Cyprian Norwid CZARNE KWIATY ...Mo�na by ciekawe w tym wzgl�dzie rzeczy tu zapisa�, ale zaraz wstr�t cofa pi�ro i przychodzi na my�l zapytanie: "czy warto!..." Przy poj�ciach albowiem wsp�czesnych o czytelnictwie i o tw�rczo�ci pi�miennej zatracone jest prawie uczucie, kiedy pisarz stara si� unikn�� stylu przez uszanowanie dla rzeczy opisywanej a z siebie samej zupe�nej i zajmuj�cej, kiedy za�, przeciwnie, nie dopracowawszy formy, styl zaniedbuje... Kiedy chodzi po ziemi, okazuj�c, jak nisko zst�pi� potrafi�? - kiedy za� r�wnie� nisko st�pa, przeto i� wznie�� si� wy�ej nie m�g�? Te rozr�nia� odcienia, tak dla pewnych os�b jednoznacz�ce, rzadki bardzo czytelnik dzi� potrafi, i dlatego niebezpiecznie jest w jak�kolwiek now� drog� na cal jeden post�pi�, i dlatego najbezpieczniej jest w k�ko jedne i te� same motywa i formy proporcjonowa� tylko, nic nie wznowiwszy ani dodawszy, ani na uic si� nie odwa�ywszy. S� wszelako w ksi�dze �ywota i wiedzy ust�py takie, dla kt�rych formu� stylu nie ma, i to w�a�nie sztuka jest niema�a odda� je i zbli�y� takimi, jakimi s�. Maj�� one pozosta� zamkni�tymi osobistymi nabytkami przez obaw� rubasznego krytyka, przywyk�ego do dw�ch tylko formu� na wszelki p��d wyci�tych, jako obowi�zuj�ce malarzy pokojowych wyci�te patrony... Pierwsz� z tych formu� jest jaki� ksi��kowy klasycyzm, o kt�rym Grek Peryklejski ani Rzymianin za Caesara czas�w bynajmniej nie wiedzia�; drug� - pewne formu�y czasowe dziennikarskie, to jest proste techniczne wypadki z rozwini�cia druku samego powsta�e. Jedna z tych ram wszystko obj�� jest w stanie mniej ��czno�ci� pomi�dzy ksi��k� a �ywotem, druga - wszystko mniej istot� �r�de�, z kt�rych ono wszystko p�ynie. St�d to: niezawodnie snadniej dzi� upowszechni si� udany pami�tnik �redniowieczny, ni� fakt sp�czesny, sumienie obowi�zuj�cy, nale�ny mu wp�yw wywrze i nale�n� zachowa powag�. Jako� - czytelnicy podobni s� w tym do osoby oddalonej od przyjaciela swego, a maj�cej wizerunek jego na pami�tk�, kt�ra, gdy on przyjaciel z drogi wraca: "Nie przeszkadzaj�e mi", rzecze jemu, "bowiem oto godzina jest, w kt�rej na portret patrze� zwyk�am, listy w�a�nie �e pisa� maj�c". * ...To - pami�tam, jednego razu w Rzymie z katakomb powraca�em, gdzie cz�sto patrze� lubi�em na pozosta�e freski pierwo-chrze�cija�skie - rzecz, o kt�rej tu napoczyna� nie chc�, bo to by�aby historia bardzo d�uga, o ka�dym znaku i o ka�dej linii w tych rysunkach u�ywanej - ale tyle tylko oto wspomn�, i� to ogromne podziemne miasto z napisami i rysunkami swymi okaza�o mi, jako przez ca�e akta dramatu tego seraficznie-krwawego nie by�a prawie jedna kropelka krwi wylana bez uszanowania jej i omodlenia braterskiego wsp�wyznawc�w. Te szk�a, dzi� b��kitno-krzemiennej barwy, kt�re jako ampu�ki rozbite (albo i ca�e) w katakombowych sarkofagach, do p�ek biblioteki podobnych, tu i owdzie le��, b�ogie robi� wra�enie, �wiadcz�c, jako zbierano rozpry�ni�t� po �cianach katowni i schodach gmach�w publicznych krew m�cze�sk�. Tak j� szafowano szeroko i wspaniale, jako owczarni krew bogaty pan szafowa� mo�e - a tak sk�pi jej byli!! . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ...To oko�o tego czasu spotka�em by� zst�puj�cego ze Schod�w Hiszpa�skich, pochylonego jako starca i kijem pomagaj�cego chodowi swemu Stefana Witwickiego: �liczna, m�odo�ci jakiej� wiecznej pe�na twarz jego i w�osy, jak z hebanu mistrzowsko wyrzezane ornamentacje, w grubych partiach na ramiona sp�ywaj�ce, szczeg�lniej wygl�da�y przy tym sposobie wleczenia si� o kiju, bardzo zgrzybia�ym starcom jedynie w�a�ciwym. Nied�ugo potem odwiedzi�em go by� w mieszkaniu jego, ale ju� to zasz�o przed �mierci� jego na jaki tydzie�. Le�a� ubrany jak zwykle na kanapie, m�czy�o go m�wienie, spogl�da� tym samym wzrokiem, niezwyk�� zawsze jasno�� i zarazem kropl� �zy maj�cym w sobie - tudzie� podnosi� si� niekiedy, podaj�c r�k� komu, aby go przeprowadzi� po pokoju. Tak to spojrzawszy ku mnie, wchodz�cemu do�, przywita� mi�, a wyci�gn�wszy r�k� posun�� mi po ziemi le��c� przy kanapie pomara�cz�, kt�r� (�e zwyczaj mia� mnie i Gabrielowi Ro�nieckiemu [Mowa jest o Gabrielu R�nieckim, muzyku.], jak mu si� co w pracach naszych podoba�o, przynosi� cygara i fraszki jakie) uprzejmie przyj��em i podnios�em. Gabriel w�a�nie �e by� tam, bo on do ostatniej chwili ca�e noce przy �.p. Stefanie, ju� zupe�nie zdefigurowanym osp�, siadywa�, us�ugi wszelkie mu oddaj�c. Ot� Stefan Witwicki da� zrozumie� Gabrielowi, �e chce z kanapy wsta�, a ten mu r�k� poda� i zacz�li wko�o pokoju powoli obchodzi�... Tak to wlok�c si�, po pierwszy raz Witwicki wpad� w lekki, bardzo b�ogi, ale widzialny ob��d - i zacz�� tu i owdzie wskazywa� r�k� i zatrzymywa� si�: - ...A to (m�wi�) co to za kwiat jest?... ten kwiat, prosz� ci� (a nie by�o kwiat�w w mieszkaniu), jak to si� nazywa ten kwiat u nas?... to tego pe�no jest w Polsce... i te kwiaty... i tamte tak�e kwiaty... to jako� u nas zwyczajnie nazywaj�... Potem - ju� odwiedza�em Witwickiego, kiedy le�a� zdefigurowany panuj�c� podbwezas osp� i ju� nic nie m�g� m�wi�. Niewiele przed �mierci� Witwickiego umar� jenera� Klicki, ca�e dnie i noce otaczany nieledwie zbiorem wszystkich Polek i Polak�w pod�wczas tam bawi�cych, co wspomnienie zostawia r�wno szacowne i rzadkie. Ile razy przypominam sobie ostatnie rozmowy z osobami, co ju� w niewidzialny �wiat odesz�y, zmar�szy tu, tyle razy nie wiem, jak pomin�� to, co ze zbioru razem wspomnie� tych samo czasem zdaje si� okre�la�, i dlatego w�a�nie w daguerotyp raczej pi�ro zamieniam, aby wierno�ci nie uchybi� - inaczej przysz�oby mi bowiem zacytowa� s�owa jedyne Voltaire'a, jakie kiedykolwiek na my�l mi przychodz� lub przychodzi�y z autora tego, a te s�: Je tremble!... car ce que je vais dire Ressemble a un systeme. (Voltaire) Mo�e te� to najfilozoficzniejszy filozofa tego apoftegmat. To - p�niej - p�niej - w Pary�u Fryderyk Chopin mieszka� przy ulicy Chaillot, co, od P�l Elizejskich w g�r� id�c, w lewym rz�dzie dom�w, na pierwszym pi�trze, mieszkania ma z oknami na ogrody i Panteonu kupol�, i ca�y Pary�... jedyny punkt, z kt�rego napotykaj� si� widoki cokolwiek zbli�one do tych, kt�re w Rzymie napotykasz. Takie te� i Chopin mia� mieszkanie z widokiem takim, kt�rego to mieszkania g��wn� cz�ci� by� salon wielki o dw�ch oknach, gdzie nie�miertelny fortepian jego sta�, a fortepian bynajmniej wykwintny - do szafy lub komody podobny, �wietnie ozdobiony jak fortepiany modne - ale owszem tr�jk�tny, d�ugi, na nogach trzech, jakiego, zdaje mi si�, ju� ma�o kto w ozdobnym u�ywa mieszkaniu. W tym salonie jada� te� Chopin o godzinie pi�tej, a potem zst�powa�, jak m�g�, po schodach i do Bulo�skiego Lasku je�dzi�, sk�d wr�ciwszy, wnoszono go po schodach, i� w g�r� sam i�� nie m�g�. Tak jada�em z nim i wyje�d�a�em po wielekro�, i raz do Bohdana Zaleskiego, kt�ry w Passy mieszka� wtedy, po drodze wst�pili�my, nie wchodz�c do� na g�r� do mieszkania, bo nie by�o komu Chopina wnie��, ale pozostaj�c w ogr�dku przed domem, gdzie male�ki jeszcze w�wczas poety synek na trawniku si� bawi�... Od zdarzenia tego ubieg�o wiele czasu, a ja nie zachodzi�em do Chopina, wiedz�c tylko zawsze, jak si� ma i �e siostra jego z Polski przyby�a. Nareszcie zaszed�em razu jednego i odwiedzi� go chcia�em - s�u��ca Francuzka powiada mi: �e �pi; uciszy�em kroku, karteczk� zostawi�em i wyszed�em. Ledwo par� zst�pi�em schod�w, s�u��ca powraca za mn�, m�wi�c: i� Chopin, dowiedziawszy si�, kto by�, prosi mi� - �e jednym s�owem nie spa�, ale przyjmowa� nie chce. Wszed�em wi�c do pokoju obok salonu b�d�cego, gdzie sypia� Chopin, bardzo wdzi�czny, i� widzie� mi� chcia�, i zasta�em go ubranego, ale do p� le��cego w ��ku, z nabrzmia�ymi nogami, co, �e w po�czochy i trzewiki ubrane by�y, od razu pozna� mo�na by�o. Siostra artysty siedzia�a przy nim, dziwnie z profilu do� podobna... On, w cieniu g��bokiego ��ka z firankami, na poduszkach oparty i okr�cony szalem, pi�kny by� bardzo, tak jak zawsze, w najpowszedniejszego �ycia poruszeniach maj�c co� sko�czonego, co� monumentalnie zarysowanego... co�, co albo arystokracja ate�ska za religi� sobie uwa�a� mog�a by�a w najpi�kniejszej epoce cywilizacji greckiej - albo to, co genialny artysta dramatyczny wygrywa np. na klasycznych tragediach francuskich, kt�re lubo nic s� do staro�ytnego �wiata przez ich teoretyczn� og�ad� niepodobne, geniusz wszelako takiej np. Racheli umie je unaturalni�, uprawdopodobni� i rzeczywi�cie uklasyczni�... Tak� to naturalnie apoteotyczn� sko�czono�� gest�w mia� Chopin, jakkolwiek i kiedykolwiek go zasta�em... Ow� - przerywanym g�osem, dla kaszlu i dawienia, wyrzuca� mi pocz��, �e tak dawno go nie widzia�em - potem �artowa� co� i prze�ladowa� mi� chcia� najniewinniej o mistyczne kierunki, co, �e mu przyjemno�� robi�o, dozwala�em - potem z siostr� jego m�wi�em - potem by�y przerwy kaszlu, potem moment nadszed�, �e nale�a�o go spokojnym zostawi�, wi�c �egna�em go, a on, �cisn�wszy mi� za r�k�, odrzuci� sobie w�osy z czo�a i rzek�: "...Wynosz� si�!..."- i pocz�� kas�a�, co ja, jako m�wi�, us�yszawszy, a wiedz�c, i� nerwom jego dobrze si� robi�o silnie co� czasem przecz�c, u�y�em onego sztucznego tonu i ca�uj�c go w rami� rzek�em, jak si� m�wi do osoby silnej i m�stwo maj�cej: "...Wynosisz si� tak co rok... a przecie�, chwa�a Bogu, ogl�damy ci� przy �yciu." A Chopin na to, ko�cz�c przerwane mu kaszlem s�owa, rzek�: "M�wi� ci, �e wynosz� si� z mieszkania tego na plac Vend�me..." To by�a moja ostatnia z nim rozmowa, wkr�tce bowiem przeni�s� si� na plac Vend�me i tam umar�, ale ju� go wi�cej po onej wizycie na ulicy Chaillot nie widzia�em... * ...Przed �mierci� jeszcze Chopina zaszed�em by� raz na ulic� Ponthieu przy Elizejskich Polach, do domu, kt�rego od�wierny z uprzejmo�ci� odpowiada�, ile razy kto zachodz�c pyta� go, jak si� Monsieur Jules ma?... Tam na najwy�szym pi�trze pokoik by�, ile mo�na najskromn...
Poszukiwany