Orłowski Przedsionek nieba.txt

(277 KB) Pobierz
Rafa� Or�owski

Przedsionek Nieba

Czasami �ycie wygl�da jak wi�zienie
S� oni i jeste�my my. Mali ludzie Uwi�zieni w swych ma�ych �yciach
Czasami brak nam wiary. My�limy �e, nic ju� nie mo�na zrobi�.
A czasami my sami jeste�my przyczyn� swoich nieszcz��.
Wszyscy mo�emy si� uwolni�. Uwolni� od siebie samego,bo tylko my siebie wi�zimy.
Czy te� nie... 
Dzi�kuj� Agnieszko. Gdyby nie Ty, nigdy bym nie zobaczy�.   
By� to wr�cz prze�liczny dzie�. Jasne nieskalane promienie s�o�ca przebija�y si� 
przez firan� wisz�c� nad du�ym oknem mieszkania Avena Howarda.
Na drewnianym, bujanym fotelu siedzia� siwy starzec. S�o�ce o�wietla�o lewy 
profil jego pomarszczonej twarzy. Staruszek wpatrywa� si� w bia�� �cian� bez 
�adnego wyrazu.
Trzasn�y drzwi wej�ciowe. Do pokoju wbieg� syn Avena, Motis. Czarne w�osy 
delikatnie obejmowa�y jego spocon� g�ow�.
Dziadku! Dziadku! - wykrzykn�� ch�opiec i podbieg� do starca.
Chwyci� go za r�k� i lekko potrz�sn�� ni�.
Motis !? - starzec uni�s� delikatnie g�os spogl�daj�c na ch�opca z u�miechem.
Wiesz co to s� ptaki ? - zapyta� ch�opiec niecierpliwie oczekuj�c odpowiedzi.
Dlaczego pytasz anio�ku ? - zdziwi� si� zadanym pytaniem.
Pani w szkole powiedzia�a - zacz�� - �e kiedy� po niebie fruwa�y ptaki i , �e 
ludzie nazywali nasze Niebo Ziemi�.
Staruszek wyra�nie posmutnia� lekko marszcz�c brwi , a sw�j wzrok powt�rnie 
skierowa� w kierunku bia�ej , nieskalanej �ciany.
Powiedz Dziadku , powiedz. - niecierpliwi� si� ch�opiec teraz ju� wr�cz szarpi�c 
staruszka za rami�.
Dobrze ju� dobrze. Wszystko ci opowiem, tylko mi nie przerywaj. - oznajmi� 
uk�adaj�c wnuka na swych starych, wys�u�onych kolanach.
Twoja prababcia nieboszczka - zacz�� - Cz�sto opowiada�a o bia�ych, 
prze�licznych, skrzydlatych stworzeniach. Unosi�y si� nad brzegiem morza, wolne 
niczym anio�y. Cz�sto siada�a na pla�y wraz z moim ojcem ogl�daj�c te pi�kne 
istoty na tle zachodz�cego s�o�ca. Wtedy nie by�o jeszcze Przedsionka Nieba, ani 
DowellExpresu. Ludzie przemieszczali si� powietrznymi maszynami...- przerwa� i 
kaszln�� kilkakrotnie - Niebo wygl�da�o wtedy inaczej, ale wojna wszystko 
przerwa�a.
Jaka wojna Dziadku ? - zapyta� malec.
Widzisz Motis, ca�e Niebo by�o podzielone na odmienne kraje, nie by�o jedn� 
ca�o�ci� jak dzi�. Ludzie zamieszkuj�cy te kraje, stale walczyli mi�dzy sob�.
Dlaczego walczyli? - zdziwi� si� ch�opiec.
Dzi� nikt ju� nie pami�ta. Wtedy by�o tylu z�ych ludzi, oni sami znajdywali 
powody do walki. Na ca�e szcz�cie..., a mo�e nieszcz�cie wojna nie by�a tak 
gro�na jak oczekiwano i wci�� tu jeste�my. Lecz nie ma ju� z�ych ludzi. Nie ma 
te� u�ywek, kt�re zatruwa�y ich m�zgi. Wszystko jest nieskalane, ale czy tak 
mia�o wygl�da� Niebo naszych przodk�w ?
Ch�opiec coraz mniej rozumia� z wypowiedzi starca, chcia� tylko dowiedzie� si� 
czego� o ptakach.
Starzec zamilk�. Ci�gle wpatrywa� si� w g�adk� powierzchni� bialutkiej �ciany i 
siedzia� bez ruchu.
Motis podbieg� do telewizora, w��czy� go i obr�ci� g�ow� w stron� dziadka. 
Staruszek mia� zamkni�te oczy. Jego prawa r�ka zwisa�a bezw�adnie z fotela. W 
tle dono�nie brzmia� m�ski g�os wydobywaj�cy si� z odbiornika telewizyjnego. 
"DOWELLEXPRES PRZEWIEZIE CIE PRZEZ PRZEZ PRZEDSIONEK NIEBA. JESTESMY JEDNA 
RODZINA. SZANUJMY SIE." 
ROZDZIA� 1
PROJEKTANT 
W k�cie obszernego pomieszczenia pali�a si� lampka nocna. Ekran monitora odbija� 
si� w ciemno br�zowych oczach Motisa. Projektowa� on kolejny �lizgacz. Projekt 
poch�on�� ju� sze�� miesi�cy jego �ycia. Dzisiaj zamierza� go sko�czy�. Kredyty 
na koncie ju� mu si� ko�czy�y , jak r�wnie� czas na wykonanie projektu 
przewidywany w kontrakcie z firm� DowellSolar.
Drzwi jego biura gwa�townie si� otworzy�y. Posta� o kr�pej sylwetce wtargn�a do 
�rodka. By� to Alex Kane , szef Motisa.
Motis - krzykn�� - Dzwonili z DowellSolar. Stracili cierpliwo�� i chc� zobaczy� 
tw�j ostatni projekt �lizgacza. Masz im go dostarczy� osobi�cie - u�miechn�� 
si�.
Dlaczego nie przes�a� im danych przez komputer? - zapyta� Motis oczekuj�c 
wyja�nienia.
Alex Kane zmarszczy� czo�o i przeczesa� r�k� swoje d�ugie, czarne w�sy.
Pan Dowell chce z tob� rozmawia�. Chce �eby� najp�niej pojutrze stawi� si� w 
g��wnej siedzibie DowellSolar.
W�a�nie ko�cz� m�j projekt , ale nie wiem czy zd��� przejecha� taki kawa� drogi 
w tak kr�tkim czasie - oznajmi� spokojnie.
Alex zbli�y� si� do niego.
Musisz tam pojecha� skoro sam Dowell chce z tob� rozmawia�. To mo�e by� twoja 
�yciowa szansa.
Motis spojrza� prosto w niebieskie oczy podekscytowanego szefa i u�miechn�� si�.
Oczywi�cie , �e pojad�. Wyrusz� ju� z samego rana.
Kane zrewan�owa� si� u�miechem po czym opu�ci� biuro.
Motis przycisn�� jeszcze kilka klawiszy klawiatury , otworzy� kiesze� stacji 
dysk�w i wyci�gn�� z niej dysk wielko�ci guzika. 
* 
Nad Ave Marino wschodzi�o s�o�ce. Motis Howard zamyka� drzwi swojego mieszkania. 
W r�ku trzyma� bia�� torb� podr�n�. Zszed� po schodach i wyszed� frontowymi 
drzwiami czteropi�trowego budynku.
Przed wej�ciem sta� jego bia�y �lizgacz. Slizgacz by� typowym pojazdem jego 
czas�w. Op�ywowa kabina osadzona na pi�ciu obie�nikowanych kulach mia�a mniejsze 
szanse po�lizgu od jej poprzednik�w. Dzi�ki pomys�owemu uk�adowi kierowniczemu 
pojazd porusza� si� r�wnie dobrze do przodu i do ty�u jak i na boki lub uko�nie. 
Niewygodne szyby zast�piono nowoczesnymi monitorami , �wiat�a by�y wi�c zb�dne. 
A wszystko nap�dzane energi� s�oneczn� , kt�r� mo�na by�o sk�adowa� w zapasowych 
akumulatorach , lub zast�pi� pr�dem , kt�ry i tak pochodzi� z tego samego 
�r�d�a. Nadano mu wi�c sarkastyczne imi�.
Howard wsiad� i ruszy� w drog�. 
* 
Podr� trwa�a ju� oko�o dziesi�ciu godzin. Motis robi� si� znu�ony. My�la� o tym 
, �eby co� zje�� i od�wie�y� si�. Slizgacz porusza� si� szybko, ale niebo 
zachmurzy�o si� ju� sze�� godzin temu i jazda nie by�a zbyt przyjemna z powodu 
bezustannego deszczu.
Cholerni farmerzy , ci�gle im za sucho - wyszepta� z oburzeniem.
Woko�o by�o pusto. Zadnych zabudowa� , tylko droga bez ko�ca , kt�ra wydawa�a 
si� ton�� w oceanie p�l.
Nagle �lizgacz pocz�� zwalnia� , a� wreszcie zupe�nie si� zatrzyma�. Howard 
pr�bowa� powt�rnie uruchomi� maszyn� , aczkolwiek bez skutku. Wiedzia� co by�o 
przyczyn� postoju. Wczoraj by� tak wyczerpany , �e ca�kowicie zapomnia� o 
pod�adowaniu akumulator�w przed podr�. Sk�d m�g� wiedzie� o deszczu w tym 
rejonie skoro nie sprawdzi� prognozy pogody.
Rozejrza� si� dok�adnie dooko�a. Zauwa�y� ma�y , samotny domek stoj�cy w�r�d 
p�l. Od �lizgacza do domu nie by�o dalej ni� trzysta metr�w. Bez zastanowienia 
opu�ci� pojazd i uda� si� w kierunku samotnej budowli.
Gdy ju� by� u progu , drzwi otworzy�y si� i ujrza� przepi�kn� kobiet�. Jej 
ciemne w�osy delikatnie sp�ywa�y po policzkach. Czarne wr�cz oczy przeszywa�y go 
na wskro�. Bia�a suknia przylega�a delikatnie do cia�a podkre�laj�c jej zgrabn� 
kobiec� figur�.
Popro� go do �rodka , bo si� jeszcze przezi�bi - zabrzmia� suchy m�ski g�os zza 
drzwi.
Wejd� prosz� - zaprosi�a z u�miechem na twarzy.
Motis natychmiast wykona� jej �yczenie i wszed� do tajemniczego pomieszczenia.
Zaraz po wej�ciu jego uwag� przyci�gn�� kominek , przy kt�rym na bujanym fotelu 
siedzia� starszy pan o mi�ym spojrzeniu.
Akumulatory ? - zapyta�.
Tak - odpowiedzia� Motis z niepewno�ci�.
Nazywam si� Lukas - przedstawi� si� starzec - To moja wnuczka Niva- wskaza� 
pi�kn� kobiet� w bia�ej sukni.
Ja mam na imi� Motis - oznajmi� wci�� nie�miale i rozejrza� si� ukradkiem po 
pokoju.
Wystr�j pomieszczenia by� bardzo staro�wiecki , a nawet zabytkowy , gdy� m�ody 
m�czyzna widzia� co� takiego przedtem tylko w muzeum , kt�re i tak by�o 
ubo�sze.
Niva - odezwa� si� Lukas - zr�b Motisowi gor�cej herbaty , a ty ch�opcze usi�d� 
i ogrzej si� przy kominku.
Nie macie ogrzewania s�onecznego ? - zdziwi� si� Howard.
Siwy staruszek u�miechn�� si� i bez s�owa podni�s� n� , kt�ry le�a� na pod�odze 
tu� przy bujanym fotelu. Si�gn�� pod fotel i za chwil� trzyma� w r�ku kawa�ek 
drewna na opa�, w kt�rym zacz�� d�uba� no�em.
Oczywi�cie , �e mamy - przem�wi� po chwili - ale czasami udajemy , �e go nie 
mamy.
M�odzieniec nie za bardzo rozumia� , lecz ju� teraz darzy� szacunkiem staruszka 
, wi�c uszanowa� skromne wyt�umaczenie.
Przeczekam tylko deszcz i rusz� w dalsz� drog� - oznajmi�.
Starzec sobie nie przerywa� , wci�� rze�bi�.
Deszcz si� zaraz sko�czy. Napij si� herbaty.
Do pokoju wesz�a Niva podaj�c mu fili�ank�. Nigdy jeszcze nie pi� herbaty i nie 
by� pewny czy chce ryzykowa�.
Daleko st�d do Przedsionka Nieba ? - zapyta� .
Lukas podni�s� g�ow� i spojrza� w jego ciemno-br�zowe oczy.
Jedziesz na wschodni� p�kul� ?
Nie - odpar� m�odzieniec - Musz� si� dosta� do g��wnej siedziby DowellSolar.
Narz�dzie upad�o na pod�og� , ale ju� teraz mo�na by�o zobaczy� co zamierza� 
wyrze�bi� starzec.
Motisowi przypomnia� si� dzie� �mierci dziadka i stworzenie , o kt�rym 
opowiada�.
Czy to ptak ? - zapyta� ze zdumieniem.
Tak , to ptak - staruszek nie schyla� si� po narz�dzie.
M�odzieniec zadziwi� go sw� wiedz� o przesz�o�ci. Przecie� by� tylko kolejnym 
dzieckiem tego tak innego ni� kiedy� �wiata i po jego ubraniu mo�na by�o 
wywnioskowa� , �e pochodzi on z miasta , gdzie nikt ju� nie pami�ta nie tak 
odleg�ej przesz�o�ci. Wprawdzie on sam jej nie pami�ta� cho� tak bardzo za ni� 
t�skni�. Pochodzi� z rodziny z przesz�o�ci� , tradycjami , gdzie pewna cz�� 
historii przekazywana jest z pokolenia na pokolenie.
Niva opu�ci�a pok�j. Lukas wsta� ,by dorzuci� drzewa do kominka , po czym usiad� 
na swoim miejscu.
Opowiedz mi o przesz�o�ci - poprosi� m�odzieniec.
Staruszek westchn�� i dok�adnie obejrza� swego go�cia zanim zacz�� opowiada�.
Kiedy� nasze Niebo nazywano Ziemi�. Ziemia by�a biedn� planet� , zaludnion� a� 
po same brzegi. Tutejsi mieszka�cy nie szanowali ani siebie , ani samej ziemi. 
Zywno�� by�a ska�ona , rodzi�o si� wiele kalekich dzieci , panowa� ogromny g��d 
ale ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin