Ernst Bloch – Ślady (1930 rok).pdf

(140 KB) Pobierz
Ślady
Ernst Bloch
Ślady
Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
WARSZAWA 2010
Ernst Bloch – Ślady (1930 rok)
Fragmenty „Śladów” („Spuren”) – pisanych w
1929 roku i opublikowanych rok później w
Berlinie – przełożyła Anna Czajka-Krzyżanowska.
Podstawa niniejszego wydania: „Literatura na
świecie” nr 7 (123), lipiec 1981 r.
– 2 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
288088382.003.png
 
Ernst Bloch – Ślady (1930 rok)
Jakże więc? Jestem. Lecz nie mam siebie.
Dlatego stajemy się sobą dopiero.
ZA MAŁO
Z samym sobą jest się samotnym. Samotni są też w większości ci, którzy będąc razem z innymi,
nie są ze sobą. Obydwa te stany trzeba porzucić.
MIESZAĆ SIĘ
Dobre? zapytałem. Dziecku najlepiej smakuje u obcych. Zauważają tylko szybko, co i tam jest nie
w porządku. A gdyby w domu było pięknie, nie odchodziłyby tak chętnie.
NUCIĆ SOBIE
Zastanawiające, jak zachowują się niektórzy, gdy nikt na nich nie patrzy. Jedni stroją miny z rana,
inni tańczą, większość nuci bez sensu pod nosem. Także w przerwach w pracy, przy liczeniu chociażby,
niektórzy nucą coś, czego się nie rozumie, czego sami nie słyszą, w czym jednak wiele tkwić może.
Opadają wtedy maski bądź tworzą się nowe, to zależy, sprawa jest dość zwariowana. W samotności
ludzie często są jak błędni, śpiewają kawałki z tego, czym byli kiedyś, a co nie pozostało w nich trwałym.
Są skrzywieni, marionetki z marzeń sennych, ponieważ zmuszono ich do wzrostu jeszcze bardziej
krzywego i jałowego.
RÓŻNE POTRZEBY
Opowiadają, że pies i koń byli przyjaciółmi. Pies odkładał dla konia najlepsze kości, koń
podsuwał psu najwonniejsze wiązki siana, i tak chciał jeden dla drugiego tego, co najlepsze, i tak ani
jeden ani drugi nie był syty. Oddaje to dokładnie smutny stan rzeczy nie tylko w stosunkach między
najbliższymi sobie ludźmi, różnej płci przede wszystkim, gdy nie potrafią zrezygnować ze świata
własnych wyobrażeń, lecz także w stosunkach mniej zażyłych. Wielce tu pomagają skromne wymagania
co do powszechnie i zazwyczaj w dobrej wierze robionych podarunków. Gdy się bowiem widzi owe
wiązki siana, wieczory, niedziele większości ludzi, trudno pojąć, w jaki sposób utrzymują się przy życiu.
BŁOTO
Jak nisko można upaść. Widziałem to wczoraj, ze wszystkimi szczegółami. Na rue Blondel leżała
pijana kobieta, policjant wkracza w akcję. Je suis pauvre, mówi kobieta. To jeszcze nie powód, żeby
rzygać na ulicy, krzyczy policjant. Que voulez-vous, monsieur, la pauvreté, c’est déjà á molitié la saleté 1 ,
mówi kobieta i pije dalej. W tym jednym zdaniu jest opis, komentarz i zniesienie. Kogo lub co miał
aresztować policjant.
MURZYN
Pewien człowiek przyjrzał się sobie lepiej właśnie w momencie, gdy się mylił. Późnym wieczorem
przyszedł do hotelu pewie n pan, z przyjaciółmi, wszystkie miejsca były zajęte. Poza jednym, lecz w
1 Jestem biedna. Czego pan chce, bieda jest już w połowie brudem.
– 3 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
288088382.004.png
 
Ernst Bloch – Ślady (1930 rok)
pokoju spał już Murzyn, jesteśmy w Ameryce. Mimo to pan zdecydował się wziąć pokój, chodziło o
jedną noc tylko, raniutko musiał śpieszyć do pociągu. Surowo przykazał jednak chłopcu hotelowemu,
żeby go obudził. Jeśli nie wystarczy stukanie w drzwi, niech budzi go w łóżku, ale niech się aby nie omyli
i nie budzi Murzyna! Na noc zażyto różnorakich mocnych trunków, z sukcesem tak dużym, że
przyjaciele, zanim dostarczyli dżentelmena do jego pokoju z Murzynem, wysmarowali go sadzami, czego
nawet nie zauważył. Kiedy więc chłopiec hotelowy obudził gościa, ten pędzi na dworzec, do pociągu, do
toalety, aby się umyć: widzi się w lustrze i krzyczy: „A jednak Murzyna obudził, idiota!” – Historia ta
bywa opowiadana także inaczej, kończy się jednak zawsze tak samo. Czy mężczyzna był zaspany? z
pewnością, lecz jednocześnie nigdy nie był trzeźwiejszy jak w tym momencie. Znalazł się tak
nieokreślenie blisko siebie samego, i biel, do której nawykł, spadła z jego ciała jak sukienka, w którą go
przedtem, co było całkiem przyjemne, wetknięto. Tak to biali upodobniają się zazwyczaj do własnych
zniekształconych obrazów, nic tam nie leży dobrze, życie jest marnym krawcem. Także z Murzyna
opadłaby suknia, gdyby raz wnikliwie przyjrzał się sobie.
DZIAŁ WODNY
Ktoś powiedział: absolutnie nie chodziło o ciebie czy o mnie. Przynajmniej na początku, czyż
byłem przy tym, kiedy mnie płodzili? Przypuszczalnie zdarzyło się to ojcu i matce dość przypadkowo.
Potem naturalnie, człowiek istnieje i rozwija się sam z siebie, o ile jest coś wart.
Istnieje się, ale czy z własnej łaski? przerwał sobie mężczyzna. Nie, zbyt wiele jest tu
przypadkiem, a ten nas obraża. Co najmniej nasze niewiadome spotkania, nasz początek z ludźmi i
wynikający z tego los (którego by bez tego początku nie było), zależą od najbardziej przypadkowych
okoliczności. Mogą one pochodzić z najbłahszego źródła, i często, co zadziwiające, źródło jest jedno i
wciąż to samo, inne okoliczności nie mają tu wpływu wcale lub tylko niewielki. Jeśli chodzi o mnie na
przykład, mówił mężczyzna, to odkryłem, dostatecznie zbadawszy rzecz w pewnej niepoważnej godzinie,
że moje właściwie życie, by tak powiedzieć, moje drugie narodziny lub chrzest dojrzałości mają związek
z dymisją pewnego bawarskiego oficera, którego nazwiska już nawet nie pamiętam. Jako młody człowiek
żyłem samotnie, szukałem, lecz nie znalazłem nikogo.
W swoim pierwszym monachijskim semestrze mieszkałem u kobiety, jak myślałem, wdowy,
niekiedy chlubiła się lepszymi czasami. Przybył tam potem jako lokator stary człowiek, którego się od
czasu do czasu widywało w sieni dystyngowanie postękującego. Kiedy pewnego razu wróciłem do domu
późno w nocy, przechodziłem obok sypialni wdowy, drzwi dziwnym trafem stały otworem – a w łóżku
wdowy leżał w śmiertelnej pozie stary człowiek, światło paliło się jeszcze, a po lewej i prawej stronie
dwie wysokie świece. Mieszkanie było puste, kobieta zniknęła, a ja byłem sam na sam z umarłym. Znów
się pojawił pavor nocturnus z dzieciństwa, te same sparaliżowane członki, niemożność ucieczki przed
koszmarnym snem. Lecz przecież, czego się sobie życzy w dzieciństwie, tego ma się pod dostatkiem w
życiu dojrzałym, przynajmniej odwagi do ucieczki – i po krótkim czasie byłem znów wśród żyjących, w
barze, którego z pewnością bym nie odwiedził, gdyby nie martwy mężczyzna.
Oto rdzeń historii: w istocie, nigdy jeszcze nie byłem w tym barze, ponieważ był podły, także
dlatego, że stale bywali tam bardzo niemili znajomi. Tej nocy poszedłem tam tylko dlatego, że
potrzebowałem, co się da udowodnić, ludzkiego ciepła bez względu na napotkane twarze. Włos w zupie
był mimo wszystko ludzki, a w kwaśnym winie odrobina brudu unosiła się jak błogosławiony duch.
Przede wszystkim jednak tego akurat wieczoru bar ów odwiedził człowiek, który nigdy tam nie bywał i
którego wtedy poznałem – i właśnie przez niego, po kolei, pośrednio, w istnym łańcuchu spotkań,
przypominającym przypalanie jednego papierosa od drugiego, poznałem wszystkich ludzi, którzy byli dla
mnie ważni. Najpierw pewna studentka, przez wzgląd na nią poszedłem studiować na małym
uniwersytecie, o którym bym kiedy indziej w ogóle nie pomyślał. Potem, w tym samym miejscu, pewna
Węgierka, przyjaciółka Rosjanka i przyjaciel Niemiec – najczystszy karat dziwaczności. Wszystko to
ludzie, którzy tacy, jacy byli, w specyficzny sposób oddziałali na mnie i nie daliby się zastąpić innymi.
Bez Węgierki nigdy nie pojechałbym do Budapesztu (przynajmniej nie wtedy), bez niej nie poznałbym
– 4 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
288088382.001.png
 
Ernst Bloch – Ślady (1930 rok)
filozofa (przynajmniej nie w tym, o wszystkim decydującym czasie), owego ojca franciszkanina, który tak
intensywnie na mnie wpływał. I znów przez człowieka z baru spotkałem moją przyszłą żonę, w pewnym
na uboczu położonym zajeździe, przez niego określiło się nawet miejsce, w którym pisałem pierwszą
książkę (nie bez zależności od krajobrazu). W tym paśmie przyczynowym są oczywiście jeszcze inne, nie
tak może przypadkowe wątki, lecz żaden z nich nie przenika w tym stopniu wszystkiego, żaden przede
wszystkim nie jest tak zdecydowanie przyczynowym, żaden nie określa tak bardzo wszystkich nowych
początków. Mały uniwersytet i to, co potem nastąpiło. Oddalony zajazd w dolinie Izary i wszystko, co
zdarzyło się potem – cały ten los nie dokonałby się, gdyby nie człowiek z baru. Dopiero niedawno
wygasła siła przyczynowa przypadkowego zgonu i znajomości z baru. Stary mężczyzna zaś, od którego
śmiertelnego łoża uciekłem, był zdymisjonowanym oficerem, zwolnionym z powodu skandalu z pewną
monachijską tancerką, który miał miejsce na długo przed moim narodzeniem. Śmiertelnie chory wrócił do
domu swej żony, którą uważałem za wdowę, a która nią dopiero została. Jego koniec w otwartym pokoju,
w nocnym świetle, w opuszczonym mieszkaniu, obdarował mnie początkiem dorosłego życia.
A z czego jeszcze wypływa źródło? pytał osobliwy narrator. Z tego, że przyszedłem do tego domu,
aby wynająć pokój, z pierwszego spojrzenia oficera na ową tancerkę, z drobnych, odległych, obcych
spraw, które mnie przecież w ogóle nie obchodzą. Że komuś cegła spada na głowę, że jeden ma w swych
planach szczęście, a drugi nie, to mogłoby się wydawać zrządzeniem tak zwanej karmy czy tak zwanej
opatrzności. Lecz w tych drobnych, niesamowicie maleńkich i obcych i w tak głębokiej przeszłości
tkwiących przyczynach, dowolność, „przypadkowość”, nieprzydatność, nawet niedogodność karmy,
widoczna jest gołym okiem. Cóż może mieć wspólnego z moim losem prywatna sprawa obojętnego mi
oficera, na którego natknąłem się gdzieś na peryferii mego życia? Co może ona mieć do czynienia z masą
dziedziczną mego życia, w jakim wreszcie pozostaje stosunku do zasady, wedle której zaistniałem jako
zjawisko „inteligibilne” i która odżegnuje się od grochu z kapustą powyższych determinacji? Każdy może
doszukać się we własnym życiu takich niepozornych prapoczątków, w większości przypadków będą one
równie mało znaczące, ba, dziwne i komiczne. Obroty naszej egzystencji nie mają jeszcze budżetu
produkcyjnego, powiedział mężczyzna i symbolicznie splunął w pustą dłoń. Potem, co prawda, wiele
rzeczy wygląda całkiem prawidłowo, gdy patrzeć z perspektywy środka albo nawet końca życia.
Przyzwyczajenie do tego, co zaistniało, wywołuje u wielu złudzenie istnienia zamysłu, w danym
przypadku działania zasady konieczności, wedle której szukać należy spełnienia egzystencji. Wydaje się,
że odwaga i logika, nasza własna łaska tkwiąca w podmiocie, a ostatecznie grupie, tworzą historię i los.
Życie jednak jest jeszcze splątane, nie dla nas też było budowane – raz upada w kałużę na podwórku, raz
na pagórek, a rzadko na Gotharda, ba, nawet tam jeszcze kamyczek tworzy dział wodny i on
najmniejszym swym rozstrzygnięciem każe wodom płynąć tu ku Morzu Śródziemnemu, a tam – ku
Północnemu. Nawet logika odwagi, która z trupa, tancerki i znajomego z baru może ostatecznie stworzyć
jedno życie, tak jak mogłaby je stworzyć z innych możliwych elementów, jest, nawet jeśli nie dowolna, to
przecież tak samo niejasna w swym występowaniu jak zewnętrzny „przypadek”. Także siła tworzenia
wielkiego losu, swoboda posiadania własnej zasady, zasady, wedle której nie raz wystąpiło i postępuje
dalej pokonując wszystkie przeszkody, jest w ostateczności w większości wypadków bardziej
„wolnością”, a zatem przypadkiem, dobrym przypadkiem niż zasadą.
BIEDNY I BOGATY DIABEŁ
Ktoś, kto ma dużo pieniędzy, robi się czasem dziwnie dobry. Także bliźnim użycza czegoś,
wymyśla dla nich coś ładnego. Bogaci ludzie chętnie się bawią, w zabawę wciągają biednych. Tak było
też z owym Amerykaninem, który ogłosił najprzedziwniejszy z konkursów. Szukano młodego człowieka,
najchętniej górnika, zdrowego i zręcznego. Spośród setek tysięcy ubiegających się jeden został wybrany –
młody człowiek stawiał się. Przystojny chłopak, nie miał oto nic więcej do roboty, jak spełniać dalsze
warunki: mianowicie jeść i pić w elegancki sposób, z szykiem nosić wykwintne ubrania, grać figurę.
Wychowawca nauczył go światowych sztuk, jazdy konno, gry w golfa, kulturalnej konwersacji w
towarzystwie dam i w ogóle wszystkiego, co musi umieć amerykański dżentelmen; za wszystko płacił
– 5 –
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
288088382.002.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin