Borowski Tadeusz
EpitalamiumI tak zostałaśJa wiemKim jesteś? Ręki twojej gestKorespondencjaMoja drogaMuzyka sferMyślę o tobie. Twoje oczy,Na zewnątrz noc. Goreją gwiazdy,Obrazy snuPożegnanie z MariąSenny dziś jestemStaszkuStraconaTak mi się twoja twarz rozpływaWciąż jesteś przy mnie. Wszelki dźwiękWiem, z nagła się otworzy krągWiesz
Epitalamium
Niech milczą inni. Płonie hymen,ku toastowi kielich wznieśmy.Niechaj się rym powiąże z rymemw węzeł poezji.Przełammy słowo i podzielmy,zanim siądziemy, żeby zjeść.Oto wam niosę hymn weselny -tę pieśń.*Jest noc jak zasypany tuneli w niej na dnie zgubiony człowiek.Gdzież mądra dłoń, co pomóc umie,i gdzież, by go wołało, słowo?Jest tylko człowiek. Ślepa rzekawieczności płynie, wrogi prąd.Oto wołamy o człowiekajak o przyjazny, dobry ląd.Bo ludzki los : iść w nurt. I w walcemijać straconym pokoleniem.I tylko to: człowieka znaleść,który by ramię wsparł ramieniem.I wtedy niech ten prąd jak w eposwrasta ten, który woła, głos,by znów ku nurtom, wrogim rzekom,gdzieś nie odrzucił ślepy los.Huczy nasz ląd od mórz do mórzrozgwarem wieku niedorzecznym.Cóż trwalsze jest niż człowiek? Cóżbardziej niż miłość ludzka - wieczne?Bo cóż jest człowiek? Równy gwiazdom.Bo cóż jest miłość? Nieśmiertelna.Dwoje się ludzi odnalazło.I tu się kończy pieśń weselna.*Kiedyś na gody brylantowe,zanim siądziecie, aby zjeść,wyjmijcie z kufra kartki płowe,tę oto pieśń.I proszę, kiedy odczytaciete słowa prosto i na głos,pomyślcie sobie : "Był poeta,którego gdzieś odrzucił los."
I tak zostałaś
I tak zostałaś : przechylonai z półuśmiechem pożegnaniana drżących wargach. Jak na scenie,gdy rola ma się ku końcowi,smęt w słowach brzmi aktora-smutekspojrzeniem mi podałaś. Możeto tylko błysk był skośny słońcaod ócz odbity? Może prawdajest tylko chwilą, która mija,refleksem słońca tak rozpierzchłym,jak twoja twarz w pamięci mojej...
Ja wiem
Ja wiem, ze w wiecznym kole przemianzapadnie wszystko jakby w morze,że minie czas i minie ziemia,i to, com kochał i com tworzył.Próżno bym, pełen wielkich tęsknot,jak ślad na piasku wieczność tropił,bo ludzki trud i ludzkie pięknojest jak na wiatr rzucony popiół.Więc dobrze okruch szczęścia dostać,umiejąc fałsz od prawdy dzielić.I życie szczere mieć i prostejak uścisk dłoni przyjaciela.
Kim jesteś? Ręki twojej gest
Kim jesteś? Ręki twojej gesti uśmiech drżący w cieniu óczznam i nie mogę w sobie kształtuodtworzyć, jakbym szedł ulicątak dobrze znaną, że mi patrzećna domy bliskie i otwartena oścież oczom nie potrzeba.A później: skąd przyszedłem tu? w zdumieniu pytać. Tak i tybliska mi jesteś i tak znana,że słowem ciebie nie ogarnęani obrazem, tylko czujęw sobie idący czar od ciebie,niepokojącą ufność, dobroći może grozę piękna, jakbymujrzał anioła, który naglerozwijać jął do lotu skrzydłai memu dziwił się lękowi...
Korespondencja
Kartki i listyukładam, piszę,patrzę uważniew białe klawisze,patrzę w klawisze,ostrożnie biję:"Najmilsza, odpisz,jeżeli żyjesz,a jeśli zmarłaś,to trochę trudniej,lecz będę szukałdługo i żmudnie,jakoś cię znajdę,przyjdę z pomocą,nie martw się, miła,trzymaj się mocno.""Słuchaj kolego,że piszę, daruj,nic nie wiedziałem,że już umarłeś.Szukam cię próżnoW całej Europie.Zginąłeś w Bredzie?No, popatrz, popatrz...""Dali mi adres,pisać pośpieszam.Przeżyłem. Jestemw Monachium, w Rzeszy.Niesprawiedliwiena mnie wypadło,żem nie był z wamina barykadach,chłopcy-poeci,wciąż myślę o was,jakże mi brak jestwaszego słowa,słowa co groząduszę oplata,jak straszne oczynie z tego świata,słowa, co byłomrokiem i blaskiem."Adres: grób wspólnyw Ogrodzie Saskim."Rzucam na ślepoten list jak w studnię.Jakże tam w kraju?Czy są już studia?Pewnie już jesteś,tak sobie myślę,co najmniej dr phil.albo magister.Pewnie masz mnóstwospołecznej pracy?Jakże tam teatr?Jakże Witkacy?Jakże tam proza?Ech, przyjacielu,mógłbyś mi przysłaćjakąś nowelę.Rzucony ślepojak pocisk w przestrzeńczekam na listy,tęsknię do wierszy,które przyniosąminioną młodość.Napisz mi, Staszku,i miej się dobrze.Wiem, że dostanękartkę od ciebiegdy tylko ciebiez gruzów odgrzebią."Kartki i listyukładam, piszępatrzę uważniew białe klawisze,siedzę nad nimiz schyloną głową.Jeszcze coś trzeba.....Choć jedno słowo....Siedze nad nimigłuchym wieczorem....Trzeba mi odejść....Pora już, pora.....
Moja droga
Gdy mówię : "jesteś moją Muzą",rwą włosy z głowy : "idiota,a nie poeta patriota".A kiedy wołam : "wróć, zgubiona",klną w żywy kamień :"drań skończony,kocha się, gdy ojczyzna kona".A ja naprawdę już nie mogęi nie chcę nawet, gdybym mógł,ja się przed poetami korzę,którzy chuchając w iskrę Bożąkładą do kraju prostą drogę.Lecz ja cóż : błądzę po bezdrożachi ciebie szukam, moja droga,najmilsza z moich wszystkich dróg.Monachium 1945
Muzyka sfer
Staszku, mój przyjacielu, minionych dni coraz więcej,co dzień powtarza się gra odpływu światła i cienie falami do stóp podchodzą,jak bluszczem pną się pod oknai chwieją drzew koronami.Ty przecież wiesz, że dno nieba,ziemię depczący,jakże możemy znać lśniącą powierzchnię?Gdzie światło na dnie ucichniei wiatr już nie dmie wzdłuż ziemi,stężałe lodem nocy łamie się niebo w refleksy,które są może odbiciem świateł okrętów płynącychpo szlakach morskich wszechświatai wcale nie są gwiazdami.W snach, które po mnie sięgają, fale łopoczą o dno,słychać daleki jęk syren,kwilenie kosmicznych mew,głosy i śpiewy nieznane,i szmer monotonny motorów.Czujne zwierzęta drżą, wilgotne nozdrza podnosząku muzyce sfer i wiedzą, a człowiek jest głuchy,gdy nie śni...Staszku, mój przyjacielu, minionych dni coraz więcej,co dzień powtarza się gra odpływu cieni i światłowlewa się w puste arterie i akwedukty ulic,Powierzchnia niebaz odbłysków świateł dźwignięta opada,rozpływa się, wsiąka w szczelinyi rzeką płynie, strumieniem,kurzem osiada po drogach,które gdziekolwiek wiodą....Jakże zaufać nam drogom i ptaki przelotne ukochaćnam, mijającym? Muzyka siedmiu niebieskich sferszklane półtony wywodzize śpiewu nocnych okrętów.Narkotyk jawy mnie truje i kształty światłem wyrytekaleczą wzrok. Jakże trudno oderwać się stopom od ziemii dno horyzontu deptać, i mijać, Staszku,jak trudno.......Staszku, mój przyjacielu, czymże jest światło i cień,czymże są rzeki nieba, które się toczą i toczą,czymże jest ból mijania? Kamień wdeptany w drogiw kurz się rozpada, niszczeje,widziadło trwalsze nad kształtzalega mi wzrok : to ludzie, struny muzyki sfer,drżą dźwiękiem, jakby uśpieni, a ptaki na węzłach wiatruto nuty rzucone na niebo. I dłoń dyrygenta się ważyostrożnie, lekko w powietrzu :patrz, biały gołąb okrążałkopułę drzewa i lot swój wywinął w ułamku taktu....Staszku, mój przyjacielu,a czymże jest muzyka sfer,jak nie milczeniem kształtów minionychi zapomnianych?
Myślę o tobie. Twoje oczy,
Myślę o tobie. Twoje oczy,twój głos, twój uśmiech przypominam,patrząc na niebo. Zboczem niebazsuwa się obłok, jakbyś lekkoprofil zwróciła w lewo. Ówdziedrzewo wplątane w wiatr przechylakoronę twoim przechyleniem,a tam w powietrzu ptak się waży -i wiem, że tak do twarzy wznosiszdłoń w zamyśleniu. Rozproszonauroda rzeczy, błysk przelotnypiękna na ziemi wiem, że w tobieuwiązł i zastygł w kształt...
Na zewnątrz noc. Goreją gwiazdy,
Na zewnątrz noc. Goreją gwiazdy,żandarmów ostry krzyk w ciemności,aeroplanów twardy warkoti dziki tupot, jęczy brukdeptanych ulic, płoną stepyi jak potopu gniewną faląpulsuje noc zwycięzców krzykiem:to wiek, nasz wiek, przeklęty wiekrzuca wezwanie przyszłym wiekom...A przecież tylko to ocalinasz czas od zguby i od zemstyprzyszłych dni grozy i rachunkui tylko to na brzeg wyrzuci,jak szczep brzemienny winną gałąź,morze dni naszych: proste słowa,że odnalazłem ciebie. Człowiek,który nadejdzie po nas, pieśnizapomni naszych, znienawidziwołań i skarg helotów, alegdy wyjdziesz mu naprzeciw ty,jak gdyby inna, lecz tak samodziwna wobec gwiazd obronnym gestemi powie: odnalazłem ciebie...I moim słowem będzie mówił,moją miłością będzie kochał...
Obrazy snu
W przejrzystych oczach powietrzastać trzeba i patrzeć w twarzchmurom zwinietym z oddali i krajobrazom niebazmienionym jak migot fal, ujęty w kamienne brzegi.Horyzont rzucony w krąg, brzeg nasycony sino,rysuje koło ziemi, granicę ludzkim stopomzłudną, kłamiącą spojrzeniu,bo skraj ostateczny niebatu oczom spływa na ziemięjak wbity w skałę fundament,tam innym oczom podnosi,nad czołem wisi sklepieniemi inny zakreśla krąg. Każdy nasz krok i ruchłamie okręgi nieba, kolumny wsparte o ziemię,i mąci bezkarnie oczy powietrza, zmrużone badawczo.A może to wszystko jest złudą,snem jeszcze nie przebudzonym,w którym dziwadła i kształty,jak wiatrem na brzeg przygnane,uchodzą w głąb oczu i straszą, a potem z falą snuSpływają. Ujęci w brzegi ciała budzimy się naglei tylko noc, noc naokół. I wiatr okiennice rwie...Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końcai sen za życie wziąć, obrazem utkanym z mgływierzyć, jak gdyby były wykute z kamienia i brązu,za rzeczywiste brać kształt i ułamek kształtu,niedokończenie ruchu, czyjś współurwany głos,wiszący w powietrzu krok, współprzechylenie piersi,fragmenty imion i nazw, szczątki roztkanych form,i trzeba po ścieżkach iść,choćby powietrzem wiodły,ufając obrazom kamieni, jakby naprawdę byłyciosanym z piaskowca brukiem,wbitym w powierzchnię ulic.Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końcai śnionym powietrzem oddychać,i miłość i śmierć znać ze snu,i śnioną orać ziemię, budować nazwy na mgle,domy, drapacze chmur, nie patrząc,że lada podmuchrozkłębi i rozrzuci obrazy nierzeczywiste.Ostrożnie trzeba iść, by stopą nie zdeptać kształtu,tręką nie przebić muru, ulic podmuchem nie skłębići napowietrznej budowlinie zwalić silnym oddechem.Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca,choć coraz cięższy sen, gdy formy nierealnekłębi od spodu dmący wiatr i rozwiewa w chmury,a śnione powietrze uchodzi i staje się coraz bledsze,i barwy miękną, ciepleją, płowieją jak akwarele,i coraz trudniej iść, i być aktorem snu.A kiedy wyrwany jęk ust lub ręki ruch niecierpliwyrozwieje w połowie sen i dekoracje zburzy -więc to jest przebudzenie?Oczom spojrzenia niezwykłymziemia porosła rośliną i wyłożona kamieniemi szare domy czynszowe, jakby sklejone z tektury,i księżyc wycięty z papieruna sztucznym schyleniu nieba -wszystko wyda się snemlub z płutna zdjętym obrazem.Ale już walki nie trzeba i bohaterstwa, i wiaryw ziemię, w powietrze i w kamieńi można oddychać szeroko.Kłamane znów horyzonty,ślad niewidzialny na ziemikreślą okręgi nieba i fundamenty z mgłypółkolem chwytają sklepienie,które nie wisi nigdzie.Bezkarnie stopa przekracza kręgi wyryte na ziemi,przez pczy powietrza brnie, które nie patrzą nigdziei są tylko kurzem i pyłemwplątanym w ostre szczeliny,w których się łamie słońce i nie trzepocze źrenica...Gdziekolwiek ziemia jest snemnie przebudzonym jeszcze,uwierzyć trzeba w kształt i kochać senny pozór,na wietrze budować mgłę i wpół nie urwać snu.Gdziekolwiek ziemia jest snem,tam trzeba dośnić do końca.
Pożegnanie z Marią
Jeżeli żyjesz to pamiętaj,że jestem. Ale do mnie nie idź.W tej nocy czarnej, opuchniętejśnieg się do szyb płatami klei.I gwiżdże wiatr. I nagi konturdrzew bije w okno. I nade mnąjak dym zagasłych miast i frontówpłynie niezmierna, głucha ciemność.Jak strasznie cicho! Po cóż byłoaż dotąd żyć? Już tylko gorycz.Nie wracaj do mnie. Moja miłośćjest zżarta ogniem krematorium.Stamtąd cię miałem. Twoje ciałow świerzbie, w flegmonie tak się pięłojak obłok wzwyż. Stamtąd cię miałem,z niebiosów, z ognia. Przeminęło.Nie wrócisz do mnie. Razem z tobąnie wróci wiatr, co mgłą się opił.Nie wstaną ludzie z wspólnych grobówi nie ożyje kruchy popiół.Nie chcę, nie wracaj. Wszystko byłogrą naszą, złudą, czczym teatrem.Krąży nade mną twoja miłośćjak dym człowieka ponad wiatrem.
Senny dziś jestem
Senny dziś jestem. Hałas ulic,trzepot kurtyny nieba, dźwiękkażdy się jawi jak przez mgłędym horyzontu. Barwa, obrazi kontur tracą ostrość, jakbybrama, ulica, mur naprzeciwzaraz gdzieś odejść miały. Żalunie mam żadnego, że kształt mija,ani tęsknoty, tylko milczynoc we mnie, to sen z ramion twychodpłynął ku mnie : zamyślenie,uśmiech wewnętrzny, dotyk snuprzejrzysty, lekki. Tak pieściłemw dłoniach twe włosy nocą, którespływają falą wzdłuż mych dłoni,i tak milczałem pełen ciebie,jak teraz milczy we mnie sen...
Staszku
Staszku, zasypiam ciężkim snem,Odchodzę.Jak plew na wiatr rzuciłem, wiem,Swą młodość.Zbyt ciężko było życie przejśćWyklętym.Jak książkę do rąk wziąłem śmierć,Pamiętaj.
Stracona
Stracona jest noc bez wierszai bez dziewczyny.Za ścianą bije zegar. Pierwsza.W pokoju - zimno.Zielone kafle przy białych drzwiach -prywatnie mieszkamw domu czynszowym (ogromny gmach...
colorful_world