Verne Juliusz - Wieczny Adam.pdf

(829 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Juliusz Verne
Wieczny Adam
Tytuł oryginału francuskiego: L’Éternel Adam
Tłumaczenie:
Barbara Supernat (1996)
Siedem ilustracji Leona Bennetta zaczerpnięto z XIX-wiecznego wydania francuskiego.
Wstęp
(pochodzi z wydania broszurowego)
Opowiadanie nie jest wersją oryginalną Juliusza, lecz zostało zmienione (w niezbyt wielkim
stopniu) przez jego syna, Michela. Ukazało się po raz pierwszy już po śmierci wielkiego
pisarza, w 1910 roku, w zbiorze opowiadań, wydanych przez Hetzela pod wspólnym tytułem
Hier et demain [Wczoraj i jutro] .
Ponieważ w Polsce nie było nigdy publikowane
***
Zartog Sofr Ai Sr, to znaczy “mędrzec, trzeci przedstawiciel męski sto pierwszego
pokolenia rodu Sofr” powolnymi krokami przechadzał się główną ulicą Basidry, stolicy Hars
Iten Schu, zwanego inaczej “Cesarstwem Czterech Mórz”. W istocie cztery morza: Tubelon –
inaczej Północne, Ehon – inaczej Południowe, Spon – czyli Wschodnie, Meron – czyli
Zachodnie, oblewały tę olbrzymią krainę o nieregularnej formie, której krańce, licząc miarami
znanymi czytelnikowi, sięgały na wschodzie czwartego stopnia długości a na zachodzie
siedemdziesiątego, oraz pięćdziesiątego czwartego stopnia szerokości północnej i
pięćdziesiątego piątego południowej. Jeżeli chodzi o wzajemne położenie tych mórz, można
je było oszacować w sposób przybliżony, ponieważ wszystkie cztery zlewały się w jedno. Tak
oto nawigator, opuszczając którykolwiek z ich brzegów i płynąc wciąż przed siebie, siłą
rzeczy dopływał do przeciwległego brzegu. Dlaczego? Dlatego, że na całej powierzchni globu
istniał tylko jeden ląd, Hars Iten Schu.
Ponieważ było bardzo gorąco, Sofr szedł wolnym krokiem. Zaczynała się upalna pora
roku i na Basidrę, położoną na brzegu Spon Schu, czyli Morza Wschodniego, poniżej
dwudziestego stopnia na północ od równika, spadał straszliwy żar promieni słońca
zbliżającego się do zenitu. Lecz bardziej niż zmęczenie i upał, opóźniał kroki Sofra, uczonego
zartoga, ciężar jego myśli. Z roztargnieniem przecierając czoło dłonią, rozpamiętywał
zakończone przed chwilą posiedzenie, na którym wielu wybitnych mówców, do których i on
miał zaszczyt być zaliczanym, uświetniło sto dziewięćdziesiątą piątą rocznicę powstania
cesarstwa. Kilku z nich przypomniało jego historię, będącą zarazem historią całej ludzkości,
przedstawiając Mahart Iten Schu, Ziemię Czterech Mórz, która na początku dziejów
podzielona była pomiędzy dzikie, nie znające się między sobą plemiona. To od tych plemion
pochodzą najstarsze tradycje. Co do wcześniejszych dziejów, nie były one znane i nauki
przyrodnicze dopiero zaczynały dostrzegać nikłe światełko w nieprzeniknionych
ciemnościach przeszłości. W każdym razie te zamierzchłe czasy umykały ocenie historii,
której najgłębszy zasięg stanowiły niewyraźne i niepewne odniesienia do porozrzucanych
starożytnych osad.
W czasie ponad ośmiu tysięcy lat historia Mahart Iten Schu, coraz bardziej złożona i
dokładniej poznawalna, relacjonowała walki i wojny toczone najpierw między
poszczególnymi osobnikami, później między rodzinami, a w końcu między plemionami.
Każda istota żywa, każda zbiorowość, mała czy duża, miała za jedyny cel na przestrzeni
wieków zapewnienie sobie władzy nad rywalami, starając się różnymi sposobami, często
niegodnymi, podporządkować ich swoim prawom.
Z drugiej strony granicy ośmiu tysięcy lat ludzkie wspomnienia nieco się precyzowały. Na
początku drugiego z czterech okresów, na jakie powszechnie dzieli się annał y1 Mahart Iten
Schu, legenda zaczynała zasługiwać na nazwę historii. Zresztą, historia czy legenda, ich treść
nie zmieniała się wiele: były to zawsze masakry i zabójstwa, nie tylko – i jest to prawda –
między plemionami, ale też między narodami, do tego stopnia, że ten drugi okres niczym nie
różnił się od pierwszego.
Podobnie było z trzecim, trwającym blisko sześćset lat a zakończonym zaledwie dwieście
lat temu. Być może jeszcze straszliwszą była ta trzecia epoka, w czasie której podzieleni na
nieprzeliczone armie ludzie z nienasyconej wściekłości zalewali ziemię swoją krwią.
Około ośmiu wieków wcześniej, przed dniem, w którym zartog Sofr przemierzał główną
ulicę Basidry, ludzkość dojrzała do niezwykłych zmian. W tym momencie broń, ogień,
gwałty dokonały już swojego dzieła. Słabi ustąpili mocnym. Ludzie zamieszkujący Mahart
Iten Schu tworzyli trzy niezależne narody; w każdym z nich czas zatarł różnicę między
dawnymi zwycięzcami a zwyciężonymi. Wtedy to jeden z tych narodów postanowił podbić
swoich sąsiadów. Mieszkający blisko centrum Mahart Iten Schu, Andarti Ha
Sammgoryjczycy, inaczej zwani Ludźmi o Brązowych Twarzach, walczyli bez pardonu o
poszerzenie swoich granic, w których dusili się, będąc rasą gorącą i płodną. Kolejno, w
wyniku długich wojen, zwyciężyli Andarti Mahat Horisów, Ludzi z Kraju Śniegu,
zamieszkujących południowe krainy i Andarti Mitra Psulów, Ludzi Nieruchomej Gwiazdy,
których imperium rozciągało się ku północy i zachodowi.
Niemal dwieście lat upłynęło od czasu, kiedy kolejna rewolta tych ostatnich dwóch
narodów utopiona została w morzu krwi, a na ziemi zapanowała wreszcie era pokoju.
Był to czwarty okres w historii. Jedno cesarstwo zastąpiło trzy dawne państwa. Jednolita
polityka dążyła do integracji ras, zgodnie z prawami Basidry. Nikt nie mówił już o Ludziach o
Brązowych Twarzach, o Ludziach z Kraju Śniegu, czy też Ludziach Nieruchomej Gwiazdy.
Ziemię zamieszkiwał jeden naród, Andarti Item Schumowie, Ludzie Czterech Mórz, będący
mieszanką pozostałych.
Ale oto po dwustu latach pokoju wydawało się, że nadchodzi piąty okres. Od pewnego czasu
wśród społeczeństwa krążyły oznaki gniewu, których źródła nie były znane. Pojawili się
myśliciele budzący w duszach ludzi wspomnienia o przodkach, które wydawały się być
wykorzenione już dawno. Dawne poczucie przynależności rasowej odradzało się teraz w innej
formie, charakteryzującej się nowymi wyrazami. Powszechnie używano takich słów jak
“atawizm 2 “pokrewieństwa”, “narodowości”. Całe to nowe słownictwo, wychodząc
naprzeciw zapotrzebowaniu, zawładnęło wkrótce miastem. W zależności od pochodzenia,
wyglądu fizycznego, poglądów moralnych, interesów czy po prostu klimatu lub regionu,
widać było, jak powstające ugrupowania rozrastają się i zaczynają manifestować swoją siłę.
Do czego mogła doprowadzić ta ewolucja? Czyżby dopiero co uformowane imperium miało
się rozpaść? Czy Mahart Iten Schu zostanie podzielone, jak niegdyś, pomiędzy liczne narody,
albo też dla utrzymania jedności trzeba będzie odwołać się do straszliwych hekatomb , 3 które
kiedyś, tysiące lat temu, uczyniły na ziemi jatkę?
Gwałtownym potrząśnięciem głowy Sofr przepędził te myśli. Przyszłość – ani on, ani nikt
inny jej nie znał. Dlaczego więc zasmucać się z góry wydarzeniami, które nie są pewne? Poza
tym nie był to odpowiedni dzień do rozmyślania nad tak straszliwymi przypuszczeniami. Był
to dzień radości i należało myśleć jedynie o wielkości prześwietnego Mogar Si, dwunastego
cesarza Hars Iten Schu, pod którego berłem prowadzono świat ku przeznaczeniu pełnym
chwały.
Zresztą, jako zartog, nie mógł się uskarżać na brak powodów do radości. Poza
historykiem, który przedstawił dzieje Mahart Iten Schu, cała plejada uczonych z okazji tak
doniosłej rocznicy ustaliła, każdy w swojej specjalności, bilans ludzkiej wiedzy i określiła
punkt, do którego wielowiekowym wysiłkiem doprowadziła ona cywilizację. Otóż, o ile
pierwszy w pewnym stopniu sugerował smutne refleksje, wspominając długą i męczeńską
drogę, jaką ludzkość pokonała od swoich krwawych początków, to następni dali słuchaczom
powody do zasłużonej dumy.
Tak, to prawda, porównanie między tym, jakim był człowiek w chwili pojawienia się na
ziemi, bezbronnym i gołym, a tym, jaki jest teraz, skłaniało do podziwu. Przez całe wieki,
mimo konfliktów i bratobójczych sporów, ani na chwilę człowiek nie zaniechał walki z
naturą, powiększając obszar swojego panowania. Początkowo powolny, dwieście lat temu
jego triumfalny pochód nabrał niezwykłego przyspieszenia. Stabilność instytucji politycznych
i wynikający z tego ogólny pokój spowodowały wspaniały rozkwit nauki. Ludzkość przeżyła
dzięki mózgowi, a nie wyłącznie kończynom. Myślała, zamiast wyniszczać się w nie
kończących się wojnach i dlatego w czasie tych dwóch ostatnich wieków coraz szybszym
krokiem posuwała się naprzód ku wiedzy i ujarzmieniu materii
Przemierzając w palącym słońcu długą ulicę Basidry, Sofr szkicował w swoich myślach
tablicę osiągnięć człowieka.
Najpierw, co zanikało nieco w pomroce dziejów, ktoś wymyślił pismo, aby można było
utrwalać myśli. Następny wynalazek narodził się pięćset lat później – ktoś inny, dzięki raz
złożonej matrycy, znalazł sposób na rozpowszechnianie słowa pisanego w niezliczonej ilości
egzemplarzy. Ten właśnie wynalazek przyspieszył wszystkie inne.
To dzięki niemu mózgi wprawione zostały w ruch a inteligencja każdego z nich wzrastała
poprzez inteligencję sąsiada; dzięki niemu odkrycia w sensie teoretycznym i praktycznym tak
wspaniale się pomnożyły. Od pewnego momentu przestano je nawet liczyć.
Człowiek wniknął do wnętrza Ziemi i dobywał z niego węgiel, hojnego dawcę ciepła.
Wyzwolił ukrytą siłę wody i para ciągnęła żelazne wstęgi ciężkich konwojów lub poruszała
niezliczone maszyny: mocarne, delikatne i precyzyjne. Dzięki tym maszynom człowiek tkał
włókna roślinne i mógł pracować zgodnie z własnymi życzeniami w metalu, marmurze i
skale. W mniej konkretnej dziedzinie lub dziedzinie o mniej bezpośrednim zastosowaniu,
stopniowo penetrował tajemnicę liczb i coraz lepiej zgłębiał prawdy matematyczne, zbliżając
się ku nieskończoności. Poprzez te prawdy jego myśl przebyła niebo. Wiedział, że Słońce jest
tylko gwiazdą, która według rygorystycznych praw płynie w przestrzeni, ciągnąc w swym
płomiennym biegu orszak siedmiu planet . 4 Znał sztukę takiego łączenia niektórych ciał, aby
powstawały nowe, nie mające nic wspólnego z pierwszymi, czy też dzielenia innych,
złożonych, na ich elementy składowe i pierwotne. Poddawał analizie dźwięk, ciepło, światło i
zaczynał określać ich naturę i prawa. Pięćdziesiąt lat wcześniej nauczył się wytwarzać siłę,
której straszliwymi przejawami są piorun i błyskawice i natychmiast uczynił z niej swą
niewolnicę; już teraz ten tajemniczy nośnik przekazywał zapis na nieograniczoną odległość;
jutro przekaże dźwięk; pojutrze, bez wątpienia, światło 5 Tak, człowiek był wielki, większy
niż olbrzymi wszechświat, któremu pewnego dnia będzie przewodził.
Aby więc mieć pełny obraz i do końca poznać prawdę, pozostał oto ostatni problem do
rozwiązania: “Kim był człowiek, pan świata? Skąd pochodził? Do jakich nieznanych kresów
podążał jego wysiłek?”
Właśnie ten szeroki problem zartog Sofr omawiał w trakcie ceremonii, z której teraz
wyszedł. Oczywiście on go jedynie zasygnalizował, ponieważ rzecz była aktualnie nie do
rozwiązania i taką, bez wątpienia, pozostanie jeszcze długo. Kilka niejasnych światełek
zaczynało jednak rozświetlać tajemnicę. Z tychże to przebłysków zartog Sofr montował
mocniejsze światła, kiedy, systematyzując i cierpliwe zbierając obserwacje swych
poprzedników i swoje osobiste spostrzeżenia, doszedł do własnego prawa ewolucji żywej
materii, prawa przyjętego obecnie za powszechne i nie mającego żadnego przeciwnika.
Teoria ta opierała się na potrójnym założeniu.
Przede wszystkim na nauce geologii, która narodzona z dniem przeszukiwania wnętrza
Ziemi, udoskonaliła się wraz z rozwojem eksploatacji górniczej. Skorupa globu była tak
doskonale znana, że ośmielono się ustalić jej wiek na czterysta tysięcy lat i na dwadzieścia
tysięcy lat wiek Mahart Iten Schu w formie, jaką posiada aktualnie. Niegdyś kontynent ten
uśpiony był pod wodami morza, o czym świadczyła gruba warstwa mułów morskich, które
pokrywały bez żadnych przerw położone niżej warstwy skalne. Jaki mechanizm pewnego
dnia spowodował, że wynurzył się z fal? Bez wątpienia poprzez kurczenie się stygnącego
globu. Cokolwiek by to nie było, wynurzenie się Mahart Iten Schu musiało być uznane za
pewne.
Nauki przyrodnicze dały Sofrowi dwie inne podstawy jego systemu, wykazując ścisłe
pokrewieństwo planet i zwierząt. Sofr poszedł dalej: dowiódł, że prawie wszystkie istniejące
rośliny wywodziły się od roślin morskich i że prawie wszystkie zwierzęta lądowe i latające
pochodziły od zwierząt morskich. Powolna, lecz nieprzerwana ewolucja przystosowywała je
powoli do warunków życia, najpierw pobocznych, potem znacznie oddalonych od tych, jakie
miały w swym prymitywnym życiu i ze stadium do stadium dały początek większości
żyjących form zamieszkujących ziemię i powietrze.
Niestety, ta genialna teoria nie była doskonała. To, że istoty żywe, zwierzęce i roślinne,
pochodziły od przodków morskich, wydawało się prawie niezaprzeczalne dla niemal
wszystkich, ale właśnie: “niemal wszystkich”. Rzeczywiście, istniało kilka roślin i zwierząt,
którym trudno byłoby przyznać pochodzenie wodne. To był jeden z dwóch słabych punktów
tego systemu.
Człowiek, czego Sofr przed sobą nie ukrywał, był drugim słabym punktem. Między
człowiekiem i zwierzętami żadne porównanie nie było możliwe. Owszem, pierwotne funkcje i
właściwości, takie jak: oddychanie, odżywianie, poruszanie się, były takie same i dokonywały
się lub objawiały sensoryczni e 6 w ten sam sposób, ale nieprzekraczalna przepaść pozostawała
między formami zewnętrznymi, liczbą i rozmieszczeniem organów. Jeśli większość zwierząt
można byłoby połączyć łańcuchem, w którym brakuje niewielu ogniw, z ich przodkami
pochodzącymi z morza, podobne połączenie byłoby nie do przyjęcia w stosunku do
człowieka. Aby zachować nienaruszoną teorię ewolucji, konieczne więc stało się stworzenie
dodatkowej hipotezy wspólnego protoplasty dla mieszkańców wód i człowieka; protoplasty,
którego istnienia w przeszłości nic, ale to absolutnie nic, nie dowodziło.
Kiedyś Sofr miał nadzieję znaleźć w ziemi argumenty potwierdzające jego pogląd. Na
jego życzenie i pod jego kierunkiem przez wiele lat przeprowadzano wykopaliska, ale tylko
po to, aby dojść do rezultatów diametralnie różnych od tych, jakich oczekiwał.
Po przejściu cienkiej powłoki humus u7 powstałego na skutek rozkładu roślin i zwierząt,
podobnych lub analogicznych do tych, jakie widziało się na co dzień, dotarto do grubej
warstwy namułu, gdzie świadectwa przeszłości zmieniły swą naturę. W tym namule nie było
już flory ani fauny istniejącej, ale wielkie nagromadzenie skamieniałości wyłącznie morskich,
których potomkowie żyli jeszcze, najczęściej w oceanach otaczających Mahart Iten Schu.
Co należało wywnioskować, jeżeli nie to, że geolodzy mieli rację, twierdząc, że
kontynent był niegdyś dnem oceanów i że Sofr nie mylił się, twierdząc, że fauna i flora
dzisiejsza pochodzą z morza. Ponieważ, poza wyjątkami tak rzadkimi, że miano prawo uznać
je za wybryki natury, formy wodne i ziemne były jedynymi, których ślady odkrywano, jedne i
drugie niewątpliwie były spokrewnione ze sobą Niestety, nie udało się uogólnić systemu,
ponieważ odkryto jeszcze inne znaleziska. Rozrzucone w całej warstwie humusu, aż do partii
wierzchniej złóż namułowych, zostały wyciągnięte na światło dzienne niezliczone kości
ludzkie. Nie było nic szczególnego w ich budowie, toteż Sofr musiał odrzucić teorię
organizmów wcześniejszych, a których istnienie potwierdziłoby jego teorię. Kości te były
szkieletami ludzkimi, ni mniej ni więcej.
Jednakowoż pewna osobliwość, dość znacząca, została stwierdzona już wkrótce. Aż do
pewnego okresu, który wstępnie oceniany był na dwa lub trzy tysiące lat, im starszy był
szkielet, tym mniejsza była wielkość czaszki. Natomiast przeciwnie, poniżej tego stadium
progresja się odwróciła – im bardziej zagłębiano się wstecz, tym większa stawała się wielkość
czaszek, a więc i pojemność mózgów, jakie zawierały. Największe stwierdzono pośród
szczątków, skądinąd bardzo rzadkich, znalezionych na powierzchni warstwy namułowej.
Szczegółowa analiza tych szacownych resztek nie pozwoliła wątpić, że ludzie, żyjący w owej
odległej epoce, osiągnęli rozwój mózgu o wiele wyższy niż ich potomkowie, biorąc też pod
uwagę współczesnych Sofrowi. W czasie stu sześćdziesięciu lub stu siedemdziesięciu wieków
miała więc miejsce znaczna regresja, po której nastąpił nowy rozwój.
Sofr, wstrząśnięty tymi dziwnymi faktami, kontynuował dalej swe poszukiwania.
Warstwa namułu została przebita w wielu miejscach na takiej grubości, że według
najostrożniejszych opinii złoża miały więcej niż piętnaście lub dwadzieścia tysięcy lat.
Poniżej, niespodzianką było odkrycie nikłych resztek starego humusu. Potem, jeszcze głębiej,
w zależności od miejsca poszukiwań, występowała skała o zróżnicowanym składzie. Ale
Sofra najbardziej zadziwiły znalezione w tych tajemniczych głębinach szczątki ludzkie. Były
to należące do ludzi cząstki kości, oraz fragmenty broni lub maszyn, kawałki garnków,
tabliczki z napisami w nieznanym języku, precyzyjnie obrobione krzemienie, czasem
wyrzeźbione w formie niemal nienaruszonych figurek, delikatnie zdobione kołpaki itd
itd Z całości tych znalezisk logicznie wywnioskowano, że około czterdzieści tysięcy lat
wcześniej, to znaczy dwadzieścia tysięcy przed momentem, gdy pojawili się nie wiadomo
skąd, ani jak, pierwsi reprezentanci współczesnej rasy, w tych samych miejscach żyli już
ludzie i doszli do mocno zaawansowanej cywilizacji.
Taki w efekcie był ogólnie przyjęty wniosek. Miał on jednak co najmniej jednego
przeciwnika.
Tym przeciwnikiem był nie kto inny, jak sam Sofr. Założenie, że inni ludzie, oddzieleni
od swych sukcesorów przepaścią dwudziestu tysięcy lat, mogli jako pierwsi zaludniać Ziemię,
byłoby, według niego, czystym szaleństwem. Skąd przybyliby, w tym przypadku ci
Zgłoś jeśli naruszono regulamin