kształt kaganka i to wyłącznie jego
decyzja, co z tym światłem zrobić. Według niej byłam takim właśnie jasnym płomykiem:
bezczelna, krytyczna i inteligentna. To straszne, że moje światełko zduszone zostanie tak
szybko…
W najstraszniejszym dniu mojego życia jak się później okaże, Phil zabrał nas na obiad
do ulubionej restauracji o nazwie „Carabba”. Było to w moje siedemnaste urodziny.
Podczas powrotu do domu auto, którym jechaliśmy zostało uderzone przez pijanego
3
797811520.001.png 797811520.002.png
 
kierowcę. Cieszę się jedynie z tego, że nie cierpieli. Mi nic się nie stało, nie licząc
skręconego nadgarstka. To było takie surrealistyczne, że w ciągu minuty odeszły tak
ważne i drogie osoby. Po prostu przestały istnieć. Na zawsze. Nigdy nie czułam się
bardziej samotna.
Aktualnie czekam na miejskim lotnisku w Seattle na swojego „prawdziwego” tatę, który
ma mnie z niego odebrać. Odkąd on i mój brat James zniknęli z naszego życia 10 lat
temu, nie miałam z nimi żadnego kontaktu, ale teraz byli to jedyni krewni, którzy mogli się
mną zająć. Jestem zdenerwowana. Nie pamiętam swojego ojca zbyt dobrze. Widywałam
go jedynie w marzeniach: urywki dawnych wydarzeń tak odległych, że zdaje się, iż
pochodzą z innego życia. Przypominam sobie poszturchiwanie, gładzenie po plecach i
uściski. Ostatnie, co pozostało mi po pamięci o Jamesie to wspomnienie jego
podnoszącego mnie do góry i znęcającego się nad młodszą siostrą. Wiem, że lubił mnie
straszyć. Mam szczerą nadzieję, że już z tego wyrósł.
Zauważyłam samochód policyjny parkujący przy wejściu do lotniska. Starszy i młodszy
mężczyzna około lat dwudziestu wysiedli z niego i obaj skierowali kroki w moim kierunku.
Wiedziałam, że to oni. Postanowiłam wykorzystać tę krótką chwilę na dokładne przyjrzenie
się ich sylwetkom, by spróbować, chociaż wyobrazić sobie, jak moje życie potoczy się od
tego momentu. Miałam nadzieję, że otrzymam jakiś sygnał, znak, ostrzeżenie słowne lub
gest, który zaalarmuje mnie o jakimś zagrożeniu z ich strony. I jeżeli zobaczę lub usłyszę
coś niepokojącego ucieknę wtedy tak szybko i tak daleko, jak tylko potrafię.
***********************************************************
Charlie był ogromnym mężczyzną. Miał tyle samo wzrostu, co, Phil, który mierzył sześć
stóp i cztery cale. Ale, podczas gdy Phil przypominał posturą muskularnego gracza,
Charlie wyglądał raczej jak niedźwiedź. Szeroki w barach i po prostu wielki. Domyślałam
się, że będąc szeryfem policji, trzeba wyglądać imponująco, by bandyci, których ścigasz
czuli respekt. Był przy tym atrakcyjny ze swoimi jasnobrązowymi włosami i wąsami.
Zrozumiałam, czemu mama tak szybko za niego wyszła.
Teraz postanowiłam przyjrzeć się swojemu bratu. Wyglądał jak młodsza wersja
Charliego. Skończył dopiero dwadzieścia lat, a był prawie tak samo wysoki jak mój ojciec i
praktycznie tak samo muskularny. Miał ciemnoblond włosy, które związywał z tyłu w kucyk.
Twarz jednak odróżniała go od Charliego. Podczas gdy twarz mego ojca nie kryła w sobie
nic poza ostrymi rysami i wystającymi kośćmi policzkowymi, James miał w sobie coś z
Renee. To trochę łagodziło jego wygląd. Nie za bardzo, ale do tego stopnia, że czyniło
4
mego brata niezwykle atrakcyjnym. Weszli właśnie przez drzwi lotniska i zatrzymali się,
szukając mnie wzrokiem. James dostrzegł mnie jako pierwszy i obrócił Charliego w
odpowiednim kierunku. Nie sądziłam, że mnie rozpozna. Przecież zmieniłam się przez te
dziesięć lat. Mierzyłam pięć stóp i cztery cale wzrostu. Moja twarz była w kształcie serca.
Włosy nosiłam długie o barwie mahoniowej, a oczy miałam duże i ciemnobrązowe. Ciało
także odpowiednio się rozwinęło. Może nie byłam pięknością, ale na pewno nie
przypominałam brzydkiego kaczątka.
Podejrzewałam, że łatwo mnie rozpoznać dzięki usztywnieniu wokół nadgarstka i
całemu dobytkowi życia w walizce stojącej koło moich stóp. Zauważyłam znaczące
spojrzenie rzucone Jamesowi przez ojca i starałam się domyślić, czemu się tak
przypatruje. Zdawało się, że to ja byłam obiektem jego obserwacji. Nie dało się stwierdzić
czy się cieszył, czy nie. Wreszcie zauważył, że ja także na niego patrzę, a wówczas na
twarzy Charliego wykwitł wielki uśmiech, kiedy obaj tymczasem zbliżali się w moją stronę.
– Proszę, proszę to chyba mała Isabella. Przytul swego staruszka. – Uniósł mnie do
góry z ziemi tak, że dyndałam stopami w powietrzu. Otrzymałam jeden z tych ciasnych
uścisków, jakie zapamiętałam z przeszłości. Jego prawa ręka spoczywała pod mymi
pośladkami, podczas gdy lewa wspierała się na plecach mocno mnie trzymając. Była to
pozycja dość niekomfortowa, szczególnie w odniesieniu do miejsc publicznych.
– Cześć, Charlie, to tylko ja, Bella – odpowiedziałam. – Także miło mi cię widzieć. –
Spróbowałam być uprzejma i nie dać mu do zrozumienia, że mnie peszy. Chciałam zacząć
od przyjaznych stosunków, skoro od tej pory mieliśmy zamieszkać razem.
– Zapomnij o tym określeniu – mówił, pocierając swoim nosem o mój i składając
pocałunek na moim policzku. – Mów mi tata. Tak właśnie nazywałaś mnie kiedyś i lubię ten
termin. Okay?
– Okay, Char… tato – poprawiłam się i spróbowałam odwzajemnić uśmiech. On zaś
nadal trzymał mnie w górze.
– Nie, nie Isabello. Nie „tato”, ale „tatusiu”. Pamiętasz? – nadal brzmiał sympatycznie,
ale w jego głosie pojawiła się nuta, jaka sprawiła, że serce zabiło mi gwałtowniej.
– Jasne… tatusiu. – Mój uśmiech zadrżał, ponieważ byłam zdenerwowana, sama nie
wiedząc czemu. To przecież mój ojciec, Matko Boska…
On uścisnął moje pośladki, stawiając mnie na ziemi. Hej, nie mam już siedmiu lat.
Jestem siedemnastolatką i to w pełni rozwiniętą. Tylko jak ubrać to w ładne słowa? Jak?
– O wiele lepiej, prawda? Pamiętasz swego brata, Jamesa. – Obrócił mnie w jego
kierunku. – Czy możesz powiedzieć mu „cześć”?
Spojrzałam na swego brata, który zdawał się mieć niezły ubaw, obserwując moje
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin