Herbert Zbigniew
17 IXApollo i MarsjaszBajka japońskaBallada o starych kawalerachBrewiarz IBrewiarz IVCesarzChciałbym opisaćCo myśli Pan Cogito o piekleDamastes z przydomkiem Prokrustes mówiDawni MistrzowieDlaczego klasycyDo Henryka Elzenberga w stulecie Jego urodzinDo Ryszarda Krynickiego - listDomDomy przedmieściaDomysły na temat BarabaszaDróżnikDziadekGabinet śmiechuGłos wewnętrznyGra Pana CogitogrzeszęGuzikGuzikiHakeldamaHarfaHermes, pies i gwiazdaJaskinia filozofów (fragm.)JonaszKamykKawiarniaKlasykKołatkaKotKrasnoludkiKuraKwiatyLasLascauxMagielMalarzMartwa naturaMatkaMiasteczkoMitteleuropaModlitwa Pana Cogito - podróżnikaMój OjciecMurMuszlaNapisNasz strachNiedźwiedzieO różyOd końcaOfiarowanie IfigeniiOgród botanicznyOpuszczonyPan Cogito a ruch myśliPan Cogito czyta gazetęPan Cogito i wyobraźniaPan Cogito o postawie wyprostowanejPan Cogito obserwuje w lustrze swoją twarzPan od przyrodyPejzaże kolejowePiekłoPijacyPiosenkaPiosenka o zamieraniuPiraciPodróżPodróż do KrakowaPogrzeb młodego wielorybaPotęga smakuPotwór Pana CogitoPowrót prokonsulaPożegnanie wrześniaPrologPróba rozwiązania mitologiiPrzedmiotyPrzesłanie Pana CogitoPrzesłuchanie AniołaPudełko zwane wyobraźniąRozmyślania o ojcuRybySamobójcaSen cesarzaSiódmy aniołSkrzypceSłońSzufladaSzwaczkaŚcieżkaTestamentTren FortynbrasaU wrót dolinyUkładała swe włosyW drodze do DelfWęgromWiatr i różaWieżaWilk i owieczkaWit Stwosz: Uśnięcie NMPWojnaZ mitologiiZ technologii łezZasypiamy w słowachŻołnierzŻywot wojownika
17 IX
Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco a droga którą Jaś Małgosia dreptali do szkoły nie rozstąpi się w przepaść Rzeki nazbyt leniwe nieskore do potopów rycerze śpiący w górach będą spali dalej więc łatwo wejdziesz nieproszony gościu Ale synowie ziemi nocą się zgromadzą śmieszni karbonariusze spiskowcy wolności będą czyścili swoje muzealne bronie przysięgali na ptaka i na dwa kolory A potem tak jak zawsze - łuny i wybuchy malowani chłopcy bezsenni dowódcy plecaki pełne klęski rude pola chwały krzepiąca wiedza że jesteśmy - sami Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco i da ci sążeń ziemi pod wierzbą - i spokój by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu najtrudniejszego kunsztu - odpuszczania win
Apollo i Marsjasz
właściwy pojedynek Apollona z Marsjaszem (słuch absolutny kontra ogromna skala) odbywa się pod wieczór gdy jak już wiemy sędziowie przyznali zwycięstwo bogu mocno przywiązany do drzewa dokładnie odarty ze skóry Marsjasz krzyczy zanim krzyk jego dojdzie do jego wysokich uszu wypoczywa w cieniu tego krzyku wstrząsany dreszczem obrzydzenia Apollo czyści swój instrument tylko z pozoru głos Marsjasza jest monotonny i składa się z jednej samogłoski A w istocie opowiada Marsjasz nieprzebrane bogactwo swego ciała łyse góry wątroby pokarmów białe wąwozy szumiące lasy płuc słodkie pagórki mięśni stawy żółć krew i dreszcze zimowy wiatr kości nad solą pamięci wstrząsany dreszczem obrzydzenia Apollo czyści swój instrument teraz do chóru przyłącza się stos pacierzowy Marsjasza w zasadzie to samo A tylko głębsze z dodatkiem rdzy to już jest ponad wytrzymałość boga o nerwach z tworzyw sztucznych żwirową aleją wysadzaną bukszpanem odchodzi zwycięzca zastanawiając się czy z wycia Marsjasza nie powstanie z czasem nowa gałąź sztuki - powiedzmy - konkretnej nagle pod nogi upada mu skamieniały słowik odwraca głowę i widzi że drzewo do którego przywiązany był Marsjasz jest siwe zupełnie
Bajka japońska
Królewna Idianaki ucieka przed smokiem, który ma cztery łapy purpurowe, a cztery złote. Królewicz Itanagi śpi pod drzewem. Nie wie, w jakim niebezpieczeństwie znajdują się małe stopy Idianaki.A smok jest coraz bliżej. Gna Idianaki do morza. W każdym oku ma dziewięć czarnych piorunów. Królewicz Itanagi śpi.Królewna rzuca za siebie grzebień. Staje siedemnastu rycerzy i rozpoczyna się krwawa walka. Giną jeden po drugim. Zbyt długo przebywali w czarnych włosach Idianaki. Zniewieścieli doszczętnie.Królewicz Itanagi znalazł nad brzegiem morza ten grzebień. Zbudował dla niego marmurowy grobowiec. Kto widział, aby dla grzebienia budować grobowiec? Ja widziałem.Działo się to w dzień drzewa i źrebca.
Ballada o starych kawalerach
Golą się brzytwą. Potem długo szukają spinki pod komodę. Starannie więc krawat i uśmiechają się do lustra. Bo teraz to jest łagodny jedwab, a wtedy za pierwszej miłości był sznur. No cóż, wszystko mija. Przeżyło się to i owo. Wystygł człowiek.Szelki wiszą z tylu. Gdyby były dzieci, biegałyby za tymi szelkami.- "Rachelo, kiedy Pan..." - to zawsze przy nakładaniu kamizelki. Nieodzowne.
Brewiarz I
Panie,dzięki Ci składam za cały ten kram życia, w którymtonę od niepamiętnych czasów bez ratunku śmiertelnieskupiony na ciągłym poszukiwaniu drobiazgów.Bądź pochwalony, że dałeś mi niepozorne guzikiszpilki, szelki, okulary, strugi atramentu, zawszegościnne nie zapisane karty papieru, przezroczyste koszulki, teczki cierpliwe,czekające.Panie, dzięki Ci składam za strzykawki z igłą grubą i cienką jakwłos, bandaże, wszelki przylepiec, pokorny kompres, dziękiza kroplówkę, sole mineralne, wenflony, a nade wszystkoza pigułki na sen o nazwach jak rzymskie nimfy, które są dobre, bo proszą, przypominają, zastępująśmierćEpilog Burzy, 1998
Brewiarz IV
Paniewiem że dni moje są policzonezostało ich niewieleTyle żebym zdążył jeszcze zebrać piasekktórym przykryją mi twarznie zdążę jużzadośćuczynić skrzywdzonymani przeprosić tych wszystkichktórym wyrządziłem złodlatego smutna jest moja duszażycie mojepowinno zatoczyć kołozamknąć się jak dobrze skomponowana sonataa teraz widzę dokładniena moment przed codąporwane akordyźle zestawione kolory i słowajazgot dysonansjęzyki chaosudlaczegożycie mojenie było jak kręgi na wodzieobudzonym w nieskończonych głębiachpoczątkiem który rośnieukłada się w słoje stopnie fałdyby skonać spokojnieu twoich nieodgadnionych kolan
Cesarz
Był sobie raz cesarz. Miał żółte oczy i drapieżną szczękę. Mieszkał w pałacu pełnym marmurów i policjantów. Sam.Budził się w nocy i krzyczał. Nikt go nie kochał. Najbardziej lubił polowania i terror. Ale fotografował się z dziećmi wśród kwiatów. Kiedy umarł, nikt nie śmiał zdjąć jego portretów. Zobaczcie, może jest jeszcze u was w domu jego maska.
Chciałbym opisać
Chciałbym opisać najprostsze wzruszenieradość lub smutekale nie tak jak robią to innisięgając po promienie deszczu albo słońca chciałbym opisać światłoktóre we mnie się rodziale wiem że nie jest ono podobnedo żadnej gwiazdybo jest nie tak jasnenie tak czystei niepewnechciałbym opisać męstwonie ciągnąc za sobą zakurzonego lwaa także niepokój nie potrząsając szklanką pełną wodyinaczej mówiącoddam wszystkie przenośnieza jeden wyrazwyłuskany z piersi jak żebroza jedno słowoktóre mieści sięw granicach mojej skóryale nie jest to widać możliwei aby powiedzieć - kochambiegam jak szalonyzrywając naręcza ptakówi tkliwość mojaktóra nie jest przecież w wodyprosi wodę o twarzi gniew różny od ogniapożycza od niegowielomównego językatak się mieszatak się mieszawe mnieto co siwi panowiepodzielili raz na zawszei powiedzielito jest podmiota to przedmiotzasypiamyz jedną ręką pod głowąa z drugą w kopcu planeta stopy opuszczają nasi smakują ziemięmałymi korzonkamiktóre ranoodrywamy boleśnie
Co myśli Pan Cogito o piekle
Najniższy krąg piekła. Wbrew powszechnej opinii nie zamieszkują go ani despoci, ani matkobójcy, ani także ci, którzy chodzą za ciałem innych. Jest to azyl artystów pełen luster, instrumentów i obrazów. Na pierwszy rzut oka najbardziej komfortowy dział infernalny, bez smoły, ognia i tortur fizycznych.Cały rok odbywają się tutaj konkursy, festiwale i koncerty. Nie ma pełni sezonu. Pełnia jest permanentna i niemal absolutna. Co kwartał powstają nowe kierunki i nic, jak się zdaje, nie jest w stanie zahamować triumfalnego pochodu awangardy.Belzebub kocha sztukę. Chełpi się, że jego chóry, jego poeci i jego malarze przewyższają już prawie niebieskich. Kto ma lepszą sztukę, ma lepszy rząd - to jasne. Niedługo będą się mogli zmierzyć na Festiwalu Dwu Światów. I wtedy zobaczymy, co zostanie z Dantego, Fra Angelico i Bacha.Belzebub popiera sztukę. Zapewnia swym artystom spokój, dobre wyżywienie i absolutną izolację od piekielnego życia.
Damastes z przydomkiem Prokrustes mówi
Moje ruchome imperium między Atenami i Megarą władałem puszczą wąwozem przepaścią sam bez rady starców głupich insygniów z prostą maczugą w dłoni odziany tylko w cień wilka i grozę budzący dźwięk słowa Damastes brak mi było podd...
colorful_world