Wańkowicz Melchior - Wrzesien żagwiący.rtf

(1709 KB) Pobierz
MELCHIOR WANKOWICZ

MELCHIOR WANKOWICZ

WRZESIEŃ ŻAGWIĄCY

OD AUTORA

Ta książka w głównym trzonie była napisana w 1939 roku w myśli, aby zanim odnowiło się wojsko, dać relację o naszych walkach. Sami wów-czas wylewaliśmy dziecko z brudna woda, a świat relacje o wrześniu czerpał od naszych wrogów (którzy wspólnym wysiłkiem ustalili ten termin o osiemnastodniowej kampanii) i zastanawiał się, dlaczego mała Finlandia broni się tak długo.

Dlatego książka była pisana z wysiłkiem największego pośpiechu, bez źródeł, z jedyną ambicją, aby wykazać polską wolę walki. Nie jest więc relacją o wojnie, stara się być jedynie relacją o polskiej duszy we wrześniu.

Świat był wówczas spragniony tematów wojennych i dlatego prywa-tny wydawca nie tylko złożył książkę po polsku, ale i całkowicie prze-tłumaczył ją na francuski i w połowie na angielski. Książka miała doku-mentować w 1939 tę samą prawdę, co i w 1831, kiedy Mickiewicz pisał o gajowym, który mieszkał pod lasem i stanął w obronie spokojnych osiedli, kiedy na nie z tego lasu szedł zbój;

Gajowy miał w ręku strzelbę, ale tylko nabitą śrutem na ptaszki, przecież rzucił się na rozbójnika i ranił go, sam zaś był mocniej zraniony, aż rozbój-nik obalił gajowego i podeptał i myślał, że go zabił. Ci, których obronił, mó-wili: daliśmy tobie wódki i chleba i opatrzyliśmy rany i damy jeszcze talar bity, Wiedzieli, iż ciężko raniony byt, ale czuli, iż złe zrobili, a chcieli sami w siebie wmówić, że nic złego nie zrobili. I gadali głośno, aby sumienie swoje zagłuszyć.

Książka miała na celu zrobić co można, aby utrudnić to zagłuszanie sumienia.

Jednak wydawca był zależny od ówczesnego rządu polskiego i przy-słał mi list:

Książki drukować nie mogę. Mój wkład pieniężny był dosyć duży - tym-czasem nie pozwolono mi nic z nią zrobić - bo szkodliwa. Nie drukuję więc pana na rozkaz z góry. Jest to pierwszy duży manuskrypt, którego mi nie pozwolono drukować.

Luźne kartki wędrowały ze mną po trzech częściach świata. Kiedy w 1943 roku zaistniała możność wydania, kilku rozdziałów brakło, a dzie-je kompanii saperskiej odtworzyłem bez pierwszych czterech dni jej działania. Książka ukazała się w małym nakładzie pt. Wrześniowym szlakiem, podpisana pseudonimem Jerzy Łużyc. Poza tym opowiadanie 2 generałem Sosnkowskim ukazało się w przekładach książkowych na angielski i szwedzki (w trzy lata po wrześniu, kiedy go przesłoniło w oczach świata tyle innych zdarzeń!...).

W Polsce pod okupacją niemiecką wydano wiosną 1940 roku 2 gene-rałem Sosnkowskim oraz Te pierwsze boje.

Obecnie, kiedy wielu ludzi dołączyło z oflagów, lagrów i z Polski, kiedy otworzyła się możność dania tej książki rodakom w Anglii, zaszła potrzeba jej ponownego wydania.

Dodaję też Westerplatte, dzieje lotnictwa w armii generała Kutrzeby i dzieje oddziału majora Hubala, ostatniego oddziału z września, ale już będącego dziejami żołnierza bez państwa w większej jeszcze mierze, niż Armia Krajowa.

Umieszczam to opowiadanie jako ostatnie z myślą, że książkę tę wkładam w ręce obywatela i żołnierza, którego państwo jest pod okupa-cją.

DYWERSJA NIEMIECKA

W POLSCE

Łotrostw, które uprawiają poza granicami państwa nie poczytują za hańbę, przeciwnie, chwalą się, że czynią to dla ćwiczenia i zahartowania młodzieży.

Gaius Julius Caesar o Germanach

W dziejach dywersji niemieckiej na ziemiach polskich widać, tak jak i na każdym innym odcinku działalności nazistowskiej, że Hitler bynajmniej nie wynalazł nowych, obcych duchowi niemieckiemu elementów, że on tylko te cechy niemieckie potrafił zogniskować. Jest za nie odpowie-dzialny naród niemiecki.

Dywersja niemiecka na ziemiach polskich, tak dawna jak sąsiedztwo tych dwu narodów, nie ustawała właściwie po wielkiej wojnie ani na je-dną chwilę. Zmieniała się forma, znikły zagony Orgeschu, dywersje róż-nych powojennych puczów, ale fala skrytej dywersji nie przestała pod-mywać państwa polskiego, gruntującego się coraz silniej.

y

dr

Państwo to jeszcze przed nastaniem ery hitlerowskiej dokonuje pierwszej likwidacji dywersji niemieckiej: zostaje rozwiązana Deutsche Arbeitspartei, której sztab, wypracowujący metody insurekcji niemiec-kiej, mieścił się w Tarnowskich Górach.

Dobroduszni Polacy wymierzają wówczas bardzo niskie kary.  Wówczas zawiązuje się nielegalna Jngendbnnd. Działa przede wszy-stkim na Śląsku i udaje jej się objąć cały aktywniejszy element niemiecki.  Dzieli się kolejno na Kreisleitungi, Ortsgruppy i Kameradschafty. Co niedziela Kameradschafty odbywają dalekie marsze w miejsca odludne, w których przerabiane są ćwiczenia złączone z dywersją.  A działają w kraju, w którym przez sześćsetletnią niewolę element polski i element niemiecki tak poprzerastał wzajemnie, że trudno to nie-raz było rozróżnić. Przywódcą głównym YoIks-Bundu zostaje... Hans Głodny, urodzony z matki Niemki, syn działacza polskiego z Nadrenii.  Jego pierwszym zastępcą jest Piątek z Katowic, zaś drugim... Stachula z Nikiszowca.

I tych likwidujemy w 1932-1933 roku, w roku objęcia władzy przez Hitlera.

Od tej chwili to, co zawsze było istotą pracy niemieckiej wobec są-siadów, otrzymuje wyraźne sformułowanie.

Jak pisze Rauschning, Hitler w 1934 roku zwołał przywódców niem-czyzny z całego świata i w ich zaufanym gronie powiedział:

Musicie stworzyć grupę szturmową. Nie powinniście walczyć ani o swobody parlamentarne ani żadne inne, bo to tylko opóź-nia nasz atak. Żądam ślepego posłuchu. Musicie być placówkami przednimi - podsłuchu i maskowania. Prawo wojenne już teraz ma wami rządzić. Macie wszędzie dzielić się na dwa stronnictwa - jedno z nich będzie podkreślać lojalność, rozszerzać wpływy towarzyskie i gospodarcze. Drugie, powstańcze, będzie często przez mój rząd dezawuowane.

Na czele tej roboty Hitler postawił Hessa, tajemniczego w czasie wojny wysłannika do Anglii, którego Rauschning uważa za jednego z najgorszych bandytów kliki.

Akcja niemiecka się zaostrza. W Polsce bezrobocie trwa już dawno.  Śląsk mu się opierał najdłużej, aż wreszcie uległ i^wpadł w skurcze nę-dzy, okrutniejsze niż w reszcie kraju. 2 kopalń Śląska pozostało przy Polsce sześćdziesiąt sześć kopalń, przy Niemczech trzydzieści. Był to ogromny rezerwuar węgla, zbyt wielki na razie na potrzeby startującego do życia państwa. Toteż nadmiar ludności, tak zagęszczonej na Śląsku jak nigdzie w Europie z wyjątkiem Belgii, począł odpływać do Francji, gdzie się wytworzył popyt na skutek ubytku sił roboczych w wojnie i perspektyw na olbrzymie odszkodowania niemieckie, wynoszące sześć miliardów funtów.                                                Kiedy strajk węglowy w Anglii stworzył dla^nas koniunkturę i Śląsk począł pracować pełną parą, opuszczone przez Ślązaków miejsca pozaj-mowali przybysze z różnych kątów Polski. Kiedy upadły widoki na wypłacalność Niemiec, a na dobitkę rozpoczął się kryzys światowy - wyrzucani z Francji Ślązacy gromadnie powracali, zastając swe miejsca zajęte. Poza tym Śląsk musiał przystosować się do kryzysu i kurczył produkcję. Robotnik śląski widział się w położeniu bez wyjścia. Chy-ba kraść albo szmuglować - mówili mi zrozpaczeni ludzie. To wów-czas rozpoczęła się epoka bieda-szybów - nielegalnej eksploatacji wę-gla. Nędzota robotnicza ryła grunt z płytkich odkrywek; gdy korytarze szły głębiej, będąc nie podstemplowane, przygniatały ludzi, właściciele kopalń protestowali. Władze patrzyły przez palce, bo przecie zasiłki dla bezrobotnych - od 3 zł 50 gr do 12 zł na dwa tygodnie - nie mogły wyżywić rodzin.

Ciężko i ciasno było w rodzinie śląskiej. Czy pamiętacie ten kraj?  Osada tam styka się z osada, wieś z wsią, kopalnia z kopalnią. Tu jedne domy się kończą, a tam już poczynają się inne. Ulica śląska zawsze żyje ożywionym życiem, a zwłaszcza wieczorem - cały Śląsk to jeden klub pod otwartym niebem.

Tę ulicę śląską przede wszystkim wykorzystuje Niemiec dla swojej propagandy. Niemiec jest wrośnięty przez sześćset lat w ten kraj, wia-dome są mu drogi i dróżki i dusze ludzkie. Sączy w te dusze niezadowo-lenie, wskazuje, że to napływ przybyszów z Polski odbiera Ślązakom chleb, werbuje do swoich szeregów rdzennych Ślązaków, którym obie-cuje po odebraniu Śląska posady i stanowiska.

Na odmianę teraz powołują Niemcy National-Sozialistische Arheiter Bewegung pod wodzą, znowuż, niejakiego Zająca, któremu pomagają:

Kari Pielosch z Murcek i Michac z Wełnowca.

Organizacja Zająca, nielegalna, ma już zupełnie dywersyjny charak-ter. Szeroko prowadzi akcję szpiegowską, denuncjuje do Rzeszy Niem-ców nie dosyć prawomyślnych, przeprawia ludzi przez granicę, żeruje na istotnej biedzie polskiego górnika.

To wówczas Polska zagroziła wkroczeniem do Gdańska i posunęła ku niemu oddziały. Zostaje aresztowanych dwieście osób. Wyroki ostre - od czterech do piętnastu lat.

OKRES PRZYJAŹNI

POLSKO-NIEMIECKIEJ

Wiemy, co wówczas zaszło. Hitler się przyłasił.  „Musimy się wpierw wzmocnić, a potem to się zrobi - mówi do Rauschninga o stosunkach z Polska. A przed samym podpi-saniem paktu o nieagresji, mówi do tegoż Rauschninga: Za-gwarantuję wszelkie granice, pozawieram wszelkie pakty, jakie kto będzie chciał. Byłoby to dziecinadą z mej strony nie posłu-żyć się tymi środkami dlatego, że je kiedyś będę musiał znienac-ka złamać.

Nastąpił polsko-niemiecki pakt o nieagresji. Niemcy tracą wpraw-dzie wielki wysiłek winwestowany w propagandę światową ich praw do Pomorza, ale to Hitlerowi nie jest potrzebne. On nie będzie koryta-rza zdobywał przekonywaniem.

Za to uzyskuje większe możliwości poruszania się w polskim tere-

nie.

Powstaje legalna Jungdeutsche Partei, utworzona przez inżyniera Wiesnera w Bielsku. Robota Wiesnera ogarnia nie tylko wszystkie zie-mie byłego zaboru pruskiego aż po Gdańsk, ale tworzy węzły organiza-cyjne w Łodzi, na Wołyniu i po licznych skupiskach Niemców w Kró-lestwie.

Robiąc szereg robót legalnych, równocześnie, w myśl wskazań Hes-sa, przygotowuje dywersję wojskową. Z Niemiec stale dojeżdżają in-i struKtorzy, młodzi ludzie z Polski wysyłani są na kursa do Niemiec.  Akcja masowego werbowania trwa dalej. Niemcy hitlerowskie idą pełną parą do wojny, nie dbają o pokrycie złotem, nie dbają o racjonalną gospodarkę - wszystko to ma zapłacić niedaleki już łup wojenny. Hit-\er nie tylko likwiduje sześć milionów bezrobocia, ale potrzebuje wciąż nowych rąk do pracy. Toteż nic dziwnego, że kopalnie i fabryki po tamtej stronie chętnie zatrudniają przybyszów z Polski, ale to uderza, jak ich organizują. Na kopalni Delbruck pojawia się ogłoszenie w pols-kim i niemieckim języku, że pierwszeństwo w pracy otrzymują... byli powstańcy polscy i ich synowie. Cóż się stało, że Niemcy poczynają wynagradzać za udział w powstaniu? Przypominają się słowa Hitlera, 11 kiedy powiedział, że za najlepszy materiał dla partii nazistowskiej uwa-ża byłych członków partii komunistycznej, bo mają temperament. A już z resztą ich przekonań sobie poradzi.

Do spokojnej więc pracy fabrycznej poszukiwano, jak się okazuje, ludzi z temperamentem, a już z resztą radzono sobie na sposób hitlero-wski. Robotnik przede wszystkim musiał się zgodzić na potrącenie składki organizacyjnej oraz na abonament niemieckiego pisma. Kiedy już się nałożył - przed podwyżką zarobku następuje warunek, aby dzieci zapisał do niemieckiej szkoły. A wreszcie przychodzi ostateczne żądanie - spędzenia płatnego urlopu robotniczego na koloniach wypo-czynkowych i na koniec - na kursie w Leobschiitz na granicy czeskiej.  W Leobschiitz już się mówi wyraźnie. Jednorazowy kurs przeszkala trzy tysiące ludzi. Mówi się oto tym ludziom, wciągniętym już w     r krwiobieg niemieckiej pracy, poawansowanym, że ich przyszłość jest związana z losami Niemiec, że oni muszą uderzyć pierwsi, że oni muszą rozpocząć powstanie, które wesprze potężna Rzesza. Kursiści uczą się obchodzenia z bronią automatyczną i z ręcznymi granatami oraz z zasa-     l darni partyzantki. Wieczorami wysłuchują kursów ideologicznych.  Stara polska nazwa Leobschiitz - Głubczyce. Śląskie Gustliki jesz-cze raz w dziejach tam są zagłupiane przez Niemców.  Piękne sobie plony z tej roboty obiecuje Hitler i w Polsce, i na Za-chodzie:                                                                !  „Jeśli rozpocznę wojnę - zwierzał się Rauschningowi - być może, że wprowadzę w czasie niezmąconego pokoju wojska do Paryża. Te wojska będą w mundurach francuskich. Przewidzia-łem najdrobniejsze szczegóły. Te wojska zajmą sztab generalny, ministerstwa, parlament. W ciągu kilku chwil Francja, Austria, Polska, Czechy zostaną pozbawione organów rządzących. Ludzi powolnych zaś, którzy zechcą stworzyć nowy rząd, znajdziemy wszędzie: sami się zgłoszą. Znajdziemy na to dosyć ochotników, . dostateczną liczbę ludzi milczących i ofiarnych. Przeprawimy ich na tamte strony granic w czasie pokoju i wszyscy będą sobie wyobrażać, że są to nieszkodliwi turyści. Teraz trudno wam w to uwierzyć, a przecież zrobię dosłownie jak to mówię: wprowa-dzę ich pluton po plutonie.

Tak mówił Hitler jeszcze przed objęciem władzy. Widzieliśmy, że

udało mu się tak zrobić z Austrią, z Czechami, z Gdańskiem, z Danią, z      |

Rumunią, z Jugosławią i z Grecją. Ale się potknął o Polskę. I profesor      l

Bartel, i profesor Estreicher przełożyli śmierć nad stanowisko Quislinga.

12

TUŻ PRZED WOJNĄ

Już na kilka tygodni przed wojną zatrzymano na granicy śląskiej obok miejscowości Karol-Emanuel1 przekradających się kilkunastu dywer-santów zza kordonowego Freikorpsu, złożonego z polskich Obywateli.  Nieśli oni wielkie plecaki naładowane rewolwerami i amunicją. Padł wówczas pierwszy trup - poległ dywersant Nowak z Chorzowa. Jak donosiły po inwazji pisma niemieckie, odbyła się wielka uroczystość ek-shumacji jego zwłok i przeniesienia do Chorzowa.  Ale taki wypadek był zgoła wyjątkowy. Przepisy o małym ruchu granicznym umożliwiały omal bezkarną kontrabandę. Na granicy stał jeden strażnik na trzy-cztery kilometry. Śląsk zostaje zalany bronią nie-miecką.

W kilka dni po zajściu pod Karolem-Emanuelem policjant prowadził dywersanta, u którego znaleziono skład broni. Minęła go grupa męż-czyzn z grzecznym pozdrowieniem. Następnie jeden z tej grupy, niejaki Kaleta, odwrócił się i strzelił policjantowi w tył głowy. To był znowuż pierwszy trup z naszej strony.

Kiedy aresztowano Kaletę, Niemcy podnoszą niebywały gwałt. Pis-ma niemieckie roją się od opisów, jak to zezwierzęceni Polacy wyrzucili Kaletową z małymi dziećmi z pierwszego piętra na bruk. Zaalarmowani korespondenci amerykańscy, którzy przyjechali na Śląsk, mają możność oglądania idyllicznego obrazka: Kaletową w ogródku otoczoną dziećmi.  Władze polskie nie dają się zastraszyć krzykami i biorą się ostro do likwidacji. Zostaje aresztowany przywódca inżynier Wiesner, senator w poprzednim sejmie z mianowania Prezydenta. Wiadomo było, że prze-woził osobiście broń. Powołany przez Prezydenta do ostatniego senatu Wambeck przychwycony został jak przewoził ze swoją córką broń au-tomatyczną. A przecież, kiedy powoływano Wambecka na miejsce Wie-snera, Niemcy podnosili gwałt, że lojalna Jungdeutsche Partei zostaje pozbawiona przedstawicielstwa, lansowano w społeczeństwo polskie wiadomości, że Niemcy bojkotują Wambecka jako sprzedawczyka. Jak widzimy - komedia rozwijała się według napisanego w Berchtesgaden scenariusza.

rRed.:] Ruda Śląska.

13

Poza tymi nazwiskami okazowymi stał w Bydgoszczy podporucznik rezerwy wojsk polskich Goersdorf - Geschaeftsieiter Deutsche Verei-nigung in Polen - kierownik wywiadu i dywersji na Polskę, organiza-tor powstania niemieckiego w Bydgoszczy.

Zdaje się jednak, że Niemcy poprzestać musieli na własnej, co praw-da, sprężystej organizacji, ale w zdrowe społeczeństwo polskie wniknąć nie mogli, jak to miało miejsce w innych krajach, które podminowali.  Przynajmniej w Polsce, po ich wejściu, nie okazały się po ich stronie na-zwiska żadnych Polaków, będących w niemieckiej służbie.  Zresztą nasz wywiad nie spał. Szpiedzy - technik fortyfikacji na     | Śląsku oraz naczelny geometra zarządu dóbr księcia Pszczyńskiego - zostali rozstrzelani w Toruniu.

W ostatnich tygodniach przed wojną już ta robota niemiecka musi wychodzić z ukrycia, musi rozlewać się masowo. Bojówkarze niemiec-cy prowokują bójki po knajpach, które następnie są rozgłaszane przez prasę niemiecką jako terror polski. Równocześnie na teren Polski po-czyna napływać broń w coraz większych ilościach.

Do właściciela knajpy w Czerwionce zwrócili się jacyś po polsku

mówiący ludzie wynajmując skład na towary. Knajpiarza tknęła wysoka

suma, którą mu za to zaofiarowano, więc kiedy złożono pierwszą partię

towaru, postanowił zajrzeć do skrzyń. Okazało się, że podejrzenia jego

były niesłuszne. Skrzynie zawierały znane w Polsce konserwy - Pu-

dliszki i dużą ilość aparatów radiowych. Obawiając się jednak, że apa-

raty pochodzą ze szmuglu, restaurator dał znać do policji. Po zbadaniu     |

okazało się, że pod postacią konserw sprokurowano materiały wybu-

chowe; wystarczało wygnieść krążek w denku i wstawić lont. Pamięta-

my liczne wybuchy w szkołach i lokalach niemieckich w ostatnim mie-

siącu przed wojną, które były roztrąbione przez Niemców na cały

świat. To właśnie po to były potrzebne owe Pudliszki.                  .

Aparaty radiowe były idealnie proste, bezantenowe, o uproszczonej     l

skali. Potrzebną falę łapało się jednym pokręceniem. Najwyraźniej były przeznaczone dla rozsiania w terenie, aby stworzyć szybki i bezpośred-ni kontakt. Ale na razie nie wiadomo było nic bliżej.                      !

Teraz odkrycia tego rodzaju mnożyły się. W jednej ze wsi zgłosił się

do policji kowal z tym, że obstalowano u niego dwanaście jakichś dzi-

wacznych klamer, których użytku zamawiając...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin