Lista Abdulwahaba.docx

(38 KB) Pobierz

Lista Abdulwahaba

http://kiosk.onet.pl/_i/artykuly/03_07/yadvashem_m.jpg

Thorsten Schmitz/23.03.2007 12:16         http://ofiaromwojny.republika.pl/images/0600.h1.gif

Wróg w roli wybawcy? Czy to możliwe?

Nieznany rozdział holokaustu pokazuje, że również muzułmanie ratowali Żydów przed nazistami. Dzisiaj zarówno Izraelczycy, jak i Arabowie mają problemy z zaakceptowaniem historycznych faktów.

Anna Boukris miała 11 lat, kiedy ktoś zapukał do drzwi wejściowych i władczym głosem poprosił o wpuszczenie. Jej rodzice, Jakob i Odette od dawna obawiali się tej chwili. Boukris zapobiegliwie ukryli w spiżarni kosztowności, cenną porcelanę i kolekcję znaczków Anny, a drzwi zastawili regałem na książki. Do domu wpadli jak burza żołnierze niemieckiego Wehrmachtu w towarzystwie francuskiego tłumacza. Szybko odkryli schowek, a Boukrisom dali godzinę na opuszczenie domu.

Zimą 1942 roku niemieckie wojska zajęły Tunezję, północnoafrykański kraj, w którym żyło około stu tysięcy Żydów. Boukris mieszkali w Mahdi, malowniczym, nadmorskim miasteczku, położonym około stu kilometrów na południe od stolicy kraju, Tunisu. Dzisiaj na plażach Mahdi opala się wielu niemieckich turystów. Wówczas w Tunezji, okupowanej przez niemieckich żołnierzy Afrika Korps, miejscowi Żydzi drżeli o swe życie. Rodzina Boukris w pośpiechu spakowała żywność oraz ubranie i opuściła swój dom przy Rue Ali Bey 58. Od tej chwili służył za wojskową kwaterę.

Sprawiedliwy musi poczekać

Dwa kilometry od Mahdi ojciec Anny wyszukał mieszkanie w pomieszczeniach opuszczonej przetwórni oliwek. Tu znaleźli schronienie także wujek, ciotki i kuzynki licznej rodziny żydowskich Boukrisów. Po kilku dniach ktoś zapukał do drzwi, głośno i natarczywie. Tym razem na progu kryjówki Boukrisów nie stał nazista, lecz Chaled Abdulwahab, tunezyjski muzułmanin z Mahdi, syn powszechnie znanego i zamożnego właściciela ziemskiego.

Relacjonował, że już następnego dnia naziści chcieli zaciągnąć matkę Anny do burdelu, w którym Niemcy zmuszali Tunezyjki do prostytucji. Nieoczekiwany wybawca zaprosił całą rodzinę Boukrisów do swojej ziemskiej posiadłości w Tlelsa, położonej 30 kilometrów na wschód od Mahdi. W kilku turach Abdulwahab zdołał przetransportować żydowską rodzinę na wieś. Z nastaniem poranka przetwórnia oliwek była pusta. Cztery miesiące Żydzi wiedli bezpiecznie życie u muzułmanina. Kiedy w kwietniu 1943 roku w Mahdi wylądowały oddziały armii brytyjskiej, minęło niebezpieczeństwo zagrażające tunezyjskim Żydom. Do swego domu powróciła także rodzina Boukrisów.

Dopiero od niedawna wiadomo, że arabski muzułmanin Abdulwahab uratował Żydów przed nazistami. Na niezwykłą historię natrafił amerykański historyk, Robert Satloff podczas zbierania materiałów do książki o tak zwanych arabskich Oskarach Schindlerach, czyli Arabach, którzy ocalili Żydów przed przed nazistami, podobnie jak ów przemysłowiec urodzony w dzisiejszych Czechach. Książka opowiada o zapomnianych faktach i o tym, że holokaust miał miejsce nie tylko w Europie, lecz także w państwach Afryki Północnej. Tunezja była jedynym północnoafrykańskim krajem, który między listopadem 1942 i kwietniem 1943 roku znalazł się pod bezpośrednią okupacją III Rzeszy. Marokiem i Algierią rządził francuski rząd Vichy kolaborujący z Hitlerem. Choć w Afryce Północnej nie założono żadnych obozów zagłady, jak miało to miejsce w Europie, prześladowania północnoafrykańskich Żydów miały podobny charakter. W Tunisie w biały dzień gnano Żydów ulicami miasta do obozu pracy i wprowadzono obowiązek noszenia żółtej gwiazdy Dawida na klapie marynarki albo na bluzce. Kobiety zaś zmuszano do prostytucji w domach publicznych przeznaczonych dla Niemców. Tysiące robotników przymusowych, wśród nich 2 tysiące Żydów, musiało uczestniczyć w obłąkańczym projekcie reżimu Vichy, a mianowicie budowie linii kolejowej przez Saharę. W marokańskiej części pustyni jeszcze dzisiaj zobaczyć można prowadzące donikąd tory, zasypywane piaskiem Sahary.
Poszukiwania Satloffa doprowadziły do wzbogacenia dziejów holokaustu o pozytywny, arabski aspekt. Dotychczas badacze wiedzieli o chrześcijanach albo ateistach, którzy ocalili Żydów przed nazistami i komorami gazowymi. Również w Yad Vashem w Jerozolimie, kultywującym pamięć o zagładzie sześciu milionów Żydów, nie jest opisany ani jeden przypadek uratowania Żyda przez arabskiego muzułmanina.

Zatem Satloff przygotował dossier o bohaterskiej historii Chaleda Abdulwahaba i przekazał je do Yad Vashem. Pragnął, aby Araba uhonorowano jako jednego spośród 21,7 tysięcy Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Tym tytułem – i nowo posadzonym drzewkiem – Yad Vashem oddaje hołd nie-Żydom z całego świata, niosącym pomoc Żydom w czasie drugiej wojny światowej. Obecnie komisja bada wiarygodność badań Satloffa i sprawdza, czy Abdulwahabowi rzeczywiście można przyznać tytuł. W tym czasie nie wolno rozmawiać z członkami komisji. Rzeczniczka prasowa Estee Jaari wyjaśnia, że musi być ona wolna od nacisków i podjąć samodzielną decyzję. Zakaz rozmowy może się wiązać również z tym, że nawet Yad Vashem potrzebuje czasu na oswojenie się z myślą, że istnieli muzułmańscy Arabowie niosący pomoc Żydom w czasach holokaustu.

Takie wrażenie odnosi przynajmniej Robert Satloff, odkrywca Abdulwahaba. Nowojorski politolog kieruje Waszyngtońskim Instytutem Polityki Bliskowschodniej (Washington Institute for Near East Policy), organizacją typu thin-tank zajmującą się głównie konfliktem izraelsko-palestyńskim. Konfliktem, w którym role są jasno podzielone: muzułmańscy Arabowie kontra żydowscy Izraelczycy. Satloff sam jest Żydem, mówi po arabsku i jest żonaty z pracownicą Banku Światowego. Kiedy jego żonę wysłano służbowo na cztery lata do Maroka, zdecydował się pojechać razem z nią i zbadać z zupełnie innego punktu widzenia historię wkroczenia Niemców do Afryki Północnej. – Byłem przekonany, że istnieli arabscy odpowiednicy Oskara Schindlera, to znaczy nie tylko kolaboranci, jak w Europie, lecz muzułmanie pomagający Żydom. Musiałem ich tylko znaleźć – opowiada. I rzeczywiście historyk trafił na ślad. Ponad 60 lat od zakończenia II wojny światowej ustalił, że istnieli także Arabowie ratujący Żydów. Satloff zebrał dziesiątki wspomnień o bohaterskich muzułmanach. Opowieści o Arabach, którzy w środku nocy otwierali swoje drzwi i dawali głodującym Żydom bochenek chleba albo ostrzegali żydowskich duchownych przed planowanymi łapankami nazistów. Jest wśród nich historia burmistrza Tunisu, ukrywającego w swoim domu sześćdziesięciu Żydów, którzy uciekli z obozu pracy. Albo losy Nissima Zvili.

E-mail z domu starców

Zvili żyje w Izraelu w pobliżu Tel Awiwu, ma 65 lat i ostatnio był ambasadorem Izraela we Francji. Urodził się w Mahdi, jak Anna Boukris. Mówi, że wprawdzie nie może sobie przypomniec Boukrisów, ale także on zawdzięcza życie arabskiemu muzułmaninowi. Podczas spotkania w jednym z hoteli w Tel Awiwie Zvili opowiada o swojej bar micwie, gdy miał 13 lat. Po wizycie w synagodze matka wzięła go na bok i wyjawiła, że w czasie drugiej wojny światowej rodzinie udało się przeżyć okupację nazistów tylko dlatego, bo ukrył ich arabski sąsiad. Po deportacji ojca do obozu pracy jego najbliżsi przeczekali niebezpieczeństwo w majątku ziemskim Araba.

W chwili niemieckiej inwazji Nissim Zvili miał rok i nie pamięta tamtych wydarzeń. – Ale fakt, że nam, Żydom, pomógł Arab wpłynął na moje całe życie – stwierdza. Zvili był aktywnym działaczem Partii Pracy i przez pewien czas zasiadał w parlamencie. Nawet dzisiaj, kiedy kontrowersje między rządem palestyńskim i Izraelem wydają się nie do pokonania, oświadcza: – Musimy rozmawiać. Nie możemy sobie wybrać innego partnera.

Z pewnością najbardziej heroiczną historią arabskiego bohaterstwa jest ta o Chaledzie Abdulwahabie. Satloff nazywa ją "najpiękniejszym przykładem tego, że Arabowie nie czują do Żydów jedynie nienawiści”. To fakt, do którego muszą przyzwyczaić się nie tylko Żydzi, ale także przedstawiciele świata arabskiego. Sam Satloff przyznaje, że w czasie zbierania materiałów w Afryce Północnej "był obrzucany nie tylko płatkami róży".

Wspierając się historiami o arabskich wybawcach w czasach holokaustu, Satloff pragnie zbudować pomost między dwiema społecznościami. Wielu Arabów pomniejsza skalę prześladowań Żydów w czasach III Rzeszy albo w ogóle im zaprzecza. Tak więc odkryci przez Satloffa arabscy bohaterowie stanowią podwójny dowód: na istnienie holokaustu i na istnienie Arabów niosących pomoc Żydom. Tyle teoria. W praktyce Satloff styka się w świecie arabskim przeważnie z obojętnością.

Kilka tygodni temu amerykański Departament Stanu wysłał go z cyklem odczytów do Egiptu. Satloff miał wykład na Uniwersytecie Kairskim, w redakcji egipskiego dziennika "Al-Ahram", a także w kwaterze głównej Ligii Państw Arabskich. Za każdym razem atakowano go werbalnie. Dlaczego mówi się o arabskich wybawcach z przeszłości, kiedy przecież powinno się poruszać "ludobójstwo dokonywane na Palestyńczykach" przez armię izraelską.
To, że być może Chaled Abdulwahab jako pierwszy arabski muzułmanin otrzyma od Yad Vashem medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata,  Satloff zawdzięcza e-mailowi od 71-letniej pani. A dokładnie mówiąc – od Anny Boukris. Przed czterema laty Satlofff za pośrednictwem forum internetowego tunezyjskich Żydów zwrócił się z apelem o dostarczanie informacji na temat arabskich wybawców Żydów. Już po kilku dniach otrzymał maila, napisanego przez Annę, córkę Boukrisów, żyjącą wówczas w kalifornijskim domu starców w pobliżu Los Angeles. Staruszka napisała: "W tamtych czasach  Arabowie w Tunezji uratowali wielu Żydów, ale także wielu Żydom zaszkodzili. Wiem niewiele o tamtych dziejach. Ale mogę panu bardzo dokładnie opowiedzieć historię naszej rodziny". Anna Boukris w tuzinach maili opisała czasy swojego żydowskiego dzieciństwa w Tunezji do czasu wkroczenia nazistów i cudowne ocalenie jej najbliższych przez Abdulwahaba, "naszego Anioła Stróża", jak go nazywała. Ponieważ Satloff żył w Maroku, zlecił swojemu współpracownikowi przeprowadzenie wywiadu z rencistką w Kalifornii. Protokół rozmowy liczy 83 strony i jest nieocenionym skarbem, Anna Boukris zmarła bowiem dwa miesiące po spotkaniu.

Dobrze strzeżona tajemnica

Chaled Abdulwahab utrzymywał dobre kontakty z niemieckimi oddziałami okupacyjnymi. Anna Boukris opowiadała, że zdobył zaufanie Niemców, "jak szpieg dążący do poznania ich planów". W czasie pogawędek z nimi dowiedział się o pewnym domu publicznym. Błyskawicznie dostarczył tam jedzenie i wino – i tak spił żołnierzy, że zapomnieli o celu swojej wizyty i zalegli spać.

Alkohol rozwiązał również język jednemu z oficerów. Wyjawił on Abdulwahabowi, że jego uwagę zwróciła Odetta Boukris i zamierza wydać rozkaz umieszczenia jej w burdelu. Jeszcze tej samej nocy Abdulwahab pojechał do przetwórni oliwek i niecierpliwie zapukał do drzwi. Satloff jest przekonany, że Abdulwahab swoją samorzutną akcją pomocy narażał własne życie. – Gdyby Niemcy dowiedzieli się, że Arab wodzi ich za nos, wysłaliby go obozu pracy.

Rodzice Anny Boukris przez całe życie byli wdzięczni Chaledowi Abdulwahabowi. Córka przypomina sobie, że w piątkowe wieczory muzułmanin był częstym gościem na uroczystych kolacjach szabasowych. Satloff zdobył jeszcze więcej informacji na temat Abdulwahaba: że był człowiekiem światowym, lubianym przez kobiety, cenionym doradcą w ministerstwie turystyki, że interesował się architekturą, archeologią i podróżami do innych krajów. Chaled Abdulwahab zmarł w 1997 roku w wieku 86 lat. Zabrał do grobu tajemnicę swoich bezinteresownych czynów. Nawet jego jedyna córka nie wiedziała o przeprowadzonej przez ojca akcji ratowania Żydów. Dowiedziała się o tym dopiero po rozmowie z Satloffem.

Historyk liczy na to, że Yad Vashem uhonoruje Abdulwahaba tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Zależy mu na tym także we własnym, partykularnym interesie. – Po tylu latach zajmowania się konfliktem bliskowschodnim, dobrodziejstwem jest wiedzieć, że muzułmańscy Arabowie nie tylko nienawidzą Żydów, ale także potrafili ich bronić przed nazistami.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin