5788.txt

(8 KB) Pobierz
Jaros�aw W�odarczyk

podr� do domu

Spoza li�ci ogrodu widzia�am pn�ce si� w g�r� wie�e wielkiego gmachu i odbicie 
zachodu s�o�ca w szybach jego ogromnych okien.
- Nie mo�na mie� w�tpliwo�ci, i� pacjentka ta pozostaje pod wp�ywem g��bokich 
zaburze� psychicznych - powiedzia� jeden z lekarzy.
- Ma kuku na muniu, �e ho ho! - powiedzia� inny. - Zostanie u nas przez dobre 
dziesi�� lat, jak nie d�u�ej.
W przera�eniu spojrza�am na ich bezbarwne kitle. Czy mia�am utraci� tamto 
miejsce na zawsze?
Wesz�y dwie piel�gniarki i poprowadzi�y mnie d�ugim korytarzem o g�adkich 
�cianach, kt�rych biel zak��ca�y kontury framug drzwi rozmieszczonych w 
regularnych odst�pach. Zatrzyma�y si� i otworzy�y jedne z nich.
- Pani pok�j.
Pami�ta�am go. Cela na planie kwadratu o boku dw�ch metr�w z ��kiem zajmuj�cym 
lew� po�ow�, okno zamalowane na bia�o.
Tego dnia pobyt w zak�adzie przesta� mnie nudzi�. Zacz�am si� ba�, �e nigdy nie 
zobacz� tamtego budynku. Czu�am strach - ju� nie nud� - budz�c si� o sz�stej, 
potem bior�c zastrzyk, jedz�c co� o drugiej, id�c zn�w do ��ka. Lekarze badali 
mnie dwa razy w tygodniu, ale nie dostrzegali �lad�w poprawy, gorzej: 
podejrzewali regresj�. Lista terapeutycznych czynno�ci, jakie mi przepisywano, 
wci�� ros�a: wyszywanie numer�w na mundurach wi�ziennych, przyrz�dzanie posi�k�w 
(niestety, ich jedzenie nigdy si� na niej nie znalaz�o), ogl�danie telewizji. 
Wszystko bez skutku.
- Przypadek cierpi g��wnie z powodu ch�ci opuszczenia naszej instytucji - 
powiedzia� lekarz. - Metoda leczenia powinna zmniejszy� si�� oddzia�ywania tego 
pop�du, eliminuj�c w ten spos�b objawy chorobowe.
Pojawi� si� potem sam w mojej celi.
- Chod� - powiedzia� - poka�� ci piwnic�.
- Piwnic�, a po co?
- Nie jeste� ciekawa?
Faktycznie, by�am. Weszli�my do windy w jednym z tych miejsc, gdzie korytarze 
przecinaj� si� pod k�tem prostym. Kiedy winda zjecha�a, otworzy�o si� w�skie 
pomieszczenie s�abo o�wietlone przez ��te �ar�wki. Weszli�my, tylko my dwoje. 
Pomimo choroby psychicznej zdawa�am sobie spraw�, �e lekarz ryzykowa�by posad� 
pr�buj�c molestowa� seksualnie pacjentk�.
- Kto by wierzy� wariatce? - spyta� lekarz. - Teraz, oczywi�cie, mo�esz wo�a� o 
pomoc, ile chcesz - jego g�os zag�uszy�a na chwil� fala dzikiego wycia 
dochodz�ca z g��bi korytarza. - Trzymamy tu beznadziejne przypadki, nikt nie 
zwraca uwagi na wo�ania.
Nie wo�a�am pomocy, nie czu�am potrzeby.
Nast�pne konsylium mia�o miejsce znacznie p�niej, ni� si� spodziewa�am. 
- Doktorze Agaric - powiedzia� lekarz wyr�niaj�cy si� wzrostem oraz siwizn� - 
pa�ska pr�ba odtworzenia samodyscypliny pacjent�w poprzez ich bezpo�redni 
kontakt z tak zwanymi beznadziejnymi przypadkami okaza�a si� ca�kowicie 
nieskuteczna. Od rozpocz�cia eksperymentu do teraz obecny tu przypadek zacz�� 
wydawa� trudne do okre�lenia d�wi�ki w chwilach bezpo�rednio poprzedzaj�cych 
za�ni�cie, a gruczo�y jego jamy ustnej wydzielaj� obficie �lin� w pa�skiej 
obecno�ci, doktorze Agaric. Obecny stan wiedzy medycznej nie pozwala oceni� 
wyst�powania tego typu zachowa� jako poprawy stanu pacjenta. W zwi�zku z 
powy�szym ��dam natychmiastowego przerwania pa�skiego eksperymentu.
- Szanowni koledzy - powiedzia� Agaric g�osem pe�nym pokory - od tej chwili 
�aden z moich pacjent�w nie  zostanie doprowadzony do wiadomych pomieszcze�.
Spojrza�am w jego oczy z t�sknot�. Zauwa�y� to. - Tak, zrobimy wyj�tek.
Kiedy kolejny raz zjechali�my do piwnicy, wzi�am doktora za r�k� i poci�gn�am 
go dalej w g��b.
- Co to za rury nad nami?
- Cie�szymi czysta woda p�ynie do budynku, grubymi brudna wydostaje si� na 
zewn�trz.
- Dlaczego �wiat�o s�abnie z ka�dym naszym krokiem?
- Im mniej jest szans na wyleczenie przypadku, tym mniej wydajemy na 
o�wietlenie. Przera�aj�ce potwory w ko�cu korytarza �yj� w og�le bez �wiat�a, 
pr�cz blasku w�asnych oczu.
Rozejrza�am si�. Cele oddziela�y od korytarza stalowe kraty. Ka�d� zajmowa� 
p�nagi, d�ugow�osy stw�r. Wi�kszo�� ko�cistych cia� ko�ysa�a si� r�wnomiernie, 
wydaj�c s�abe j�ki. Ale nie wszystkie pozostawa�y oboj�tne na nasz� obecno�� - 
kilka wyra�nie si� nas ba�o, trzy, mo�e cztery, zauwa�ywszy nas, chwyci�y kraty 
i zacz�y nimi trz��� wrzeszcz�c dziko. Zaciekawi�o mnie, jak je karmi�.
- Daj spok�j tym pytaniom. Zr�bmy to wreszcie! - zawo�a� Agaric trac�c 
cierpliwo��.
Rozpi�am bluzk� zbli�aj�c si� do klatki ��tookiego potwora. Doktor gorliwie 
podrepta� za mn�.
- We� mnie! - szepn�am przyciskaj�c go do stalowych krat. Ko�ciste szpony 
stwora wypad�y zza Agarica i zacz�y ton�� w jego brzuchu. Doktor zawy� z b�lu. 
Spojrza� w d� i dopiero wtedy chwyci� za czerwone od krwi �apy. Chcia� wyrwa� 
je z brzucha, widzia�am, jak jego sk�ra p�cznieje, kiedy czubki zakrzywionych 
szpon�w dosi�g�y wn�trza. Nie wytrzyma� b�lu, opu�ci� r�ce. Ryk zmieni� si� w 
wo�anie o pomoc. Wysoce bezcelowe zachowanie, tu nikt nie zwraca uwagi na �adne 
wo�ania.
Biedny lekarz, pomy�la�am odwracaj�c wzrok od niesmacznej sceny.
Korytarz nie by� prosty, jak mi si� pocz�tkowo wydawa�o, ale wykrzywiony w lewo. 
Nie krzy�owa� si� z innymi korytarzami, by�y tylko klatki po obu stronach. 
S�ysza�am j�ki, rz�enie, pojedyncze wrzaski, kto� wypowiedzia� moje imi�. 
Obejrza�am si� gwa�townie. Siwow�osy starzec z d�ug� brod� le�a� na �awce. Na 
�rodku jego celi siedzia� du�y szczur. Spyta�am starca, czy jest �lepy.
- Tak, ale s�uch mam jak za m�odu. Po co tam idziesz? Zawr��.
- Nie mog�, musz� wr�ci� do domu.
- Tam nie ma domu.
Sk�d m�g� wiedzie�, gdzie jest m�j dom?
- Wi�c co tam jest?
- Niebezpiecze�stwo, niebezpieczni osobnicy.
Chcia�am wiedzie�, jak bardzo niebezpieczni.
- Nawet pracownicy zak�adu tam nie chodz�. Ludo�ercy - szepn�� po chwili. - �r� 
ludzi!
- Widzia�e� jakich�?
- Nie, ale czasem s�ysz�, jak rycz�, w�osy staj� od tego d�ba.
Od windy dzieli�o mnie nie wi�cej ni� sze�� minut drogi. Siedem minut - i 
wr�ci�abym do monotonnych, ale bezpiecznych korytarzy g�rnego poziomu. Trzeba 
tylko min�� trupa Agarica. Nie by� wymarzonym kochankiem, niezdarny i nieczu�y. 
Ale po�wi�ci�am �ycie tego cz�owieka, �eby st�d wyj��.
- Dzi�kuj� za rad�, staruszku - powiedzia�am i ruszy�am dalej.
Wkr�tce musia�am dotyka� r�k� rur nad sufitem, �eby trzyma� si� �rodka korytarza 
- otacza�a mnie zupe�na ciemno��.
R�ka natrafi�a na co� ciep�ego, co pisn�o i ugryz�o mnie w palec; potem 
zafurkota�o nad g�ow�. Nietoperz? Palec nie bola�, ale czu�am sp�ywaj�c� krew. 
Us�ysza�am d�wi�k, jakby pies w�szy�. Sk�d tu pies? Para �wiate� wystrzeli�a 
gdzie� w przodzie - i  znik�a. Stan�am nieruchomo modl�c si�, �eby by� 
dok�adnie po�rodku korytarza. R�ce zza krat nie mia�y prawa mnie dosi�gn�� - 
chyba �e... Co� sz�o w moim kierunku ci�kim krokiem. Nie s�ysza�am ju� 
w�szenia, tylko sapanie czego� wielkiego. Min�o mnie. Nie mog�am tego d�u�ej 
znie��, nie wytrzyma�am, odwr�ci�am si� z krzykiem.
- Czemu si� drzesz? - spyta� potw�r.
- Ludo�erca? �resz ludzi?
- �r�, a co, widzia�a� tu jakich�?
Nie uwa�a� kobiet za ludzi, lubi� wy��cznie m�czyzn. Co za ulga!
Powiedzia�am, �e szukam wyj�cia. Poradzi�, �ebym zawr�ci�a. Nie zna� innej drogi 
ni� przez biuro ordynatora.
- Kobieta to si� nawet we w�asnej kuchni zgubi. To ju� najciemniejsza cz�� 
wariatkowa, �rodek spirali, wiesz, co to spirala? Dalej si� nie dojdzie.
- A te rury?
- Te nad tod� id� prosto do ordynatora. Z drugiej strony rury jest �ciek - 
g�wniane miejsce ta spirala, ale chocia� g�wien tu nie kisz�. Jakby� chcia�a si� 
st�d zabra� z g�wnami, to rura do �cieku jest za w�ska, cz�owiek si� nie 
przeci�nie, a jak si� przeci�nie, to i tak smr�d go zabije.
Pokaza� mi dziur� w pod�odze, otwart�, bo rdza z�ar�a ca�y metal w tej cz�ci 
piwnicy. By�a w�ska, ale szczup�y kobieta mog�a si� przecisn��. Potw�r 
pogratulowa� mi pomys�u. Musia�am go przekona�, �eby przekona� siebie - 
powiedzia�am mu o po�wi�ceniu Agarica.
- G�upi pomys� - powiedzia�. - Trzeba go by�o do mnie przyprowadzi�. Od tygodnia 
nie mia�em nic w ustach.
Po�egna�am go, zrobi�am g��boki wdech - i wskoczy�am. Barki bola�y mnie od 
tarcia o brzegi rury, kiedy l�dowa�am po kolana w g�stej cieczy - produkcie 
ubocznym zak�adu.
Id�c z pr�dem zobaczy�am w ko�cu �wiat�o. Przez zw�enie, kt�re musia�am pokona� 
na czworakach, �ciek wlewa� si� do rzeki. Kilka krok�w w g�r� woda wydawa�a si� 
wystarczaj�co czysta, by si� w niej umy�. Wdrapa�am si� na brzeg i rozgarn�am 
li�cie g�sto rosn�cej ro�linno�ci. Pot�ny gmach zak�adu by� nawet st�d dobrze 
widoczny. Ogromne szyby okien odcina�y go od wszystkiego, co by�o na zewn�trz, 
wysokie wie�e pi�y si� donik�d, a mo�e tylko mi si� tak zdawa�o? Nie wiem.
Wiem, �e by�am wreszcie w domu: na zewn�trz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin