Bolesław Gaczkowski - Z polowego lotniska.pdf

(472 KB) Pobierz
835335308.001.png
OBCY NA NIEBIE
Piętnastego kwietnia 1941 roku, na dwa miesiące przed napaścią hitlerowskich
Niemiec na ZSRR, pojawił się nad Kijowem dwusilnikowy, pozbawiony znaków
rozpoznawczych samolot. Leciał bardzo wysoko, niemal na granicy stratosfery. War-
kot jego silników był prawie niesłyszalny, jedynie biała smuga kondensacyjna zna-
czyła trasę lotu. Maszyna przecięła Dniepr nad północnymi dzielnicami stolicy Ukra-
iny i zaczęła wykonywać regularny zakręt o dużym promieniu. Na bezchmurnym,
wiosennym niebie zajaśniał piękny łuk, który dopiero po kilku minutach zaczął de-
formować się, strzępiony stopniowo przez zawirowania powietrza.
Rozmieszczone wzdłuż zachodniej granicy Związku Radzieckiego posterunki ob-
serwacyjno-meldunkowe zauważyły intruza, zanim doleciał do Bugu. Po kilkunastu
minutach, gdy już nie było wątpliwości co do jego zamiarów, rozdzwoniły się telefo-
ny i obserwatorzy zaczęli przekazywać go sobie z rąk do rąk, podając wysokość, kie-
runek i prędkość lotu.
Wkrótce wiadomość o obcej maszynie dotarła na stanowisko dowodzenia sił po-
wietrznych kijowskiego okręgu wojskowego, a stamtąd - do gabinetu generała
Jewgienija Sawicza Ptuchina, który od kilku zaledwie dni był tu dowódcą lotnictwa.
Generał również nie miał wątpliwości co do przynależności państwowej bombowca i
celu jego lotu. Był przekonany, że zamierza on dokonać fotograficznego rozpoznania
rejonów umocnionych i lotnisk, a także węzłów i szlaków komunikacyjnych, łączą-
cych Kijów z przygranicznymi garnizonami.
Ptuchin dobrze pamiętał liczne przypadki penetrowania przez Niemców radziec-
kiego terytorium w rejonie Leningradu, gdzie do niedawna był dowódcą lotnictwa w
tym okręgu. W odpowiedzi na protesty przesyłane drogą dyplomatyczną niemieckie
dowództwo za każdym razem tłumaczyło naruszanie radzieckiej granicy błędem na-
wigacyjnym mało doświadczonych załóg. Czy było tak rzeczywiście?
Generał przypomniał sobie doniesienia prasy z lata 1939 i wiosny 1940 roku. Tak
się jakoś dziwnie składało, że zarówno przed napaścią na Polskę, jak potem na Danię,
Norwegię i Jugosławię, trudne do rozpoznania z powodu dużej wysokości lotu dwu-
silnikowe maszyny systematycznie naruszały przestrzeń powietrzną tych państw.
Również piloci niemieckich linii lotniczych zaczęli coraz częściej zbaczać ze szlaków
komunikacyjnych, a wśród pasażerów nietrudno było dostrzec osobników wyposażo-
nych w aparaty fotograficzne. Zresztą o nasilających się przypadkach prowadzenia
przez Niemców rozpoznania powietrznego, jak i o ich penetracji agenturalnej, mówiło
się również podczas każdej odprawy w dowództwie radzieckiego lotnictwa.
Ptuchin sięgnął po słuchawkę aparatu bezpośredniej łączności z lotniczymi jed-
nostkami okręgu i nie czekając na formułę meldunku, rozkazał dowódcy pułku my-
śliwskiego w Równem:
- Podnieście natychmiast klucz dyżurny. Jak najszybciej chcę mieć tych Niemców
w moim gabinecie! W żadnym przypadku nie strzelać, za wszelką cenę nie dopuścić
do zniszczenia aparatury fotograficznej w ich samolocie. Jeśli nie będę miał dowodów
ich szpiegowskiej roboty, trudno mi będzie obronić nie tylko moją, ale i waszą skórę...
Tymczasem niemiecki bombowiec, w miarę oddalania się od Kijowa, zaczął stop-
niowo zmniejszać wysokość. W drodze powrotnej chciał przeskoczyć radziecką gra-
nicę nad południowymi krańcami wołyńskiego Polesia, gdzie ze względu na podmo-
kły i lesisty teren sieć posterunków obserwacyjnomeldunkowych była rzadsza.
Trójka myśliwców pilotujących maszyny typu I-16 dostrzegła Niemca na wyso-
kości trzech tysięcy metrów. Na jego statecznikach pionowych coraz wyraźniej było
widać świeżą warstwę szarozielonej farby, którą zamalowano swastyki. Dowódca
klucza przechyłem ze skrzydła na skrzydło dał sygnał: „uwaga!” i przeleciał tuż nad
kabiną bombowca, niemal dotykając jego masztu antenowego. Dwaj prowadzeni
przemknęli za nim z lekkim przewyższeniem i rozlatując się różyczką zaczęli budo-
wać manewr do powtórnego zajścia.
Ta niesłychana brawura zaskoczyła niemieckiego pilota.
A jeśli dojdzie do zderzenia? - myślał gorączkowo. - Wówczas zginie cała załoga i
ja wraz z nimi. Nagle przypomniał sobie, że gdzieś czytał o takich przypadkach pod-
czas wojny radziecko-fińskiej. Nie czekając więc na powtórny atak radzieckich my-
śliwców, wypuścił podwozie, dając znać, że gotów jest wylądować.
Myśliwcy rozdzielili się. Ich dowódca wskazał intruzowi kierunek na najbliższe
lotnisko, dwaj pozostali ustawili się z tyłu i wyżej, gotowi przeciwdziałać próbom
ucieczki.
Bombowiec zaczął wykazywać dziwną chęć do natychmiastowego lądowania.
Obniżył lot do kilku metrów, zmniejszył prędkość, po czym niespodziewanie wcią-
gnął podwozie. Siła nośna płatów zmalała i samolot ciężko klapnął na rozmiękły
grunt. Nietrudno było się domyślić, że doświadczony pilot niemiecki celowo wybrał
tak trudny teren, aby myśliwce nie mogły usiąść obok niego. Trójka I-16 utworzyła
ciasny krąg nad miejscem przyziemienia obcej maszyny, z której zaczęli kolejno wy-
chodzić członkowie załogi. Po kilku chwilach nad szarym kadłubem wykwitł kłąb
ciemnego dymu. To nawigator spowodował detonację aparatury fotograficznej.
Główny wybuch tylko na chwilę zatrzymał grupę kołchoźników, którzy już ota-
czali Niemców. Przybyli wkrótce pracownicy NKWD zabrali lotników do Równego, a
stamtąd - do Kijowa.
Załoga bombowca, przekonana o całkowitym zniszczeniu urządzeń fotograficz-
nych, z uporem twierdziła podczas wstępnego przesłuchania, że wykonywała lot ćwi-
czebny i nie wie, dlaczego radzieckie myśliwce otworzyły ogień bez uprzedzenia.
Zanim meldunek o wypełnieniu zadania przez pilotów dyżurnego klucza z Równego
dotarł do generała Ptuchina, w Moskwie już wiedziano o przymusowym lądowaniu
Niemców, którzy rzekomo zabłądzili nad rozległymi obszarami Ukrainy.
Nadesłany z Naczelnego Dowództwa rozkaz brzmiał: za naruszenie dyrektywy o
postępowaniu wobec obcych samolotów i ich załóg natychmiast aresztować pilotów
dyżurnego klucza z Równego i czekać na wyniki dochodzenia.
Tego rozkazu dowódca lotnictwa kijowskiego okręgu wojskowego jednak nie
wykonał. Wraz z głównym inżynierem i szefem wydziału rozpoznawczego lotnictwa
okręgu udał się na miejsce przymusowego lądowania niemieckiego bombowca,
ochranianego przez miejscową milicję.
- Toż to stary znajomy z Hiszpanii! - zawołał generał na widok Dorniera Do-17 Z ,
po czym wraz ze swoimi pomocnikami obejrzał go dokładnie i nie znalazłszy żadnych
śladów od pocisków broni pokładowej, polecił postawić przy nim własne posterunki, a
samoloty, które zmusiły go do lądowania, zaplombować i zamknąć w hangarze.
W drodze powrotnej w ślad za limuzyną generała Ptuchina podążał samochód te-
renowy, wiozący dwa aparaty fotograficzne, w które wyposażony był rozpoznawczy
Dornier . Jednego z tych aparatów niemieckiemu nawigatorowi nie udało się znisz-
czyć.
Tego samego dnia generał Ptuchin zameldował się u szefa Sztabu Generalnego
Armii Czerwonej, generała armii Gieorgija Żukowa. Po krótkim oczekiwaniu obaj
zostali wezwani na Kreml. Stalin z niedowierzaniem spoglądał na wywołaną błonę
filmową z ocalałego aparatu, na wykonane z niej odbitki i porównywał zarejestrowane
na nich obiekty ze ściśle tajną mapą okręgów przygranicznych, przyniesioną przez
Żukowa. Na kilku powiększeniach dokładnie było widać czynne i rozbudowywane
lotniska, węzły kolejowe, a nawet świeże wykopy pod bunkry. Wszelkie komentarze
były tu zbyteczne.
- Co w takim razie proponujecie, towarzyszu Ptuchin?
Dowódca lotnictwa kijowskiego okręgu wojskowego, nachylony nad stołem z
mapami, wyprostował się.
- Ja wiem, towarzyszu Stalin, że nadal obowiązuje nas zakaz otwierania ognia do
naruszycieli i unikanie wszelkich przygranicznych incydentów, ale wiadomo mi rów-
nież, że Niemcy niemal codziennie strzelają do naszych pograniczników, przerzucają
na nasze zaplecze szpiegów, przelatują nasze granice. A gdy łapiemy ich na tym,
przepraszają nas, a potem znów robią to samo...
- Ale co konkretnie proponujecie?-- przerwał Stalin.
- Intruzów zestrzeliwać, a potem przesyłać do ich dowódców wyrazy współczucia
wraz z przeprosinami za zaistniałą pomyłkę. Tylko w ten sposób możemy ukrócić
naruszanie naszej przestrzeni powietrznej.
Niestety, przewidywania generała Ptuchina nie potwierdziły się. Liczba przelotów
niemieckich maszyn nad radzieckim terytorium nie tylko nie zmniejszyła się, ale
Zgłoś jeśli naruszono regulamin