10074.txt

(76 KB) Pobierz
       Isaac Asimov
       Niewolnik szpalt
        
        Prze�o�y� Edward Szmigiel
       
        
        
        Jako strona pozwana. Ameryka�ska Korporacja Robot�w i�Ludzi Mechanicznych mia�a wystarczaj�ce wp�ywy, aby wymusi� proces przy drzwiach zamkni�tych i�bez �awy przysi�g�ych. Przedstawiciele Northeastern University nie pr�bowali si� temu przeciwstawia�. Cz�onkowie zarz�du uczelni wiedzieli doskonale, jak mog�aby zareagowa� opinia publiczna, na jak�kolwiek wzmiank� o�wymkni�ciu si� robota spod kontroli. Potrafili te� przewidzie�, �e rozruchy przeciw robotom mog�yby przerodzi� si� w�rozruchy przeciw ca�emu �rodowisku naukowemu.
        Rz�d, reprezentowany w�tej sprawie przez s�dziego Harlowa Shane�a, pragn�� wi�c spokojnego zako�czenia tego rozgardiaszu. Niedobrze by�o zra�a� sobie zar�wno U.S. Robots, jak i��wiat akademicki.
        - Poniewa� ani prasa, ani publiczno��, ani s�d przysi�g�ych nie s� obecne, panowie, dope�nijmy tylko niezb�dnych formalno�ci i�przejd�my do fakt�w - powiedzia� s�dzia Shane.
        M�wi�c to u�miechn�� si� sztywno, by� mo�e bez wi�kszej nadziei na to, �e jego pro�ba zostanie wys�uchana i�poprawi� tog�, aby usi��� wygodniej. Mia� sympatyczn� rumian� twarz, z�kt�rej bi�a surowo�� i�powaga w�a�ciwa autorytetowi s�dziowskiemu, i�s�dzia o�tym wiedzia�.
        Barnabas H. Towarzyski profesor katedry fizyki na Northeastern University, zosta� zaprzysi�ony jako pierwszy. Sk�ada� przysi�g� z�wyrazem twarzy, kt�ry ca�kowicie przeczy� jego nazwisku.
        Po zwyk�ych pytaniach otwieraj�cych przes�uchanie oskar�yciel wsun�� r�ce g��boko do kieszeni i�zapyta�:
        - Kiedy i�w jaki spos�b, panie profesorze, po raz pierwszy zainteresowa� si� pan spraw� ewentualnego zatrudnienia robota EZ-27?
        Na ma�ej i�kanciastej twarzy profesora Towarzyskiego pojawi� si� wyraz niepokoju, niewiele �agodniejszy ni� poprzedni.
        - Od pewnego czasu utrzymywa�em kontakt zawodowy i�towarzysk� znajomo�� z�doktorem Alfredem Lanningiem, dyrektorem do spraw naukowo-badawczych w�Korporacji U.S. Roberts - odpowiedzia�. - By�em wi�c sk�onny wys�ucha� go z�pewn� doz� tolerancji, kiedy otrzyma�em od niego raczej dziwn� propozycj� trzeciego marca zesz�ego roku...
        - 2033 roku?
        - Tak jest.
        - Przepraszam, �e panu przerwa�em. Prosz� m�wi� dalej. Profesor skin�� g�ow� zmarszczywszy czo�o, przez chwil� zbiera� my�li, a�nast�pnie zacz�� m�wi�.
        
        Profesor Towarzyski spojrza� na robota zaniepokojony.
        Wniesiono go przed chwil� do piwnicznego magazynu w�okratowanej skrzyni, zgodnie z�przepisami reguluj�cymi transport robot�w na Ziemi.
        Wiedzia�, �e go przywioz�; nie chodzi�o o�to, �e by� nieprzygotowany. Od pierwszego telefonu doktora Lanninga trzeciego marca czu�, �e ulega sile perswazji robotyka i�teraz, w�wyniku jego konsekwentnych dzia�a�, znalaz� si� twarz� w�twarz z�robotem. Stoj�c w�zasi�gu r�ki, robot wydawa� si� niezwykle du�y.
        Alfred Lanning przez moment patrzy� na niego w�skupieniu, jak gdyby chc�c si� upewni�, czy nie zosta� uszkodzony przy przewozie. Potem zwr�ci� si� do profesora.
        - To jest robot EZ-27, pierwszy egzemplarz tego typu przeznaczony do u�ytku publicznego - odwr�ci� si� do robota:
        - To jest profesor Towarzyski, Easy.
        Easy m�wi� beznami�tnie, ale tak silnym g�osem, �e profesor si� sp�oszy�.
        - Dzie� dobry, panie profesorze.
        Easy przy swym ponaddwumetrowym wzro�cie zachowywa� og�lne proporcje cz�owieka - w�U.S. Robots zawsze zwracali na to szczeg�ln� uwag� przy sprzeda�y.
        Dzi�ki temu oraz dzi�ki posiadaniu podstawowych patent�w na m�zg pozytronowy mieli faktyczny monopol na roboty i�prawie zmonopolizowali rynek wszelkich maszyn obliczeniowych.
        Dwaj m�czy�ni, kt�rzy uwolnili robota z�klatki, wyszli, a�profesor patrzy� kolejno to na Lanninga, to na robota.
        - Jestem pewien, �e jest nieszkodliwy - powiedzia�, ale, w�jego g�osie nie by�o pewno�ci.
        - Bardziej nieszkodliwy ni� ja - powiedzia� Lanning. Mnie mo�na by sprowokowa� do uderzenia pana. Easy�ego nie. Zak�adam, �e zna pan Trzy Prawa Robotyki.
        - Tak, oczywi�cie - odpar� Towarzyski.
        - S� one wbudowane w�struktury m�zgu i�musz� by� przestrzegane. Pierwsze Prawo, najwa�niejsza zasada istnienia robota, chroni �ycie i�dobro wszystkich ludzi przerwa�, podrapa� si� po policzku, a�nast�pnie doda�: Chcieliby�my przekona� o�tym wszystkich mieszka�c�w Ziemi, ale jak dot�d niezupe�nie nam si� to udaje.
        - On po prostu wydaje si� taki gro�ny.
        - To prawda. Zobaczy pan jednak, �e jest u�yteczny, chocia� na to nie wygl�da.
        - W�a�ciwie nie wiem jeszcze, do czego m�g�by si� nam przyda�.
        - Rozmowy, kt�re dot�d prowadzili�my, nie by�y zbyt konkretne. Mimo to zgodzi�em si� obejrze� ten przedmiot i�w�a�nie to robi�.
        - Zrobimy co� wi�cej, profesorze. Czy przyni�s� pan ksi��k�?
        - Tak.
        - Mog� j� zobaczy�?
        Profesor Towarzyski przykucn��, nie odrywaj�c oczu od metalowej postaci, kt�ra przed nim sta�a. Wyj�� ksi��k� z�akt�wki u�swoich st�p.
        Lanning wyci�gn�� po ni� r�k� i�spojrza� na ok�adk�.
        - �Fizykochemia elektrolit�w w�roztworze�. Zgoda.
        Sam pan wybiera� na chybi� trafi�. Nie sugerowa�em �adnego konkretnego tekstu. Mam racj�?
        - Tak.
        Lanning poda� ksi��k� robotowi EZ-27.
        Profesor poderwa� si� z�miejsca.
        - Nie! To cenna ksi��ka!
        Lanning uni�s� swoje bujne brwi, i�powiedzia� spokojnie:
        - Zapewniam pana, �e Easy nie ma zamiaru rozedrze� ksi��ki na p�, by zademonstrowa� swoj� si��. Potrafi obchodzi� si� z�ksi��k� r�wnie ostro�nie jak pan lub ja.
        Zaczynaj, Easy.
        - Dzi�kuj� panu - powiedzia� Easy. A�potem obracaj�c si� nieznacznie doda�:
        - Za pana pozwoleniem, profesorze Towarzyski.
        Profesor zaskoczony odpar�:
        - Tak, oczywi�cie.
        Powoli i�pewnie manipuluj�c metalowymi palcami Easy przewraca� strony ksi��ki; najpierw zerka� na lew� stron�, a�potem na praw�. W�ten spos�b ogl�da� kolejne strony, jakby fotografuj�c je oczami.
        Nawet w�tym du�ym pomieszczeniu jego pot�na posta� zdawa�a si� przyt�acza� stoj�cych przy nim ludzi.
        - �wiat�o nie jest tu zbyt dobre - wymamrota� Towarzyski.
        - Wystarczy.
        Potem ostrzejszym ju� tonem zapyta�:
        - Ale co on robi?
        - Cierpliwo�ci, prosz� pana.
        Wreszcie przewr�cona zosta�a ostatnia strona.
        - No i�c�, Easy? - zapyta� Lanning.
        - Jest to bardzo poprawna ksi��ka i�niewiele rzeczy mog� tu wskaza� - powiedzia� robot. - W�linii 22 na stronie 27 s�owo �pozytywny� jest napisane �p-o-y-z-t-y-w-n-y - przecinek w�linii 6 na stronie 32 jest zb�dny, za to powinno si� go u�y� w�linii 13 na stronie 54. Znak plus w�r�wnaniu XIV-2 na stronie 337 powinien by� minusem, je�li ma ono by� zgodne z�poprzednimi r�wnaniami...
        - Chwileczk�! Chwileczk�! - zawo�a� profesor. - Co on robi?
        - Robi? - powt�rzy� Lanning ironicznie. - Ba, cz�owieku, on ju� sko�czy�! Zrobi� korekt� tej ksi��ki.
        - Zrobi� korekt�?
        - Tak. W�ci�gu tego kr�tkiego czasu, jaki mu zabra�o przewr�cenie stron ksi��ki, wy�apa� wszystkie pomy�ki w�pisowni, b��dy gramatyczne i�interpunkcyjne. Odnotowa� usterki w�szyku zdania i�odkry� niekonsekwencje.
        Potrafi r�wnie� zachowa� te informacje z�absolutn� dok�adno�ci� na zawsze.
        Profesor otworzy� usta, skrzy�owa� ramiona na klatce piersiowej i�patrzy� na nich w�milczeniu. Wreszcie powiedzia�:
        - To znaczy, �e to jest robot, kt�ry robi korekt�?
        Lanning skin�� g�ow�. 
        - Mi�dzy innymi.
        - Ale dlaczego mi pan to pokazuje?
        - Aby pom�g� mi pan przekona� uniwersytet, �e ten robot jest tu potrzebny.
        - Do robienia korekt?
        - Mi�dzy innymi - powt�rzy� cierpliwie Lanning.
        Wychud�a twarz profesora zastyg�a w�wyrazie niedowierzania.
        - Ale� to absurd!
        - Dlaczego?
        - Uniwersytet nigdy by nie m�g� sobie pozwoli� na zakup tego p�tonowego - musi przynajmniej tyle wa�y� - tego p�tonowego korektora.
        - Robienie korekty to nie wszystko co umie. B�dzie przygotowywa� raporty ze szkic�w, wype�nia� formularze, s�u�y� za dok�adn� kartotek� z�pami�ci�, ocenia� referaty...
        - To wszystko b�ahostki!
        - Wcale nie, mog� to panu za chwil� udowodni� powiedzia� Lanning. - Ale my�l�, �e mo�emy o�tym podyskutowa� w�wygodniejszych warunkach w�pa�skim biurze, je�li to panu nie przeszkadza.
        - Nie, oczywi�cie, �e nie - zacz�� mechanicznie profesor i�ju� mia� ruszy� przed siebie, kiedy co� sobie uprzytomni�.
        - Ale robot... nie mo�emy zabra� robota - rzuci� ze z�o�ci�. Doprawdy, doktorze, b�dzie pan musia� zn�w go zamkn�� w�klatce.
        - Nie ma po�piechu. Mo�emy tu zostawi� Easy�ego.
        - Bez opieki?
        - Czemu nie? On wie, �e ma zosta�. Profesorze Towarzyski, musi pan wreszcie zrozumie�, �e robot jest bardziej niezadowolony ni� cz�owiek.
        - By�bym odpowiedzialny za wszelkie szkody...
        - Nie b�dzie �adnych szk�d. Gwarantuj�. Niech pan pos�ucha, ju� po godzinach. Przypuszczam, �e nie spodziewa si� pan tu nikogo przed jutrzejszym porankiem.
        Ci�ar�wka i�moi dwaj ludzie s� na zewn�trz. U.S. Robots we�mie na siebie ca�kowit� odpowiedzialno�� za wszelkie szkody. Oczywi�cie �adnych szk�d nie b�dzie.
        Um�wmy si�, �e jest to eksperyment demonstruj�cy niezawodno�� robota.
        Profesor pozwoli� si� w�ko�cu wyprowadzi� z�magazynu. W�swoim biurze, pi�� pi�ter wy�ej, te� nie m�g� si� ca�kowicie odpr�y�.
        Wci�� ociera� bia�� chusteczk� pot z�czo�a.
        - Jak pan wic, doktorze Lanning, istnieje prawo zakazuj�ce wykorzystywania robot�w na powierzchni Ziemi - zaznaczy�.
        - Prawo, profesorze Towarzyski, nie jest proste. Robot�w nie mo�na wykorzystywa� na publicznych arteri...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin