ANDRZEJ ZIEMIA�SKI legenda, czyli pij�c w�dk� we Wroc�awiu w 1999 roku Adamowi Fierli, przyjacielowi i pisarzowi, kt�ry pewnego dnia wykupi� bilet na ekspres w jedn� stron� i rozwi�za� wszystkie swoje problemy szybkim lotem bez spadochronu... Ivan "Sepp" Dietrich siedzia� razem z "pu�kownikiem" Gusiewem w ma�ej kawiarni umieszczonej w przej�ciu podziemnym. Pochy�e �ciany z r�cznie obrabianego kamienia podtrzymywa�y tu �elbetowy strop o grubo�ci paru metr�w, a jednocze�nie "znikni�to" jedn� ze �cian i mo�na by�o przez ogromny wykr�j obserwowa� taras wychodz�cy nad obramowan� morzem zieleni fos�. W�a�ciwie nie by�o to zwyk�e podziemne przej�cie, cho� oczywi�cie pe�ni�o takie funkcje. To raczej stary bunkier, gdzie na dachu zwanym placem Pierwszego Maja je�dzi�y samochody i tramwaje, ni�ej by�y sklepy i kawiarnie, sprz�one stanowiska telefon�w TPSA, a jeszcze ni�ej taras i fosa. W p�ny letni wiecz�r Gusiew i Dietrich grali w karty s�cz�c piwo przy stoliku os�oni�tym ogromnym parasolem. Dietrich rozdawa� po pi�� kart do pokera. Gusiew po�o�y� dziesi�� z�otych w ciemno. - Nie przesadzasz? - Wiem, �e wygram. - To i ja wiem. Ty zawsze we wszystko wygrywasz. Gusiew u�miechn�� si� lekko. - Ale nie wiesz dlaczego? - Bo masz szcz�cie, dupku. Zawsze ze mn� wygrywa�e�. W ka�dej grze, w ka�dym losowaniu, w marynarza, w rzucaniu monet� i w pi�ki pod mostem... - Ale nie wiesz dlaczego? - powt�rzy� Gusiew. - Bo jeste� cholernym szcz�ciarzem. - Nieprawda. Jestem zwyk�ym pechowcem. - Pieprzysz. - Widzisz... W og�le nie w tym rzecz. Pochlebiam sobie, �e pisarz to taki facet, kt�ry ma niezwyk�y zmys� obserwacji. - Gusiew rzeczywi�cie by� pisarzem. Poza etatem na uczelni publikowa� opowiadania i powie�ci w r�nych miejscach. - Zawsze ilekro� jad� przez Wroc�aw, widz� milion historii. I je�li potem opowiem jedn� z nich znajomym, to maj� mnie za k�amc� i bajeranta. - A tak nie jest? - Ja to wszystko naprawd� widz�. Jak kto� nie ma zmys�u obserwacji, to niech si� nie bierze za pisanie. - A jak to po��czysz z wygran� w karty? Gusiew z�o�y� r�ce niby do modlitwy. - Czu�e� to drgni�cie rzeczywisto�ci przed chwil�? - Szlag! Jakie drgni�cie? - Nie czu�e�? Nie poczu�e�, �e wygrasz? Dietrich wzruszy� ramionami. Poci�gn�� �yk piwa, kt�re powoli robi�o si� ju� ciep�e. - No to ja wygram. - Gusiew wy�o�y� karty na blat stolika. Mia� dwa walety, dziewi�tk�, tr�jk� i dw�jk�. - Ty... to nie jest poker ameryka�ski. Dlaczego odkry�e�? Gusiew po�o�y� na stoliku dwadzie�cia z�otych. - Chc� ci da� szans�. Ale i tak nie wygrasz. Dietrich zerkn�� we w�asne karty. Mia� trzy asy, kr�la i sz�stk�. - Akurat wygrasz - mrukn�� wyr�wnuj�c dwadzie�cia. - Ile? Gusiew popchn�� w jego kierunku dziewi�tk�, tr�jk� i dw�jk�. - Trzy. Nie masz szans. - Zobaczymy. - Dietrich wymieni� dwie. Zerkn�� w karty. Mia� swoje trzy asy i dwie dw�jki. Full. - No i co, kole�? My�l�, �e pi��dziesi�t z�otych nie by�oby teraz przesad�. - Nie tra� forsy. - Gusiew podni�s� g�ow� patrz�c na betonowe d�wigary powy�ej. Po omacku odwr�ci� swoje karty nawet nie patrz�c, jakie by�y. - I co? - spyta� ci�gle z g�ow� do g�ry. - Co mam? Dietrich w�ciek�y zapali� papierosa. - Cztery walety. - Zaci�gn�� si� g��boko. - Psiakrew. Ty zawsze wygrywasz. Szlag... Jak trzeba by�o wylosowa� ksi��k� na aukcji i rzucali�my monetami... Jak kupowali�my sobie rewolwery w sklepie i trzeba by�o wylosowa� komu przypadnie model steel blue... - To zupe�nie nie o to chodzi. - Gusiew wyj�� z kieszeni monet�. - Orze� czy reszka? - Orze�. Gusiew rzuci�. Ci�gle nie odwraca� oczu od d�wigar�w powy�ej. - Co wysz�o? - Reszka! Kurde balans! Gusiew wyj�� z kieszeni d�ugopis. Po�o�y� na stoliku i zakr�ci�. - Nie spytam ju�, kogo wska�e... - Pewnie ciebie. - No. D�ugopis wirowa� na mokrym blacie. Po chwili zacz�� zwalnia�. Kiedy si� zatrzyma�, wysuni�ty wk�ad mierzy� wprost w brzuch Gusiewa. Dietrich zakl�� g�o�no. - Jak ty to robisz? - Ja tego nie robi�. - Gusiew dopi� reszt� piwa. - To si� samo robi. - Nie pieprz mi tu na g�odno. - Sam powiedzia�e�, �e zawsze we wszystko wygrywam. A ja uwa�am, �e jestem najwi�kszym pechowcem, kt�rego ziemia nosi. Jestem koszmarnym nieudacznikiem, Ivan. - Srasz. To tak. Ale nie jeste� pechowcem. - �miejesz si�. Niepotrzebnie. - Sam pami�tam, jak za kryzysu stali�my w kolejce po benzyn�. Ze trzy godziny. Ju� doje�d�ali�my do stacji, kiedy przyjecha�a cysterna. I szed� facet z zakazem wjazdu w r�ce. Trzysta aut w koszmarnej, socjalistycznej kolejce. A on... ustawi� zakaz dok�adnie za twoim samochodem. Nie musia�e� czeka� kolejnych dw�ch godzin, bo tyle to wtedy trwa�o. Wybra� dok�adnie tw�j tylny zderzak. Tw�j, spo�r�d trzystu innych samochod�w. - Drgni�cie rzeczywisto�ci. - Gusiew te� zapali�. - Co? - Nie czujesz tego? Jak masz wygra�, czujesz drgni�cie rzeczywisto�ci. - Niech ci� szlag trafi. Co? - Popatrz. - "Pu�kownik" wyj�� z kieszeni dwie ko�ci. Rzuci�. Tr�jka i pi�tka. - Teraz przegram - powiedzia�. Dietrich mia� pi�tk� i czw�rk�. Jeszcze raz. Gusiew tr�jka i dw�jka. "Sepp" czw�rka i pi�tka. - A teraz wygram. - Gusiew rzuci� dwie sz�stki. Dietrich mia� jedynk� i dw�jk�. - Ja ci� pieprz�. Jak ty to robisz? - Ja tego nie robi�. To si� samo robi. Ja tylko obserwuj� rzeczywisto��. - Jak, psiakrew, obserwujesz rzeczywisto��? Gusiew przywo�a� kelnerk� i zam�wi� jeszcze dwa doskonale sch�odzone okocimy. - Widzisz... Wielokrotnie zwr�ci�em uwag� na to, �e gra usi�uje nam pom�c. Oczywi�cie, je�li gra trafi na wyj�tkowego je�opa albo warunki nie sprzyjaj�, to nic z tego nie b�dzie... - Dzi�kuj� ci, �e nazwa�e� mnie je�opem. - Dietrich u�miechn�� si� promiennie. - Nie opowiadaj. Gra chce, �eby j� wygra�. I dlatego pomaga graczowi. To jest w�a�nie drgni�cie rzeczywisto�ci. Dobry obserwator to czuje. Dietrich przygryz� wargi. Zna� Gusiewa i wiedzia�, �e kolega nie robi sobie jaj. - OK. Poka� mi to "drgni�cie rzeczywisto�ci". - Wyj�� z kieszeni gar�� monet. - Ile mam w �apie? Ten, kto b�dzie bli�szy kwoty, wygrywa! - Analizowa� w umy�le swoje dzisiejsze wydatki. A poza tym czu� w d�oni ci�ar monet. Teraz musia� wygra�. - Dwadzie�cia z�otych. Nie... - Potrz�sn�� r�k� chc�c zwa�y� bilon. - Pi�tna�cie. Mmmmmm... Trzyna�cie. Dwana�cie. Dwana�cie z�otych, oko�o. - Siedem pi��dziesi�t - mrukn�� Gusiew. - A g�wno! - Dietrich wysypa� monety na blat. Zacz�� liczy�. Podniecony rozgrywk� wypi� dwa pot�ne �yki. - Pi��, sze��, sze�� dziewi��dziesi�t, Chryste... Siedem dziewi��dziesi�t! Siedem, jasna cholera, dziewi��dziesi�t! Sk�d wiedzia�e�??? - Nie wiedzia�em. - To dlaczego strzeli�e� siedem pi��dziesi�t? - Nie strzela�em. To by�o drgni�cie rzeczywisto�ci. Dietrich upi� dwa kolejne �yki piwa. - To znaczy? - Wiedzia�em, ile masz w gar�ci. Mniej wi�cej. - Gra ci powiedzia�a? - Nie. Czu�em. Nie wiem, jak to powiedzie�. Upalne letnie popo�udnie nie by�o tak dokuczliwe w podziemnym schronie, przej�ciu, pod paroma metrami betonu, z wielk� wyrw� wpuszczaj�c� wiej�cy znad fosy wiatr i zimnym piwem na stoliku. Nieliczni przechodnie snuli si� powoli w pobli�u. S�o�ce l�ni�o coraz bardziej czerwonymi odblaskami na powierzchni wody. Gusiew po raz kolejny tego popo�udnia spojrza� na eleganck� kopert�, kt�ra zawiera�a jego wyniki ze szpitala. Potem przeni�s� wzrok na wyci�te z gazety zdj�cie przedstawiaj�ce ma��, kilkuletni� dziewczynk� siedz�c� samotnie na p�askim dachu przybud�wki. Dziewczynka, zamy�lona, patrzy�a w pust�, zamglon� przestrze� przed sob�. Zrobi�o mu si� smutno. Winston Churchill nazywa� to "czarnym psem". R�nie ludzie nazywali depresje. Jego w�asny, Gusiewa, czarny pies, czai� si� gdzie� w pobli�u. Jeszcze nie podchodzi�, ale ju� szczerzy� z�by w ukryciu, kr���c niespiesznie wok�. "B�d� ci� mia�, stary" - zdawa� si� m�wi� w swojej psiej mowie. "B�d� ci� jeszcze mia�...". "Sepp" Dietrich poci�gn�� wielki �yk piwa. - Co� si� tak zamy�li�, stary? - spyta�. "Stary"... Tak samo m�wi� czarny pies. - A... pierdo�y. - Musz� z tob� nareszcie wygra�. - To wygraj. - W co? - W marynarza? - Gusiew odpowiedzia� pytaniem. Czarny pies by� niebezpiecznie blisko. - No, nie ma sprawy. - Ivan podni�s� szklank� piwa do ust, ale nie zd��y� doko�czy� tego ruchu. Co� nim szarpn�o. Gusiew te� to poczu�. Du�o lepiej. - Jezus! - Dietrich odstawi� piwo. - Jezus Maria! Poczu�em!!! - Taaaa?... - Poczu�em drgni�cie rzeczywisto�ci! Teraz wygram. Gusiew u�miechn�� si� lekko. - Gra zawsze chce ci pom�c - powt�rzy�. - Ale zwyk�a gra jest jak zapa�ka. Musisz by� dobrym obserwatorem i musisz trzyma� r�k� bardzo blisko, �eby poczu� ciep�o. A to... To by�o jak bomba atomowa. - Co ty pieprzysz? Poczu�em. Teraz wygram. - Nie. Nie wygrasz. - Poczu�em drgni�cie rzeczywisto�ci. - Tak? - Gusiew ci�gle si� u�miecha�. Dla niego, dla obserwatora natchnionego, to by�o jak orgazm. On to czu� ca�� swoj� istot�, wszystkimi nerwami. Nie m�g� si� otrz�sn�� z szoku. - Jaka� gra si� w�a�nie zacz�a. Wielka. Monstrualna. Zupe�nie nieprawdopodobna. - Pieprzysz. - Ona chce nam pom�c. To b�dzie potwornie nierzeczywiste uczucie. - Schowa� kopert� ze szpitala i zdj�cie dziewczynki do teczki. - Nigdy czego� takiego jeszcze nie czu�em. - Nieprawda. Teraz wygram. Poczu�em. - Nie. Dietrich wyci�gn�� zaci�ni�t� pi�� nad sto�em do gry w marynarza. - OK. Patrz, jak wygrywam. Liczymy ode mnie. Raz, dwa, trzy... Gusiew pokaza� dwa palce, Dietrich te� dwa. - Szlag!!! - Nawet nie liczy�. - Znowu wygra�e�. Gusiew zacz�� si� �mia�. - To nie ta gra - mrukn��. - Zaraz co� si� stanie. - Co? - "Sepp" patrzy� og�upia�y. - Obserwuj. Ucz si�. Bo dar obserwacji masz. - Gusiew dopi� swoje piwo. - Zawsze powtarzam, �e powiniene� zosta� pisarzem. Dietrich tylko kr�ci� g�ow�. Nie m�g� sobie poradzi� z irracjonalnym uczuciem niepokoju, kt�re go nagle ogarn�o. - Zaraz co� si� stanie - powt�rzy� Gusiew. - Zaraz co� si� stanie. Z boku podesz�a �liczna dziewczyna z kieliszkiem wina w r�ce. -...
Poszukiwany