7101.txt

(237 KB) Pobierz
Gabriel Garcia Marquez
Na fałszywych papierach
w Chile
La aventura de Miguel Littin clandestino en Chile
Przełożyła Agnieszka Rurarz
z posłowiem Roberta Mroziewicza
Wydanie polskie: 2003
Wydanie oryginalne: 1986
2
Wstęp
Na poczštku 1985 roku Miguel Littin, chilijski reżyser figurujšcy na licie pięciu tysięcy
wygnańców pozbawionych prawa powrotu do kraju, przebywał w Chile przez
szeć tygodni w warunkach absolutnej konspiracji, rejestrujšc na liczšcej ponad siedem
tysięcy metrów tamie filmowej tamtejszš rzeczywistoć po dwunastu latach rzšdów
junty wojskowej. Z ucharakteryzowanš twarzš, poruszajšcy się inaczej niż zwykle
i ubrany w kompletnie odmiennym stylu, zaopatrzony w fałszywe dokumenty, osłaniany
i wspomagany przez demokratyczne organizacje działajšce w podziemiu, Littin
kierował pracš trzech europejskich ekip filmowych przybyłych najzupełniej legalnie
w tym samym co on czasie i kręcšcych materiał wzdłuż i w głšb Chile, włšcznie z wnętrzem
pałacu La Moneda, a nadto szeciu ekip miejscowych, złożonych z młodych ludzi
działajšcych w konspiracji. W efekcie powstał czterogodzinny film dla telewizji i dwugodzinna
wersja kinowa, która włanie teraz wchodzi na ekrany na całym wiecie.
Kiedy jakie pół roku temu w Madrycie Miguel Littin opowiedział mi, czego i jak
udało mu się dokonać, stwierdziłem, że sama historia powstania jego filmu stanowi materiał
na film i jeżeli nikt tego nie zarejestruje, to wszystko pójdzie w niepamięć. Reżyser
zgodził się wobec tego na męczšcy, trwajšcy niemal tydzień wywiad; nagrany materiał
liczy osiemnacie godzin. W ten oto sposób udało się odtworzyć wyczyn Littina ze
szczegółami, nie wyłšczajšc implikacji zawodowych i politycznych. Przedstawiam zwięzły
zapis tej rozmowy w dziesięciu odcinkach.
Niektóre nazwiska i okolicznoci zostały zmienione, żeby nie ujawniać tożsamoci
ludzi mieszkajšcych nadal w Chile. Postanowiłem też zachować narrację w pierwszej
osobie, tak by brzmiała jak relacja samego Littina, starajšc się zachować jej osobisty ton
 czasami wręcz poufały i nie wdawać się w banalne udramatyzowania i odniesienia
historyczne.
Ostateczny szlif tekstu jest, oczywicie, mój, nie sposób bowiem porzucić własny pisarski
styl, zwłaszcza gdy historię na szećsetstronicowš powieć trzeba zawrzeć w stu
pięćdziesięciu. Starałem się jednak zachować chilijskie wyrażenia i zwroty językowe
pierwotnej relacji, a także oddać wiernie sposób rozumowania narratora, który nie do
końca podzielam.
Bioršc pod uwagę rodzaj materiału oraz okolicznoci, w jakich został zebrany, Miguel
Littin: w Chile na fałszywych papierach można by uznać za typowy reportaż. Ale to co
więcej: nie wolne od emocji odtworzenie działań, które w ostatecznym rachunku przyniosły
dużo więcej wzruszeń i osobistego zaangażowania, niż to zakładał pierwotny,
w pełni zresztš zrealizowany projekt nakręcenia filmu bez względu na zagrożenie czyhajšce
w kraju rzšdzonym przez juntę. Sam Littin stwierdził w pewnym momencie: To
nie żadne bohaterstwo z mojej strony, po prostu udało mi się raz w życiu zrobić co naprawdę
przyzwoitego. To prawda i na tym polega ogromna wartoć jego czynu.
4 Na fałszywych papierach w Chile
Samolot linii Ladeco rejs numer 115, lecšcy z Asunción, stolicy Paragwaju, podchodził
włanie do lšdowania na lotnisku w Santiago de Chile z ponadgodzinnym opónieniem.
Z prawej strony, w olepiajšcym wietle księżyca rysowała się niczym stalowy
cypel sięgajšca niemal siedmiu tysięcy metrów sylwetka Aconcagua. Samolot zgrabnie,
acz niepewnie przechylił się na lewe skrzydło, w chwilę póniej wyrównał położenie,
czemu towarzyszyło ponure trzeszczenie metalu, po czym niespodziewanie w trzech
kangurzych susach siadł kołami na pasie. Ja, Miguel Littin, syn Hernana i Cristiny, reżyser
filmowy, jeden z pięciu tysięcy Chilijczyków pozbawionych prawa powrotu do ojczyzny,
po dwunastu latach wygnania znalazłem się oto ponownie we własnym kraju,
tyle że pozbawiony własnej skóry: fałszywa była moja tożsamoć, paszport, nawet żona.
Moja twarz i sylwetka zostały tak odmienione przez charakteryzację i ubranie, że kilka
tygodni póniej miała nie rozpoznać mnie nawet własna matka.
Zaledwie parę osób zostało wtajemniczonych, a jedna z nich leciała ze mnš tym
samym rejsem: Elena, działaczka chilijskiego ruchu oporu, młoda i szalenie atrakcyjna,
której organizacja powierzyła zadanie utrzymywania łšcznoci z podziemiem, nawišzywania
kontaktów, oceniania warunków działania, umawiania spotkań i czuwania
nad naszym bezpieczeństwem. W przypadku gdyby policja wpadła na mój trop, gdybym
zniknšł bšd przez ponad dwadziecia cztery godziny nie nawišzał umówionego
przedtem kontaktu, miała ujawnić, że przebywam w Chile, po to, by sprawa nabrała rozgłosu
w całym wiecie. Choć nasze dokumenty nie wskazywały, że co nas może łšczyć,
lecielimy razem z Madrytu przez pół wiata, przesiadajšc się na siedmiu lotniskach, jak
stare dobre małżeństwo. W tej ostatniej podróży, trwajšcej półtorej godziny, postanowilimy
zajšć miejsca daleko od siebie i wysišć, jakbymy się nie znali. Ja miałem pierwszy
przejć przez kontrolę paszportowš, a ona po mnie, aby w razie jakich kłopotów
natychmiast zawiadomić kogo trzeba. Gdyby wszystko poszło dobrze, mielimy wyjć
z lotniska i znów udawać parę kochajšcych się małżonków.
Cel, jaki sobie obralimy, w teorii był łatwy do osišgnięcia, w praktyce natomiast
wišzał się z olbrzymim ryzykiem: mielimy po kryjomu nakręcić dokument rejestru-
5
jšcy rzeczywistoć chilijskš po dwunastu latach rzšdów junty wojskowej. Od lat marzyłem,
że zrealizuję ten pomysł, który od dawna chodził mi po głowie, ponieważ obraz
kraju, przesłonięty tęsknotš, zaczynał mi się już zacierać w pamięci, a dla reżysera najpewniejszym
sposobem odzyskania utraconej ojczyzny jest ponownie sfilmować jš od
rodka. Pragnienie to nasiliło się, kiedy chilijski rzšd przystšpił do publikowania list
z nazwiskami emigrantów, którym zezwolono na powrót i na żadnej z nich nie znalazłem
swojego, a czarna rozpacz ogarnęła mnie, gdy pojawiła się lista z nazwiskami pięciu
tysięcy emigrantów bez prawa powrotu: byłem jednym z nich. Natomiast cały projekt
przybrał konkretnš formę zupełnie przypadkowo i to wtedy, gdy się tego w ogóle
nie spodziewałem, po dwóch latach od chwili, gdy zupełnie straciłem nadzieję na jego
realizację.
Było to jesieniš 1984 roku w baskijskim miecie San Sebastian. Zamieszkałem tam
pół roku wczeniej z Ely i trójkš naszych dzieci, żeby spokojnie kręcić film fabularny,
z którego, jak to nieraz bywało w tajnej historii kina, producent wycofał się zaledwie na
tydzień przed rozpoczęciem zdjęć. Zostałem na lodzie. Za to w trakcie festiwalu filmowego,
przy kolacji w gronie przyjaciół w uczęszczanym lokalu, powróciłem do moich
dawnych marzeń. Wysłuchano mnie i nawet omówiono projekt z niejakim zaciekawieniem,
nie tyle z uwagi na ewidentny aspekt polityczny sprawy, ile ze względu na rysujšcš
się możliwoć zakpienia sobie z wszechwładnego Pinocheta. Tyle że nikt nie sšdził,
iż kryje się w tym co więcej niż najczystsze rojenia snute przez wygnańca. A jednak,
gdy o wicie wracalimy do domu upionymi uliczkami starego miasta, włoski producent
Luciano Balducci, który przy stole prawie się nie odzywał, ujšł mnie pod ramię
i zatrzymał jak gdyby nigdy nic, czekajšc, aż grupa nas minie.
 Człowiek, jakiego ci trzeba  powiedział  czeka na ciebie w Paryżu.
Tak było. Człowiek, którego potrzebowałem, piastował wysokie stanowisko w wewnštrzchilijskim
ruchu oporu, a jego projekt różnił się od mojego zaledwie w nielicznych
szczegółach formalnych. Jedyna, za to blisko czterogodzinna rozmowa w międzynarodowym
klimacie La Coupole, w asycie entuzjastycznie nastawionego Balducciego
wystarczyła, by urzeczywistnić te fantastyczne, niestworzone marzenia, jakie snułem
w najdrobniejszych szczegółach w kapryne, bezsenne noce na wygnaniu.
Pierwszym krokiem miało być przerzucenie do Chile trzech ekip filmowych: włoskiej,
francuskiej i jakiej trzeciej europejskiej, dysponujšcej holenderskimi papierami.
Wszystkie miały działać legalnie, zaopatrzone w oficjalne pozwolenie władz na kręcenie
filmu i otoczone zwyczajowš pomocš ze strony swoich ambasad. Ekipa włoska, najlepiej
pod kierunkiem jakiej dziennikarki, miałaby za zadanie kręcić dokument powięcony
losom włoskiej emigracji w Chile, ze specjalnym naciskiem na twórczoć Joaquina
Toesca, architekta, który zbudował pałac La Moneda. Ekipa francuska miałaby uzyskać
zgodę na kręcenie filmu dokumentalnego o wydwięku ekologicznym na temat chilij-
6 skiej geografii. Trzecia ekipa miałaby zbierać materiał dokumentujšcy skutki ostatniego
trzęsienia ziemi. Żadna z tych trzech ekip nie miała wiedzieć nic o pozostałych dwóch
 ani tego, o co naprawdę chodzi, ani kto nimi z ukrycia kieruje. Wyjštkiem mieli być
ich szefowie, z założenia zawodowcy znani w rodowisku, dobrze zorientowani w wiecie
polityki i wiadomi ryzyka. Najtrudniejszym zadaniem było znalezienie takich ludzi,
ale błyskawiczne podróże do trzech europejskich krajów przyniosły rozwišzanie problemu.
W noc mojego przyjazdu wszystkie trzy ekipy, z kontraktami bez zarzutu i ofi-
cjalnie akredytowane, przebywały już w Chile, czekajšc na instrukcje.
Koszmarne zadanie: zmiana osobowoci
Tak naprawdę najtrudniejszš dla mnie sprawš było przeistoczenie się w kogo zupełnie
innego. Zmiana osobowoci wymaga cišgłej walki z samym sobš, bo w człowieku
kłócš się dwa uczucia: determinacja, by zmienić skórę i pragnienie pozostania we własnej.
Najtrudniej przyszło mi nawet nie tyle przeistoczyć się w kogo innego, tylko pokonać
własny, niewiadomy opór wobec koniecznych zmian w wyglšdzie i w zachowaniu.
Musiałem przestać być kim, kim zawsze byłem, i zmienić się w innego człowieka,
zupełnie ode mnie różnego, tak...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin