Na twarzy twej rumieńce
Jakbyś był uduchowiony
Przez gruźlicę płuc
A dobroć twą nieziemską
Zamykasz na niebieski klucz
Najczęściej można spotkać cię
Nad przepaścią lukrowaną
Gdy przez dziurawą kładkę
Przeprowadzasz dwoje dzieci
Nocą może chciałbyś
Oderwać się od ściany
Ale jedno skrzydło
Gwóźdź ci przedziurawił
Więc zostajesz z nami
Na wieki wieków amen
Na aniele czapka
z ciepłej wełny gore
Anioł z gór się urwał
jeszcze przed wieczorem
Niosło go Beskidem
nosiło po lesie
Lecz wrócił w Bieszczady
teraz ogrzać chce się
Aniele grudniowy
zimny do połowy
Zostań trochę z nami
zagrzej sobie nogi
Aniele styczniowy
zmiłuj się nad nami
Jeszcze zdążysz poznać
niebieskie polany
z anielskim pomponem
Anioł chce odlecieć
Dalej jednak siedzi
trochę zagadkowy
Czapki z miękkiej wełny
nie zdejmuje z głowy
Aniele lutowy
już puszczają lody
Aniele marcowy
Zdążysz jeszcze odwiedzić
Anioł się zasiedział
do następnej zimy
Jest taki niebieski
a my się cieszymy
Zawsze to z aniołem
raźniej chyba bywa
Zwłaszcza gdy za oknem
trzyma tęga zima
lubię tego anioła
z rumieńcem
wciąż zdrowym
późno barokowym
który od początku
zamieszkał z nami
na dole ambony
choć żadne
ma tam wygody
jego oczy choć złocone
patrzą w naszą stronę
gdy podtrzymuje
arkę proboszcza
z której gdy trzeba
padają również
i gorzkie słowa
czasem twarz jego
ból ziemski
wykrzywi na chwilę
czasem gdy nikt
nie patrzy
machnie skrzydłem
jakby chciał powiedzieć:
w górę serca!
Czuję Cię w jabłku robaczywym
W skrzypcach i w wielkim poście
Na wakacjach w liściach pokrzywy
Pod mostem a także na moście
Lecz czasem jakbyś plecami odwrócony
Patrzył uparcie w ciemną linie świata
I jakbyś wolał wszystkie inne strony
Tylko nie tę, która jest nasza
Tak trudno światłość dziś wykrzesać
A może zawsze męczarnią to było
Błądzimy wiecznie po omacku
Ale jeszcze wierzymy w miłość
Choć czasem jakbyś plecami odwrócony
Patrzył uparcie w ciemną linię świata
Dlatego nie miej nam za złe
Że czasem słabnie nasza siła
I że żyjemy z dnia na dzień
Innego wyjścia nie ma
avir