Dean R. Koontz Szepty Whispers Przełożyła Katarzyna Karłowska Data wydania oryginalnego: 1980 Data wydania polskiego: 1994 Ksišżka jest dedykowana, Rio i Battiscie Lokatellim, dwojgu bardzo miłym ludziom, którzy zasługujš na wszystko, co najlepsze. CZĘĆ I ŻYWI I UMARLI Siły, które oddziałujš na nasze życie, urabiajš nas i kształtujš, przypominajš często szepty w odległym pokoju, które nas dręczš swym niewyranym brzmieniem i których sens pojšć się daje jedynie z najwyższš trudnociš. Charles Dickens ROZDZIAŁ I We wtorek o wicie Los Angeles zadrżało. Zaszczekały ramy okien. Zadzwoniły we- soło dzwoneczki na patiach, chociaż nie było wiatru. W niektórych domach z półek po- spadały naczynia. Na poczštku porannej godziny szczytu KFWB, informacyjna stacja radiowa, uznała trzęsienie ziemi za głównš wiadomoć. Zarejestrowano drgania o sile 4,8 stopnia w skali Richtera. Pod koniec godziny szczytu KFWB przesunęło tę wiadomoć na trzecie miej- sce po doniesieniu o bombach podłożonych przez terrorystów w Rzymie i relacji o ko- lizji pięciu samochodów, jaka miała miejsce na autostradzie Santa Monica. Ostatecznie nie uległ zniszczeniu żaden budynek. W południe już tylko garstka mieszkańców Los Angeles (składajšca się w większoci z tych, którzy na zachód przenieli się w ostatnim roku) uważała, że warto podczas lunchu przez chwilę porozmawiać o tym wydarzeniu. * * * Mężczyzna w furgonetce marki Dodge koloru szarego dymu nawet nie poczuł drgań ziemi. Gdy nastšpiło trzęsienie, znajdował się na północno-zachodnim skraju miasta, jadšc autostradš San Diego w kierunku południowym. Kiedy się jedzie samochodem, trudno jest wyczuć lżejsze drgania i dlatego nic nie wiedział o trzęsieniu, dopóki nie zatrzymał się na niadanie w przydrożnym wagonie restauracyjnym i nie usłyszał, jak o tym opowiada jeden z goci. Od razu wiedział, że to trzęsienie to znak przeznaczony wyłšcznie dla niego; sygnał, że jego misja w Los Angeles się powiedzie, albo ostrzeżenie przed porażkš. Które jed- nak z tych przesłań miał odczytać z tego znaku? Zastanawiał się nad tš kwestiš podczas jedzenia. Był wysokim, potężnym mężczyznš miał szeć stóp i cztery cale wzrostu, ważył dwiecie trzydzieci funtów i był silnie umięniony zjedzenie niadania zajęło mu ponad półtorej godziny. Zaczšł od dwóch jajek, bekonu, frytek, tostów i szklanki mleka. Przeżuwał powoli, metodycznie, z oczyma utkwionymi w jedzeniu, jakby ono wprowadzało go w trans. Kiedy skończył pierwszš porcję, zamówił dużš stertę naleni- ków i jeszcze trochę mleka. Po nalenikach zjadł omlet serowy z dodatkiem trzech ka- wałków kanadyjskiego bekonu, jeszcze jednš porcję tostów i sok pomarańczowy. Zanim zamówił trzecie niadanie, był już głównym przedmiotem rozmów w kuchni. Obsługiwała go rudowłosa, skora do miechu kelnerka imieniem Helen, ale i pozostałe kelnerki znajdowały powody, aby przejć obok jego stolika i lepiej mu się przyjrzeć. Był wiadom ich zainteresowania, ale nie dbał o to. Gdy wreszcie poprosił Helen o rachunek, powiedziała: Pan to chyba jest drwalem albo kim takim. Spojrzał na niš i umiechnšł się sztywno. Chociaż był po raz pierwszy w tej restaura- cji i poznał Helen zaledwie dziewięćdziesišt minut temu, wiedział dokładnie, co powie. Słyszał to już setki razy. Zachichotała z zażenowaniem, ale uparcie wpatrywała się w niego swymi niebie- skimi oczami. Chciałam powiedzieć, że je pan za trzech. Być może. Stała przy jego loży, jednym poladkiem wsparta o krawęd stolika, pochylona lekko do przodu, niedwuznacznie dajšc do zrozumienia, że jest do wzięcia. Tyle pan je... a nie ma na sobie ani grama tłuszczu. Nadal się umiechajšc, rozmylał, jaka byłaby w łóżku. Wyobraził sobie, że bierze jš w posiadanie, wchodzi w niš a potem, że zaciska ręce wokół jej szyi, coraz mocniej, aż twarz jej purpurowieje, a gałki oczne nieruchomiejš. Wpatrywała się w niego badawczo, jakby zastanawiajšc się, czy on zaspokaja wszyst- kie swoje apetyty z tym samym zapałem, jaki wykazywał w stosunku do jedzenia. Pewnie pan uprawia dużo ćwiczeń. Podnoszę ciężary powiedział. Jak Arnold Schwarzenegger. Ano tak. Jej szyja była delikatna i zgrabna. Wiedział, że złamałby jš jak suchš gałšzkę i myl o tym wprawiła go w ciepły i pogodny nastrój. Na pewno ma pan potężne barki powiedziała z czułym uznaniem. Nosił ko- szulę z krótkim rękawem; dotknęła palcem jego obnażonego przedramienia. No to pewnie, jak pan tak pompuje to żelazo, to ile by pan nie zjadł, wszystko i tak wchodzi w mięnie. No włanie na tym to polega powiedział. Ale mam też specjalny metabo- lizm. Że co? Spalam mnóstwo kalorii z nerwów. Pan? Nerwowy? Pobudliwy jak kot syjamski. Nie wierzę. Założyłabym się, że pana to nic na wiecie nie jest w stanie zdenerwo- wać powiedziała. Była zgrabnš kobietš około trzydziestki, czyli o dziesięć lat młodszš od niego, i wy- czuwał, że mógłby jš mieć, gdyby tylko zechciał. Wymagałaby odrobiny zalotów, nie za wiele, tyle tylko, żeby się dała przekonać i żeby on, udajšc zabawę w Retta i Scarlett, mógł jš obezwładnić i powalić na łóżko wbrew jej woli. Oczywicie, gdyby się z niš ko- chał, to potem musiałby jš zabić. Przejechałby nożem po jej pięknych piersiach albo podcišł jej gardło, a naprawdę nie miał ochoty tego robić. Nie była warta zachodu ani ryzyka. To po prostu nie jego typ; nie zabijał rudowłosych. Zostawił jej dobry napiwek, zapłacił rachunek w kasie przy drzwiach i wyszedł. Opuciwszy klimatyzowane wnętrze restauracji, miał wrażenie, że wrzeniowy upał ni- czym poduszka zatyka mu usta. Kiedy szedł w stronę swojej furgonetki, wiedział, że Helen go obserwuje, ale nie obejrzał się. Z restauracji pojechał do centrum handlowego i zatrzymał samochód jak najdalej od sklepów, w cieniu palmy daktylowej rosnšcej w rogu wielkiego parkingu. Wspišł się po rozkładanych siedzeniach na tył furgonetki, zacišgnšł bambusowš zasłonę, która oddzielała kabinę kierowcy od częci bagażowej i wycišgnšł się na grubym, postrzę- pionym, zbyt krótkim dla niego materacu. Jechał całš noc bez odpoczynku, całš drogę z St. Helena w okręgu upraw winoroli. Z ogromnym niadaniem w żołšdku poczuł się senny. Cztery godziny póniej obudził się ze złego snu. Spływał potem, drżał, płonšł i marzł jednoczenie, jednš rękš ciskał materac, drugš chwytał powietrze. Próbował krzyczeć, ale głos uwišzł mu w głębi gardła; wydawał suche, urywane dwięki. Z poczštku nie wiedział, gdzie jest. W tyle furgonetki nie panowała idealna ciem- noć tylko dzięki trzem wšskim pasmom bladego wiatła, które dochodziły przez wš- skie szczeliny w bambusowej zasłonie. Powietrze było ciepłe i stęchłe. Usiadł, namacał rękš metalowš cianę, powiódł zmrużonymi oczyma po ledwie widocznym otoczeniu i stopniowo dochodził do siebie. Kiedy wreszcie do niego dotarło, że jest w furgonetce, rozlunił się i z powrotem wycišgnšł na materacu. Próbował sobie przypomnieć, co mu się niło, ale jak zwykle nie mógł. Przez całe życie dokuczały mu nieomal co noc te straszne sny, z których budził się zdjęty panicz- nym strachem, z suchymi ustami i bijšcym sercem; nigdy jednak nie był w stanie sobie przypomnieć, co go tak przeraziło. Chociaż teraz już wiedział, gdzie jest, ciemnoć wywoływała w nim poczucie nie- pewnoci. Bezustannie słyszał skryte poruszenia w mroku, miękkie odgłosy popłochu, od których włosy jeżyły mu się na głowie, chociaż wiedział, że to tylko jego wyobra- nia. Odsunšł bambusowš zasłonę i chwilę siedział mrużšc oczy, dopóki jego wzrok nie przyzwyczaił się do wiatła. Podniósł giemzowe zawiništko przewišzane ciemnobršzowš tasiemkš, które leżało na podłodze obok materaca. Rozsupłał węzeł i odwinšł po kolei cztery miękkie szmatki, zawinięte jedna wokół drugiej. Wewnštrz znajdowały się dwa bardzo ostre noże. Spędził mnóstwo czasu na starannym naostrzeniu ich gładko wytoczonych ostrzy. Wzišł jeden z nich do ręki; był dziwny i cudowny w dotyku, niczym nóż czarownika nasšczony ma- gicznš energiš, która teraz przenosiła się na niego. Popołudniowe słońce przesunęło cień palmy, pod którš zaparkował dodge'a. wiatło przesšczyło się teraz przez ochronnš szybę ponad jego ramieniem, a gdy trafiło w lodo- watš stal, krawęd ostrza zaiskrzyła się chłodnym blaskiem. Wpatrywał się w ostrze i jego wargi powoli rozcišgały się w umiechu. Nawet tak zły sen dobrze mu zrobił. Czuł się odwieżony i pewien siebie. Był absolutnie przekonany, że poranne trzęsienie ziemi było znakiem, że wszystko w Los Angeles mu się powiedzie. Znajdzie tę kobietę. Dosięgnie jej swymi rękoma. Dzisiaj, a najpóniej w rodę. Kiedy rozmylał o jej gładkim, ciepłym ciele i nieskazitelnej skórze, jego umiech przekształ- cił się w grymas. * * * We wtorek po południu Hilary Thomas pojechała po zakupy do Beverly Hills. Do domu wróciła wczesnym wieczorem. Zaparkowała swego kawowego mercedesa na dro- dze wjazdowej blisko drzwi frontowych. Dzięki temu, że projektanci mody zdecydowali wreszcie, że kobiety znów mogš wyglšdać kobieco, Hilary kupiła wiele z tych rzeczy, których nie mogła znaleć podczas goršczki ubierania wszystkich na wojskowš modłę, jaka opanowała cały przemysł odzieżowy w cišgu ostatnich pięciu lat. Trzykrotnie wra- cała do bagażnika samochodu, aby go opróżnić. Kiedy brała ostatniš paczkę, nagle odniosła wrażenie, że jest obserwowana. Odwróciła się tyłem do samochodu i spojrzała na ulicę. Nisko zachodzšce słońce nachylało się ku wielkim domom i przenikało przez licie pierzastych palm, przyozdabiajšc wszystko złotymi pršżkami. Na trawniku za następnš przecznicš bawiło się dwoje dzieci, a chod- nikiem dreptał beztrosko czyj...
marszalek1