18 rzeczy na temat miłości
18 Things (About Love)
Autor: hnyc
Link do oryginału: http://hnyc.livejournal.com/843.html#cutid1
Fandom: Queer as Folk
Przekład: Patsy
Korekta: kuma_yuri
Zgoda na tłumaczenie: jest
I. Miłość to... troszczenie się.
- Będziesz musiał zdezynfekować całe to miejsce.
- Tak jest dobrze.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ta czarna rzecz, która tam leży, to na pewno nie rodzynek.
- Skąd wiesz?
- Spróbuj dotknąć.
- Nie!
- Widzisz? – Brian powstrzymał uśmieszek. Na okrągłym i poplamionym zupą stoliku kuchennym w mieszkaniu Justina w Nowym Jorku leżała książka telefoniczna. Wziął ją do ręki i kontynuował – Podziękujesz mi za dziesięć lat, kiedy w przeciwieństwie do innych nie znajdziesz się w szpitalu z powodu zarazy.
- Mogę podziękować ci teraz?
Brian spojrzał znad książki na szczurze odchody, ponownie na książkę, na tyłek Justina i znów na odchody. – Jasne, ale zrób to szybko.
II. Miłość to... pozwolić komuś odejść.
- To jest pieprzony rok – powiedział Justin, zaplątując i rozplątując kabel telefoniczny.
- Wiem.
- Cały rok.
- O co ci w ogóle chodzi? Jedziesz do Włoch... do Italii. Na te wszystkie gorące tyłeczki nawet rok ci nie wystarczy. Kiedy ja pojechałem do Wenecji, po pierwszej godzinie miałem w łóżku chłopca hotelowego ze spodniami opuszczonymi do kostek. Było znakomicie.
- Brian.
- Oczywiście sztuka też jest świetna.
Justin uśmiechnął się, ale nie było tego słychać w jego głosie. – Będę za tobą tęsknił.
- Wcale nie. Będziesz tak zajęty zdobywaniem sławy w artystycznym świecie, że nie będziesz miał czasu na pomyślenie o starym Pittsburghu. I nie powinieneś. Baw się dobrze.
- Po prostu się zamknij i powiedz, że też będziesz za mną tęsknił. Przylecisz na kilka tygodni, tak?
Brian uśmiechnął się. – Postaram się dotrzeć tam latem.
- I będziemy uprawiać dużo, dużo gorącego, znakomitego seksu na patio.
- Chcesz żebym przywiązał cię do łóżka ze spodniami opuszczonymi do kostek?
- O cholera, jasne, że tak.
Brian zachichotał cicho i wyprostował się. – Gratulacje z powodu pracy, panie Taylor.
- Dziękuję bardzo, panie Kinney.
III. Miłość to... bycie tam.
- Co z Michaelem? Powiedz mi, do cholery, że nic mu nie jest! – Brian krzyczał, chwytając Bena za ramiona i brutalnie potrząsając. Widząc minę drugiego mężczyzny, opuścił ręce, upadł na kolana i nie ruszał się.
- Brian – wyszeptał Justin, przechodząc przez mieszkanie i klękając obok.
- Zostawcie mnie, kurwa, w spokoju. Obaj. Wynoście się stąd!
Drzwi były zbyt ciężkie, a ich odgłos zbyt głośny, kiedy zamykały się za nimi.
- To moja wina.
- To nie jest twoja wina.
- Kondom... Nie wiedziałem... – Ben opuścił głowę.
Justin wciągnął głęboko powietrze, powstrzymując łzy i owinął swoje ramiona wokół profesora. – Już dobrze. Wszystko będzie dobrze.
IV. Miłość to... powroty.
- Brian?
- Tak?
Justin podciągnął się na łóżku, przerzucając nogę przez biodro mężczyzny i odparł – Myślę, że jestem gotowy.
V. Miłość to... ukrywanie tego.
- Nie pozwolę, żeby mój syn słuchał Madonny. Wyłącz to.
- Hej, Gus? – Justin odwrócił się do dziesięciolatka, siedzącego ze swoją konsolą PSP pomiędzy pudłami na tylnym siedzeniu BMW Briana.
Wracali właśnie po raz ostatni z Nowego Jorku do Pittsburgha.
- Nie mów teraz do mnie. Zaraz pobiję mój rekord.
- Chcesz może...
- Cii. – Usłyszeli kilka dźwięków, radosny śmiech, a potem: – Co?
- Czy ta płyta narusza w jakiś sposób twoją wrażliwość? – Justin jeszcze bardziej pogłośnił muzykę.
- Wrażliwość? Co to w ogóle znaczy?
Podczas gdy jego dzieciaki rozmawiały, Brian wyłączył odtwarzacz, opuścił szybę samochodu i wyrzucił płytę za okno.
Został uderzony z łokcia w żebra tak mocno, iż myślał, że zawyje z bólu.
- Co ty robisz, do cholery? Ty durniu!
- Przecież nic nie zrobiłem.
- Gus, widziałeś to?
Chłopiec zaśmiał się histerycznie, kopiąc tył siedzenia swojego ojca. – Tato, czy ty właśnie wyrzuciłeś płytę Justina za okno?
- Nic nie zrobiłem.
- Zatrzymaj ten pieprzony samochód! – Justin odblokował drzwi, ciągnąc za rączkę. – Zjedź na pobocze.
- Za nami jedzie przyczepa, Słonko.
- To tylko Michael i Ben. – Justin wyrwał Brianowi kierownicę i samochód zatrzymał się bezpiecznie na trawie w Hicktown w USA. Wyskoczył z auta i spojrzał w dal, szukając czegoś błyszczącego.
- Ładuj swoje dupsko z powrotem. Kupię ci nową.
- Nie kupisz mi nowej. Miałem tą pieprzoną płytę od czasów liceum. Teraz pomożesz mi jej szukać.
Brian uderzył kilka razy czołem w kierownicę, po czym otworzył drzwi. – Gus, posłuchaj mnie.
- Nie mam pojęcia, czy jesteś hetero, czy nie. Nie obchodzi mnie to, ale jeśli nie jesteś, to nigdy nie zadawaj się z królewną.
- Bardzo śmieszne. – Justin kopnął oponę. – Za to powinieneś poszukać jej sam.
Brian starał się ukryć uśmiech na twarzy.
VI. Miłość to... uczenie się (i uświadamianie sobie).
Nigdy nie robili tego w ten sposób. A może zawsze?
Brian przysunął się bliżej Justina, wchodząc w niego i wdychając jego zapach, którego nigdy nie miał dosyć. Coś kłującego, palącego w jego wnętrzu zawrzało, rozpalając skórę i tworząc pot, spływający do zaczerwienionych oczu.
To było takie dobre, takie właściwe i... takie inne.
Nie z powodu małego, szczupłego ciała, pokrytego blond włosami. Nie inne, bo to to Justin.
To było lepsze, ponieważ to Justin. Najlepsze.
Brian westchnął w plecy partnera, zlizując krople potu z jego skóry. Pragnął go, do cholery. Zawsze będzie.
VII. Miłość to... stanie z boku.
- Pieprzyć ją. Pieprzyć jej pieprzone, gnijące ciało.
Justin wsiadł do samochodu. Drzwi zatrzęsły się, kiedy Brian zatrzasnął je energicznie. Jego ubrania były niedbale założone. Siedzący obok Justin był spocony i blady.
Droga była hałaśliwa, a żwir trzeszczał pod rozpędzonymi oponami. Justin nie miał pojęcia, dokąd jadą.
Mijali przedmieścia, pustkowia, brudne miasta. Srebrne BMW wyglądało dziwacznie na tle otwartej przestrzeni i pól, zgniatając łany pszenicy pod pędzącymi kołami.
Brian zatrzymał samochód, zacisnął pięść i rozbił okno kierowcy. Chwycił za swoją rękę, teraz czerwoną od krwi i zapłakał.
Justin wstrzymał oddech i odwrócił...
Kattze