Lam J., Pan komisarz wojenny. Koroniarz w Galicji.pdf

(1287 KB) Pobierz
3719064 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
3719064.001.png 3719064.002.png
JAN LAM
PAN KOMISARZ
WOJENNY
KORONIARZ W GALICJI
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
PAN KOMISARZ WOJENNY
SZKIC WSPÓŁCZESNY Z WŁASNYCH I CUDZYCH SPOSTRZEŻEŃ
4
Szanowny czytelniku! Widzę, jak się zabierasz do czytania powieści. Kazałeś służbie, że-
by się cicho zachowywała w kredensie, bo skończywszy herbatę i wydawszy ostatnie dyspo-
zycje ekonomowi, udajesz się do spoczynku. Wyciągasz się wygodnie na doskonałych mate-
racach, zakrytych świeżym prześcieradłem, zapalasz fajkę i spoglądasz na zegarek, dziwiąc
się, że jeszcze tak wcześnie.
Z tego to ostatniego powodu bierzesz dziennik do ręki, uśmiechając się błogo – nie do
dziennika – ale do tej myśli, że przeczytawszy kilka kartek, zdmuchniesz świecę i schowasz
głowę w poduszki, zatulisz się mocniej w twoją ciepłą kołdrę i uśniesz tak głęboko, jak ja
bym spał w tej chwili, gdybym nie musiał pisać dlatego, ażebyś ty tym smaczniej zasypiał.
Nic – nic z tego nie będzie, mój kochany! Ja ci spać nie dam, wywlokę cię z twoich podu-
szek, prześcieradeł i materaców, z twego ciepłego pokoju. Musisz porzucić fajkę, pantofle,
wszystko – nawet nadzieję smacznej kawuńci z bułką, którą pokrzepiasz twój żołądek, nie-
spokojny o przyszłość – musisz pójść ze mną, i to nie do drugiego pokoju, nie na podwórze,
nie na folwark, ale daleko, daleko na północ, do lasu – do obozu powstańców. Dostaniesz
razem śniadanie, obiad i kolację, w postaci kawałka słoniny, do której, jeżeli masz bujną wy-
obraźnię, możesz sobie dofantazować krumkę chleba i nieco soli, a nawet i szklankę piwa,
skoro nie masz nic przeciw temu. Potem pójdziesz na wartę, boś nie tak zmęczony jak inni, i
będziesz uważał, żeby nieprzyjaciel nie zszedł znienacka twoich śpiących braci. A pamiętaj,
żebyś nie strzelał do pniaków, w których by ci się przywidywali Kozacy, albo żebyś nie pytał
o hasło puszczyków przelatujących ci nad głową. Nic nieznośniejszego jak fałszywe alarmy –
przekonasz się o tym niezadługo. Nieraz przemokły do nitki, zziębnięty, głodny i znużony,
położysz się pod drzewem, sen dobroczynny sklei ci powieki, zapomnisz o niewygodach i
zaczniesz marzyć o domowym ognisku, o żonie i dzieciach – wtem wystrzał pada o jakie
dwieście kroków od ciebie – wszystko woła: do broni! Twój dowódzca budzi cię i stawia na
nogi – nie możesz znaleźć czapki, dubeltówki – rożka z prochem – widzisz już w wyobraźni
kilkunastu Dońców pędzących prosto na ciebie – dowódzca zrzędzi i krzyczy, a co najgorsza
– ma słuszność. Nareszcie zbierasz wszystkie zmysły i siły, broń i czapkę, i stajesz w szeregu
na to, żeby się dowiedzieć, że to twemu koledze wypaliła strzelba, właśnie kiedy próbował,
czy kurki dobrze chodzą.
Cóż, kochany czytelniku? jakoś mi kwaśno wyglądasz? Czy nie masz ochoty iść ze mną?
Aha, czekasz, aż twój łoszak dorośnie, wolisz być w kawalerii – dobrze, poczekamy trochę. A
może czujesz w sobie wyższe zdolności, które się tylko za piecem rozwijać mogą? Możeś się
urodził na dyplomatę i chcesz wywołać interwencję przez groźne wyczekiwanie? 1 Bardzo
pięknie – ja szanuję wolność zdań, nie będę cię naglił.
Opowiem ci tylko powiastkę, w której byś ty także odgrywał niepospolitą rolę, gdybym
miał przyjemność znać cię osobiście. Jeżeli tedy jeszcze nie spisz, to posłuchaj.
Było to w lutym, i to w drugiej połowie lutego, która dla przyczyn wiadomych chyba sa-
memu świętemu Mikołajowi daleko była przykrzejszą od pierwszej. Oprócz kilku stopni mro-
zu mokry śnieg i wiatr dotkliwy dawał się we znaki wszystkim, co nie mieli tak ciepłego po-
koju i tak wygodnego łóżeczka, jak ty, kochany czytelniku. Do tych – wszystkich – należałem
i ja także, znajdowałem się bowiem wówczas w województwie X * i nocowałem w krzakach,
razem z innymi, w miejscu, gdzie jesienią musi bywać mnóstwo zajęcy. Tą razą atoli owa
leszczyna mogła się poszczycić znacznie odważniejszymi lokatorami. Kilka ognisk dymiło
więcej, niż płonęło, w jej obrębie, naokoło stały czaty porozstawiane w stosownych miejscach
i czekały z upragnieniem zmiany wart, żeby się dostać do kociołków, w których niezbyt wy-
rafinowana sztuka kucharska przemieniła kilka garncy krup na coś podobnego do kaszy czy
1 – aluzja do stanowiska Białych, którzy traktowali powstanie jako zbrojną demonstrację obliczoną na wy-
wołanie interwencji mocarstw zachodnich: Anglii i Francji.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin