Bogumi� Lukaj Sorokoust W przewa�aj�cej wi�kszo�ci ludzie to barbarzy�cy. Wbrew w�asnym wyobra�eniom, w kt�rych widzimy siebie samych jako tryumfator�w, zdobywc�w, jako dzielnych rycerzy, wiernych wyznawc�w, czy wreszcie humanitarne istoty pe�ne wsp�czucia i post�puj�ce w ramach wy�szych idei, jeste�my tylko biologicznym zlepkiem tkanek i narz�d�w, funkcjonuj�cej i my�l�cej na poziomie zwierz�cia. Kiedy przyby�em do "Murma�ska" (tak pieszczotliwie nazywano szpital dla ob��kanych) potraktowano mnie ko�sk� dawk� haloperidoru. Po nieca�ej godzinie nie wiedzia�em gdzie si� znajduj�, gdzie jest pod�oga, a gdzie sufit. W moim m�zgu wirowa� obraz pustego, d�ugiego korytarza cuchn�cego lizolem, pomalowanego na b�yszcz�cy niebiesko- zielonkawy kolor, na widok kt�rego robi�o si� niedobrze. Mia�em wra�enie, �e wcale nie szed�em; p�yn��em, lub raczej unosi�em si�, o�lepiony blaskiem jarzeni�wek i migaj�cych pod sufitem sodowych lamp. Korytarz wirowa� wok� mnie i z ca�ej otaczaj�cej rzeczywisto�ci pami�tam jedynie r�nokolorowe plamy rozmywaj�ce si� w mojej g�owie do czasu, kiedy zobaczy�em l�ni�c�, jasn� posta� promieniuj�c� bia�ym �wiat�em. Wydawa�o mi si�, �e widzia�em anio�a, lecz zaraz przekona�em si�, �e je�li w og�le mia�a by� anio�em, zwiastowa�a tylko �mier�. Obudzi�em si� w cuchn�cej nieczysto�ciami obskurnej w�skiej celi. W �rodku sta�y cztery ��ka i metalowe wiadro. Nie by�em sam. Trzech m�czyzn i jaki� zdaje-si�-doktor patrzyli na mnie z ukosa w spos�b, w jaki dziecko wita now� rybk� w akwarium. "Pacjenci" przykuci byli do ��ek. Jeden z nich stale si� trz�s�, odruchowo poruszaj�c r�k�, albo g�ow�. Drugi siedzia� na swojej pryczy zgi�ty w p�, kiwaj�c si� bez przerwy w prz�d i w ty� jak rozmodlony Semita. - Jak pan si� czuje, panie Venkovi�? - zapyta� doktor. Sta� nade mn�, patrz�c z g�ry i bezczelnie manifestuj�c swoj� przewag�. Trzyma� r�ce w kieszeniach, a podczas ca�ej naszej rozmowy nawet si� nie poruszy�, przypominaj�c nieudany pomnik Towarzysza Lenina. Nie odpowiedzia�em od razu, zreszt�, po zastrzyku, kt�ry dosta�em, daleko mi by�o do pe�nej "jasno�ci". By�em naprany prochami i kompletnie nie wiedzia�em co si� ze mn� dzieje. Nie wiedzia�em gdzie jestem, jak si� nazywam, nie wiedzia�em nawet, czy ja to ja; zupe�nie niespodziewanie �wiadoma cz�� mojego umys�u zrobi�a sobie nieplanowane wakacje. Wszystko przypomina�o koszmarny sen i tylko marzy�em, �eby obudzi� si� w �rodku nocy w przepoconej koszuli, wej�� do kuchni i napi� si� wody. - Jak pan si� czuje? - zapyta� ponownie. - Dobrze - odpowiedzia�em bez przekonania. - Jak samopoczucie? - spyta� znowu. - Ja, ja... - be�kota�em co� bez sensu nie mog�c z�apa� my�li, uprawiaj�cych w�a�nie w mojej g�owie co� na kszta�t orgii. - Jak si� czujesz? - doktorek domaga� si� odpowiedzi. - �wietnie - zebra�em si� w sobie. - Czuj� si� dobrze, naprawd� - powiedzia�em, patrz�c na niego twardo oczami wielkimi jak tunele kolejowe. - A wcale nie wygl�dasz, tawariszcz Venkovi� - wzruszy� ramionami, pos�a� pe�ny lito�ci u�mieszek pacjentom i wyszed�. Ka�dy nast�pny dzie� zaczyna� si� tak samo - najpierw skoro �wit na sal� wpe�za�y, niczym ko�lawe pingwiny, siostry sanitariuszki. Mia�y na sobie niebieskawe mundurki i bia�e fartuchy - zajmowa�y si� chorymi, p�ki nie wytrze�wieli sanitariusze, czyli mniej wi�cej do po�udnia. Nied�ugo potem pojawiali si� piel�gniarze - wi�niowie l�ejszych zak�ad�w penitencjarnych, dla kt�rych pobyt tutaj stanowi� rodzaj kary. Mogli porusza� si� po ca�ym budynku, a nawet wychodzi� na zewn�trz. Zak�ad znajdowa� si� w szczerym polu przykrytym dwumetrow� warstw� �niegu, a od najbli�szej wioski dzieli�o nas osiemdziesi�t kilometr�w. Przy temperaturze, w kt�rej zamarza w�asny oddech, bez samochodu nie by�o �adnych szans ucieczki. Lekarze przychodzili najp�niej. Paradowali w swoich �nie�nobia�ych wykrochmalonych kitlach jak papierowe �o�nierzyki. Nie robili praktycznie nic pr�cz tego, �e czasem rozmawiali z pacjentami. Wraz z nimi zjawia�y si� siostry nios�ce tacki z "lekarstwami", strzykawki, albo wiadra na upuszczan� krew, lewatyw� czy wymiociny. Sama "terapia" nie wymaga�a wyja�nie�. Zamykali cz�owieka w szpitalu i faszerowali prochami. Tutaj nie chodzi�o o jakiekolwiek leczenie - nie wiadomo by�o nawet, kto w�a�ciwie jest chory! Lekarze, lubuj�cy si� w zadawaniu wyrafinowanego cierpienia, mieli dwie ulubione metody; wszystkie, je�li mo�na si� tak wyrazi�, s�u�y�y "kszta�towaniu charakter�w". Pierwsza z nich polega�a na regularnym podawaniu du�ych dawek insuliny, kt�re w efekcie doprowadza�y organizm do wstrz�su. Pono� pomaga�o to prawdziwym chorym w czasie atak�w schizofrenii. Druga metoda polega�a na ci�g�ym uzale�nianiu od coraz to wi�kszych dawek narkotyk�w, dla kt�rych po jakim� czasie pacjenci gotowi byli zrobi� wszystko. Wygl�da�o to jak tresura na ludziach i w�a�nie w ten spos�b traktowano wi�ni�w politycznych, opozycje i wszelkie "zaplute kar�y reakcji". By�em �wiadkiem, kiedy najsilniejsi z nich wydawali swoich towarzyszy, zdradzali imiona, nazwiska, adresy; wszystko po to, by dosta� jedn� bia�� tabletk�, albo otrzyma� zastrzyk. Nikogo nie obchodzi�o czy kto� jest zdrowy czy nie, czy ma ostr� schizofreni�, paranoj�, czy te� cierpi na "bezobjawowe" dolegliwo�ci, takie jak zbyt d�ugi j�zyk. Siedzia�em w jednej celi z czubkami, wariatami, zbocze�cami, mordercami i gwa�cicielami. Pacjenci wywodzili si� z r�nych �rodowisk, ale przewa�nie byli to wi�niowie polityczni, albo przest�pcy, kt�rzy posun�li si� w swym szale�stwie tak daleko, �e nie mo�na by�o ich nazwa� "przest�pcami", bo brzmia�o to zbyt �agodnie. Za to wygodnie by�o przyczepi� im etykietk� wariata. Zreszt� zwykle takie etykietki przyklejano nie bez powodu - kiedy w r�kach w�adzy znajdowali si� bandyci pracuj�cy na zlecenie mafii, pojedyncze cwaniaczki, �ap�wkarze, defraudanci, oszu�ci gospodarczy, prezesi niewyp�acalnych instytucji, handlarze wszelkimi u�ywkami, albo �ywym towarem: prostytutkami i dzie�mi. Ta ostatnia kategoria wi�ni�w nie podlega�a "rewalidacji". Mieli oni osobne cele na wy�szych pi�trach, a ich pobyt w "Murma�sku" przypomina� zimowisko w luksusowym pensjonacie. Zwykle podczas pierwszej komisji wypuszczano ich do domu, cz�sto za granic�. Opr�cz "leczenia" czeka�y na nas inne "atrakcje". Byli�my gn�bieni, bici i g�odzeni. Najgorsi byli piel�gniarze - wystarczy�o wej�� im w drog� w drzwiach. Sanitariusze bili wtedy, kiedy im kazali i wtedy, kiedy nikt im nie kaza�, lubuj�c si� w chorej przyjemno�ci p�yn�cej z dr�czenia innych. Kiedy chory protestowa�, przywi�zywali go i bili dalej, nie m�wi�c ju� o gwa�tach. To nie byli ludzie, tylko zwierz�ta. Pod os�on� nocy dopuszczali si� najgorszych zbrodni. Zamykaj�c oczy nigdy nie by�e� pewien, czy znowu je otworzysz nast�pnego dnia. Kiedy� przyprowadzili sobie jakiego� Gruzina. Wybili mu z�by z przodu, �eby by�o im �atwiej. Towarzystwo z wy�szych pi�ter mog�o pozwoli� sobie na kobiety. Raz w tygodniu przyje�d�a�a ci�ar�wka z zaopatrzeniem, a razem z ni� do "Murma�ska" ci�gn�y gotowe na wszystko panienki - najcz�ciej wiejskie dziewczyny pragn�ce zarobi�. Te naj�adniejsze i najbardziej bezczelne cz�sto wraca�y. Zreszt� p�niej same rodziny wysy�a�y je "do pracy". Niekt�re jednak nie mia�y takiego szcz�cia. Widzia�em, jak pewnej nocy klawisze wynosz� zw�oki m�odej dziewczyny -zakrwawione i owini�te w brudn� foli�. Nie wiem, gdzie j� nie�li, ale jeden z nich, trzyma� w r�ku skalpel. Po kr�tkiej chwili do��czy� do nich doktor. Nie widzia�em co robi�. Wiem tylko, �e przez nast�pne dni byli w doskona�ym humorze. Po kilku dniach przyjecha� jaki� facet i wr�czy� im, zdaje si�, koperty. Po tym wydarzeniu chorzy zacz�li znika�... Je�li handlowali ludzkim mi�sem albo ludzkimi organami, mieli wystarczaj�co wiele m�odych, zdrowych cia�. Sam nie musia�em si� obawia�. Mia�em czterdzie�ci par� lat i ju� zaczyna�em si� starze� Musicie zda� sobie spraw�, �e szpital nie by� po prostu "zak�adem". W tych kr�tkich chwilach, kiedy wraca�a mi �wiadomo��, mia�em okazj� przekona� si�, �e znalaz�em si� w wi�zieniu - najprawdziwszym i jednym z najgorszych. W wi�zieniu, z kt�rego si� nie wychodzi�o. Je�li nie stawia�e� oporu, wszystko da�o si� jako� przetrwa�. Kiedy zapytali mnie, co bym zrobi�, gdyby mnie teraz wypu�cili, powiedzia�em: "Tyra� jak w�, p�ki zwyci�y socjalizm!". Przez jaki� czas mia�em spok�j. Pewnej nocy, a zdaje si�, �e by� to wtedy drugi miesi�c mojego pobytu, zrobi�o si� nagle bardzo spokojnie. Nie by�o s�ycha� pijackich awantur dochodz�cych z g�ry, j�k�w i przekle�stw, nie by�o s�ycha� �adnych g�os�w czy wrzask�w, a ca�y oddzia� wydawa� si� bezludny. Zaleg�a cisza przed burz�, jakby nad samym morzem kto� zwin�� nagle wiatr i schowa� go do kieszeni. Da�o si� wyczu� dziwne podniecenie, jakby wszyscy czekali na co�, co dopiero ma si� zdarzy�. Kiedy otworzy�em oczy, le��c bez ruchu przez godzin� i czuj�c bolesne skurcze mi�ni zauwa�y�em, �e tego dnia nie zjawi�a si� siostra i nie poda�a mi haloperidoru ani insuliny. - Co si� dzieje? - zapyta�em po chwili wahania Wasilija Uda�owa. Kole� siedzia� tu B�g jeden wie, ile czasu. Twierdzi, �e jakie� pi�tna�cie lat, ale s�dz�c z wygl�du i przyjemno�ci, z jak� przyjmowa� ka�d� nast�pn� dawk� narkotyku, siedzia� tu znacznie d�u�ej. - Dziewi�� dni - powiedzia�, w og�le na mnie nie patrz�c. - To ju� dziewi�� dni. - Jakich dni? - b�kn��em, pr�buj�c zorientowa� si�, o czym m�wi. - Dziewi�� dni temu umar� �em�akow - obr�ci� g�ow� w moj� stron� i skierowa� na mnie zamglone spojrzenie. - Wynie�li go dziewi�� dni temu, kompletnie martwego! - Umar�? - zapyta�em. - Dosta� wstrz�su, a potem zapa�ci. Podobno "walczyli o niego", walczyli jak cholera! Tak, �e na razie nie �yje. - Na razie? - zdziwi�em si�, pr�buj�c usi���. - M�wi�, nie �yje-na-razie - spojrza� na mnie baranim wzrokiem. - Ty naprawd� my�la�e�, �e mo�na tu sobie ...
Poszukiwany