Wieczorek Salamandra.txt

(38 KB) Pobierz
MA�GORZATA WIECZOREK

salamandra

Cel osi�gni�ty nie zawsze jest tym zamierzonym, g�osi jedno z mago�skich
powiedze�. Prawdziwo�� sw� potwierdzi�o zar�wno w czas Wielkiej Wojny, jak
i wiele lat p�niej, gdy delegacja ludzi stan�a przed w�adc� Magonii
skar��c si� na potwory gn�bi�ce domostwo Hrothgara. Monstra zosta�y
zabite, lecz ich sama obecno�� - i na to �alili si� ludzie - stanowi�a
powa�ne naruszenie traktat�w. Trwa�a pami�� o dawnych walkach z mago�skimi
chowa�cami, wspomnienie krwi i  ofiar; a tak�e l�ku, z kt�rym ludzie
witali �wit �wiadomi, �e rozkazuj�cy �ywio�om niewidzialny przeciwnik jest
w mocy uderzy� z Cytrynowego Szlaku w ka�dym miejscu i o ka�dej chwili.
Nikt - nawet ot�pia�e od ziela wieszczki - nie by� w stanie przenikn��
jego zamiar�w. Zatem plotka goni�a plotk�, zgodne w jednym: jeste�my dla
wroga igraszk�.
SMOCZA KRONIKA VERNESS - WST�P TIMANDRA VARRO
Duessa ukryta za murami Cahoru �ledzi�a ja�ni� �lepe cienie brn�ce przez
umowny pejza� asramu. Ludzie uto�samiali si� z widzialn� materi�, nie
wiedz�c, �e ka�de ich poruszenie wywo�uje w niewidzialnym �wiecie cienie i
zmarszczki podobne tym, jakie wida� na wodzie, gdy ryba podp�ynie do
powierzchni. Policzy�a je. Zgadza si�: �o�nierze, mersowie, jak ich zw� w
Verness, a ta - znaczniejsza od innych - to ich ksi���. Z rado�ci�
rozpozna�a kolejny cie�, kr���cy wok� oddzia�u, cie�, kt�ry zwyk�emu
ludzkiemu oku zda�by si� wilkiem.
- Mi�o ci� zn�w widzie� w Magonii - wyszepta�a. - Doskonale, �e nadal
posiadasz wisiorek. Taki pot�ny arca-vigra'a powinno si� dobrze
wykorzysta�. Ludzie nie s� �wiadomi w�a�ciwo�ci, jakimi obdarzona bywa
najdrobniejsza z drobnych manifestacji wy�szego �adu. Czas na prezentacj�.
Duessa wycofa�a si�. Otworzy�a oczy na odg�os oddalaj�cych si� po �wirowej
alejce krok�w. Wsta�a otrzepuj�c sp�dnic�, rozz�oszczona tym, �e zaj�ta
odczytywaniem �lad�w poselstwa, nie wyczu�a wcze�niej obecno�ci Rozalindy.
Uwolni� si� od ciebie, my�la�a �ledz�c wzrokiem malej�c� sylwetk�. A m�j
brat opami�ta si� i nawet je�li zagniewam go, w ko�cu zrozumie, �e nie
przystoi mu ludzka kochanka.
Zadowolona, odwr�ci�a twarz ku s�o�cu. Czu�a, �e zbli�aj�ce si� wydarzenia
same dopasuj� si� do jej pragnie�.
Jechali w ciszy przerywanej z rzadka parskni�ciami koni,  kopyta uderza�y
g�ucho wzbijaj�c chmury kurzu, trwaj�ce d�ugo po przeje�dzie oddzia�u.
Bro� i ekwipunek zbrojnych zdobne by�y w smocze motywy, po kt�rych pozna�
�atwo verne�skich mers�w. �o�nierzami dowodzi�a Firinne i to na ni� zdawa�
si� ksi��� Verness Mortimer w sprawach wojskowych - sam cz�ciej zajmowa�
si� dyplomacj� ni� wojaczk�.
Machni�cie wilczej kity i zwierz� przepad�o sprzed oczu ludzi, hen, w
trawie wybuja�ej wzd�u� go�ci�ca. G�sty �ywop�ot porastaj�cy pobocza
mago�skich trakt�w pozosta� dawno za nimi - znak, �e zbli�ali si� do
Tollan, stolicy Magonii. Mortimer zaduma� si�, co towarzysz�ce im od
pocz�tku drogi wilczysko zrobi, gdy dotr� do miasta, lecz wzruszy�
ramionami.
�ar wzmaga� zniech�cenie. Czuli na twarzach mago�skie s�o�ce - zrazu
przyjemne po ojczystym ch�odzie - kt�re od dziesi�cioleci nie liza�o
promieniami twarzy �adnego z Vernessyt�w. Zgodnie z traktatem tak winno
pozosta�. Nie zezwala� on na nowe osadnictwo w Magonii i Verness,
zarz�dza� te� zawarcie przej��.  Nielicznym tylko - znanym na obu dworach
- pozwolono podr�owa� swobodnie.
Nikt nie mia� ochoty wkracza� do Tollan; tym bardziej zastanawia�
Mortimera up�r wilka, zaci�to��, z jak� pod��a� za oddzia�em od samego
Verness.
Tollan wy�oni�o si� sk�pane w porannym blasku, otoczone wysokimi murami,
basztami. Miejskie wie�e wie�czy�y nieregularne, niespokojne he�my
wygl�daj�ce jak zastyg�e czerwono��te p�omienie.
Nie zmitr�yli d�ugo przed bramami. Wnet pojawi�a si� eskorta kr�lewskich
gwardzist�w w lekkich, zdobnych isernowych kolczugach. Wystawa�y spod nich
bogate, ��to-czerwone stroje, a na piersiach ka�dego z gwardzist�w
widnia�a salamandra. Jednakie mieli twarze. W ich milcz�cej asy�cie
w�drowcy z Verness przejechali przez miasto. Dru�yna mers�w zosta�a
zatrzymana na dziedzi�cu przez gwardzist�w. Dalej poprowadzono tylko
ksi�cia, Firinne i Merkada, p�owow�osego m�odzie�ca szkolonego przez
dow�dczyni� na oficera.
Blask bij�cy od �cian wy�o�onych mago�skim piaskowcem roz�wietla� sal�
tronow�. Ludzie zmru�yli oczy, by po chwili dojrze� gospodarza, masywn�
posta� o ciekawym, �ywym obliczu. Obok niego sta�, jak przypuszcza�
Mortimer, lar tego miejsca zawini�ty w peleryn�, z twarz� ukryt� g��boko
pod brunatnym kapturem.
- Podejd�cie no bli�ej!
Dono�ny g�os Bennusa z �atwo�ci� wype�ni� ca�� sal�. Wysoki, o jasnej
barwie r�wnie lekko pomkn��by ponad zgie�kiem bitwy. Uszu Vernessyt�w nie
rani� �aden obcy akcent, ani �ladu archaicznych d�ugich samog�osek,
wyra�nych w mowie ludzi mieszkaj�cych w Magonii.
Mortimer dostrzeg� nagle, �e wraz z poselstwem do sali przemkn�� wilk.
Wielki basior na sztywnych szeroko rozstawionych �apach. Mago�czycy
zignorowali jego obecno��, nawykli, jak zgadywa� ksi���, do zwierz�cych
aun�w.
- Zaprawd� dziwne to poselstwo - ci�gn�� Bennus. - Tym dziwniejsze, �e nie
daj� Verness powodu do skarg na wype�nianie przez nas traktatu. - Posta� w
kapturze schyli�a si� i zacz�a szepta� mu do ucha. - Ciekawe. Dwoje
mers�w z Dan Tenebre. Oczy i uszy, tak brzmi ich dewiza, prawda? - Nie
czeka� na odpowied�. -  S�ucham, co was sprowadza.
- Mylisz si�, panie. - Mortimer zbli�y� si� do tronu. - Porozumienie
zosta�o naruszone. Niedaleko Yvelot otwarto przej�cie, przez kt�re
przenikn�y wasze chowa�ce - rzek�. Nie umkn�o jego uwadze, �e Bennus,
zaskoczony, spojrza� na swojego towarzysza.
- Yvelot? - zdumia� si� kr�l.
- U nas to Engelberg, panie - wyja�ni�a posta� w kapturze po tej znacz�cej
zw�oce, �wiadcz�cej, �e Mago�czyk si�gn�� po �r�d�a wiedzy niedost�pne
ludziom; chyba �e ryzykantom wyprawiaj�cym si� w d� Cytrynowego Szlaku.
Cytrynowe ziele spr�bowano ob�askawi� podczas wojen z Magoni�. Po kilku
dawkach zielnej esencji, po oswojeniu si� z drugim wzrokiem, gdy umys�
zaczyna� nadawa� sens umownym obrazom asramu, cz�owiek nieodwo�alnie
popada� w szale�stwo.
Nie, nie lar, poprawi� si� w my�lach Mortimer. Nikt nie radzi si� lara,
spe�niaj� rozkazy swoich pan�w. Musia� to by� mag, bardziej od
przeci�tnego Mago�czyka sprawny w pod��aniu tym, co nazywamy Cytrynowym
Szlakiem. Mortimer zmarszczy� czo�o, pr�buj�c sobie przypomnie�, gdzie ju�
s�ysza� ten g�os. Niski i chropowaty. Wiele lat temu, jego matka...
- Engelberg? Engelberg! - ryk Bennusa nieomal og�uszy� ludzi. -
Wiedzia�em! Gozlin gromadzi grendele! Tym razem m�j bratanek przekroczy�
wszelkie granice! Wygnam go jak Finvarr�.
- Nie r�b tego, panie! - odezwa� si� Mortimer. - Kr�l Fuatha w�ada
g��binami i nie obchodz� go nasze losy. Nie wiemy, jakim s�siadem by�by
tw�j bratanek.
Bennus zacz�� si� troch� uspokaja�, lecz nadal zaciska� d�onie na
pod�okietnikach tronu, a� biela�y mu k�ykcie.
- W rzeczy samej, nie masz powod�w, by na Finvarr� narzeka�. - Przyjrza�
si� Mortimerowi uwa�niej. - Po mieczu pochodzisz z Lamarr�w. W�adacie
po�ow� floty zacumowanej w Vsmorye. Fuatha was sobie upodobali. Nikt nigdy
nie uton��, nie straci� statku... Szkoda tylko - westchn�� - �e kr�lowa
kaza�a �ci�� ci ojca. - Za�mia� si� widz�c nieruchom� twarz ksi�cia. -
Widz�, �e �atwo nie tracisz zimnej krwi.
- Wychowa�em si� w dokach Vsmorye i na zamku Verness. Niewiele mo�e mnie
wzruszy�.
- Pozwol� sobie nie uwierzy� - odrzek� na to Bennus. - A Gozlinem si�
zajm�. I to jeszcze dzi�. Fen...
Umilk� patrz�c za doradc�. Ten zapomnia� o pos�ach, w�adcy i pos�uchaniu,
zafascynowany, skupiony na wilku, kt�ry stan�� za grupk� ludzi. Zbli�y�
si� do niego na dwa kroki.
- ...rirze? - doko�czy� w�adca niecierpliwie.
- Fenrir? - z niedowierzaniem wyszepta� Mortimer.
Tego w�a�nie maga go�ci�a na dworze jego matka. Imi� Fenrir pojawi�o si� w
tajnej Smoczej Kronice Verness w tym samym akapicie, co opis egzekucji
ojca. Zbyt cz�sto wizyta Mago�czyk�w przy�piesza�a wypadki, ods�ania�a to,
co powinno zosta� ukryte, i ko�czy�a si� karuzel� aresztowa�, �mierci i
wygnania.
Fenrir dojrza� jego wzburzenie.
- Faer t'e'll offi quel t'a plaisi - rzek� do ksi�cia. Mortimer poczu�
zimny podmuch. Uwa�aj, o co prosisz. Fenrir, reaguj�c na niedoko�czone w
my�lach �yczenie, wypowiedzia� zwyczajowe ostrze�enie ahimsy. Innymi
s�owy: Nie mog� ci inaczej zaszkodzi�, jak tylko spe�niaj�c twe
pragnienia. Mortimer opanowa� emocje. Nie zamierza� dostarcza� magowi
pretekstu.
Bennus zdawa� si� szczerze zaskoczony wiadomo�ci� o chowa�cach. Wyra�nie
te� rozz�o�ci� si� na bratanka, w kt�rego win� �atwo mu by�o uwierzy�,
gdy� Gozlin popad� w nie�ask�, skazany na pobyt w dawnej siedzibie
Finvarry. Poselstwo zako�czy�o si� wi�c pomy�lnie i nader szybko. Czasem
tak by�o z Mago�czykami, trudne kwestie rozwi�zywali od razu, proste
�limaczy�y si� miesi�cami.
Fenrir odwr�ci� si� do swojego w�adcy, ignoruj�c pos��w.
- Panie! Musz� prosi�, by� raczy� rzuci� okiem na to wilczysko. Podejd� no
tu, wilku! - Zwierz� ruszy�o, ostro�nie stawiaj�c �apy, przy ka�dym kroku
ods�aniaj�c k�pki sier�ci ukryte mi�dzy czarnymi poduszeczkami.
- Zgaduj� - odezwa� si� mag - i� to nie wilk w istocie tu przed nami stoi.
- Spod fa�d ubrania wyci�gn�� p��cienny woreczek. Si�gn��, nabra� szczypt�
z�ocistego proszku i wyci�gn�� r�k� nad zwierz�ciem. Wilczysko w
przestrachu przywar�o brzuchem i �bem do pod�ogi, skuli�o uszy,
zaskomli�o. �lepia zacisn�y si�, gdy migotliwy py� pocz�� opada� z d�oni
m�czyzny.
Proszek, chocia� by�o go niewiele, pokry� ca�e futro.
Fenrir wyszepta� kilka nagl�cych s��w i cia�o wilka wyci�gn�o si� w
l�ni�cy pos�g m�odego m�czyzny. Mag przykl�kn�� przy postaci i z�o�y�
r�k� na jej czole. Z wolna metaliczny po�ysk znikn��, wyparty przez zdrowy
cielisty odcie� sk�ry. M�czyzna gwa�townie wci�gn�� powietrze, chwytaj�c
je w p�uca �apczywie.
Bennus nie skrywa� swojego zaciekawie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin