Mccaffrey Anne - Jeźdzcy Smoków 02 - W Pogoni Za Smokiem.pdf

(915 KB) Pobierz
384896907 UNPDF
Anne McCaffrey W pogoni za smokiem
. 1 .
Poranek w Siedzibie Cechów,
Twierdza Fort
Kilka dni później w Weyrze Benden
Środek poranka w siedzibie
Cechu Kowali, Twierdza Telgar
- Jak zacząć? - dumał Robinton, Mistrz Harfiarzy Pernu. Pogrążony w myślach spojrzał z
niezadowoloną miną na wygładzony, wilgotny piasek, znajdujący się w płytkich tacach ułożonych
na jego pulpicie. Długa twarz Harfiarza zastygła w maskę głęboko żłobionych linii i zmarszczek, a
oczy, tryskające zazwyczaj błękitem wewnętrznego rozbawienia, poszarzały od niecodziennej
powagi.
Mistrz odniósł wrażenie, iż piasek błaga, by zbeszczeszczono go słowami i nutami, podczas
gdy on, składnica Pernu i złotousty aptekarz ballad, sag i piosenek, był niemy. A jednak musi
napisać balladę na nadchodzący ślub Lorda Asgenara z Warowni Lemos z przyrodnią siostrą Lorda
Larada z Warowni Telgar. Ostatnie raporty doboszów i wędrownych hafiarzy donosiły o
niepokojach. Dlatego też Robinton zadecydował, iż skorzysta z tej szczęśliwej chwili i przypomni
gościom - a zaproszeni będą wszyscy Lordowie i Mistrzowie Cechów - o długu, który zaciągnęli u
smoczego ludu. Postanowił, że tematem jego ballady będzie wspaniały lot Lessy pomiędzy
czasem, będzie to ballada o Władczyni Weyru Benden i jej wielkiej złotej królowej, Ramoth.
Siedem Obrotów temu Lordowie i Mistrzowie Pernu byli bardzo zadowoleni z pojawienia się
jeźdźców smoków z pięciu starożytnych Weyrów sprzed czterystu Obrotów. Jak tu ująć rymem te
fascynujące, frenetyczne dni i odważne czyny? Nawet najbardziej poruszające akordy nie
przywrócą uderzeń krwi, wstrzymanych oddechów, paraliżującego strachu i przypływu
nieuzasadnionej nadziei, gdy pierwszego poranka po tym, jak Nici opadły nad Warownią Nerat w
Weyrze Benden, F’lar sprzymierzył przerażonych Lordów i Mistrzów uzyskując ich entuzjastyczną
pomoc.
Lordów zainspirowało poczucie nieuniknionej katastrofy, a nie nagle powracająca do życia, a
dawno zapomniana lojalność. Zobaczyli bowiem oczami wyobraźni swe pola poczerniałe od Nici,
uznanych już za mit, nory wypełnione błyskawicznie rozmnażającymi się szkodnikami, siebie
samych skrytych za murami Warowni, zamkniętych za grubymi, spiżowymi drzwiami i
okiennicami. Tego dnia gotowi byli obiecać F’larowi swe dusze, byleby tylko chronił ich przed
Nićmi. I Lessa zapewniła im tę ochronę, przypłacając to niemalże życiem.
Robinton podniósł wzrok znad piasku z nagle pobladłą twarzą.
- Szybko wysycha piasek pamięci - wyszeptał patrząc w stronę przepaści
wznoszącej się po drugiej stronie zamieszkałej doliny, gdzie mieściła się Warownia Fort. Na
wzgórzu sygnalizacyjnym stał tylko jeden strażnik. Powinno być sześciu, ale nastała pora sadzenia
i Lord Groghe z Warowni Fort wysłał na pola każdego, kto mógł chodzić prosto, nawet dzieci,
które powinny wyrywać wiosenną trawę ze szpar pomiędzy kamieniami i usuwać mech ze ścian.
Zeszłej wiosny Lord Groghe nie zaniedbałby tej powinności, bez względu na to, ile smoczych
długości ziemi zamierzał obsadzić.
Nie ulegało wątpliwości, iż Lord myszkuje teraz po polach na jednej z tych długonogich
biegających bestii od Mistrza Hodowców. Groghe z Fortu był niezmordowany, jego nieznacznie
wypukłe oczy nie przeoczyły ani jednego nie oczyszczonego drzewka, czy też źle zaoranego
zagonu. Był to tęgi mężczyzna o siwych włosach, które nosił związane schludną wstążką. Cerę
miał rumianą, a usposobienie krewkie. I choć popędzał swych dzierżawców, to od siebie wymagał
tyle samo. Nie żądał od swych ludzi ani dzieci własnych czy też przybranych niczego, czemu sam
nie był w stanie sprostać. Jeśli był konserwatywny w swym myśleniu, to dlatego iż znał swoje
ograniczenia, a wiedza ta dawała mu poczucie bezpieczeństwa.
Robinton skubał dolną wargę, zastanawiając się, czy postawa Groghe, który lekceważył
tradycyjny obowiązek Warowni, polegający na usuwaniu wszelkiej roślinności w pobliżu osad,
była odosobniona. A może jest to odpowiedź Lorda na wzrastające niezadowolenie Weyru Fort?
Jego przyczyną są olbrzymie obszary leśne Warowni Fort, które jeźdźcy smoków winni chronić.
T’ron i Mardra, Władcy Weyru Fort, nie sprawdzali już aż tak skrupulatnie, czy ani jedna Nić nie
uszła uwadze jeźdźców, a mimo to, gdy Nici opadały na jego las, Lord Groghe skrupulatnie
wypełniał swoje obowiązki. Oddziały naziemne i miotacze ognia zawsze były w pogotowiu. Lord
Fortu rozmieścił na terenie Warowni posłańców tworzących sprawnie działającą siatkę i jeśli tylko
jeźdźcy dobrze wypełniali swoją powinność, jego oddziały zapewniały wystarczającą ochronę
przed każdą Nicią, która mogła uniknąć palącego oddechu latających bestii.
Jednakże ostatnio zaczęły dochodzić do Robintona nieprzyjemne pogłoski i to nie tylko z
Warowni Fort. Docierał do jego uszu każdy uwłaczający szept i oskarżenie wypowiedziane na
Pernie, dlatego też nauczył się oddzielać fakty od oszczerstw, a złośliwości od zbrodni. Teraz
jednak, mimo iż nie był panikarzem i wiedział, że z czasem fałsz wychodzi na jaw, Robinton
odczuwał niepokój.
Mistrz Harfiarzy skurczył się w swoim krześle. Dzień był pogodny. Przez okno widział pola
pełne soczystej~ zieleni, drzewa owocowe pokryte żółtym kwieciem, schludne osady po obu
stronach drogi wiodącej do Warowni, a z boku, poniżej szerokiej alei prowadzącej na zewnętrzny
dziedziniec Warowni Fort, gromadkę rzemieślniczych domów.
Nawet jeśli jego podejrzenia są słuszne, to cóż on może zrobić? Napisać karcącą piosenkę?
Satyrę? Robinton prychnął. Lord Groghe bierze wszystko zbyt dosłownie, by zrozumieć satyrę i
jest zbyt cnotliwy, żeby przyjąć naganę. Robinton wsparł się na łokciach i usiadł prosto w krześle. I
choć Lord Groghe jest niedbały, to chce w ten sposób zaprotestować przeciwko o wiele
poważniejszemu zaniedbaniu ze strony Weyru. Robinton wzdrygnął się na samą myśl o Niciach
zagrzebujących się w lasach iglastych na południu. Powinien przesłać protest do Mardry i T’rona -
jednak to także nie odniesie żadnego skutku. Mardra ostatnio zgorzkniała. Jeśli T’ron przestał ją już
pociągać, powinna być na tyle rozważna, by z gracją pozostać na tronie i pozwolić mężczyznom
zabiegać o swe względy. T’ron również mógłby nad sobą panować. Te wszystkie poszeptywania
dziewek z Warowni o lubieżności T’rona. Lord Groghe nie będzie zadowolony, gdy zbyt wiele
jego niewolnic wyda na świat smocze nasienie.
Kolejny impas, pomyślał Robinton z wymuszonym uśmiechem. Zwyczaje Warowni są tak
odmnienne od moralności Weyru. A może przesłać wiadomość F’larowi z Weyru Benden? Nie. To
także na nic. Przede wszystkim spiżowy jeździec nie może na to nic poradzić, gdyż Weyry są
niezależne. Ponadto T’ron mógł się poczuć urażony udzielaniem mu rad przez F’lara, tym bardziej
że Robinton był przekonany, iż F’lar stanąłby po stronie Lorda Groghe.
Nie po raz pierwszy od kilku miesięcy Robinton żałował, że F’lar z Weyru Benden tak
chętnie zrzekł się przywództwa po tym, jak Lessa udała się pomiędzy, by przywieść z przeszłości
Pięć Zaginionych Weyrów. Wtedy to, na kilka krótkich miesięcy, siedem Obrotów temu, F’lar i
Lessa zjednoczyli Pern przeciwko ich odwiecznemu wrogowi. Lord, Mistrz, dzierżawca i
rzemieślnik - wszyscy działali jak jeden mąż. Potem Władcy Weyrów z przeszłości przywrócili
uświęconą tradycją dominację nad chronionymi Warowniami, a wdzięczny Pern wyraził swą zgodę
i jedność zniknęła. Jednakże przez czterysta Obrotów interpretacja hegemonii Weyru zmieniła się,
a żadna ze stron nie była pewna przekładu.
Być może nadszedł odpowiedni moment, by przypomnieć Lordom o tych niebezpiecznych
dniach siedem Obrotów temu, gdy wszystkie swe nadzieje pokładali w delikatnych smoczych
skrzydłach i poświęceniu dwustu ludzi.
Na Jajo, pomyślał Robinton niepotrzebnie wygładzając wilgotny piasek, i Harfiarz ma
zadanie do spełnienia. Przecież to jego obowiązek.
Za dwanaście dni Larad, Lord Telgaru, odda Asgenarowi, Lordowi Warowni Lemos, swą
przyrodnią siostrę Famirę. Nakazano, by Mistrz Harfiarzy zjawił się z nowymi balladami, które by
ożywiły i uświetniły uroczystości. F’lar i Lessa byli również zaproszeni, gdyż Warownia Lemos
znajdowała się pod ochroną Weyru Benden. Uświetnią swoją obecnością tę szczęśliwą chwilę także
i inni dostojnicy z Weyrów, Warowni i Cechów.
- A przy dźwiękach mych wesołych piosenek, będę miał lepszy apetyt.
Chichocząc pod nosem na samą myśl o ślubie, Robinton wziął do ręki
rylec.
- Muszę znaleźć delikatny i zarazem zawiły motyw dla Lessy. Już teraz stała się legendą. -
Harfiarz uśmiechnął się nieświadomie, gdy przywołał obraz filigranowej Władczyni Weyru o białej
cerze, z chmurą ciemnych włosów i błyskiem w szarych oczach. Usłyszał zgryźliwość kryjącą się
w jej gładkich słowach. Każdy mężczyzna Pernu czuł przed nią respekt i obawiał się jej
niezadowolenia, każdy z wyjątkiem F’lara. A teraz, zadecydował Robinton, mocno zarysowany,
wojowniczy temat, odpowiedni dla Władcy Benden o żywych, bursztynowych oczach. Ze
szczupłej, żołnierskiej sylwetki F’lara promieniuje intensywna aura nie uświadomionej wyższości.
Czy on, Robinton, zdoła przełamać powściągliwość F’lara? A może niepotrzebnie bierze sobie do
serca te drobne zadrażnienia między Lordem a Władcą Weyru? Jednakże bez smoczych jeźdźców,
nawet jeśli uzbrojono by w miotacze płomieni wszystkich; mężczyzn, kobiety i dzieci, Nici
wyssałyby z Pernu całe życie. Zagrzebana w ziemi Nić mogła poruszać się po polu i w lesie z
prędkością lecącego smoka, pożerając przy tym wszystko, co rosło i żyło z wyjątkiem litej skały,
wody i metalu. Robinton potrząsnął głową zirytowany własnymi myślami. Jakby jeźdźcy mogli
kiedykolwiek opuścić Pern i porzucić swe starożytne zobowiązania, pomyślał. /Tu - mocne
uderzenie w największy bęben. To Fandarel, Mistrz Kowali wiecznie ciekawy, o ogromnych, a
zarazem delikatnych i zręcznych rękach i niespokojnym umyśle. Zajęty poszukiwaniem kolejnych
odpowiedzi. W jakiś sposób powolność umysłu nie raziła go u tego ogromnego mężczyzny o
przemyślanych ruchach.
Smutna, długa nuta dla Lytola, który dosiadał niegdyś smoka z Benden i stracił go w
wypadku podczas Wiosennych Zawodów - czternaście, a może piętnaście Obrotów temu. Lytol
opuścił Weyr, gdyż przebywanie pośród smoczego ludu jedynie potęgowało jego ból i zajął się
tkactwem. Był Mistrzem Cechu w Warowni Dalekich Rubieży, gdy F’lar odkrył Lessę podczas
Poszukiwań. Po tym jak Lessa zrzekła się praw do Warowni Ruatha na rzecz młodego Jaxoma,
F’lar mianował Lytola Lordem Strażnikiem.
Jak przedstawić perneńskie smoki? Żaden motyw nie jest wystarczająco wspaniały dla tych
ogromnych, uskrzydlonych bestii o gołębich sercach. Smoki, Naznaczone przy narodzinach przez
ludzi, którzy ich później dosiadali, wspólnie z nimi walczyły. Smoczy ludzie opiekowali się nimi,
kochali je, bowiem ich umysły stanowiły jedno - połączeni byli nierozerwalnymi więzami, które
wykraczały poza bariery mowy! Ciekawe, jakie to uczucie, zastanawiał się Robinton, wspominając
swe młodzieńcze pragnienie, by zostać smoczym jeźdźcem. Smoki Pernu potrafią w mgnieniu oka
przemieszczać się w jakiś tajemniczy sposób pomiędzy jednym miejscem a drugim. A nawet
pomiędzy czasem!
Z duszy Harfiarza wyrwało się westchnienie, lecz jego ręka skierowała się w stronę piasku i
odcisnęła pierwszą nutę, skreśliła pierwsze słowo. Zastanawiał się, czy ballada przyniesie mu jakąś
odpowiedź.
Ledwo zdążył wypełnić ukończony utwór gliną, by utrwalić swe dzieło, gdy usłyszał
pierwsze uderzenie w bęben. Wyszedł pośpiesznie na mały zewnętrzny dziedziniec siedziby cechu i
przekrzywiwszy głowę przysłuchiwał się naglącemu wezwaniu. Tak, to jego sekwencja.
Pochłonięty nadchodzącymi dźwiękami bębna, nie zauważył, że ucichły wszystkie zwyczajne dla
Cechu Harfiarzy dźwięki.
- Nici? - Poczuł nagłą suchość w gardle. Nie potrzebował zaglądać do map czasowych, by
wiedzieć, iż Nici opadają u wybrzeży Warowni Tillek przed czasem.
Po drugiej stronie doliny, w Warowni Fort, niepomny na katastrofę strażnik kontynuował
swój monotonny obchód.
F’nor i brunatny Canth wychynęli po południu ze swej kwatery. Owiało ich delikatne, ciepłe
wiosenne powietrze. F’nor ziewnął i przeciągnął się, aż zatrzeszczały mu kości. Miniony dzień
spędził na zachodnim wybrzeżu Poszukując odpowiednich kandydatów. Szukał też dziewcząt, gdyż
w Wylęgarni w Benden twardniało także i złote jajo. Z całą pewnością rodzi się u nich więcej
smoków i królowych niż w pięciu Weyrach z przeszłości razem wziętych, pomyślał F’nor.
- Zgłodniałeś? - spytał dwornie smoka i spojrzał na ogrodzone pastwiska w niecce krateru.
Nie widać było żadnych smoków, a bydło stało na szeroko rozstawionych nogach z opuszczonymi
głowami i zdawało się drzemać w słońcu.
Zaspany, odpowiedział Canth, mimo że spał równie długo i głęboko, co jeździec. Brunatny
smok wyszedł na nagrzany słońcem występ skalny i usiadł z westchnieniem.
- Ty leniwa szelmo! - skarcił go F’nor, uśmiechając się czule do bestii.
Słońce stało wysoko na niebie po drugiej stronie olbrzymiej niecki krateru, dającego
schronienie jeźdźcom smoków ze wschodniego wybrzeża. Mika odbijała promienie słoneczne i
poznaczone czarnymi otworami smoczych legowisk ściany krateru błyszczały w słońcu niczym rój
gwiazd. Przeniósł wzrok dalej i zobaczył skrzące się wody jeziora. Dwie zielone smoczyce
siedziały w wodzie, a ich jeźdźcy przechadzali się po porośniętym trawą brzegu. Poza nimi, przed
barakami, ustawieni w półkole młodzi jeźdźcy słuchali z uwagą swego nauczyciela.
F’nor uśmiechnął się jeszcze szerzej i przeciągnął leniwie wspominając, jak ponad
dwadzieścia Obrotów temu on sam spędzał nużące godziny w podobnym półkolu. Teraz ballady i
sagi, których uczyli się na pamięć, miały o wiele większe znaczenie niż w jego czasach. Wtedy
bowiem srebrne Nici, o których wspominały Ballady Instruktażowe nie spadały od ponad czterystu
Obrotów, by palić ciało ludzi i smoków i pochłaniać życie na Pernie. Ze wszystkich, którzy
mieszkali w osamotnionym Weyrze, tylko jego przyrodni brat, F’lar, jeździec spiżowego
Mnementha, wierzył, że stare legendy mówią prawdę. Teraz, opadające każdego dnia Nici, były
rzeczywistością. Po raz kolejny przeciwstawianie się ich niszczycielskiej sile stało się częścią życia
jeźdźców smoków. Wiedział, że nauki wyniesione z tych lekcji pomogą młodym jeźdźcom
uchronić skórę i zachować życie własne, a co ważniejsze, życie smoków.
Młodzi jeźdźcy są całkiem obiecujący, zauważył Canth, po czym złożył skrzydła na
grzbiecie i podwinął ogon. Wielką głowę położył na przednich łapach i zwrócił do F’nora miękko
lśniące oko. W odpowiedzi na tę niemą prośbę jeździec począł drapać go po obrzeżach oka, aż
Canth począł delikatnie pomrukiwać z zadowolenia.
- Ty próżniaku!
Ale jeśli pracuję, robię to dobrze, odparł Canth. Skąd wiedziałbyś bez
mojej pomocy, który z urodzonych poza Weyrem chłopców będzie dobrym jeźdźcem. I czyż
nie znajduję dziewcząt, które nadają się dla królowych?
F’nor roześmiał się pobłażliwie. Nie mógł jednakże zaprzeczyć, iż łatwość z jaką Canth
wyławiał najlepiej zapowiadających się kandydatów dla bojowych smoków i składających jaja
królowych, była powodem do dumy dla jeźdźców z Weyru Benden.
Nagle F’nor zasępił się przypominając sobie dziwną wrogość, którą okazywali mu rolnicy i
rzemieślnicy napotkani w Warowniach i siedzibach cechów w Południowym Boll. Tak,
zdecydował, odnosili się do niego z wrogością, do chwili gdy... powiedział im, że jest jeźdźcem z
Weyru Benden. Zawsze wydawało mu się, że powinno być odwrotnie. Południowy Boll był
przecież pod opieką Weyru Fort. Zgodnie z tradycją - F’nor wykrzywił się w wymuszonym
uśmiechu - gdyż T’ron, Władca Weyru Fort, twardo przestrzegał wszystkiego, co zwyczajowe... i
skostniałe. Otóż zgodnie z tradycją, pierwszeństwo przy naborze kandydatów miał Weyr chroniący
dany obszar. Jednakże pięć Weyrów z przeszłości rzadko szukało kandydatów spoza Niższych
Jaskiń. Oczywiście, pomyślał F’nor, ich królowe nie znoszą tylu jaj co współczesne, rzadziej też
trafiają się złote jaja. Jak się nad tym zastanowić, to przez siedem Obrotów, od chwili gdy Lessa
sprowadziła jeźdźców z przeszłości, w ich Weyrach wylęgły się tylko trzy królowe.
Cóż, niech się trzymają tradycji, jeśli dzięki temu mogą uważać się za lepszych od innych.
F’nor podzielał zdanie brata. Zdrowy rozsądek podpowiada, iż o wiele lepiej jest dać młodym
smokom możliwość jak największego wyboru i choć kobietom z Niższych Jaskiń w Weyrze
Benden z pewnością niczego nie brakuje, to młodych smoków będzie i tak więcej niż urodzonych
przez nie chłopców.
Gdyby tylko jeden z Władców, na przykład G’narish z Weyru Igen lub R’mart z Weyru
Telgar, zdecydował się na dopuszczenie smoków z Benden do młodych królowych, jeźdźcy z
przeszłości uzyskaliby nie tylko więcej jaj, ale i okazalsze smoki. Tylko głupiec ogranicza się w
hodowli wyłącznie do jednej linii krwi.
Popołudniowy wiatr zmienił kierunek i do nozdrzy F’nora doleciały gryzące opary
gotowanego mrocznika. Jeździec wydał z siebie pełen niezadowolenia jęk. Zapomniał, że kobiety
przygotowują balsam z mrocznika, który stanowi uniwersalny środek na oparzenia Nici i inne
schorzenia. Z tego właśnie powodu wyruszył wczoraj na Poszukiwania. Zapach mrocznika był
niezwykle przenikliwy i dlatego też wczorajsze śniadanie smakowało jak lekarstwo, a nie
owsianka. Ze względu na to, iż wyrób balsamu był procesem zarówno nudnym jak i cuchnącym,
większość jeźdźców wynosiła się na jakiś czas z Weyru. F’nor spojrzał na drugą stronę niecki, w
stronę legowiska królowej. Oczywiście Ramoth jest w Wylęgarni i dogląda swych jaj, pomyślał,
dostrzegł jednak, że skalny występ, na którym zazwyczaj przesiadywał Mnementh, jest pusty. Z
pewnością F’lar uciekł ze smokiem od mrocznika i zmiennych nastrojów Lessy. Władczyni Weyru
sumiennie wypełniała nawet najbardziej uciążliwe powinności, ale nie oznaczało to wcale, że je
lubi.
F’nor zdecydował, że jest głodny. Nic nie jadł od wczorajszego wieczora, a przez to, że
między Południowym Boll na zachodnim wybrzeżu a położonym na wschodzie Weyrem Benden
jest sześć godzin różnicy, stracił porę obiadową w Weyrze Benden.
Powiedział Canthowi, że musi coś zjeść, podrapał go na pożegnanie i ruszył w dół
kamiennych schodów. Jednym z przywilejów zastępcy skrzydła była możliwość wyboru kwatery.
Ze względu na to, że Ramoth, jako starsza królowa pozwoliła jedynie na dwie młodsze królowe w
Weyrze, dwie kwatery Władczyń były puste. F’nor zajął jedną z nich, dzięki czemu nie musiał
niepokoić Cantha, gdy chciał się dostać na niższy poziom.
Gdy zbliżył się do wejścia do Niższych Jaskiń, zapach gotującego się mrocznika sprawił, że
zaczęły szczypać go oczy. Postanowił, że chwyci trochę klahu, chleb, owoce i pójdzie posłuchać
Mistrza Nauczyciela zajmującego się młodymi jeźdźcami. Byli pod wiatr. Jako zastępca skrzydła
F’nor z przyjemnością wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, by poznać i ocenić nowych
jeźdźców, szczególnie tych wychowanych poza Weyrem. Wszyscy, którzy przyszli tutaj z
Warowni lub Cechu, musieli przystosować się do nowego życia. Wolność i przywileje uderzały
czasem chłopcu do głowy, szczególnie kiedy nauczył się już zabierać smoka pomiędzy w
jakiekolwiek miejsce na Pernie. Podróż trwała mniej więcej tyle czasu, ile potrzeba, by policzyć do
trzech. F’nor podzielał zdanie F’lara, który wolał dopuszczać do Naznaczenia starszych chłopców,
mimo że jeźdźcy z przeszłości nie pochwalali także i tej praktyki Weyru Benden. Ale, na Skorupę,
kilkunastoletni chłopak, nawet ten wychowany w Warowni, musi sobie zdać sprawę z
obowiązków, które wiążą się z byciem jeźdźcem smoka. Starszy chłopiec jest dojrzalszy
emocjonalnie, siła z jaką Naznacza smoka nie zmniejsza się, a on sam potrafi przyjąć i lepiej
zrozumieć implikacje związku na całe życie, duchowego połączenia ze smokiem. Starszy chłopiec
nie niecierpliwi się, bowiem jest już na tyle dorosły, by czekać cierpliwie, aż u młodego smoka
rozwinie się właściwa mu wrażliwość. Smocze dziecko nie jest za mądre i jeśli świeżo upieczony
jeździec postępuje nieroztropnie i pozwala swej bestii jeść za dużo, to cały Weyr cierpi z powodu
jej katuszy. Nawet dorosły smok żyje „tu i teraz” i nie myśli za wiele o tym, co będzie w
przyszłości, a jeszcze mniej uwagi poświęca przeszłości. Smok kieruje się instynktem, co nie jest
takie złe, pomyślał F’nor. Przecież to na smoki spada główny ciężar walki z Nićmi. Kto wie, być
może nie chciałyby walczyć, gdyby pamiętały lub umiały kojarzyć ze sobą pewne fakty.
Jeździec wziął głęboki oddech i gwałtownie mrugając oczami podrażnionymi gryzącym
oparem, wszedł do olbrzymiej jaskini, w której mieściła się kuchnia. Wrzało w niej jak w ulu.
Przynajmniej połowa kobiet z Weyru znalazła tu jakieś zajęcie, pomyślał F’nor widząc, że na
wszystkich dużych paleniskach wykutych w zewnętrznej ścianie Jaskini stały wielkie kotły. Przy
szerokich stołach siedziały kobiety myjąc i krojąc korzenie, z których wytwarzano maść. Kilka z
nich rozlewało wrzącą maść do dużych glinianych dzbanów. Te, które mieszały długimi łopatkami
gotującą się miksturę miały maski zasłaniające usta i nos. Mimo to gryzące wyziewy sprawiały, że
kobiety te często się odwracały, by osuszyć załzawione oczy. Starsze dzieci przynosiły z jaskiń
przeznaczonych na spiżarnie skałę, którą palono pod kotłami i wynosiły dzbany, by ostygły.
Wszyscy byli zajęci.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin