BOOM.pdf

(493 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Okładka albumu
Grupa BOOM w 1973 roku
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
879908445.001.png 879908445.002.png
01. MIŁOŚĆ
sł. K. K. Baczyński, muz. J. Lipiński
Słońce, słońce w ramionach
czy twego ciała kryształ pełen
owoców białych, gdzie zdrój zielony tryska,
gdzie oczy miękkie w mroku
tak pół mnie, a pół Bogu.
Twych kroków korowody
w urojonych alejach, twe odbicia
u wody jak w pragnieniach, w nadziejach.
Twoje usta u źródeł
to syte, to znów głodne,
i twój śmiech, i płakanie
nie odpłynie, zostanie.
Uniosę je, przeniosę
jak ramionami — głosem,
w czas daleki, wysoko,
w obcowanie obłokom.
Tak pół mnie, a pół tobie.
02. POTRZEBA MI
sł. i muz. Janusz Lipiński, 1976
Potrzeba mi trochę cichego dnia.
Potrzeba mi miękkiej twarzy w snach.
Abym mógł zachować cień, zapach drzew,
które stojąc nie zważając na codzienny gniew.
Bez racji trwam ciągle w śnie
i nie wiem, co zrobię i gdzie.
Mógłbym nawet sięgnąć gwiazd, wyżej słońć,
ale szukam naszych źródeł i nie widzę wciąż.
Od dawna winnym szczęściu chleb,
pieczony białą nocą w śnie.
Schowam go na samo dno pustych plew,
niech zapachem ziarna płynie, niechże kusi mnie.
Bursztyny zanurzasz w ciepły deszcz,
rękami nastawiasz z włosów sieć.
Na przekór komu zrzucam wstyd, przywodzę ból.
To nie wszystko co dać mogę, to nie wszystko jest.
03. CIEPŁO
sł. J. Brzostowska, muz. J. Lipiński
Nieraz chodziłeś górą,
częściej zaułkami,
I nie obca ci miłość
kamracie Odysa.
Teraz jest w tobie wszystko
przez co już przeszedłeś
jak owo ciepło
już po przejściu słońca
pośród gałęzi gęstolistnych drzew
ukryte
zanim
przyjdzie
noc.
04. BAJKA
sł. K. K. Baczyński, muz. J. Lipiński
Od uliczek rzeźbionych w cieniu
szła procesja czy biały świt
i świergotał jak ptak na ramieniu
żywot mądry rosnących lip.
Potem morza dzieliły się, tarły
szorstką skórą bokiem o bok;
coś wschodziło, a potem marło,
nie odgadnąć: przez dzień czy rok.
Gwiazdy były nisko jak gołębie.
Ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz.
Potem lądy się otwarły jak bramy,
góry mrucząc prowadziły pod obłok,
więc rzucali w fale nieba kamień,
żeby zmierzyć głębie nieba pod sobą.
I na wiatrów rozłożystych wydmach
sieli drzewek młodziutkich las,
i marzyli złotych dębów widma
z tym uśmiechem, który chyba znasz.
Aż wyrosły krzepkie i jasne,
jakby wody przezroczysty płaszcz,
więc patrzyli jak na serca własne
z tym uśmiechem, który chyba znasz.
No, i stolarz schylał z wolna głowę
i wyciosał (przez czas niedługi)
dla nich wonne trumny dębowe,
a dla synów ich dębowe maczugi.
Więc odeszli. Śpiewał obcy czas.
Więc odeszli przez powietrza białe smugi
Z tym uśmiechem, który dobrze znasz.
05. PIOSENKA
sł. K. K. Baczyński, muz. J. Lipiński
Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitową łąką morza.
(Ptaki powrotne umierają
wśród pomarańczy na rozdrożach.)
Na fioletowoszarych łąkach
niebo rozpina płynność arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiąka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
A wieczorami w prądach zatok
noc liże morze słodką grzywą.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywą.
Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią,
znów wędrujemy ciepłym krajem.
06. BAJKA
sł. K. K. Baczyński, muz. J. Lipiński
Górą białe konie przeszły,
trop dymiący w kłębach stanął,
w gwiazdach płonąc cicho trzeszczy
wigilijne siano.
Spoza gór czy sponad ziemi
anioł biały? kruchy mróz?
starcy w niebo nachyleni?
Anioł biały szopkę niósł.
Zamknąć tak — to ironicznie
— w daszek gwiazdom pobielany,
płomień wieków i człowieka
w tekturowe cztery ściany.
Zamknąć tak — to z odległości
— w dwie figurki — czarną, białą,
rozdeptanych epok kości
i spalone żądzą ciało.
W naprężone kusze burz
anioł biały — szopkę niósł.
A figurki w męce gasnąc
coraz słabły, zanikały
w napowietrzną gwiazdy jasność,
tekturowo — popielały.
Śmiał się anioł półuśmiechem
z ich uporu, a nie grzechu,
że tak jedni — choć ich stu.
anioł biały szopkę niósł.
07. TA KOBIETA
sł. A. Titkow, muz. J. Lipiński
ta kobieta tak dumna,
że prawie przystępna
ta dziewczyna tak blisko,
że niedotykalna
ten mężczyzna tak ślepy,
że prawie olśniony
ten chłopak skryty –
otwarty na oścież
dzień mija tak szybko,
że aż nieruchomy
Zgłoś jeśli naruszono regulamin