Nancy Warren Czas na zmianę Rozdział pierwszy Cynthia Baxter usiłowała podrapać się po brzuchu, przewracajšc się gwałtownie w wielkim mahoniowym łożu z baldachimem. Sypiały w nim i kochały się kolejne pokolenia Baxterów, nie wiadomo jednak, czy ktokolwiek z nich próbował podrapać się, majšc ręce przykute kajdan kami do ramy łóżka - Walter! - krzyknęła, ale nikt nie odpowiedział. Cynthia stosowała włanie w praktyce instrukcje z wrzeniowego numeru ,,Raunch Magazine" powięconego fantazjom. Miała nadzieję tchnšć w swój wieloletni zwišzek trochę namiętnoci, odgrywajšc ,,Bezbronnš dziewicę zniewalanš przez mrocznego, niebezpiecznego przybysza". Jej narzeczony, który opanowany nieposkromionš żšdzš powinien robić z jej ciałem te wszystkie szokujšco perwer syjne rzeczy, o których czytała w pimie, przyrósł chyba do telefonu komórkowego, z którym wyszedł do salonu. Pilnie nasłuchiwała, ale bez rezultatu. Może był zbyt zniechęcony jej obnażonym w blasku dnia ciałem, by wrócić do sypialni. 6 Nancy Warren - Walter? Cisza. - Walter! Głos Cynthii odbił się echem w całym domu. Gdzie on się podział? Wzięła głęboki wdech, ale szybko wypuciła powietrze, prawie krztuszšc się zapachem nowych per fum, którymi skropiła całe ciało. W domu towarowym pachniały mocno i egzotycznie, teraz, po kilku godzinach, już tylko tanio i mdło. - Walter! Jeste tam? Nic. Bezsilnoć była częciš tej fantazji, zgodnie z opiniami ,,sekspertów" z pisma ,,Raunch". Po niej miało nastšpić zaspokojenie najdzikszych pragnień każdej kobiety. Cynthia zaczynała nabierać okropnego podejrzenia. Czy to możliwe, że o niej zapomniał i po prostu wyszedł? Był maniakalnie oddany swojej pracy, dla której potrafił zapomnieć o całym bożym wiecie. Całe szczęcie, że ,,Raunch Magazine" podzielił pre zentowane scenariusze erotyczne na pomocne kategorie: ,,Buduarowi nowicjusze", ,,Łóżkowi redniacy" i ,,Sek sualne orły". Przejrzała, rzecz jasna, strony dla zaawan sowanych, ale szczerze mówišc, nawet gdyby mogła sobie pozwolić na całe to wyposażenie, nie sšdziła, by kiedykol wiek miała ochotę zagrać w grę pod tytułem ,,Burdelowa domina i skulony uczniak" albo w cokolwiek innego z udziałem więcej niż dwóch osób. Pokazanie nagiego ciała w pełnym słońcu było wystar czajšco stresujšce, nawet jeli robiła to przed Walterem, który bez okularów trochę niedowidział. Nie, dział dla buduarowych nowicjuszy pobudzał jš aż nadto. Nie było scenariusza, który by do niej w jaki sposób nie przema- Czas na zmianę 7 wiał, ale ,,Bezbronna dziewica zniewalana przez mrocz nego, niebezpiecznego przybysza" był jej ulubionym. Kogo to obchodzi, jak w zaciszu własnej sypialni za chowuje się grzeczna dziewczynka Cynthia Baxter? Mog ła wyobrażać sobie, że jest więziona przez egzotycznego przybysza, zamaskowanego Zorro albo bezwzględnego pirata, w każdym wypadku niadego, wysokiego, szczup łego i muskularnego. Była jego niewolnicš i musiała spełniać wszystkie zachcianki swego pana, a ten był bardzo pomysłowy. Oczywicie, Walter nie był mrocz nym, niebezpiecznym przybyszem. O, zdecydowanie nie! Ale przecież i ona nie była dziewicš, chociaż niektóre z opisywanych fantazji sprawiały, że tak włanie się czuła. Autorzy artykułu zdecydowanie odradzali więzy o bar dziej umownym charakterze - na przykład lune skrępo wanie jedwabnš apaszkš- i zalecali prawdziwe kajdanki. Cynthia zawsze stosowała się do ustalonych reguł. Dlate go leżała teraz skuta kajdankami. Trudno powiedzieć, co sprawiło, że zdecydowała się na realizację tego szalonego pomysłu. Teraz jednak, po tym jak probš i grobš skłoniła Waltera do urzeczywistnienia fantazji, kiedy leżała naga i bezbronna jak na sklepowej wystawie, odczuwała co, co na pewno nie było pod nieceniem. Kogo chciała oszukać? Nic dziwnego, że Walter sobie poszedł. Ani trochę nie przypominała modelek z ,,Raunch", z piersiami sterczšcymi jak górskie szczyty, taliami jak osy, kršgłymi poladkami i długimi nogami Barbie. Piersi Cynthii wyglšdały, jej zdaniem, jak kawałki niewyroniętego ciasta z rodzynkami na wierzchu. Reszta 8 Nancy Warren była równie mało ponętna. Nigdy więcej nie zaproponuje Walterowi nic ponad tradycyjne, szybkie zbliżenia pod kołdrš w całkowitych ciemnociach. Koniec z dawaniem sobie szans. Wystarczy prób przeistoczenia się w kobietę zmysłowš. Powinna była wiedzieć, że to się nie uda. Tymczasem musi wydostać się z kajdanek. Wrzasnęła jeszcze kilka razy, wyczuwajšc w swoim głosie nuty histerii, póki nie zaczęło jš boleć gardło. Nie było sensu tu chrypnšć. Powinna się uspokoić i zaczekać. W końcu Walter przypomni sobie o niej. Oddychajšc wolno i ciężko, Cynthia wpatrzyła się w sufit. Dostrzegła w kšcie ciemne pasmo, które wy glšdało podejrzanie, jak pajęczyna. Będzie musiała wzišć szczotkę na kiju - jak tylko się uwolni. To przypomniało jej, w jak absurdalnym położeniu się znalazła. Nie miała pojęcia, jak długo to wszystko już trwało, ale bolały jš już ręce. Była zmarznięta, głodna i chciała ić do łazienki. Gdzie do cholery jest Walter? Obserwowała budzik tykajšcy wolno przy łóżku. Wzbierał w niej gniew. Pištkowe popołudnie zmieniło się w pištkowy wieczór i zaczšł jš ogarniać strach. Zanim Walter sobie o niej przypomni, umrze z głodu, zamarznie na mierć albo dostanie zapalenia pęcherza. Wieki minęły, nim usłyszała chrzęst żwiru pod oknem. Jednak nadzieja, że Walter sobie o niej przypomniał i wrócił, okazała się płonna. Dobiegło jš węszenie psa i wymowny dwięk strumyka zraszajšcego dalie Cynthii pod oknem sypialni. Dzięki Bogu, to na pewno pani Lawrence z domu po sšsiedzku i Gruber, jej pudel z nad wagš. Może powinna krzyknšć? Zażenowanie walczyło z fizycznš udrękš, ale była to Czas na zmianę 9 walka krótka. Pęcherz zwyciężył. Jeżeli już miał jš uratować kto z ulicy, to niech przynajmniej będzie to kobieta. - Pani Lawrence - wrzasnęła tak głono, jak tylko się dało, majšc nadzieję, że sšsiadka podkręciła swój aparat słuchowy. - Co to było? Dobiegł jš struchlały głos staruszki. Nadpobudliwy Gruber zaczšł szczekać. - Potrzebuję pomocy - krzyczała Cynthia. - Jestem przywišzana do łóżka. Proszę użyć zapasowego klucza, błagam! - O mój Boże... to Cynthia. Mam nadzieję, że to nie napad - słychać było pełen trwogi głos. Cynthia nie mogła się już doczekać, kiedy jej kochana sšsiadka skończy naradę z psem i wemie klucz. - Pani Lawrence? Pamięta pani, gdzie jest klucz? Pod trzeciš doniczkš z geranium. Słuchajšc chrzęstu żwiru i pomrukiwania sšsiadki, miała nadzieję, że biedna pani Lawrence nie dostanie ataku serca, kiedy zobaczy jš nagš, w najbardziej upoka rzajšcej pozycji wżyciu. Przynajmniej stopy miała wolne. Ale co z tego? Gdyby uniosła kolana, żeby zakryć piersi, odsłoniłaby dolnš partię ciała, a dodatkowe cinienie na pęcherz mogłoby zamienić jš w ludzki pistolet na wodę. Minuty wlokły się, a każdš wypełniały bolesne zmaga nia z pęcherzem. Cynthii wydało się, że słyszy na zew nštrz jakie drapanie - ale pewnoci nie miała. Jeżeli zaraz nie pójdzie do łazienki, to niechybnie dojdzie tu do wypadku. W końcu usłyszała subtelny dwięk dochodzš cy tym razem z wnętrza domu. - Pani Lawrence, jestem tutaj, w sypialni. 10 Nancy Warren Ale to nie zatroskane oblicze pani Lawrence zoba czyła w drzwiach kilka sekund póniej. W wielkiej i bardzo męskiej dłoni ujrzała zimny, zabójczo czarny rewolwer. Zbyt wystraszona, by krzyczeć, wpatrywała się w ten przerażajšcy przedmiot. Szarpnęła nerwowo kajdanki, ale pozostała bezbronna. W progu stanęła ciemna postać. Cynthia miała wyob rażenie co do rozmiarów intruza i celu, jaki obrał, ponie waż mierzył w niš. Mężczyzna trzymał broń nieruchomo przed sobš. Zimne, skoncentrowane spojrzenie jego nie bieskich oczu przelizgnęło się po niej, lustrujšc pokój. Krzyknęła, nie wytrzymujšc już napięcia. Intruz prze toczył się po podłodze i zniknšł w łazience obok sypialni. Za chwilę zginie od kuli jakiego szaleńca, bo Walter zostawił jš spętanš, zupełnie jakby miała być złożona w jakiej ofierze. Obłęd! Po chwili mężczyzna stanšł u wezgłowia łóżka i opu cił wolno broń. Spoglšdał na drzwi wejciowe. - Czy jest pani w tym domu sama? - zapytał chrap liwym szeptem. Nagły przypływ histerii chwycił jš za gardło. - Byłam - odparła ochryple, nie spuszczajšc wzroku z pistoletu, który cišgle jeszcze był wycelowany w drzwi. - Jego twarde spojrzenie błyskawicznie spoczęło na jej twarzy. Spojrzenie pytajšce, zmuszajšce do mówienia. - Dopóki pan się nie zjawił. Wyjšł co z kieszeni i podsunšł jej pod nos. Skuliła się, mylšc, że to chloroform albo co równie okropnego, ale była to po prostu odznaka identyfikacyjna. - Ja nie... - Jake Wheeler, FBI. Czas na zmianę 11 Ta lakoniczna prezentacja sprawiła, że znowu skuliła się ze strachu. Stał nad niš jak kat. Miał krótko ostrzyżone, czarne włosy i twarz tak szczupłš i kształtnš, że pewnie pękłaby przy pierwszym umiechu. Jego szaroniebieskie oczy okolone były zadziwiajšco gęstymi, podwiniętymi do góry czarnymi rzęsami. Na buzi porcelanowej lalki wy glšdałyby doskonale. Na jego bezwzględnym obliczu wyglšdały przerażajšco. Miał na sobie czarny sweter i dżinsy. Zastanawiała się bez zwišzku, czy w pištki wolno w FBI nosić tak swobodny strój. Kiedy skinęła głowš, wsadził z powrotem swojš służ bowš legitymację do kieszeni. - Czy wie pani, kto to zrobił? - Walter Plinkney. I mam nadzieję, że go pan znajdzie - powiedziała z goryczš. - Krzesło elektryczne to dla niego za mało. Na tej jego smukłej, męskiej twarzy pojawił się cień wštpliwoci. - Zna pani sprawcę? Przytaknęła z powagš. - To mój... - Nie ma mowy, żeby opowiedziała temu przerażajšcemu człowiekowi, jak jej własny narzeczony opucił jš w rodku seksualnej zabawy. - Och, to moja randka. Popatrzył na niš bardziej uważnie, jak gdyby jej ciało było scenš zbrodni, a on zbierał dowody. - Czy w jakikolwiek sposób paniš zranił? Zrozumiała, że on po prostu wykonuje swojš pracę, i przestała się...
marszalek1