Kidaj Skradziony kryształ.txt

(44 KB) Pobierz
Andrzej "Andy" Kidaj

Skradziony Kryszta�

Spad� pierwszy �nieg. A zaraz potem drugi i trzeci i zima zrobi�a si� pe�n� 
g�b�, jakiej nie by�o ju� od wielu, wielu lat. Co najmniej od dw�ch.
Hrabia Nepomucen Mordoklej obudzi� si� w swojej �wi�tecznej, bia�ej po�cieli w 
choinki. Przeci�gn�� si� rozkosznie i wypu�ciwszy cichacza spod ko�dry si�gn�� 
po stoj�c� na stoliku szklank�. Poci�gn�� spory �yk i dopiero teraz zorientowa� 
si�, �e jest pusta.
- Jaaanie! - rozleg�o si� w ca�ym pa�acu a stado przestraszonych wron zerwa�o 
si� do lotu. Wida� by�y nietutejsze, wi�kszo�� ptak�w bowiem po prostu wzruszy�o 
skrzyd�ami za nic sobie maj�c krzyki hrabiego.
Kilka sekund p�niej w drzwiach pojawi� si� wierny s�u��cy hrabiego trzymaj�c w 
d�oniach oszroniony dzbanek. Poci�gn�� podejrzliwie nosem i zmarszczy� brwi 
wyczuwaj�c hrabiowego b�ka, ale po chwili na jego twarz wr�ci� s�u�alczy grymas.
- Pan mnie wzywa�, hrabio?
- Co tak d�ugo? Piwa mi si�...
- S�u�� panu hrabiemu - Jan szybko podbieg� do stolika i nape�ni� pust� szklank� 
z�ocistym napojem.
- No w�a�nie. Sk�d wiedzia�e�?
- Dwunasty rok s�u�� u pana hrabiego. Mia�em czas si� nauczy�.
- A tak... w�a�nie - Hrabia wypi� duszkiem zawarto�� szklanki i nadstawi� j� 
ponownie. Tym razem po kilku �ykach odstawi� naczynie na stolik i westchn�� z 
ulg�.
Przez chwil� mierzyli si� nawzajem wzrokiem. Wrony tymczasem wr�ci�y na swoje 
miejsce i znowu zacz�y zagl�da� przez okno. Na pewno by�y nietutejsze, �adnych 
innych ptak�w nie interesowa�o to, co si� dzia�o w pa�acu, a nawet wola�y nic 
nie widzie� i na wszelki wypadek siedzia�y ty�em.
- Janie - rzek� uroczy�cie hrabia. - wpad�em na �wietny pomys�.
- Dostan� podwy�k�? - spyta� z nadziej� lokaj.
- Eee... Mo�e nie. W ka�dym razie mia�em na my�li co� innego. Ot� tegoroczne 
�wi�ta sp�dzimy w g�rach. Co ty na to?
Jan podrapa� si� po nosie. Zdrapanego pryszcza schowa� do kieszeni.
- A co ja tam mog� mie� do NATO? - odpar� skromnie. - To nie moja sprawa.
Hrabia westchn�� cicho unosz�c oczy ku niebu. Na jego drodze jednak znajdowa� 
si� sufit, poprzesta� wi�c na tym.
- Chodzi�o mi o wyjazd w g�ry, durniu! Co o tym s�dzisz?
- Dla mnie bomba panie hrabio. Lubi� g�ry... Chyba... Zna�em kiedy� tak� 
jedn�... Ale nigdy tam nie by�em - westchn�� smutno. - Gdzie konkretnie pan 
hrabia �yczy sobie pojecha�?
- Do Zakopanego oczywi�cie. Za�atw wszystkie formalno�ci. No wiesz, zarezerwuj 
miejsca w hotelu, spakuj baga�e i takie tam. Aha. I za�� zimowe gumy... To 
znaczy opony. Pojedziemy limuzyn�.
Po wyj�ciu Jana hrabia wyskoczy� spod ko�dry i poprawiwszy swoj� czerwon� 
pi�amk� w miko�aje zrobi� dwa przysiady i jeden sk�on. Przez chwil� zastanawia� 
si� nad dorzuceniem paru pompek do porannej gimnastyki, ale rozmy�li� si�. Mo�e 
kiedy�...
Po tej czynno�ci uzna�, �e jest ju� gotowy do drogi. Oczywi�cie jak tylko Jan 
sko�czy przygotowywa� baga�e.
Wielkie, czerwone sanie, model cabrio czyli bez dachu ani drzwi, zacz�y 
szwankowa� ju� w okolicach Kozibobk�w, ale dopiero w Pitkowie ca�kowicie 
odm�wi�y pos�usze�stwa. Ich niezbyt p�ynny od d�u�szego czasu lot za�ama� si� i 
tylko dzi�ki niezwyk�emu refleksowi grubego kierowcy nie wyl�dowa�y na drzewie. 
Za to dok�adnie zanurzy�y si� w pobliskiej zaspie. Silnik zgas� i mimo kilku 
pr�b odpalenia nie uda�o si� go uruchomi�.
Gruby kierowca wygramoli� si� i kln�c na czym �wiat stoi, kopn�� w wystaj�cy z 
zaspy zderzak. Odpowiedzia� mu st�umiony brz�k metalu.
- Wspaniale - mrukn�� zdejmuj�c czapk� i wytrzepuj�c z niej �nieg. - Jestem 
ugotowany. Niech no ja tylko dorw� tych obibok�w, kt�rzy robili przegl�d. 
Po�a�uj�, �e sto lat temu nie przeszli na emerytur�. Mo�e i s� fachowcami je�li 
chodzi o klasyczne modele, ale tutaj... Ech... - machn�� r�k� i znowu kopn�� w 
zderzak. Jednak wcale nie poczu� si� lepiej.
Dochodzi�a pierwsza w nocy i wia� mro�ny wiatr. Na szcz�cie Miko�aj nie czu� 
zimna. Zatar� mocno r�ce i zabra� si� do odgarniania �niegu z sa�. Z pocz�tku 
nie m�g� si� pochwali� zbyt du�� efektywno�ci�, ale kiedy dosta� si� do 
baga�nika, z kt�rego wyci�gn�� drewnian� szufl� do �niegu i na inne okazje, od 
razu posz�o mu lepiej. O wp� do drugiej sanie zosta�y odkopane. Na szcz�cie 
pole si�owe dzia�a�o i �rodek nie by� za�nie�ony.
Miko�aj w��czy� radio.
- Halo baza! Halo baza! S�yszysz mnie? - rzuci� do mikrofonu. Odpowiedzi� by� 
tylko jednostajny szum. Miko�aj powt�rzy� wezwanie, ale z tym samym, marnym 
skutkiem.
By� sam na jakim� zapomnianym przez wszystkich zadupiu a tym czasem dzieci w 
po�udniowej Polsce czeka�y na jego przybycie. C�, w tym roku chyba si� nie 
doczekaj�.
Zastanowi� si�, kt�ry z jego wsp�pracownik�w dosta� najbli�szy rejon, ale m�g� 
tak sobie my�le� do przysz�ych �wi�t. Miko�aj�w by�o tysi�ce je�li nie 
dziesi�tki tysi�cy. Nie spos�b by�o wszystkich spami�ta�. Na pewno nie by� to 
nikt z jego przyjaci�, oni dostali okolice Norwegii. �e te� jemu musz� si� 
trafia� najgorsze dziury!
Miko�aj prze��czy� radio na kana� og�lny.
- Halo! M�wi Miko�aj! Czy kto� mnie s�yszy? Mia�em awari� sa�! Powtarzam, mia�em 
awari� sa�! Potrzebuj� pomocy.
Oczywi�cie tym razem tak�e nie uzyska� odpowiedzi. W gruncie rzeczy nie by� tym 
zbytnio zaskoczony. No, mo�e troch� zawiedziony. Ale nie zaskoczony. Jak ju� 
zaczyna si� pieprzy�, to wszystko na raz. Pewnie radio si� uszkodzi�o podczas 
awaryjnego l�dowania a on nie mia� smyka�ki do elektroniki, wi�c nawet nie 
pr�bowa� zgadywa�, co si� zepsu�o. No bo w brak zasi�gu nie wierzy�, tak jak 
wiele os�b nie wierzy w Miko�aja. Z tego, co wiedzia�, radia korzysta�y z 
ka�dego dost�pnego przeka�nika ka�dej mo�liwej sieci. W ostateczno�ci tak�e z 
satelity, jednak znacznie obci��a�o to akumulatory sa� a i taka potrzeba nigdy 
nie zachodzi�a. Chyba, �e nad Atlantykiem. Ale teraz nie znajdowa� si� nad 
Atlantykiem!
Miko�aj zapali� papierosa. Zakas�a� i wypu�ci� dym w mro�ne powietrze. B��kitna 
chmurka unosi�a si� przed nim przez chwil� zanim wiatr j� rozwia�. Miko�aj 
westchn�� i z braku lepszego pomys�u usiad� w saniach czekaj�c na cud.
Cud si� objawi� w postaci bia�ej limuzyny, kt�ra powoli zbli�a�a si� od p�nocy.
Miko�aj z pocz�tku nie zareagowa� na jej widok uznaj�c to za fatamorgan�. Ale 
zaraz przypomnia� sobie, �e fatamorgany nie zdarzaj� si� w tutejszym klimacie, 
by�o na nie za zimno. Mo�e w lecie...
Tak wi�c limuzyna musia�a by� prawdziwa. A to oznacza�o przynajmniej cz�ciowe 
rozwi�zanie jego problem�w. Oczywi�cie je�li tylko w�a�ciciel limuzyny zgodzi 
si� mu pom�c. W ko�cu w tym kraju r�ni ludzie si� zdarzali. Co drugi to 
orygina�. Miko�aj s�ysza� kiedy� o go�ciu, kt�ry pisa� zakr�cone opowiadania SF. 
Ju� od samego ich czytania mo�na by�o dosta� szmergla. Wielu dostawa�o. 
Osobi�cie nie chcia� spotka� tego cz�owieka.
- Z nieba mi spadli�cie! - krzykn�� Miko�aj podbiegaj�c do limuzyny.
Jan wytar� pot z nosa. Wci�� si� trz�s� po tym, jak o ma�y w�os nie rozjecha� 
ubranego na czerwono grubasa, kt�ry jakby znik�d wyskoczy� na �rodku drogi. W 
duchu dzi�kowa� hrabiemu za pomys� za�o�enia zimowych opon.
- Z jakiego nieba? - zdziwi� si� hrabia otwieraj�c drzwi. - Z Moszenek Dolnych 
jedziemy. A szanowny pan dok�d?
- Mam do obskoczenia Zakopane i okolice.
- To si� �wietnie sk�ada, bo my te� w tamtym kierunku. Wsiadaj pan. W grupie 
zawsze weselej.
Miko�aj szybko zabra� z sa� sw�j worek z prezentami i wskoczy� do ciep�ego 
wn�trza limuzyny, gdzie hrabia czeka� ju� na niego ze szklank� zimnego piwa. Jan 
ruszy� z piskiem opon.
Wypili. Najpierw brudzia, potem na drug� n�k�... Tu� przed Zakopanem zaliczyli 
strzemiennego i... rozchodniaczka ju� im si� nie uda�o, bo zasn�li.
Na szcz�cie Jan zachowa� trze�wo�� cia�a i umys�u, w ko�cu by� abstynentem. 
Spokojnie dojecha� na miejsce, rozpakowa� baga�e i zaprowadzi� ledwo przytomnego 
pracodawc� i jego nowego przyjaciela do pokoju, po czym uda� si� na zas�u�ony 
odpoczynek.
Ranek wsta� s�oneczny, nawet bardzo. Ale niezale�nie od tego na ulicach zalega�y 
wielkie zaspy �niegu, kt�ry pada� od kilku dni. Nikt nie sili� si�, �eby to 
uprz�tn��. Nie by�o sensu, na drugi dzie� by�oby to samo. Ograniczano si� tylko 
do od�nie�enia wej�� do sklep�w, bar�w i restauracji, kt�rych na Krup�wkach i 
okolicach by�o sporo.
Hrabia Mordoklej otworzy� oko, kt�re spocz�o na le��cym obok niego m�czy�nie. 
W jednej chwili oprzytomnia� i zacz�� si� gor�czkowo zastanawia�, co to za facet 
le�y obok niego w ��ku. Chwil� potem przysz�o ol�nienie i przypomnia� sobie 
wszystko. W ka�dym razie do momentu wypicia dwudziestego piwa. Jako, �e hrabia 
mia� w miar� lotny umys�, skojarzy� fakty. Tylko jak si� nazywa� ten go��? 
Micha�? Marian? Miko�aj?
Ale przecie� nie wierzy� w Miko�aja! Ju� dawno nie wierzy�. Na pr�b� d�gn�� 
palcem w ucho �pi�cego. Ten j�kn��, co w zupe�no�ci wystarczy�o hrabiemu, �eby 
uwierzy�. Zaraz jednak wpad� w panik�. By� sam na sam w ��ku z obcym m�czyzn�! 
Czy do czego� dosz�o?!? A je�li tak, to do czego?
- Wody - j�kn�� grubas otworzywszy przekrwione oczy. Zerkn�� na stoj�c� obok 
��ka szafk�, ale wody tam nie by�o. - I kim pan do cholery jeste�? - doda� 
zauwa�ywszy hrabiego.
- Hrabia Nepomucen Mordoklej do us�ug - odpar� zapytany i na wszelki wypadek 
wyskoczy� z ��ka, gdyby tamten zapragn�� jakich� us�ug. Ku zdziwieniu obu stron 
mia� na sobie czerwon� pi�amk� w weso�e miko�aje.
- Ach tak. W�a�nie. Przypomnia�em sobie... Ma pan co� do picia? Strasznie mnie 
suszy.
- Proponuj� klinika. Jaaanie! - wydar� si� hrabia.
- Ciszej, prosz� - j�kn�� Miko�aj i opad� na poduszk� przyg�adzaj�c k�pki siwych 
w�os�w za uszami.
Pojawi� si� Jan ze swym nieod��cznym ostatnio dzbankiem piwa.
- Nalej naszemu go�ciowi. Jest spragniony. Wyt�umaczysz si� p�niej.
- Z czego? - zdziwi� si� Jan.
- Nie wiesz? - Jan pokr�ci� g�ow�. - Z tego te� si� wyt�umaczysz.
- Czy ja m�g�bym dosta� troch� wody? - wtr�ci� Miko�aj s�abym g�osem. - Nie 
s�dz�, �eby piwo by�o ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin