KDR# 1 Tkacz Iluzji.pdf

(1506 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Ewa Białołęcka
Tkacz Iluzji
Księga pierwsza
Kronik Drugiego Kręgu
 
TKACZ ILUZJI
Lustro lampy nie odbijało światła tak,
jak powinno. Najwyższy czas, by znowu je
wypolerować. Podkręciłem knot i
pochyliłem się nad preparatem. Zarodek
jaszczurki piaskowej, obrzydlistwo. Tyle
tylko, że ta babranina da mi materiał do
pracy nad nową metodą leczenia
porażenia mózgowego. Ciekawe, co
powiedzą starsi Kręgu. Czy skierują
opracowanie do kopiarni? Przednie lustro
odbijało maskę wielookiej poczwary.
Człowiek mający mikroskop na twarzy
wygląda niesamowicie.
Na zewnątrz chaty przeraźliwie
beczała koza. Naukowe badania i koza.
 
Bogowie, cóż za zestawienie! Ale tak
bywa, gdy człowiek jest magiem zaledwie
w klasie Obserwatora. Magiem się nie
zostaje, magiem się rodzisz i nigdy nie
zdobędziesz niczego więcej niż to, co
zostało ci przeznaczone. Chociaż, może
właśnie Kamyk...
Nazywam się Płowy. Jestem magiem.
Mieszkam w wiejskiej chacie, zarabiam na
życie leczeniem nosacizny u koni i
kołowacizny u owiec. Nastawiam złamane
kości, szczepię przeciwko gruźlicy i
sprzedaję „napoje miłości”, w które sam
nie wierzę.
Wieśniacy okazują mi szacunek,
chociaż nie silę się na tajemniczość jak
wielu mego fachu. Żyję jak wszyscy
 
mieszkańcy tej wioski. Zajmuję niewielką,
drewnianą chatę, dzieląc ją z trzema
kozami i... Kamykiem.
Właśnie wszedł. Od reszty
pomieszczenia oddzielała mnie tylko
cienka kotara i wyraźnie słyszałem łoskot
przewróconego stołka, tupanie, zgrzyt
pokrywki o brzeg garnka. Niewiarygodne,
ile hałasu potrafi zrobić ten chłopiec.
Najsmutniejsze, że nie zdaje sobie z tego
sprawy.
Szurnęła zasłona, zza mego ramienia
wysunęła się ręka Kamyka trzymająca
duże, rumiane jabłko. Usunąłem szkła
sprzed oczu i wziąłem podarunek. Kamyk
uśmiechał się szeroko, pokazując rzędy
białych, równych zębów. Co on
 
kombinuje? Jabłko miało właściwy ciężar i
zapach. Skórka stawiła opór zębom, a na
język spłynął słodko-kwaśny sok. Brakło
tylko jednego.
„Dobrze” - kiwnąłem głową i
odłożyłem jabłko na stół. Uśmiech Kamyka
znikł jak zdmuchnięty. Nie tak łatwo było
go oszukać.
„Dlaczego?” - dłonie chłopca
zatańczyły, kreśląc w powietrzu ciąg
znaków. - „Co było źle? Które elementy?”
Westchnąłem. Krąg dłonią na płask,
dotknąć skroni, rozprostować palce.
„Wszystko dobrze. Brak jednego. Nic
nie słyszałem.”
„Jabłka też... mówią?” - Twarz
Kamyka wyrażała zniechęcenie.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin