Krasicki Antymonachomachia.txt

(35 KB) Pobierz
Ignacy Krasicki

Antymonachomachia

PIE�� PIERWSZA
Cz�sto pozory �udz� s�abe oczy,
Zw�aszcza gdy stan� na widok gromadnie,
Cz�sto i malarz w dziele zbyt ochoczy
Zmyli si�, obraz chc�c wyda� dok�adnie,
I w kunszcie nieraz rzemie�lnik wykroczy,
Kiedy si� w z�oto szych (1) pod�y zakradnie.
Nie traci przeto kruszec swej korzy�ci:
Szych pe�znie w ogniu, a z�oto si� czy�ci.

J�dzo Niezgody, twoje to s� sztuki!
Ty, co si� w dzie�ach zjadliwych objawiasz,
Mieszasz si� w kunszta, mieszasz i w nauki,
S�odycze ��ci� mieszasz i zaprawiasz,
Wk�adasz obmierz�e jarzmo twej przynuki,
A gdy si� tylko niesnaski zabawiasz,
Nie do�� dla ciebie pa�stw, narod�w kl�ski,
W cienia zakonne rzucasz grot zwyci�ski.

Tw�j kunszt zdradny, �e� zacisze �wi�te
Nowym podej�ciem miesza� zamy�la�a,
Ju�e� pocz�a dzie�o przedsi�wzi�te,
Ju�e� na po�y z twych sztuk korzysta�a.
Niebo s�ug swoich niewinno�ci� tkni�te
Nie dopu�ci�o, by� triumfowa�a.
Opowiem, jake� pad�a z piek��w �ona,
Opowiem, jake� by�a zwyci�ona.

Nie pod�a gnu�no�� rz�dzi�a klasztorem, (2)
Gdzie si� te sceny wyda�y tragiczne.
Klasztor by� cnoty zawo�any wzorem,
Klasztor obfity w dzie�a heroiczne,
Klasztor od wiek�w ws�awiony wyborem,
Budowa� wszystkie miejsca okoliczne.
Dzielny przyk�adzie, ach, kt� ci� wychwali!
Ty� tarcz� twoich, co ciebie dawali.

�wi�te wi�zienia mi�o�� cnoty wznios�a,
Niewinno�� twierdz� otoczy�a wieczn�,
�arliwo�� z �wieckiej marno�ci unios�a,
Pokora skryciem czyni�a bezpieczn�,
Przyk�adno�� dzielna w ich cieniu uros�a,
Wiara obron� znalaz�a waleczn�.
Ukryte �wiat�o stan�o na korcu (3)
W nauczycielu, �wi�tym cudotworcu.

W takim schronieniu, lepszy ni� wiek z�oty,
Trawi�y prawe dla Boga ofiary,
W stra�y ub�stwa, pos�usze�stwa, cnoty,
W zaszczycie pewnej nadziei i wiary,
W czu�ych zap�dach �arliwej ochoty;
A niebieskimi obdarzona dary
Mi�o��, r�kojmia cnoty i za�oga,
S�odzi�a prace dla bli�nich i Boga.

Te J�dza przerwa� zabawy gdy chcia�a,
Zbli�a si�, k�dy w g��bokim ukryciu
Ksi�ga "Zakonnej wojny" (4) zostawa�a
P��d �artobliwy... Chc�c j� mie� w u�yciu,
Tyle przewrotnych kunszt�w u�ywa�a,
�e wpad� w jej r�ce; a w klasztornym �yciu
Chc�c wznieci� po�ar, raduje si�, zjad�a,
�e dzie�o przysz�ej niezgody wykrad�a.

Wzbi�a si� w g�r�, a jak jab�ko owe,
Co por�ni�o i ludzie, i bogi,
Niesie p��d �art�w. Gmachy klasztorowe
Skoro zoczy�a, wyda�a krzyk srogi,
Cieszy si� widz�c kl�sk przysz�ych osnow�.
Forty warownej ju� przeby�a progi,
A my�l�c w�ciek� o przysz�ym po�arze,
Przebiega szybkim krokiem kurytarze.

Staje przed drzwiami mieszkania doktora
Pewna, �e starzec rozkosznie spoczywa.
Omyli�a si�; najpierwszy z klasztora
Do s�u�by bo�ej spieszy i przybywa.
W ch�rze p�nocna trzyma�a go pora,
W ch�rze wraz z braci� chwa�y bo�e �piewa.
Wielka rzecz z zas�ug by� od prawa wolnym,
Wi�ksza - z zas�ug� by� prawu powolnym.

Wesz�a, a widz�c i sprz�ty, i �o�e,
J�kn�a z z�o�ci, czuj�c ba�nie p�onne:
Zamiast kotary - wytarte rogo�e,
Wsz�dzie ub�stwo zasta�a zakonne.
Ksi�g mn�stwo, kt�rych zrachowa� nie mo�e,
Ledwo obj�y pokoje przestronne;
Sprz�t godny m�drca, godny zakonnika,
Jadem j� nowym �arzy i przenika.

Rzuci�a pismo, a zawywszy w�ciek�a,
Powr�ci�a si� do swego �o�yska;
Z ni� Zazdro�� zjad�a i Zemsta przewlek�a,
Fanatyzm straszny z daleka i z bliska.
Wpad�y, sk�d wysz�y, j�dze w otch�a� piek�a,
Wpad�y w zwyczajne sobie stanowiska;
Tam z �r�d�a jady na nowo czerpa�y,
Aby tym dzielniej tru�y, zara�a�y.

Wr�ci� si� doktor, a gdy pismo czyta,
Roz�mia� si�: taka zemsta wielkiej duszy.
Trwoga wyst�pnym tylko przyzwoita:
Kto si� z�ym czuje, tego zarzut wzruszy.
Cienia si� swego boi hipokryta,
Gdy go wewn�trzne prze�wiadczenie g�uszy.
Ubezpieczona w niewinno�ci swojej,
Prawdziwa cnota krytyk si� nie boi.

Tak brze�na ska�a, gdy niebo si� chmurzy
I gro�ne coraz zbli�aj� ob�oki,
Wzrusz si� morze, grzmi chmura w�r�d burzy,
A cho� uderza ba�wan w brzeg wysoki,
Chocia� si� w fluktach (5) zapienionych nurzy,
Chocia� szturm srogi rwie twarde opoki,
Trwa niewzruszona; pe�zn� wiatry chy�e,
A ba�wan hardy piasek pod ni� li�e.

Wchodzi Honorat, a pismo podane
Z r�k od doktora kiedy czyta� bierze,
Na pierwsz� strof� zna� po nim odmian�:
Miesza si�, p�oni, blednieje w cholerze;
Karty nie sko�czy�, ju� rzuca o �cian�,
Chce drze�, lecz doktor hamuje w tej mierze.
Sro�y si� starzec dziki i surowy,
Tymi na koniec obwieszcza gniew s�owy:

"Ta� to nam korzy�� za tyle podj�tych
Prac, trud�w! Takie wdzi�czno�ci zadatki!
Targa si� �mia�o�� na m�drych i �wi�tych,
Wyszydza, zjad�a, i ojce, i matki!
A niekontenta z blu�nierstw przedsi�wzi�tych
Ha�bi r�aniec. Je�eli ostatki
W nas jeszcze cnoty �arliwej zosta�y,
Niechaj jej dozna blu�nierca zuchwa�y.

Heretyk spro�ny, Turczyn, jansenita (6),
Ateusz, piek�a zara�ony jadem, 
Oszczerca, z cudzych defekt�w korzysta,
Godzien najwi�kszej by� kary przyk�adem.
Niechaj go ha�ba ogarnie wieczysta
I wszystkich, kt�rzy tym b�d� i�� �ladem,
Niech go..." - Dech usta� ojcu �arliwemu;
Wtem tak si� doktor odezwa� ku niemu:

"Z�orzeczy�, nie wiem, je�eli przystoi
Tym, kt�rzy tylko winni b�ogos�awi�.
Jad bardziej ran� rozj�trza, ni� goi.
Na c� si� pr�nym narzekaniem bawi�.
Nie z zemsty pozna B�g, kt�rzy s� swoi;
Je�li nale�y, jemu j� zostawi�.
A cho� nas bole�� najsro�ej dotyka,
Cierpie� a milcze� - podzia� zakonnika.

Ten, kt�ry swoim na�ladowcom wiernym
Za z�e stokrotnie dobrem kaza� p�aci�,
Potrafi ul�y� troskom, cho� niezmiernym,
Potrafi odda�, co mo�em utraci�.
Zyskiem si� zemsty nie zmo�em mizernym,
Cierpliwo�� lepiej nas zdo�a zbogaci�.
Darujmy!" - Uciek� Honorat i mrucza�,
A doktor westchn��, kt�ry go naucza�.

M�g� by� ukara�, ile prze�o�ony,
Ale �e starszy, nie spieszy� si� z kar�.
Starzec by� laty i prac� zw�tlony,
A zwyk�� wieku swemu tchn�c przywar�,
Nadto by� w zdaniu swoim uprzedzony,
Gdy k�ad� zakonno�� w r�wnej szali z wiar�.
Cho� zdro�no�� widzia�, ale �e przy cnocie,
Przebaczy� doktor �arliwej prostocie.



PIE�� DRUGA
Jak chmura, co grom po polach roznosi,
Obieg� Honorat wszystkie kurytarze,
Wsz�dzie wiadomo�� nieszcz�liw� g�osi,
Wsz�dzie o wszcz�tym zna� daje po�arze,
O zemst� wszystkich nalega i prosi,
Niechaj to dzie�o i autora skarze.
"Kupcie si� - wo�a - ku wsp�lnej odsieczy!
Kupcie si� broni� pospolitej rzeczy!"

Na taki odg�os, jak piorunem tkni�te,
T�umy si� braci ze wszystkich stron spiesz�.
Rzucaj� prace i zabawy �wi�te,
A coraz wi�ksz� gromadz�c si� rzesz�,
Tam id�, k�dy �ale rozpocz�te
Wynurza� starzec: wzmagaj� i ciesz�.
Pr�ne starania. Honorat si� trwo�y,
Im bardziej mi�kcz�, tym zjadlej si� sro�y.

Tak �a� po puszczach dzikich ob��kana
Z p�odem, kt�rego pilnie dot�d strzeg�a,
Nag�ym �oskotem my�liwc�w zmieszana,
Z miejsc si� porywa, na kt�rych obleg�a.
Pr�no ucieka; wko�o opasana,
Unosz�c �ycie, cho� p�odu odbieg�a,
Chocia� r�k usz�a i buja po lesie,
Tkwi grot �miertelny, kt�ry z sob� niesie.

Wrzask, krzyk, ha�asy. I pro�b�, i wsporem
Nie da si� starzec ub�aga� rozjad�y,
Niezbytym punktu uj�ty honorem.
Gdzie� si� zdro�no�ci nasze nie zakrad�y?
P�dzi. - Ksi�garni drzwi zasta� otworem,
Tam wpad�, strwo�one bracia wraz z nim wpad�y.
Jednym zamachem starzec nieu�yty
Wywr�ci� cztery ksi�g pe�ne pulpity.

O ty, wszechrzeczy p�odnej rodzicielki.
Dzielny t�umaczu i w lew�, i w praw�,
Kt�rego wielbi� musi cz�owiek wszelki!
Ty, co� jest �wiata nauk�, zabaw�,
Per�o pisarz�w, o Albercie Wielki (1),
Co� tajemnice objawia� tak �wawo,
Uczczenia godny! Nieustraszony,
Spad�e� pod szaf� z twoimi kompany.

Wielki Tostacie! (2) ty, co� znamienicie
Pisa� o wszystkim, o czym pisa� mo�na,
Nie osiedzia�e� si� na twym pulpicie,
Z�o�� ci� zrzuci�a, ale z�o�� pobo�na.
Pozna� ci� starzec, zap�aka� obficie,
Twym spadkiem my�l si� powi�kszy�a trwo�na,
A gdy si� coraz wzmaga i roz�arza,
Tak z p�aczem m�wi� do bibliotekarza:

"Nie tylko ludziom i ksi�gom uw�acza
Bezbo�nik, co si� uwzi�� na zakony.
Co winien Tostat, �e mu nie przebacza?
Co winien Alfons, �w kr�l uwielbiony?
Zuchwalec �mia�o grzeszy i wykracza,
"Kroniki" nawet dotkn�� za�lepiony.
Niegodzien czyta� pi�kno�ci dobranych:
"Wojska afekt�w zarekrutowanych".

Wiem, sk�d te z�o�ci i jady pochodz�:
Ju� si� �wiat zepsu�, a p�ody odrodne
Polorem niby jady swoje s�odz�,
Nazwiska nawet uczonych niegodne.
Ich to koncepty prawdzie nie zagrodz�.
Znajdziem my na nich sposoby dowodne.
Umilkn� zdrajcy, damy si� we znaki,
Spe�znie z konceptem pisarz ladajaki.

Bogdaj to dawni! w ksi�gach nie szperali,
By�o te� lepiej, ka�dy cicho siedzia�.
I c� nowego teraz wybadali?
Bogdajby lepiej o nich �wiat nie wiedzia�!
Nie tak to nasi ojcowie dzia�ali,
A je�li kt�ry co pisa�, powiedzia�,
Nie d�� si� z swojej m�dro�ci mniemanej
Ani zaczepia� ksi��ki drukowanej".

"Niejeden g�upi by� wydrukowany -
Biblijotekarz rzek� do Honorata -
Druk nie jest pi�tnem chwa�y lub nagany.
Dawniejszych, �wie�szych czas�w alternata (3)
G�upstwo i rozum stawia na przemiany,
Jednym je w�z�em wi��e i przeplata;
Z powszechnej wady my si� nie odkupim,
Mo�na i u nas by� m�drym i g�upim.

�e si� z prostoty �mia� pisarz swywolny,
I my si� �miejmy, zagadniem go snadnie,
Pozna po �miechu, w wyrazach zbyt wolny,
�e fa�sz napisa�; odwo�a dok�adnie.
B�dziem si� d�sa�? Nie b�dzie powolny,
Gorszy jad mo�e w pi�ro mu si� wkradnie.
A kto wie wreszcie, czyli nie chcia� u�y�
Tego sposobu, aby si� przys�u�y�?"

"Pi�kna przys�uga! Paszkwilem, potwarz�?"
"Pos�uchaj tylko, ojcze Honoracie,
R�ne si� my�li wierszopisom marz�,
Jeszcze ich trybu zupe�nie nie znacie.
Bywa cz�stokro�, gdy si� zbyt roz�arz�,
�e mniej pami�tni o s�awy utracie,
Zbyt letko cudz� dotkliwo�� t�umacz�!"
"Z�y to �miech, ojcze, gdy na niego p�acz�!"

"Targa si� paszkwil na niewinno�� trwo�n�,
Zara�a jadem, na z�e zbyt ochoczy;
Satyra, cierpie� nie mog�c rzecz zdro�n�,
Karze bez wzgl�du, wyrzuca na oczy;
Kryt...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin