Łukasz Borsuk - Tournee, czyli Jakub Wędrowycz kontra prawo rynku.pdf

(118 KB) Pobierz
Tournee, czyli Jakub Wędrowycz kontra prawo rynku.rtf
Łukasz Borsuk
Tournee, czyli Jakub WĘdrowycz kontra prawo rynku
Jakub Wędrowycz siedział przy drodze w cieniu wierzby i rozmyślał nad przy-
szłością. Nie rysowała się ona nazbyt róŜowo jako, Ŝe Wędrowyczowi pozostały juŜ
tylko dwie butelki samogonu, z których jedna i tak lada chwila miała dokonać Ŝywota,
gdyŜ Jakub trzymał ją juŜ w dłoni, a przed sekundą fachowo odkorkował.
– Nu, tak, umrzeć przyjdzie jak nic – westchnął Jakub. Pociągnął spory łyk z
flaszki i powrócił do roztrząsania problemu, który zaprzątał jego myśli juŜ od kilku dni
– skąd wziąć bimber. Rozwiązanie tego problemu jest łatwe tylko pozornie.
Wiadomo, wystarczy cukier, woda, droŜdŜe i trochę sprzętu. Jakub przerabiał to juŜ
wielokrotnie. Mierzył się teŜ z trudniejszymi wyzwaniami. Z braku cukru pędził juŜ z
landrynków, Ŝyta czy grochu. Niestety, była juŜ połowa września i Ŝadne z płodów
rolnych nadających się do przerobu nie leŜały juŜ na polach. Na landrynki nie miał co
liczyć od kiedy zamknięto gminny GS, co w duŜej mierze było zasługą Jakuba,
poniewaŜ to właśnie jego nazwisko widniało najczęściej w zeszycie kredytów.
Zamówień na egzorcyzmy nie miał od dawna nawet z odległych wsi. Albo złe się
przyczaiło, albo za dobrze z nim walczył, przy okazji likwidując popyt na swoje usługi.
Do sąsiadów wstyd było chodzić, zwłaszcza, Ŝe od jakiegoś czasu nabrali niemiłego
zwyczaju i na widok zbliŜającego się do ich obejścia Jakuba chyłkiem opuszczali
domostwa unosząc zapasy gorzałki i zakąski w las.
Tak więc siedział Jakub pod wierzbą i trudził się nad rozwiązaniem staroŜytnego
równania alchemików. Pół równania było wiadome, więc dla lepszej wizualizacji
napisał je sobie patykiem na piasku: ..... = bimber.
Rano obudził Jakuba skrzyp wozu Macieja Masłochy, jedynego gospodarza,
który na widok Wędrowycza nie uciekał w popłochu. A to z tej przyczyny, Ŝe był
skąpcem od urodzenia a niepijącym z wyrachowania.
– Pochwalony, Jakubie – rzekł Masłocha zatrzymując konia.
– Pochwalony, Macieju – odparł Jakub podnosząc się z ziemi i otrzepując portki.
– Praca, Jakubie, praca. Tego brakuje.
– E? – burknął Jakub przecierając przekrwione oczy.
– W waszym równaniu na piasku, praca winno być w pierwszej części.
– Taa...? – spytał, niezbyt zaciekawiony brzmieniem słowa „ praca” egzorcysta.
– Tak. Znaleźlibyście pracę, odłoŜyli pieniędzy, kupili kilka krów czy prosiąt,
sprzedali, kupili młode, wynajęli parobka Ŝeby wam gospodarkę obrabiał, a sam...
– Nu, co?
– A sam moglibyście Jakubie siedzieć pod wierzbą i pić bimber do woli. –
zakończył tryumfalnie Masłocha.
– A niby co ja teraz robię? – spytał retorycznie Wędrowycz pociągając łyk z
ostatniej juŜ flaszki. Spojrzał pogardliwie na Macieja i ruszył ku wsi.
1
Jakub wszedł do gospody z podniesioną głową udając, Ŝe nie widzi kilku postaci
Ŝwawo czmychających na jego widok. Nim doszedł do kontuaru oszacował liczbę
pozostałych klientów. Następnie wykonał prawie replikę gestu Rejtana odrywając
pokaźną część podpinki od sfatygowanej marynarki, pogmerał chwilę za pazuchą i
pańskim gestem rzucił na ladę złotą dziesięciorublówkę.
– Piwo dla wszystkich, dwie butelki Ŝytniej a reszty nie zapomnij wydać –
zaordynował.
Barman zrealizował zamówienie, wpierw dyskretnie sprawdziwszy kruszec w
zębach. Jakub trzymając dwie butelki podszedł do stolika, przy którym siedział jego
druh serdeczny Semen Korczaszko.
– Witaj Semen – powiedział Jakub stawiając flaszki na stół i siadając naprzeciw
Semena. – Po radę przyszedłem, bo sam juŜ nic wymyślić nie mogę...
– A to w jakiej kwestii? – spytał zdziwiony Semen.
– W kwestii środków do Ŝycia. – westchnął Jakub, a potem opowiedział o swych
przemyśleniach w sprawie alchemicznego równania, którego nijak rozwiązać nie
potrafił i o innych rozterkach, które nim targały a którym nie potrafił sam stawić czoła.
– Maciej mógł mieć rację, ale nie do końca. – Rzekł Semen. – Wszelako masz
kwalifikacje a przynajmniej praktykę jako egzorcysta. Powinieneś iść z duchem czasu
i skoro praca nie chce przyjść do ciebie, to ty powinieneś poszukać pracy. Prawo
rynku. Takie jest moje zdanie. Okolicę oczyściłeś ze zjaw, upiorów i wampirów,
trzeba ci teraz ruszyć na tournee po kraju.
– Ale jak? – jęknął nie przekonany wciąŜ Wędrowycz.
Na obmyślaniu tej kwestii zeszły im kolejne trzy godziny i dwie butelki. Jakub
początkowo nie był przekonany do pomysłu Semena. Przez chwilę pomyślał nawet,
Ŝe jego przyjaciel chce się go pozbyć, ale szybko oddalił od siebie tę myśl.
Przysłowie mówi, Ŝe Ŝeby kogoś poznać trzeba z nim zjeść beczkę soli, ale kto by to
liczył. W stosunkach Jakuba z Semenem przekładało się to na samogon. Wspólnie
wypili juŜ na pewno cysternę i nigdy nie wyliczali czyjego bimbru kto wypił więcej. Tak
więc niedługo po północy Jakub zgodził się, Ŝe jedynym wyjściem jest czasowa
emigracja zarobkowa. Posterunkowy Birski, który wpadł po słuŜbie na piwo, podobnie
jak reszta bywalców knajpy przysłuchiwał się dyskusji i na chwilę wstąpiła w niego
nadzieja, Ŝe moŜe uda mu się wreszcie pozbyć jednego z uciąŜliwszych
mieszkańców Wojsławic, podszedł do Jakuba i przyjacielsko poklepał go po
ramieniu.
– A moŜe wam się Jakubie w mieście spodoba i zostaniecie...
– Nie bójcie się. Cztery niedziele nie miną i wrócę z tego, no...tournee.
Rano Semen odwiózł Wędrowycza na przystanek PKS-u, na poŜegnanie
wręczył mu dwie butelki świeŜo wydestylowanego płynu i patrzył jeszcze długo w
kierunku, w którym odjechał autobus rozmyślając, czy aby na pewno dobrze doradził
przyjacielowi.
W Ustrzykach Jakub bez trudności odnalazł gmach z napisem Rejonowy Urząd
Pracy, a w nim pokój z napisem „Informacja” . Zapukał, wszedł i na pytające
spojrzenie zza biurka rzekł:
2
– Pracy szukam...
Chwilę później pani zza biurka wykonała krótki telefon, zaś po minucie do
pokoju prawie wbiegł młody człowiek, który przedstawił się jako pracownik socjalny
Jacek Ziętek i o mało co wycałowałby Jakuba w oba policzki, ale z okazywaniem
entuzjazmu powstrzymał się dopóki nie sprawdził zameldowania w dowodzie.
Stwierdziwszy z zadowoleniem, Ŝe posiadacz powyŜszego podlega terytorialnie pod
urząd w Ustrzykach wypełnił niewielki formularz, następnie zaprowadził Jakuba do
fryzjera, gdzie go ogolono, ostrzyŜono i uperfumowano, potem do marketu, w którym
zakupił Jakubowi dwa komplety ubrań, walizkę i niezliczoną ilość drobiazgów, w jego
mniemaniu niezbędnych do Ŝycia, a na koniec do noclegowni gdzie pokazał nowemu
podopiecznemu przytulny pokoik, wręczył sto złotych, kazał pokwitować i poprosił o
stawienie się nazajutrz o dziewiątej w pokoju numer siedemnaście. Jakub
oszołomiony tym co działo się wokół jego skromnej osoby zdobył się tylko na
kiwnięcie głową, następnie wzmocnił się połową semenowego daru i zapadł w
głęboki sen.
Wystawne przyjęcie Wędrowycza w Ustrzykach wynikało z prozaicznego faktu.
Urząd Miasta otrzymał sporą dotację od Unii Europejskiej na tworzenie nowych
miejsc pracy i aktywizację bezrobotnych. Pieniędzy tych było zbyt mało, by otworzyć
fabrykę czy choćby montownię czegokolwiek, a zbyt duŜo by rozdysponować je na
codzienne potrzeby tutejszych bezrobotnych. Minęły trzy kwartały, a miasto zuŜyło
ledwie ćwierć kwoty, czyniono więc wszystko Ŝeby wydać pieniądze zgodnie z
przeznaczeniem do końca roku, bo zgodnie z logiką dotacji, jeśli nie przepuści się
wszystkiego do końca, następna dotacja, jeśli nastąpi, ani chybi będzie mniejsza.
Następnego dnia, kilka minut przed dziewiątą Jakub wszedł nieśmiało do pokoju
numer siedemnaście. W środku, na krzesłach ustawionych w półkole siedziało ośmiu
facetów w nowych ubraniach. Jakub spoczął na jednym z wolnych krzeseł i tak jak
inni, bez większego zainteresowania zaczął oglądać powieszone na przeciwległej
ścianie kolorowe plansze pełne strzałek, rozgałęzień i odnośników. Chwilę później do
siedzących dołączyło jeszcze dwóch ludzi w nowych ubraniach, a punktualnie o
dziewiątej wszedł do sali Jacek Ziętek w towarzystwie drugiego męŜczyzny –
niewysokiego brodacza po czterdziestce.
– Witam panów – rozpoczął Jacek – i przedstawiam pana Zygmunta Zmarszcz-
Bronowskiego, który jest psychologiem z Krakowa i poprowadzi nasze tygodniowe
warsztaty aktywizacji zawodowej.
– Dzień dobry. Dziękuję panu za wprowadzenie i Ŝeby nie tracić czasu
rozpocznijmy zajęcia – psycholog miarowym krokiem przechadzał się po cięciwie
łuku utworzonego z krzeseł. – A więc, moŜe na początek kaŜdy z panów krótko nam
się przedstawi. Wiek, dotychczasowa kariera zawodowa i plany na przyszłość.
Pierwszy z odpowiadających nie zrobił na psychologu wraŜenia. Trzydzieści
dwa lata pracy w tartaku. Tartak splajtował to go zwolnili. Robić by chciał byle co,
byle za niezłe pieniądze. Drugi, robotnik leśny z Ustrzyk, lat czterdzieści jeden,
zwolniony „w papierach” za pijaństwo ale tak naprawdę, jak zapewniał z ręką na
3
sercu to on nietrunkowy a wyrzucili go przez złośliwość kierownika. Wielki, czerwony
nos na twarzy właściciela zdawał się krzyczeć „kłamie, kłamie”. A co by chciał robić?
– No, w dzieciństwie to marzyłem, Ŝeby kosmonautą zostać. Ale teraz juŜ chyba
za późno – dodał ze smutkiem.
–Taa, chyba za późno – odparł psycholog bez przekonania. – A pan ? – Zwrócił
się do Jakuba.
– A ja panie, to nie na kursa tu przyjechał, tylko pracy szukać.
– To świetnie, świetnie. A jako kto?
– Ano jako egzorcysta.
– I pięknie, i bardzo dobrze. – Twarz psychologa rozpromieniła się. – Widzicie
panowie, chyba najstarszy z was a jak przyszłościowo myśli. Koniec wieku,
mistycyzm, czarna magia, nastroje milenijne to wszystko stwarza koniunkturę. Ludzie
chcą wróŜek, jasnowidzów, egzorcystów i trzeba im to dać. A co pan robił przedtem?
– Nu, egzorcystą był.
Entuzjazm psychologa oklapł nieco, natomiast Jacek wpadł na pomysł. Zabrał
Jakuba do innego pokoju i tam przedstawił mu swój projekt. Prasa to potęga –
wystarczy dać parę ogłoszeń i praca dla egzorcysty na pewno się znajdzie. Za
ogłoszenia zapłaci oczywiście Urząd Pracy, a jakby jakiś sprzęt fachowy do
wykonywania zawodu był mu potrzebny, to niech mówi śmiało. W miarę moŜliwości
da się załatwić.
– NajwaŜniejsze, Ŝeby pan szybko zaczął się utrzymywać z pracy i uniezaleŜnił się
od pomocy, taki jest przecieŜ nasz cel. – powiedział Jacek tonem faceta, który wierzy
w prawdziwość tego co mówi.
Ogłoszenia miały się ukazać w trzech pismach branŜowych: „WróŜce”,
„Czwartym wymiarze” i „Nieznanym świecie”, ale poniewaŜ to miesięczniki, warto teŜ
zamieścić jedno w tygodniku ogłoszeniowym – przekonywał Jacek. Wspólnie ustalili
treść ogłoszenia, która brzmiała: „Egzorcysta z praktyką podejmie się prawie kaŜdej
pracy.”
– Bo ja tam panie nie będę ganiał po lasach za wilkołakiem, za stary jestem –
wyjaśnił Wędrowycz.
– A co panu potrzebne z wyposaŜenia?
– Na wampira to ino osinowy kołek i butelka z wodą święconą, na wilkołaka kula
srebrna, ale srebro próby przynajmniej 625, na strzygę...- Jacek zapisywał pilnie.
Następny tydzień upłynął Jakubowi, przedpołudniami na słuchaniu wykładów i
zajęciach warsztatowych, a popołudniami na wędrówkach z panem Zbyniem,
właścicielem czerwonego nosa, szlakiem miejscowych wytwórców bimbru.
Wędrowyczowi podobały się zwłaszcza zajęcia popołudniowe, ale nie tylko z tego
powodu nie wracał do Wojsławic. Jeszcze pierwszego dnia wysłał Semenowi
sześćdziesiąt złotych przekazem pocztowym. Miejsca na korespondencję na
odwrocie odcinka nie było wiele, ale Jakub się nie rozpisywał. „Za wszystko kup
cukru i wiesz co zrób” – brzmiała cała treść. Tak, Ŝe wracać juŜ miał do czego, ale
głupio tak wracać z pustymi rękami. Postanowił, Ŝe zgodnie z zapowiedzią daną
Birskiemu zostanie dwa, trzy tygodnie i w najgorszym razie wróci z pieniędzmi z
4
zasiłku, czy innej zapomogi. Zawsze to coś. Nie licząc nowinek technicznych z rynku
prywatnego gorzelnictwa. Podwójna chłodnica podpatrzona na którejś z wypraw z
panem Zbyniem wprawiła Jakuba w zachwyt.
– To takie proste, tylko trzeba na to wpaść – rzekł z zadumą.
– Tak, tak panie Jakubie. Monopol stwarza zagroŜenie przez brak konkurencji na
rynku – po raz kolejny powtórzył pan Zbynio, chyba jedyne zapamiętane z wykładów
zdanie. – Za przełamanie monopolu – dodał podnosząc szklankę.
Ostatniego dnia kursu z sali wykładowej wywołał Jakuba Jacek.
– Panie Jakubie, jest pierwsza odpowiedź na ogłoszenie! Grudna, wieś pod
Gorzowem. Nie podali szczegółów, ale chyba nie chodzi o wilkołaka – uśmiechnął
się. – Tu są pieniądze na bilety, proszę pokwitować i po powrocie przynieść bilety i
resztę. Wie pan, musimy rozliczać się z kaŜdej złotówki. Ogłoszenia ma pan
opłacone na kwartał. A tu mam dla pana taki prezent poŜegnalny – powiedział
wyjmując spod biurka niewielki neseser. – Otworzył walizeczkę i oczom Wędrowycza
ukazały się róŜne znajome przedmioty poumieszczane we wgłębieniach gąbki
wyścielającej dno. – Prawie wszystko z pańskiej listy zapotrzebowania. Taki zestaw
„Mały Egzorcysta” – powiedział Jacek przesuwając neseser w stronę Jakuba i dodał
– Proszę pokwitować odbiór w komplecie.
PodróŜ zabrała Jakubowi prawie cały dzień. Późnym popołudniem wysiadł z
autobusu PKS-u i po trzykilometrowym marszu dotarł do tabliczki z napisem
„Grudna”. Wieś nie była duŜa. Około trzydziestu domów w większości postawionych
w pobliŜu drogi, która w środku wsi rozgałęziała się na dwie odnogi. Za domami
widać było pole ciągnące się jakieś trzysta metrów, aŜ do lasu, którego
ciemnozielona linia zamykała horyzont. Jakub przystanął, z kieszeni marynarki wyjął
nie uŜywaną do tej pory chustkę do nosa otrzymaną wraz z ubraniami, dogłębnie
wyczyścił nos i nabrał powietrza. Oprócz swojskiego zapachu wsi wyczuł coś
jeszcze, nie zapach właściwie ale... Sam nie potrafił tego opisać słowami. Nie spotkał
jeszcze nikogo, kto tak jak on wyczuwał te drgania powietrza, czy niewidzialne fluidy
wskazujące na działanie sił nadprzyrodzonych.
Jakub znalazł dom sołtysa stojący w pobliŜu rozwidlenia dróg i śmiało wszedł na
podwórze. ZbliŜając się do drzwi usłyszał fragment głośnej rozmowy toczącej się
wewnątrz.
– ...a niby co miałem robić skoro i ksiądz zawiódł ?! – podniesiony męki głos
zdawał się traktować to pytanie jako retoryczne. Odpowiedział mu głos spokojniejszy,
choć teŜ zdradzający oznaki zdenerwowania.
– Zawiodłem, dobrze, zawiodłem ale moŜe i wasza mała wiara miała w tym swój
udział. To jeszcze nie powód, Ŝeby od razu świeckiego...
– Niech będzie świecki, niech będzie sam diabeł, byleby nam pomógł!
Jakub energicznie zapukał do drzwi. Rozmowa zamilkła. Dopiero po dłuŜszej
chwili usłyszał szuranie i szczęk zamka. Drzwi uchyliły się. Zza nich wyjrzał starszy,
postawny męŜczyzna, otaksował Jakuba od stóp do głów, uchylił drzwi nieco bardziej
i spytał:
– Słucham?
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin