Z przyczyn naturalnych - PALMER MICHAEL.txt

(757 KB) Pobierz
MICHAEL PALMER





Z przyczyn naturalnych





PALMER MICHAEL





Przelozyl PIOTR ROMANTytul oryginalu: NATURAL CAUSES

Prolog

Przez pierwsze dwie godziny jazdy skurcze Connie Hidalgo byly jak drobne

uklucia, kiedy jednak mineli zjazd z 1-95 na New London, napiecie w jej wnetrzu

zaczelo rosnac.

-Billy, chyba cos sie dzieje.

-Daj mi spokoj. Powtarzasz to od cholernego miesiaca, a jeszcze jeden przed nami.

-Powinnam byla zostac w domu.

-Powinna.s byla zrobic dokladnie to, co robisz, czyli jechac do Nowego Jorku pomoc mi sfinalizowac transakcje.

-Mogles wziac mercedesa. To siedzenie mnie dobija. Connie wiedziala, ze wziecie slicznego 500SL nie wchodzilo

rachube. Ostatnia rzecza, na jakiej zalezalo Billy'emu Molinarze, bylo racanie na siebie uwagi oraz zainteresowanie zlodziei samochodow. Nigdy nie zmienial nawykow - zwlaszcza gdy sprawy dobrze sie mialy. Zawsze jezdzili na Manhattan poobijanym fordem kombi i dzieki temu szczesliwie stamtad wyjezdzali. Mowy nie bylo, by tego wieczoru zgodzil sie na inne rozwiazanie. Nie powiedzial, ile pieniedzy jest w dwoch torbach, ktore wepchnal w zapasowa opone, zdawala sobie jednak sprawe, ze duzo. Wiecej niz kiedykolwiek przedtem. Zaczela sie niespokojnie wiercic - zblizal sie kolejny skurcz. Wygladala przez okno, probujac zagubic sie w uciekajacych do tylu swiatlach i mignieciach znakow drogowych. Byla drobna - Billy mawial, ze sklada sie z samego brzucha - miala szeroko rozstawione, ciemne oczy i delikatne, jakby sztucznie wygladzone rysy, a twarz taka, ze wiekszosc mezczyzn miala na nia ochote. W wieku czternastu lat urodzila dziewczynke, ktora oddala, praktycznie ani razu sie jej nie przygladajac, a teraz, dziesiec lat pozniej. Bog dal jej druga szanse. Tym razem nic zlego sie nie stanie. Nic.

-kocham cie, Billy - powiedziala lagodnie.

-W takim razie przypal mi.

Wyciagnal spod fotela grubego skreta z marihuany, fachowo go polizal i pochylil sie ku Connie.

-Nie, Billy. To niedobre dla dziecka.

-Crack jest niedobry dla dziecka. Dlatego nie pozwolilem ci brac od chwili, gdy dowiedzielismy sie, ze jestes w ciazy. Nikt nigdy nie stwierdzil, ze jest cos zlego w trawie. Zaufaj mi.

-No dobrze, ale otworz okno.

Connie zapalila skreta i wbrew rozsadkowi, kiedy Billy wydmuchiwal dym, gleboko go wdychala. Jak zwykle Billy mial racje. W czasie pierwszej ciazy palila co dzien - papierosy i marihuane - a dziecko urodzilo sie tluste i doskonale.

-Posluchaj mnie teraz - powiedzial Billy. - Manny Diaz to smiec, ale po wszystkich handlach, jakie wspolnie robilismy, dosc mu ufam, zwlaszcza majac ciebie za tlumacza, jesli nie bedzie chcial gadac po angielsku. Ten deal jest wiekszy od wszystkiego, co robilismy, i musimy przedsiewziac szczegolne srodki. Chce, zebys siedziala w samochodzie przed brama, z zapalonym silnikiem. Trzymaj drzwi zamkniete, az wyjde i powiem, ze wszystko w porzadku. Gdyby cokolwiek wygladalo nie tak - cokolwiek - wiej, gdzie pieprz rosnie, i zawiadom kuzyna Richiego z Newarku. Jasne?

-Jasne. Wszystko jasne.

Przeszyl ja bol kolejnego skurczu. Connie zagryzla zeby i przycisnela szczuple palce do brzucha. W ostatnich dwoch tygodniach dwukrotnie wydawalo sie jej, ze juz zaczyna sie porod. Miala nadzieje, ze i tym razem to falszywy alarm. Popatrzyla na zegarek Billy'ego. Jezeli.skurcze w dalszym ciagu beda nieprzyjemne, zacznie mierzyc czas miedzy nimi.

Jeszcze sie przekonywala, ze to nic, czym nalezaloby sie martwic, kiedy poczula nowy bol, tym razem w czubkach palcow. Z poczatku trudno bylo to nazwac bolem. Raczej dretwiala skora, dosc nieprzyjemnie ginelo czucie. Przy Stamford odretwienie zrobilo sie jednak stale - przypominalo przeplyw pradu i pogarszalo sie, gdy uciskala opuszki palcow, i nie znikalo, gdy unosila je w powietrzu. Kulac sie w ciemnosci, sprawdzila palce po kolei. Bolal kazdy.



To tylko nerwy, na pewno tylko nerwy, pomyslala. Billy ponownie przypalil skreta. Jeden mach na pewno jej nie zaszkodzi, a prawdopodobnie bardzo pomoze. Connie przyciagnela do siebie reke Billy'ego, przycisnela usta do wilgotnego papieru i wciagnela dym w pluca. Minelo niemal pol roku od dnia, w ktorym po raz ostatni byla troche napalona. Jeden mach na pewno nie zaszkodzi dziecku. Biorac pod uwage, co ich czeka, malec prawdopodobnie potrzebowal dyma bardziej od niej. Przy New Rochelle skonczyla skreta - sama. Bol w opuszkach palcow nie oslabl, a skurcze pojawialy sie mniej wiecej co piec minut, ale przestalo ja to az tak przejmowac.

-Billy, czuje sie lepiej.

:- Wiedzialem, ze tak bedzie, skarbie.

Po kilku kilometrach poczula swidrujacy bol w palcach stop. Przerazona, zapalila kolejnego skreta.

-Hej, zostaw to!

-Mysle, ze dziecko zaczyna sie rodzic.

-Mam nadzieje, ze jest na tyle madre, by zaczekac, az zalatwimy handel. Potrzebuje cie za kolkiem. Jezeli spieprzymy sprawe, lepiej dla dzieciaka, zeby wcale nie wychodzil.

-Billy, mowie powaznie.

-A ty myslisz, ze ja co, udaje krola dowcipu? - Popatrzyl nerwowo na zegarek.

-Dokladnie wedlug planu. Robimy ten interes, mala, i wchodzimy do pierwszej

ligi. Uwierz mi. To test, z ktorym Dominie czekal, zeby mi go dac. Nic, kurwa,

tego nie moze spieprzyc.

Connie wyraznie uslyszala dobitny ton w glosie kochanka i zacisnela zeby, by pokonac dretwienie dloni i stop. Gra szla nie tylko o pieniadze, ale o ich przyszlosc. Kiedy byla mlodsza, gruba i nieatrakcyjna, mezczyzni chcieli od niej wylacznie seksu. Kiedy sie zmienila i stala piekna, mezczyzni, ktorzy ja podrywali, mieli wiecej wyczucia - zabierali ja w ladniejsze miejsca, lecz w dalszym ciagu chcieli tego samego. Dopiero Billy okazal sie inny. Zrobil z niej swoja dziewczyne i od samego poczatku traktowal z szacunkiem. Teraz mieli miec dziecko i obiecal, ze kiedy tylko deal zostanie zamkniety, wezma slub. Bez wzgledu na to, co bedzie musiala dzis wieczor zrobic, by pomoc Billy'emu, zrobi to. Gdyby tylko bol zelzal... choc odrobine.

Bylo tak zle, ze omal wybuchla lzami. Siegnela do sufitu i zapalila swiatlo w kabinie.

-Hej, co robisz? - krzyknal Billy.

-Chce... chce poszukac jakiejs kasety.

Popatrzyla na swoje dlonie, po czym szybko zgasila swiatlo i schowala rece tak, by nie mogl ich zobaczyc. Wszystkie palce - od pierwszych kostek po czubki - byly niemal czarne. Srodki dloni nabraly matowoszarej barwy.

-No i?

-Co no i?

-Jaka tasme wzielas?

-O... mysle, ze lepiej sobie troche odpoczne.

Prosze Cie, Boze, myslala, pozwol mi wytrzymac jeszcze godzine. Jeszcze tylko jedna godzine.

Polnoc minela, gdy byli na Harlem River Drive. Skrecili w Stoszesnasta Ulice. Connie martwily nie tyle gwaltowne skurcze w brzuchu, ile fakt, ze kiedy dotra na miejsce, nie utrzyma kierownicy, nie wspominajac o prowadzeniu samochodu. Lewa dlon - unieruchomiona w szponiastej pozycji - byla praktycznie bezuzyteczna. Choc mogla poruszac palcami prawej, juz najlzejszy ruch powodowal, ze cale ramie przeszywal silny bol. Boze, prosze...

-No, to jestesmy, mala - stwierdzil Billy i zatrzymal sie obok latarni

stojacej przy bramie rozpadajacej sie kamienicy. - Ci goscie sraja w gacie na

mysl o Dominicu, nie spodziewam sie wiec klopotow. Nigdy jednak nie zaszkodzi

dmuchac na zimne, zwlaszcza przy tak duzym interesie. Czekaj wiec i miej

zamkniete drzwi i zapalony silnik. Wejde na gore i.sprawdze towar. Jezeli

wszystko bedzie dobrze, zrobimy wymiane tu, na ulicy. Okej? Connie, spytalem,

czy wszystko okej.

Connie Hidalgo, ktorej dlonie i stopy drzaly jak w febrze, zagryzla wewnetrzna strone wargi i czekala, az minie bolesnie przeszywajacy, szczegolnie silny skurcz. Kiedy napiecie oslablo, poczula zbierajaca sie miedzy udami wilgoc. Odchodzily wody.



-Pppospiesz sie - wyjakala. - Dziecko zaraz zacznie wychodzic. Chyba... musimy jejechac do szpitala. Billy chwycil zestaw do badania jakosci towaru i poprawil kabure pod lewa pacha.

-Trzymaj sie w jednym kawalku, az skonczymy - warknal. - Jasne? - Zauwazyl malujacy sie na jej twarzy bol i mina mu zrzedla. - Connie, skarbie, wszystko bedzie dobrze. Obiecuje. Zalatwie interes z Diazem, najszybciej jak sie da. A potem, jak zechcesz, dostaniesz najlepszego lekarza w Nowym Jorku.

-Ale...

-Teraz skup sie: miej drzwi zamkniete i trzymaj sie z dala od klopotow. Kocham cie.

-Ja tez cie kocham - powiedziala Connie, lecz Billy'ego juz nie bylo. Z wielkim trudem wslizgnela sie za kierownice i zamknela drzwi od strony kierowcy. Przekonywala sie rozpaczliwie, ze odejscie wod to nie powod do niepokoju. Pielegniarka ze szkoly rodzenia stale to powtarzala. Minelo piec minut. Potem nastepne piec. Skurcze staly sie bolesne jak cholera. Chcac odwrocic uwage i ponownie sprawdzic palce, Connie zapalila swiatlo w kabinie. Szare, zimne dlonie z poczernialymi czubkami palcow wygladaly jak element stroju na Halloween. Spojrzala na siebie we wstecznym lusterku. Cos bylo nie tak z twarza. Umysl potrzebowal kilku sekund, aby zarejestrowac ciemne struzki krwi, ktore zaczely wyciekac z nosa i wijac sie, splywaly w dol i wzdluz gornego brzegu warg sciekaly ku kacikom ust.

-Prosze, Billy... pospiesz sie...

Nieporadnie przeszukiwala torebke, by znalezc chustke do nosa, gdy zauwazyla ciemnoczerwona plame rozlewajaca sie w kroku i po nogawkach jasnobezowych ciazowych spodni. Nie byl to przezroczysty ani lekko zabarwiony plyn, o ktorym mowila pielegniarka. To byla krew! Connie krecilo sie w glowie, byla zdezorientowana. Sprobowala zetrzec to, co wyciekalo z nosa, wplywalo do ust i rozpryskiwalo sie na bluzce. Lewe ramie bylo jak z olowiu.

-Prosze... niech ktos mi pomoze... - Po chwili dotarlo do niej, ze slowa

kolacza sie jedynie we wnetrzu jej glowy i nie jest w stanie ich wyartykulowac.

Obraz przed oczami zamazywal sie, lewa czesc ciala odretwiala. Ogarnelo ja

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin