Wyrozumski Jerzy - Kazimierz Wielkiz.doc

(745 KB) Pobierz
Jerzy Wyrozumski

Jerzy Wyrozumski

Kazimierz Wielki

Zakład Narodowy imienia O^lińskjch-WydawmctwO Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-ŁodzSpis treści

Wstęp 5

I.              W poszukiwaniu portretu 8

II.              Pod okiem ojca ku samodzielnym rządom  15

III.              Między   Andegawenami,   Luksemburgami,   Wittelsbachami i państwem zakonnym 38

IV.              O Ruś Halicko-Wlodzimierską 71

V.              Śląsk, Mazowsze i Pomorze Zachodnie w polityce króla 102

VI.              O trwałość pokoju 129

VII.              Wpływ króla na przemiany gospodarczo-społeczne w państwie 142

VIII.              Organizator państwa i prawodawca 170

IX.              Nauk przemożnych perła 194

X.              Sprawa następstwa tronu 202

XI.              Polska kazimierzowska w źródłach historycznych i w historiografii 222

Zakończenie 244

Wywód genealogiczny Kazimierza Wielkiego 248 — 249

Indeks nazwisk 250

Spis ilustracji 257Wstęp

Nie znany nam bliżej kanonik kolegiaty brzeskiej Piotr z Byczyny, domniemany autor Kroniki książąt polskich, piszący na Śląsku pod zwierzchnią władzą Korony Królestwa Czeskiego, daleki zatem od króla Polski i jego elity rządzącej, tak scharakteryzował w sposób zwięzły Kazimierza Wielkiego i jego panowanie: „był to za swoich czasów człowiek największej przezorności w sprawach świeckich, umiłował pokój i do dobrego stanu doprowadził Królestwo Polskie, chętnie stawiał kościoły, a dla zachowania pokoju przebudował grody leżące na pograniczach Królestwa i był człowiekiem wielce możnym. A chociaż, jak powiadają, skądinąd był niepowściągliwy i lubieżny, nie pozostawił jednak dziedziców płci męskiej”. Na krótko po śmierci króla jakiś kronikarz z kręgu katedry krakowskiej, w ustępie przypisywanym dawniej Jankowi z Czarnkowa, napisał o królu Kazimierzu: ,jak mówi prorok — umiłował pokój, prawdę i sprawiedliwość. Był bowiem najgorliwszym opiekunem i obrońcą dobrych i sprawiedliwych, najokrutniejszym zaś prześladowcą złych, łupieżców, gwałcicieli i oszczerców ... Za jego zaś czasów żaden szlachetnie urodzony nie ośmielał się zadawać gwałtu ubogiemu, lecz wszystko było wyrównywane na wadze sprawiedliwości”. Współcześnie podkanclerzy Królestwa Janko z Czarnkowa pisał obszerniej

0   jego   „podziwu   godnych   czynach,   wspaniałości   i   prawości”.

Piszący w sto lat po Kazimierzu Wielkim Jan Długosz niczego z tamtych opinii nie uronił, ale przeciwnie, rozbudował je

1              ubarwił. W tonie swojej oceny musiał być zgodny z przechowaną w pamięci ludzkiej tradycją, chociaż w szczegółach mógł niejedno dodać. Podkreślił szczególnie to, że do króla mieli dostęp zarówno biedni, jak i bogaci, że szczególnie brał król w obronę ludność wieśniaczą, doradzając jej  podobno w skrajnych przypadkach, aby podpaleniem poskramiała samowolę swoich panów. Umiłowaniem własnego kraju  podobno przewyższał wszystkich władców, którzy panowali w Polsce przed nim i po nim. Ogłaszał prawa, wytyczał drogi, budował zamki i kościoły, tępił rozboje i przestępstwa i wszystkim  wymierzał  sprawiedliwość.   Chociaż nie omieszkał Długosz również zganić króla za jego lubieżność oraz skłonność do nadmiernego jedzenia i picia, to jednak konkludował, że był hojny w zakresie budownictwa, tak jak przystało na władców wspaniałych, a rządził sprawiedliwie w tym stopniu,   że   niczego   mu   nie   brak   do   tytułu   władcy   sprawiedliwego.

Wielkim  zaczęto nazywać ostatniego  Piasta  na  tronie  polskim dopiero w XVI w. Jeszcze Maciej z Miechowa w swojej Kronice Polaków, ogłoszonej w 1521  r., powtarza tylko w skrócie opinię Długosza o tym królu. Ale już kontynuator Miechowity w wydanych równocześnie dodatkach do jego kroniki pisze, że Kazimierz „nazywany był wielkim”.  Uzasadnia  to  autor  w  taki  sposób: „Ten władca wielki radą w kraju za czasów pokoju, w wojnie poza   krajem   dowodził jak   największy;   tylu   dokonał   czynów sławnych, ile nigdy nie mógł uczynić żaden władca Sarmacji; tyle w Królestwie wzniósł budowli i od fundamentów wybudował, ile ledwie przez królów następnych aż do czasów Zygmunta I można było uchronić od ruiny. Uwieńczony licznymi cnotami, był sławny w wojnie i w pokoju”. Autor zna i podkreśla słabostki  króla,   ale  kładzie je  na  karb  ułomności  ludzkiej   natury. Wnet po nim uczony kronikarz Bernard Wapowski uzasadniał, że król    Kazimierz    zwany    był    wielkim    od    wielkości    swoich

dzieł.

Z kolei Marcin Kromer w ogłoszonym w  1554 r. dziele  O pochodzeniu i czynach Polaków pisał o Kazimierzu Wielkim, że „był bardziej   sławny  w  pokoju  niż  w   czynach   i   sztuce   wojennej; stąd   także   on jeden   wśród   władców   Polski,  jak   się   wydaje, zasłużył sobie na przydomek wielkiego nie tyle męstwem wojennym i zwycięstwami, ile wspaniałymi czynami i przez obwarowanie licznych zamków i miast, a także dlatego,  że do końca utrzymał życzliwość względem siebie zarówno wszystkich wysoko postawionych, jak też ludzi niskiej kondycji społecznej, a to przez te  zalety,   które  zgromadził,   to jest  sprawiedliwość,   przestęp-ność, ludzkość, uprzejmość i łagodność, jakkolwiek dla chwały więcej znaczą cnoty wojenne. Dzisiejsza zaś wdzięczność ludzka łatwiej  może być odnoszona do  tych cnót  łagodności.   Zwykle ludzie tamte bardziej podziwiają, lecz te zachowują we wdzięcznej

pamięci”.

Miał na pewno rację Marcin Kromer, przynajmniej gdy chodziło o Polaków, których dzieje pisał. Godzi się przypomnieć, że współcześni nazywali Wielkim Bolesława Chrobrego. Jako Bolesław Wielki występuje on w najstarszych naszych rocznikach, a także jeszcze w kronice anonimowego przybysza zwanego Gallem. Już w XIII w. przydomek „wielki” zatracił się na rzecz przydomku „chrobry”, tj. mężny, waleczny, odważny, który w zbiorowej pamięci narodu lepiej oddawał cechy tego króla. Ostatni Piast na tronie polskim jest zatem jedyny w poczcie polskich monarchów, który ten zaszczytny przydomek trwale zachował. Nie narzucili go naszej tradycji pochlebcy króla ani ludzie z jego otoczenia. Współcześni widzieli wielkość jego dzieła.

Dopiero z perspektywy historycznej dostrzeżono także wielkość osobowości króla. Wysoko oceniono cechy narodowi najbliższe, które niejako w królu się uosobiały. Istniała więc być może jakaś pozaracjonalna więź między ostatnim królem Piastem a poddanymi, którym panował, więź, jakiej mógł i może pożądać każdy władca. Jest ona szczególnie ważna w trudnych okresach historii, do jakich trzeba zaliczyć na pewno panowanie Kazimierza Wielkiego.

Staram się uchwycić w tej książce szary wątek zmagań tego króla na polu dyplomacji, ekonomiki i organizacji państwa, nie tracąc jednak z oczu także barwnej nici jego obrosłych legendą romansów, a także całej sfery bogatego zapewne, ale słabo odzwierciedlonego w naszych źródłach, jego życia prywatnego. Pełniej niż w innych jego monografiach staram się — tam, gdzie jest to wykonalne — głos oddawać źródłom z jego epoki, w nadziei, że go najlepiej Czytelnikowi przybliżą, a zarazem pokażą możliwości naszego w tym zakresie poznania. Wszystkie, obszerne czasem, cytaty źródłowe podaję w przekładzie własnym. W tym miejscu pragnę podziękować Recenzentom tej książki, Panom Profesorom Stanisławowi Piekarczykowi i Benedyktowi Zientarze, za ich życzliwe uwagi i spostrzeżenia, które starałem się jak najpełniej uwzględnić.I. W poszukiwaniu portretu

Zachowało się kilka wizerunków Kazimierza Wielkiego, mamy wszakże wątpliwości, czy choćby jeden z nich został wykonany z natury, czy zatem oddaje rysy twarzy królewskiej. Wszystkie one  różnią  się  od  siebie  wzajemnie,   a  i  czas,   i   miejsce  ich powstania — pewne lub domniemane — nie dają wystarczających podstaw, aby traktować je jako portrety. Mógł bowiem artysta dać swojej postaci twarz szablonową, a jedynie poprzez insygnia i rekwizyty władzy królewskiej nadać jej cechy władcy. Czasami więc  tylko  drobne  szczegóły  można  uznać  za  przymiot  indywidualny. Częściej jednak artysta dążył do uwypuklenia pewnych rysów twarzy,  rzeczywistych lub  tylko pożądanych,  takich jak dobroć, pogoda, surowość, odwaga, gnuśność itd. Wówczas więc należałoby odczytywać w wizerunku nie cechy, które władca miał * rzeczywiście,   lecz   takie,  jakie   w   niej   dostrzegali   współcześni, lub nawet ci, którzy władcę zmarłego porównywali już z jego następcą. Tradycja obrazowa ma więc swój bogaty podtekst, nie mniej   interesujący   dla   historyka   niż   tekst   i   podtekst   źródła pisanego, tyle że znacznie trudniej czytelny. Warto jednak poddać przeglądowi zachowane wizerunki Kazimierza Wielkiego, wszystkie zresztą będące rzeźbami.

Aby uzyskać w tym zakresie pewien punkt odniesienia, należy przypomnieć,   że   kiedy   w   r.   1869   dokonano   otwarcia   grobu Kazimierza Wielkiego w katedrze wawelskiej,  a szczątki króla złożono   w   miedzianej   trumnie   i   ponownie   pochowano,   Jan Matejko, który uczestniczył zarówno w roboczej, jak i w ceremonialnej części tego aktu, starał się odtworzyć na podstawie czaszki główne   zarysy   twarzy   królewskiej.   Mamy   prawo   przyjąć,   że malarz,  który  czynił liczne studia i wnikliwe obserwacje  ciała ludzkiego, mógł w tym wypadku trafnie domyśleć się wielu szczegółów, które umknęłyby uwadze innych. Nie bez znaczenia jest to, że obserwacja Matejki wsparła się na pewnych danych obiektywnych, których dostarczyły wykonane wówczas przez profesora anatomii   UJ   Antoniego   Kozubskiego   pomiary   czaszki   króla, a przez profesora Jana Mayera jej ekspertyza antropologiczna. Rysunek Matejki przedstawia nam więc głowę króla o pochylonym   do   tyłu   czole   i   wypukłej   potylicy,   ostro   zarysowanych łukach brwiowych, wystającej do przodu szczęce górnej, wydatnym orlim nosie i twarzy raczej wąskiej. Czy i o ile  te cechy dają się uchwycić w znanych nam wizerunkach? Pośród nich na pierwszym miejscu zwrócimy uwagę na postać Kazimierza Wielkiego, której wyobrażenie znajdujemy na jego

8

majestatycznej pieczęci. Pieczęcią tą posługiwał się król już u początków swego panowania, a więc^tłok wykonano jeszcze w okresie jego młodości. Tron i tło mieszczą się w konwencji epoki i nie mają cech indywidualnych. W prawej ręce król trzyma berło, a w lewej jabłko królewskie; korona otwarta zdaje się być zdobna w cztery lilie. Płaszcz sfałdowany wskazuje na misterną robotę. Obchodzi nas jednak głównie twarz. Jest ona tutaj młoda, ogolona i wyraźnie roześmiana; na poziomie kości policzkowych jest dość szeroka, zwężająca się wydatnie ku brodzie. Nadzieje nasze na odnalezienie tutaj podobieństwa króla, cech uchwyconych za jego życia, niweczy okoliczność, że tłok pieczętny został wykonany poza Polską> na zachodzie, a więc nie zawiera rysunku z natury. Zamawiający go mogli jednak zasugerować wykonawcy pewne szczegóły, takie jak ogolona i młoda twarz, a przede wszystkim pogodny czy nawet wesoły uśmiech. Reszta jest już zapewne tylko szablonem.

Na baczną uwagę zasługuje rzeźba twarzy Kazimierza Wielkiego na jego grobowcu w katedrze wawelskiej. Grobowiec został wykonany już po śmierci króla, zapewne staraniem Ludwika Andegaweńskiego lub jego matki Elżbiety. Surowiec, jakiego użyto w dolnej części grobowca, to marmur, prawdopodobnie pochodzenia węgierskiego. Baldachim z piaskowca jest na pewno późniejszy; pierwotny musiał ulec zniszczeniu. Wysuwano przypuszczenie, że rzeźba postaci królewskiej została wykonana za granicą, a zatem w jej twarzy nie sposób się dopatrywać żadnego podobieństwa. Widziano w niej brak jakiegoś wyrazu, co łączono z szablonem rzeźbiarskim. Prosty, regularny nos i wysokie czoło odbiegają poważnie od rekonstrukcji zaproponowanej przez Jana Matejkę. Bujna broda poszerza dolną część twarzy i tym bardziej utrudnia doszukanie się tych cech budowy, które odtwarzał Matejko. Czy jednak konieczny stąd wniosek, że twórca nie widział króla i że nie starał się w swojej rzeźbie uchwycić podobieństwa? Przede wszystkim rysunkowa rekonstrukcja Matejki nie może być traktowana jako niezawodny punkt odniesienia, a z kolei rzeźby z sarkofagu nie należy brać za naturali-styczną. Twarz wydaje się lekko uśmiechnięta; można w niej odczytać spokój i łagodność. Są to być może te cechy, którymi chciał artysta obdarzyć Kazimierza Wielkiego i kto wie, czy nie na tym polega istota zawartego tu podobieństwa. Mamy z kolei drewniany posąg Kazimierza Wielkiego, który znajdował się kiedyś w kolegiacie wiślickiej, a dziś zdobi Salę Wspólną (Stuba communis) w Collegium Novum UJ. Postać króla przedstawia się jako nieduża, stąd utrzymywano dawniej, że jest to rzeźba Władysława Łokietka. Wiadomo

 

jednak, że fundatorem kolegiaty wiślickiej był Kazimierz Wielki, a zatem byłoby niezrozumiałe, dlaczego „zdobiłaby ją postać jego ojca. Widziano zresztą w rzeźbie wpływ czeski słynnego warsztatu praskiego Piotra Parlera i próbowano datować czas jej powstania na lata 1378— 1382. Pochodziłaby ona zatem z czasu już po śmierci Kazimierza Wielkiego i byłaby współczesna rzeźbie na sarkofagu królewskim. Wykonano ją być może jednak w Krakowie. Korona, która zdobi głowę królewską, przypomina tę z omówionej wyżej pieczęci majestatycznej. Układ włosów i broda są prawie   takie  same, jak  w  wyobrażeniu   nagrobnym.   Podobny wydaje się stosunkowo duży i regularny  nos.   Inaczej,  bardziej skośnie, zarysowane zostały łuki brwiowe. Inne tworzywo i możliwość zastosowania farby, aby uwypuklić cechy spojrzenia, nadają całej twarzy inny wyraz. Słabiej podkreślił tu artysta kości policzkowe, a dolną część twarzy uczynił wyraźnie węższą, jeżeli nie szpiczastą. Jakiś łagodny, spokojny uśmiech zdaje się zdobić także to wyobrażenie twarzy królewskiej. Inaczej niż na majestatycznej pieczęci,  berło trzyma król w ręce lewej,   a jabłko  w  prawej. Obie te oznaki władzy monarszej są tutaj mniejsze, a berło ma nieco inny kształt.

Dwa rzeźbione w kamieniu wyobrażenia głowy, czy ściślej twarzy Kazimierza Wielkiego, znajdujemy w kościele parafialnym w Stopnicy (niedaleko Buska Zdroju). Jedna z nich widnieje na zworniku sklepienia prezbiterium, a druga w dawnym antependium ołtarza głównego. Ta ostatnia, umieszczona na hełmie, stanowi na  pewho   klejnot   herbu   ziemi   dobrzyńskiej.   Technika   i   styl wykonania wskazują na wiek XIV,  a  ponieważ  kościół  został ufundowany w  1362 r.   wybudowany w ciągu kilku lat po  tej dacie, a fundatorem był Kazimierz Wielki, mamy prawo przypuszczać, że upamiętniają one tego właśnie króla. Rzeźba w zworniku odznacza się niemal pełną wypukłością obrazu, podczas gdy druga jest płaskorzeźbą.  Ma to swoje istotne konsekwencje wizualne.   Mimo  to  wydaje  się,   że  w   obu   wypadkach   chodziło artyście o tę samą twarz. Broda jest tu podobna, jak na sarkofagu królewskim i u statuy wiślickiej; włosy są wyraźnie długie. Korona w obu wypadkach przypomina typ zamknięty, przy czym między ich kształtem zachodzą dość istotne różnice. Twarz na zworniku  ma  albo  niższe  czoło,   albo  nasuniętą   niżej   koronę. W  tym  ostatnim  wypadku  artysta  zarysował  bardzo  wyraźnie oczodoły, co uwydatnia dość silnie łuki brwiowe. Tego wrażenia nie odnosimy, patrząc na rzeźbę  z  antependium.  Obie  twarze mają wydatny szeroki  nos i  wystające kości  policzkowe.   Zwężenia twarzy ku dołowi u żadnej z nich nie zauważamy. Cienie między policzkami a ustami u  twarzy na zworniku mogą być

10

odczytane jako uśmiech. Jeszcze wyraźniej wydaje się uśmiecha’ć twarz z antependium. Obie rzeźby mogły być wykonane jeszcze za życia Kazimierza Wielkiego, a w każdym razie nieznany artysta mógł się posłużyć utrwaloną w pamięci autopsją. Rzeźbę zwornikową wyobrażającą najprawdopodobniej głowę ostatniego króla Piasta znajdujemy dalej na zworniku sklepienia kamienicy hetmańskiej w Krakowie przy Rynku Głównym 17. Jest to rzeźba o dużej wypukłości, umieszczona na hełmie, jak ta z antependium stopnickiego; korona ma tutaj wyraźne dwa rogi przygięte ku środkowi, stanowi więc na pewno klejnot herbu ziemi dobrzyńskiej. Wykonanie tej rzeźby i szeregu innych na sąsiednich zwornikach datuje się ostatnio na lata siedemdziesiąte XIV w. Twarz króla ma w tym wyobrażeniu sporo cech indywidualnych, dalekich od bezwyrazowego szablonu. Czoło jest dość niskie i dość wydatnie wysunięte do przodu, zdecydowanie odbiegające od kształtu odtworzonego przez Matejkę. Łuki brwiowe wystają wyraźnie nad oczodołami. Nos nie tylko nie jest zakrzywiony ku dołowi, ale raczej łagodnie ugięty. Od kości policzkowych w dół twarz jest szczupła, schodząca w szpic ku brodzie. Włosy wydają się takie same jak na wyobrażeniach stopnickich, broda natomiast ma inny kształt, bo zupełnie pozbawiona bokobrodów. Obfity wąs nie znajduje odpowiednika w żadnej z poprzednich rzeźb. Wyraz twarzy jest pogodny, ale uśmiechu trudno się w niej do-patrzeć.

Zwornikową rzeźbę głowy Kazimierza Wielkiego mamy również w dawnej kolegiacie, a obecnej katedrze w Sandomierzu. Kościół został ufundowany przez Kazimierza Wielkiego, a konsekrowany w 1382 r. Ponieważ zworniki należą do elementów wykończenia, możemy przyjąć, że interesujący nas zwornik powstał bliżej daty konsekracji, a więc zapewne już po śmierci Kazimierza Wielkiego. Może to być jednak rzeźba nawet z czasów nowożytnych. Znamionuje się ona małą wypukłością; została umieszczona na tarczy herbowej. Widoczny róg przygięty ku środkowi stanowi element klejnotu ziemi dobrzyńskiej. Korona jest otwarta, w typie, który już parokrotnie się powtarzał. Król ma włosy długie,’obfitą rozczesaną na boki brodę i sumiasty wąs. Płaski obraz nie uwydatnia należycie kształtu nosa. Niewidoczne są też kości, policzkowe. Twarz bez wyrazu, wydaje się dość szeroka. Wreszcie zwornikową rzeźbę z twarzą króla jako elementem herbu ziemi dobrzyńskiej znamy z kolegiaty wiślickiej. Twarz ta jest jednak dzisiaj nieczytelna, dlatego ją tutaj pominiemy, tylko ją odnotowując. Wspomniano już, że wykończenie gotyckiej kolegiaty w Wiślicy miało miejsce w latach siedemdziesiątych i l XIV w -7 tt*™ f^ „„.,„,,-----: -Dochodzić wspomniana tu rzeźba.

XIV w., z tego też czasu

Przy okazji nadmienić wypada o tablicy erekcyjnej tejże kolegiaty, znajdującej się przy bocznym wejściu od strony Domu Długosza.. Tablica przedstawia w konwencji średniowiecznej  Matkę Boską z  dzieciątkiem,   której   klęczący  monarcha  ofiarowuje  budynek kościelny.  Za monarchą  stoi   biskup  w  szatach  pontytikalnych i   z   pastorałem,   a   na   dole   po   środku   obrazu   widnieje   orzeł piastowski w koronie. Monarchą tym jest niewątpliwie Kazimierz Wielki — fundator kościoła. Tablica interesuje nas tylko marginalnie,  bo nosi datę   1464 r.,  a  zatem jest za późna  na  to,   aby mogła z autopsji oddać cechy zewnętrzne króla. Godna jest jednak uwagi   dlatego,   że   przedstawia jego   twarz   niebanalną,   jakby wziętą z natury, co może oznaczać, że artysta posłużył się jakąś podobizną, lub  że ktoś mu do rzeźby pozował. Jest to profil, a więc dość trudno porównywalny z poprzednimi przedstawieniami.  Twarz dość  duża,   ma   czoło  pochylone  do  tyłu,   nos  wydatny, lekko garbaty w górnej części, kości policzkowe wystające. Włosy są długie, a broda bardzo mała; wąsów nie widać. Korona zbliża się kształtem do tej z sarkofagu. Postać króla, w porównaniu ze stojącym biskupem wydaje się bardzo duża. Znajdujemy jeszcze twarz ostatniego króla Piasta na grobowcu Kazimierza Jagiellończyka. Grobowiec ten jest dziełem warsztatu Wita Stwosza i został wykonany tuż po śmierci władcy  (1492), od  daty   zejścia   Kazimierza   Wielkiego   dzieli   go   zatem   okres ponad   120  lat.   Byłaby  to  w  najlepszym  razie   kopia   jakiegoś innego dzieła, może rzeźby z sarkofagu Piasta. Artysta odtworzył twarz o długich włosach, pokrytą w całej dolnej części na okrągło przystrzyżoną  brodą  i  o  spływających   na   ten   zarost   wąsach. Korona jest tu inna niż na sarkofagu,  bo kształtem  zbliża się raczej do koron ze zworników,  ma jednak  zupełnie odmienną ornamentację. Artysta uwypuklił łuki brwiowe, kości policzkowe i cienie między dolną częścią nosa a policzkami. Same policzki,

0  ile można je dostrzec spod zarostu, wydają się dość zapadnięte. Twarz  jest  więc  starannie  wystylizowana,   naturalistyczna,   ale oddająca   na   pewno   wizerunek   króla   takim,   jakim   go   sobie artysta wyobrażał, a nie jakim był naprawdę.

Twarz Kazimierza Wielkiego opisał zwięźle również Długosz. Historyk o wiek późniejszy miał tu oczywiście do powiedzenia nie więcej niż twórca wiślickiej tablicy fundacyjnej, a także projektant

1              wykonawca sarkofagu Kazimierza Jagiellończyka. Według tej relacji był ostatni Piast „fronte venerabilis”, a więc o szlachetnych i wzbudzających szacunek rysach twarzy. Miał bujne, kręte włosy i zwisającą, a więc długą brodę. Twarz jego była pełna. Wszystko, co wyżej powiedziano, prowadzi do wniosku, że portretu Kazimierza Wielkiego nie mamy. Żadne z wyobrażeń jego twarzy

12

nie było robione z natury. Te, które powstały tuż po śmierci króla lub w ostatnich latach jego życia, mogły mieć jednak za podstawę wrażenie odebrane z autopsji. Takie wrażenie pozwalało jedynie uwypuklić i utrwalić pewne cechy, a nie oddać podobieństwo. Późniejsze wizerunki, choćby lepiej artystycznie wykonane, mogły być już tylko powtórzeniem tych cech, lub nawet próbą uformowania nowych, stosownie do wyobrażeń, jakie w pamięci ludzkiej o królu pozostały. Wydaje się jednak, że na podstawie autopsji i pomiarów czaszki królewskiej (1869), a także opartych prawdopodobnie na autopsji najstarszych wizerunków, możemy uchwycić pewne rysy fizjonomii króla. Miał prawdopodobnie ostro zarysowane łuki brwiowe, wydatny, choć niekoniecznie przegięty ku dołowi nos, wystające kości policzkowe i być może wąską dolną część twarzy, jakkolwiek według świadectwa Długosza był „vultu plenus”, a więc miałby twarz pełną. Przynajmniej w starszym wieku nosił długie włosy, dość obfitą, choć niedługą brodę i prawdopodobnie wąsy. Nie dość jasno przedstawia się sprawa budowy ciała królewskiego. Jest ona jednak ważna, istnieje bowiem domysł, że przydomek „wielki” ostatniego Piasta na tronie polskim oznaczał jego duży wzrost czy też potężną budowę. Źródłem nieporozumień na ten temat jest przede wszystkim Długosz, który w jednym miejscu swojej kroniki pisze o Kazimierzu Wielkim, że był „vir statura elevata”, „corpore crasso”, nieco dalej w tym samym ustępie król został określony jako „crassus”, „corpore medius”, „vultu plenus”. Pierwsze z tych określeń tłumaczono w dawniejszym przekładzie: „był wysokiego wzrostu, otyły”, a drugie: „przy miernej otyłości twarz miał pełną”. W nowszym przekładzie postąpiono niekon-sekwentnie, bo raz król to „mężczyzna wysoki, tęgi”, a nieco dalej „otyły, średniego wzrostu”. Niestety nie pomogło w rozwikłaniu tej sprzeczności otwarcie grobu królewskiego w 1869 r., dokonano bowiem wówczas tylko bardzo pobieżnych pomiarów, które wystarczającego wyobrażenia o wzroście króla nie dały. Pod wpływem zapewne sugestii płynącej z tekstu Długosza przyjęto, że był on wysoki i raczej oszacowano niż wyliczono, iż mierzył około 184 cm. Tymczasem wiadomo, że sarkofag Kazimierza Wielkiego jest stosunkowo krótki, o 67 cm krótszy od sarkofagu, w którym spoczął nieduży przecież Władysław Łokietek. Wydawało się przed laty Józefowi Muczkowskiemu (1923), że był on wręcz niewystarczający „na pomieszczenie trumny rosłego mężczyzny”. Próbowano to tłumaczyć w taki sposób, że widocznie wykonano go za granicą, jak gdyby bez należytych wymiarów. | o Wewnątrz sarkofagu dopatrzono się na zaprawie śladów gwoździ rumny, co miało oznaczać, że wtłoczoną ją doń siłą.

Rzeźbione sylwetki króla także nie przedstawiają się jednoznacznie. Rzeźba nagrobna musiała oczywiście odpowiadać niedużym rozmiarom sarkofagu, nie ma ona więc dla nas dostatecznej w tym względzie wymowy. Statua z kolegiaty wiślickiej wyobraża wyraźnie mężczyznę niedużego i to tak dalece, że głowa jego wydaje się nam nieproporcjonalnie duża w stosunku do reszty ciała. Rzeźba nie jest jednak bynajmniej naturałistyczna i w pełni na jej proporcjach polegać nie można. Wreszcie na tablicy fundacyjnej wiślickiej widzimy postać klęczącego króla

0  bardzo pokaźnych wymiarach ciała. Niestety rzeźba pochodzi dopiero z 1464 r., a zatem jej świadectwu nie możemy przyznać pierwszeństwa w stosunku do rzeźb wymienionych poprzednio, a prawie współczesnych Kazimierzowi Wielkiemu. Trudno przyjąć,   ażeby   nawet   rzeźbiarz-nienaturalista   rzeźbił   stosunkowo drobną   postać   osoby,   o   której   wiedziano,   że   była   wysoka

1              tęga.

Wydaje się, że w tej sprawie pewnej rewizji wymagają przede wszystkim odnośne fragmenty przekładu Długosza. Zakładamy przy tym, że Długosz miał na interesujący nas temat wiadomości dobre, zasadzające się na żywej jeszcze w jego czasach tradycji ustnej o Kazimierzu Wielkim. Otóż określenie „statura elevata” oznacza raczej wyniosłą postawę aniżeli wysoki wzrost; dotyczy zatem cechy charakteru i sposobu noszenia się, a nie budowy ciała, do której natomiast odnosi się „corpore medius” - „średniego wzrostu”. Tylko taki przekład usuwa domniemaną sprzeczność tekstu Długosza i nie kłóci się z wymiarami Kazimierzo-wego grobowca oraz drewnianej statuy z kolegiaty wiślickiej.II.  Pod okiem ojca ku samodzielnym rządom

W kalendarzu katedry włocławskiej, do którego wpisano w XIV w. wiele godnych pamięci zdarzeń, znajdujemy informację, że „w drugi dzień kalend maja urodził się Kazimierz, syn Władysła-króla Polski, w roku 1310’?. Po przeliczeniu kalend na

wa

15

naszą rachubę otrzymamy jako dzienną datę urodzin 30 kwietnia. Wprawdzie zapiska nie została utrwalona w kalendarzu współcześnie wydarzeniu, którego dotyczy, lecz przynajmniej 10 lat później, skoro Władysław Łokietek występuje w niej jako król, nie mamy jednak powodu podejrzewać, że owa data dzienna została zmyślona. Katedra włocławska miała bowiem swoje pole działania na Kujawach, te zaś stanowiły ojcowiznę Łokietka. Było w zwyczaju utrzymywanie ściślejszych związków władcy z leżącym na obszarzejego władztwa kościołem katedralnym. O Łokietku nadto wiadomo, że istotnie darzył kościół włocławski szczególnym zaufaniem, a biskup tego kościoła Gerward należał do najbliższych współpracowników Łokietka w dziele odnowy Królestwa. Data roczna urodzin Kazimierza Wielkiego również nie powinna budzić wątpliwości, bo mamy ją poświadczoną przez dwa inne, niezależne od kalendarza włocławskiego i niezależne względem siebie źródła, a mianowicie przez Rocznik Sędziwoja i Rocznik świętokrzyski (nowy). Pierwszy z nich informuje: „1310, urodził się Kazimierz, syn Władysława, króla Polski”. Zapiska również pochodzi z czasów pokoronacyjnych Łokietka, ale źródło jest na ogół dobrze poinformowane. W drugim z tych roczników czytamy, że „w roku pańskim 1310 urodził się Kazimierz, król Polski”. Zapiska musiała być zatem zredagowana już w czasach Kazimierza Wielkiego, co nie wyłącza możliwości, że mogła być oparta na źródle . wcześniejszym.

W chwili urodzenia Kazimierza ojciec jego przekroczył już pięćdziesiąty rok życia. Również matka jego księżna Jadwiga, córka księcia kaliskiego z linii wielkopolskiej Bolesława Pobożnego, była wówczas kobietą niemłodą, bo miała prawdopodobnie 44 lata. Z małżeństwa tego, które trwało już chyba 17 lat, urodziły się przed r. 1310 inne dzieci, a mianowicie dwu synów: Stefan i Władysław, oraz przynajmniej dwie córki: Kunegunda, wydana około daty urodzin Kazimierza za księcia świdnickiego Bernarda, a po śmierci tegoż za księcia saskiego Rudolfa, oraz Elżbieta, urodzona w 1305 r., wydana w 1320 r. za króla węgierskiego Karola Roberta, matka Ludwika Andegaweńskiego. Była jeszcze trzecia córka, Jadwiga, nie wiadomo, kiedy urodzona, która zmarła około daty koronacji Łokietka.

 

 

 

i • OS

Spośród dwu wspomnianych synów Łokietkowych jeden zmarł w 1306 r. Wiadomość o jego zgonie pod tą datą i o pochowaniu go u franciszkanów krakowskich podaje Rocznik małopolski. Brak w nim jednak imienia zmarłego. Rocznik ten jednak podlegał przeróbkom kopistów tak, że każdy z czterech jego przekazów wykazuje w stosunku do pozostałych pewne różnice. Jeden z tych przekazów, zawarty w kodeksie Kuropatnickiego, podaje pod r. 1274 niepełną genealogię księcia Kazimierza kujawsko-łęczycko—sieradzkiego, ojca Władysława Łokietka. Wyraźnie chodziło w tej genealogii o jego synów, którzy zasiedli na tronie krakowskim, bo mowa jest w niej o Leszku Czarnym, który był księciem krakowskim po Bolesławie Wstydliwym, a także o Władysławie Łokietku, „który osiągnął Kraków po królu czeskim i którego syn Stefan został pochowany u franciszkanów w Krakowie”. Rzadkie w dynastii Piastów imię Stefan nie powinno dziwić, jeżeli się zważy powiązania Łokietka z Węgrami, mającymi w rodzinie panującej Arpadów św. Stefana. Ten sam Rocznik małopolski poświadcza z kolei pod r. 1312 śmierć drugiego syna Łokietka. Nosił on, tak jak ojciec, imię Władysław, a został pochowany, podobnie jak Stefan, u franciszkanów krakowskich. Kazimierz Wielki przyszedł na świat, gdy jeden z synów Łokietka już nieżył; drugi zmarł jeszcze we wczesnym dzieciństwie Kazimierza. Był więc Kazimierz dzieckiem niemłodych już rodziców i mamy prawo przyjąć, że stał się przedmiotem szczególnej ich troski, zwłaszcza po zejściu brata Władysława. Jedyny od tego czasu męski potomek Łokietka, liczył się jako sukcesor władzy książęcej, a po Łokietkowej koronacji jako potencjalny następca tronu w odnowionym Królestwie.

Wczesne dzieciństwo Kazimierza przypadło na czasy trudne dla Polski i dla Łokietka. Program zjednoczenia ziem polskich pod jedną władzą daleki był od realizacji i wymagał wielu jeszcze wysiłków i starań. W rzeczywistości Łokietek panował w Krakowie, w ziemiach łęczyckiej i sieradzkiej oraz na Kujawach, gdzie zresztą władzę jego uszczuplali bratankowie z północnej części tej ziemi. Mazowsze separowało się od Korony, mając jakiś program własny w rozgrywkach politycznych. Wielkopolska pozostawała w rękach książąt głogowskich. Śląsk nie podporządkował się Łokietkowi, a 4 księstwa dawnej ziemi opolsko-raciborskiej już w czasach Wacławk II były lennem czeskim i należało się spodziewać, że w razie bardziej aktywnej polityki Czech do tego stosunku lennego powrócą. Pomorze Gdańskie, na którym Łokietek zdołał po powrocie do Polski utrwalić swoje rządy, już na rok przed urodzeniem Kazimierza znajdowało się w rękach krzyżackich. Absorbowało ono odtąd stale uwagę Łokietka. Ciągną-

16

maJestatyczna Kazimierza Wielkiego,

awers i rewers

a -

Kazimierz Wielki

Głowa Kazimierza Wielkiego z jego nagrobka

17

cy się od czasu jego powrotu do Polski spór z biskupem krakowskim Janem Muskatą, gorącym zwolennikiem panowania czeskiego w Polsce, wciąż jeszcze nie mógł uchodzić za rozstrzygnięty. W chwili urodzenia Kazimierza Wielkiego wszedł on w nową fazę. Latem 1309 r. Łokietek, po podstępnym uwięzieniu biskupa, wymógł na nim ugodę. Ale gdy ten ostatni znalazł się na wolności, spowodował, że papież powierzył rozpatrzenie całej sprawy bawiącemu na Węgrzech legatowi papieskiemu Gentilisowi. Kazimierz zaczynał zaledwie trzeci miesiąc życia, gdy tenże ogłosił swój wyrok, dotyczący jednak tylko sporu Muskaty z arcybiskupem gnieźnieńskim. Sprawa między Łokietkiem a biskupem pozostawała na razie w zawieszeniu, bo miał ją rozstrzygnąć w drodze arbitrażu biskup włocławski Gerward. Ledwie ułożono kompromis, a Muskatą nie zdołał jeszcze powrócić na krakowskie biskupstwo, gdy w Krakowie wybuchł bunt niemieckiego mieszczaństwa (1311-1312), któremu przewodził wójt Albert. Bunt miał na celu restytucję rządów czeskich w tej części Polski, a patronował mu zapewne ideowo Jan Muskatą. Książę opolski Bolko, który miał zająć miasto i przekazać je nowemu władcy Czechjanowi Luksemburczykowi, natrafiłjednak na zdecydowany opór Łokietka, wskutek czego zabrał wójta Alberta i ustąpił z Krakowa. Nielojalne względem księcia były również niektóre inne miasta małopolskie (Sandomierz,’ Wieliczka), a także klasztor bożogrobców w Miechowie.

Gdy w końcu 1309 r. zmarł władca Wielkopolski Henryk głogowski, pozostawiając pięciu młodocianych synów, wydawało się, że po dzielnicę sięgnie Łokietek. Na pewno miał to w swoich planach, ale grunt pod tę akcję polityczną nie był jeszcze przygotowany, a okoliczności, o których powiedziano wyżej, nie sprzyjały. Mamy więc dopiero z 1313 r. ślad zorganizowanego działania na rzece- inkorporacji Wielkopolski do Łokietkowego państwa. W sferach rycerskich i kościelnych znalazł on poparcie. Gorzej szło z miastami, które wyrobiły już sobie pewne więzi ekonomiczne z księstwem głogowskim. Opierał się Łokietkowi zwłaszcz Poznań, którego wójt Przemko bronił miasta w imieniu głogowczyków. Dopiero w 1314 r. zakończył Łokietek podbój Wielkopolski.

Ledwie ucichły sprawy wielkopolskie, gdy włączył się Łokietek do koalicji antybrandenburskiej i zbrojnie wtargnął na teren Marchii. Wnet potem rozpoczął staranne przygotowania na grun-ie polskim i zabiegi dyplomatyczne w Awinionie, mające na celu jego koronację na króla Polski. Kazimierz miał lat dziesięć i był zapewne zaangażowany emocjonalnie w niejedną sprawę natury państwowej, gdy Polska stała się widownią trzech wielkich wyda-

rżeń, o których musiało być głośno na krakowskim dworze i które zapewne zapadły głęboko w świadomość następcy tronu. Dnia 20 I 1320 arcybiskup gnieźnieński Janisław koronował w Krakowie Władysława Łokietka na króla Polski. Już sama oprawa i sceneria takiego wydarzenia działała silnie na wyobraźnię dziecka, ale tutaj korona królewska była uwieńczeniem wieloletnich zmagań i znojów, uporu i konsekwencji w działaniu, dlatego musiano ją otaczać nimbem szczególnego uznania, akcentowanego tym mocniej, im częściej odzywały się roszczenia luksemburskie do tej korony.

Jeszcze   zapewne  nie  przebrzmiały  wrażenia  koronacyjne,   gdy zrodził się plan poślubienia przez króla węgierskiego Karola Roberta   siostry   Kazimierza   Elżbiety.   O   Węgrzech — jak   przypuszczamy — mówiło się dobrze na dworze Łokietka.  Stosunki z państwem węgierskim były przyjazne, ale Łokietkowi musiała ciążyć świadomość nierównego partnerstwa. Andegaweński dwór w Wyszehradzie onieśmielał zarówno sztuką rządzenia, jak 5 formami bycia, przeniesionymi tu z Francji i z Neapolu, a złoto, którego dostarczało obficie ówczesne górnictwo węgierskie, czyniło z  Węgier najbardziej  pożądanego sojusznika politycznego. Małżeństwo zatem córki świeżo koronowanego króla  „krakowskiego” z królem Węgier mogło być szczytem politycznych marzeń. Doraźnie wzmacniało ono pozycję Łokietka w stosunkach międzynarodowych, ale miało również swoją przyszłość, o czym zapewne nieraz mówiono na krakowskim dworze i czego musiał być świadom nieletni jeszcze Kazimierz.

Trzecim wielkiej wagi wydarzeniem 1320 r. było rozpoczęcie w kwietniu procesu z Zakonem Krzyżackim, przed trybunałem, który powołał papież. Gdyby znaczenie tego procesu oceniać po jego skutkach, to warto by go wspominać tylko ze względu na akta, które po nim pozostały i które są cennym źródłem historycznym. Trzeba go jednak uważać za pewien sukces polskiej dyplomacji w Awinionie w stosunku do państwa zakonnego, względem którego Stolica Apostolska była władzą zwierzchnią. Ale był on także próbą rozstrzygania sporów międzypaństwowych na drodze prawnej, a nie środkami przemocy. I chociaż proces odbywał się w odległym od Krakowa Inowrocławiu, musiano wiele o nim mówić na krakowskim dworze, na którym wszak zrodziła się jego idea.

Kazimierz miał lat około 12, gdy stał się przedmiotem politycznych kombinacji Władysława Łokietka. W nie znanych bliżej okolicznościach doszło do zaręczyn Kazimierza z córką Jana Luksemburczyka Juttą. Źródła polskie tego wydarzenia nie poświadczają, musiało więc być drobnym epizodem. Zna je natomiast

x

18

19

źródło czeskie, tzw. Kronika zbraslawska. Wiadomo, że już 22 V 1322 Jutta była zaręczona z kolejnym kandydatem do jej  ręki Fryderykiem miśnieńskim. Przed tą datą musiało się więc rozwiać jej   narzeczeństwo  z   Kazimierzem,   które   wiązało   się   zapewne z jakąś próbą porozumienia polsko-czeskiego. W  wieku   lat   15  został   Kazimierz   wciągnięty   w   nowe   plany polityczne ojca. Oto nie osiągnąwszy żadnego rezultatu na drodze procesu z Krzyżakami, zaczął się król Polski rozglądać za sojusznikiem, przy pomocy którego można by przynajmniej szachować Zakon Krzyżacki i Brandenburgię. Sojusznikiem takim wydawała się  Litwa,  z  jednej  strony  rozwijająca pod  władzą  Giedymina (1316—1341) ekspansję na Rusi, a z drugiej  nękana najazdami krzyżackimi, \iebezpiecznejednak było w opinii świata chrześcijańskiego, z którą Łokietek nie mógł się nie liczyć, łączenie się przeciw Zakonowi z państwem  pogańskim.  Właśnie w   1323  r. Giedymin  wyraził gotowość chrystianizacji  Litwy.  Wobec  tego Stolica Apostolska wymogła  na  Krzyżakach  czteroletni  rozejm z Litwą. W tych warunkach nawiązał Łokietek bliższe stosunki z Giedyminem.  W  1325 r. doszło do sojuszu,  którego trwałość miał gwarantować związek małżeński córki  Giedymina Aldony z  królewiczem   polskim   Kazimierzem.   Źródła  polskie  znają ją tylko pod imieniem Anny, które to imię  musiała otrzymać na chrzcie. Imię Aldona poświadcza późna tradycja  (Stryjkowski). Ślub młodej pary odbył się 16 X  1325 w katedrze na Wawelu w czasie mszy odprawionej przez ówczesnego biskupa krakowskiego Nankera. Aldona-Anna była prawdopodobnie równolatką Kazimierza,  jak   zdaje   się   to   poświadczać   Rocznik   małopolski. Przeżył z nią Kazimierz 14 lat; z małżeństwa tego urodziły się dwie córki  (Elżbieta i Kunegundaj. Była ona zdaje się wesołą, pełną życia Litwinką, nie przystającą do modelu dostojnej i poważnej damy, jaki przyjmował się na ówczesnych europejskich dworach monarszych. Uszczypliwie napisano o niej około daty jej śmierci  (1339), że „była ona tak oddana  uciechom  tanecznym i wesołości, iż dokądkolwiek konno lub  na wozie się udawała, zawsze przed nią szli śpiewacy z harfami, bębnami, piszczałkami, pieśniami i różnymi melodiami, ku zgorszeniu dość wielu”. Opinię tę powtarzają dosłownie Rocznik małopolski i Rocznik Tra.ski, wzajemnie od siebie zależne.  Zarazem  dodają,  że dlatego właśnie doznała strasznego losu i zmarła,  ale stwierdzają  zarazem,   że ,jednak potajemnie wspierała duchownych i biednych”. Długosz,   który   znał   tę   tradycję   współczesnego   źródła,   nieco opinię złagodził,  bo najpierw napisał o  uległości  Aldony-Anny ględem męża, hojności i dobroczynności wobec duchownych ‘lednych, nie podkreślając wcale, że uprawiała je potajemnie;

jej umiłowanie tańcowi wesołości kładł na karb wychowania przez „barbarzyńskich rodziców”. Kazimierz miał, zdaniem tego historyka, patrzeć na to pobłażliwie, choć nie aprobująco. Długosz powtarza dalej tradycję o śpiewach i graniu podczas jej podróży, ale bierze za ohydną plotkę domniemanie, jakoby miała umrzeć straszną nienaturalną śmiercią.

Osiem lat, dzielących datę ślubu Kazimierza z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin